Niekomercyjny

CMENTARZ DWORSKI. „Lepiej tam nie chodzić…”

Ten cmentarz dworski, jak go sama nazwałam, to prawdziwa legenda. Pierwszy raz usłyszałam o nim od ludzi, zamieszkujących pobliską wioskę i to oni właśnie opowiedzieli mi, że gdzieś tam, daleko w polu jest stary, ewangelicki cmentarz, ale już nic z niego nie zostało, więc nie ma po co tam iść. A bardziej konkretnie — to mówili – „Lepiej tam nie chodzić…”

cmentarz dworski

„Lepiej tam nie chodzić…”

No to już bardziej „nakręcić” mnie nie mogli, mówiąc podobne rzeczy. Bardziej nastawić na zdobycie celu, bardziej rozochocić, mocniej zaciekawić i sprawić, że najbardziej wówczas na świecie pragnęłam ten cmentarz odnaleźć. Jednak długo nie było ku temu okazji, więc temat  ten zawsze zostawał na później, i wracał do mnie podczas rozmów o kolejnych wyprawach. „Zawisł” tak na dwa lata, aż w końcu któregoś dnia wybraliśmy się na poszukiwanie tejże legendy.

cmentarz dworski

Ten całkiem zapomniany przez świat stary cmentarz znajduje się na Dolnym Śląsku. W małej osadzie, która malowniczo położona jest wśród pól. Prowadzą do niej trzy gościńce z okolicznych, przedwojennych majątków. Stoi tam kilka zaledwie domostw i piękny pałacyk w asyście budynków gospodarczych. O tej osadzie świat prawie nic nie wie, bo to prawdziwy kraniec dolnośląskiego świata.

Tajemnice…

Nie napiszę tym razem o jaką miejscowość tu chodzi, gdyż najwyższy czas zacząć chronić miejsca, które odwiedzamy, przed innymi odwiedzającymi je w celach bliżej nieokreślonych, ale zasadniczo często szkodzących i wzbudzających we mnie wyrzuty sumienia, że poprzez moje pisanie ściągam na te pomniki historii ludzi, którzy często źle się z nimi obchodzą…

Ta stara nekropolia jest światu nieznana. Nawet ci, który interesują się  tematami miejsc opuszczonych, nie zamieścili w sieci żadnych zdjęć tego cmentarza do tej pory, aż my go namierzyliśmy.Więc temat choć stary, to u nas całkiem nowy jest.

cmentarz dworski

Najpierw skręciliśmy w leciwy, utwardzony gościniec, potem jechaliśmy wzdłuż brukowanej drogi, która prowadziła do nieistniejącej już w chwili obecnej stacji kolejowej. Zostawiliśmy samochód tuż przy nieczynnych torach i tymi torami mieliśmy zamiar maszerować ku naszemu celowi. Tak to wszystko sobie zaplanowałam, że najlepiej będzie iść wzdłuż żelaznej drogi, bo ona idealnie zaprowadzi nas na miejsce. A tory wiadomo, nie powinny tonąć w błocie i raczej nie będą zarośnięte, choć od dawna nieużywane…

cmentarz dworski

I tak było w istocie. Choć wszędzie dokoła na polu mokro, droga kolejowa była bardzo komfortowa, nie licząc przeszkód w postaci „krowich min” i elektrycznych pastuchów…

Droga do zapomnianej nekropoli

Ten odcinek trasy nie był długi. To około kilometra trasy od miejsca zaparkowania auta do samego cmentarzyska.

Droga była pełna krowich (albo co gorsza — byczych) kup. Odchodów znaczy się. Wizja spotkania tu stada rogatego bydła przyprawiała mnie o zawrót głowy. Nie znam się ani na krowach, ani na bykach. Nie miałabym pojęcia co robić, gdyby nagle wyłoniły się zza zakrętu i zaczęły, zwabione swoją bydlęcą, albo cielącą ciekawością podchodzić do nas. O Boże! Ja kocham wszystkie stworzenia na ziemi, ale wiesz przecież, jak boję się dzikich zwierząt i w ogóle zwierząt. Dzików, wilków, krów, byków, koni i wszystkiego, co mogłoby mnie ugryźć albo ewentualnie kopnąć czy bodnąć…

Naprawdę nie wiem, jak udaje mi się ujść z życiem z tych wszystkich naszych wypraw, które raczej do najbezpieczniejszych jednak nie należą.

