BOGUSZYCE NA DOLNYM ŚLĄSKU. Lokaj Konrada von Randow
Boguszyce na Dolnym Śląsku to niewielka miejscowość, którą odwiedziłyśmy, będąc w wakacyjnej trasie rowerowej. Przejeżdżałyśmy przez dolnośląskie wsie rowerami, z psem w koszyku i przyglądałyśmy się ich historii. W każdej z nich robiłyśmy sobie dłuższy przystanek. W Boguszycach zatrzymałyśmy się przy ruinach pałacu i przy drewnianej świątyni. Dlatego teraz przedstawimy Wam tę niewielką wieś poprzez pryzmat tych dwóch miejsc.
Było bardzo gorąco. W samo południe dotarłyśmy do Boguszyc i zatrzymałyśmy się we wiosce przy dawnej rezydencji Konrada von Randow. To było idealne miejsce na posiłek i na chwilę wytchnienia w cieniu parkowych drzew.
Zastałyśmy tam ruiny pałacu, który w czasach świetności był prawdziwie baśniowym. To jeden z tych, który nawiązywał do stylu Tudorów. Nie mogłam wyjść z podziwu dla fantazji budowniczego tej neogotyckiej bryły.
Boguszyce na Dolnym Śląsku. Pałac w stylu Tudorów
W dziewiętnastym wieku na Dolnym Śląsku modnie było budować się w stylu angielskiego neogotyku. W Boguszycach tak zamieszkać postanowił pan na tych włościach — Konrad von Randow. Od czasu, kiedy pałac został ukończony, zwano go — Randowhof. Rezydencja była bardzo efektowna, choć nie był to obiekt powalający gabarytem. Jego bryła fantazyjna, spragniona królewskiego splendoru. Bajeczna i strojna aż do przesady.
Bezpośrednio przy pałacu istniał folwark. Stało w nim sześć budynków, w tym mieszkalne, a w nich mieszkańców ponad setka. I wszyscy oni przez wiele lat pracowali od świtu do nocy, żeby jaśnie pan mógł topić się w luksusach. Przy rezydencji założono dominialny park krajobrazowy. Kiedyś w wielkości 1,5 ha, w którym dziś rosłyby stuletnie drzewa.
Majątek był więc wspaniały, a pałac bajeczny
Jednak czasy się zmieniły i po II wojnie światowej w pałacowych pokojach zamieszkali pracownicy Państwowego Gospodarstwa Rolnego.
Ponieważ wówczas był to ich dach nad głową, podejmowano w latach siedemdziesiątych próby remontów. Czasy sprzyjały temu, aby każdy robił, co chciał. Niemodne było wtedy myślenie, że do czynienia ma się z jakimkolwiek zabytkiem. Pałac z herbem niemieckiego bogacza był w owe dni prawdziwym wrogiem systemu. Za młody na miano zabytku i zbyt znienawidzony, aby się z nim cackać. Dzielono więc pokoje, zmniejszano okna, wstawiano piece i obniżano sufity. Sala reprezentacyjna, zwana rycerską, zapewne była podzielona równo na wszystkich mieszkańców. Czy zamalowano olejną farbą malowidła na jej ścianach? Czy drewniane ozdoby pomieszczenia oszczędzono? A co stało się z kasetonowym sufitem? Oto jest pytanie…
Czasy powojenne
Potem PGR również odszedł w zapomnienie jak sam Jaśnie Pan Randow. Ludzie zostali wysiedleni. Drewniane podłogi w pałacowych pokojach rozbierano latami. Malowidła zniszczyła wilgoć. Nie doczekały się na konserwatora zabytków. Ogród zdziczał, groby w parku splądrowano…
Dziś obiekt jest w rejestrze zabytków. Zrujnowany, zdewastowany, grożący zawaleniem.
Zbudowany został na planie prostokąta z dwiema wieżami ustawionymi przy narożnikach od frontu. Między wieżami — balkon. Prawie wszystkie okienne i drzwiowe otwory budynku zamknięte są łukiem Tudorów.
Budowla posiadała namiastkę funkcji obronnych. Znajdywały się tam otwory strzelnicze i blanki. To rzecz jasna – „pic na wodę, fotomontaż”, jednak robił wrażenie.
Chamy i prostaki
Boguszyce na Dolnym Śląsku dały nam możliwości do lustracji historii niezwyklej. Dzieje pałacu nie są zbyt głośne. To tylko rezydencja i majątek w małej wiosce. Dla nas jednak to kolejny przykład pańskiego życia na tym terenie. Inaczej kiedyś wyglądał ten świat. Innym hołdowano wartościom. Dziś ludziom na świecie nie jest lekko, ale i wtedy żyć było niełatwo. Tak wiele rozpisuję się o pałacowych historiach, a tak mało wspominam o zwykłych ludziach z tamtych czasów. Dzieje się tak dlatego, że tylko o bogaczach i klechach ślady pozostały w okazałych formach.
Zwykli pracownicy folwarków zniknęli w mrokach historii, a ich marne życie nikogo nigdy nie obchodziło, a to oni karmili grafowskie bydlęta i trzodę. Oni doili krowy, siali zboże i doglądali gospodarstwa o każdej porze roku. Służba pałacowa porządkowała pokoje i pracowała w kuchni. Wszyscy oni dbali o hrabiowskie tyłki po to właśnie, abyśmy dziś mogli doszukać się w historii ich nazwisk i poszperać w ich romantycznym życiu. Bez tych prostych ludzi, żaden bogacz nie przetrwałby zimy. Delikatne ręce dobrze urodzonych niezdolne były do utrzymania się przy życiu w zwyczajny sposób.
Jednak o nich nikt nie napisał zbyt wiele, i ja wspominać o „chamach i prostakach” mogę jedynie ogólnie. Wiemy, że Konrad von Randow pijał herbatę w swoim ogrodzie. Być może nawet doszlibyśmy do tego, jaka to herbata była i w jakich filiżankach była podawana. Z jakiej porcelany filiżanki zostały wyprodukowane i w jakim zakładzie produkcyjnym. Jakie miały zdobienia i o czym przy herbatce rozprawiano. Ale jak nazywał się lokaj Konrada von Randow, który herbatę tę podawał — nie dowiemy się nigdy.
Boguszyce na Dolnym Śląsku. Kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy
W tym miejscu w roku 1318 wzniesiono katolicką świątynię. Dziś po niej ani śladu. Na jej fundamentach na początku osiemnastego wieku wybudowano ten oto przepiękny, drewniany przybytek.
Dziś to kościół katolicki, przedtem jednak, od czasów swoich narodzin, należał do ewangelików. Znamy nazwisko fundatora kościoła. Był to Adam Braun. A ostatni pastor, który tutaj wygłaszał kazania zwał się Ewald Treutler.
Świątynia ta przechodziła w swoim czasie dość sporo remontów, dlatego być może udało jej się dotrwać do naszych czasów w tak dobrej kondycji, choć materiał z którego została zbudowana, nie należy do najtrwalszych. Katolicy przejęli ją zaraz po drugiej wojnie światowej.
Jak widać, kościół jest szachulcowy. To najmarniejszy z możliwych materiałów budowlanych. Wysoko podmurowany stoi na planie ośmioboku. Barokowy, salowy, z dwoma kruchtami po bokach we wnętrzu. Z emporami i lożą kolatorską.
Drewniana wieża kościoła jest zegarowa. A zegar ten odmierza tam czas od 1899 roku.
Kiedy kroczy się, bo leciwych schodach dzwonnicy, te skrzypią ponuro, opowiadając o dziejach tego miejsca w języku, który można zrozumieć jedynie sercem pełnym nieokiełznanej ciekawości.
Serce świątyni w postaci jej dzwonu, głos nawoływający do modlitwy, nadal żywy jest w tym miejscu tak jak dawnymi laty…
Kościół jest uroczy. Klimatyczny, zgrabny i bardzo zadbany. I przy nim przystanęłyśmy na chwilę, podziwiając tę sakralną budowlę. Na jego terenie znajdują się resztki dawnego cmentarza.
Boguszyce na Dolnym Śląsku są jak każda wieś na tym terenie ze średniowiecznymi korzeniami. Tylko historia i tajemnice. Nie w każdej jednak wiosce dolnośląskiej można znaleźć łuki Tudorów w takiej ruinie i konstrukcje szkieletowe w tak idealnie zachowanej kondycji.
W Nieustannym Wędrowaniu najwięcej ciekawych historii można jednak znaleźć w naszych książkach. Publikacje, które Wam proponujemy to pięknie wydane książki, których treści nie są powielane na tym blogu. Dlatego gorąco Wam je polecamy. Wszystkie informacje na ich temat znajdziecie poniżej.
Artykuł zawiera autoreklamę
Witam serdecznie. Jakie to województwo, powiat coś bliżej. Nie mogę znaleźć na mapie. Z góry dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Blog jest dolnośląski, więc województwo dolnośląskie. To powiat oleśnicki i gmina Oleśnica.
Dzięki. Mam taką nietypową prośbę.
W latach 80-tych służyłem w wojsku w Rogoźnicy. Może coś o tej miejscowości pomijając delikatnie Gross Rosen. Tyle mówi się o obozie a ja chciałbym coś o samej miejscowości o jej historii. Nie da się ominąć tego tragicznego tematu ale może coś się uda.
Pozdrawiam serdecznie.