Pastuch elektryczny

Najpierw w formie trzymała mnie wizja, że elektryczny pastuch ewentualnie powstrzyma zwierzęta, gdybyśmy przenieśli się na drugą jego stronę, na pola. I z tą myślą szłam drogą kolejową, spokojna, z planem ratowniczym… żeby na końcu wyprawy przechodząc przez pastucha, dotknąć się go niecący udem i stwierdzić, że nie był po prądem. Ale nie kończmy jeszcze, bo dopiero teraz zaczyna się prawdziwie nasza historia…

Cmentarz dworski. Pierwsze wrażenie

Może nie dla wszystkich będzie to zrozumiałe, że kiedy uda mi się odnaleźć taką zapomnianą przez ludzi i Boga nekropolię, to radość wypełnia mnie bez reszty. To sukces ogromny, osiągniecie i odkrycie, które dla mnie ma znaczenie prawie tak samo ważne, jak odkrycia archeologiczne. Bo są takie miejsca na Dolnym Śląsku, które nie są znane w ogóle i dopiero czekają na odkrycie. Czekają na mnie właśnie. Uwielbiają mnie i ja je uwielbiam. Świat je stworzył, ale potem o nich zapomniał. Ślady po nich zabiera czas i dlatego to takie cenne jest odnaleźć je dziś i teraz właśnie ocalić od zapomnienia, zanim zniknął zupełnie. Tak właśnie jest z tą nekropolią…

Dotarliśmy do lasku przy polu i przeskoczyliśmy elektrycznego pastucha. Las ten niczym się szczególnym nie wyróżniał, ale weszliśmy w niego prowadzeni intuicją. Już po chwili zaczęliśmy zauważać, że zmienia się. Linia jego wzdłuż pola staje się bardzo charakterystyczna. Z jednej strony drogi rosną stare drzewa, a w głębszych jego ostępach zaczyna pojawiać się bluszcz.

cmentarz dworski

Cmentarz dworski? Dlaczego dworski?

Nie wiem, czy w ogóle taka nazwa jak „cmentarz dworski” istnieje, jednak jeżeli nie, to ja dziś wdrążę ją w życie, ponieważ zauważyłam, że takie zjawisko może zaistnieć. Widziałam wiele miejsc pochówków na Dolnym Śląsku. Są to dawne cmentarze przykościelne, nekropolie poza miejscowościami — przeważnie poewangelickie. Parkowe, przypałacowe mauzolea. Ale z dworskim cmentarzem spotkałam się tylko dwa razy. Pierwszy raz w Krzyżowicach i drugi raz tutaj, na tej wyspie wśród pól.

Zjawisko to różni się diametralnie od innych. Cmentarz założony został w parku przypałacowym. Jest jego częścią. I niekoniecznie spoczywają tam tylko członkowie rodziny dawnych panów na tych włościach. W przypadku małych osad mogą to być również ludzie ścisłe związani z dworkiem. Pokojowe, lokaje, nauczyciele, zarządcy, którzy cieszyli się zaufaniem i troską grafa czy barona bądź hrabiego, który był głową rodziny bogaczy.

cmentarz dworski

W tak małej miejscowości jak ta, o której tutaj piszemy, nie mogło być inaczej. Ten cmentarz zdecydowanie jest dworski.

W parku dominialnym

Kilkadziesiąt zwykłych miejsc pochówków zastaliśmy na miejscu, a w centrum cmentarza stał ongiś większy, dostojniejszy i jeden tylko grobowiec, po którym mało co już dziś zostało. Wszystko tu jest zdewastowane i rozkopane. Na skraju cmentarza dwa doły, jakby po niewielkich stawach parkowych. Wyżej łąka i wzgórek ze starymi drzewami, zza których widać pałac.

cmentarz dworski

Od niego to prowadzi droga obsadzona starymi drzewami. Aleja, która ciągnie się obok łąki, wzdłuż cmentarza i dalej ku niewielkiemu parkowi z miniaturowymi oczkami wodnymi. Ta lustracja terenu skłoniła mnie do ustalenia, że cmentarz ten był częścią tego założenia parkowego. Podobnie jak w Krzyżowicach, również na Dolnym Śląsku. Tak jak wspominałam wcześniej — zjawisko to zaobserwowałam jedynie dwa razy podczas wszystkich moich wypraw.

cmentarz dworski

Na chłopski rozum

W tym odwiedzonym przez nas miejscu musiało tak właśnie być. Cmentarz jest z całą pewnością ewangelicki. Groby są z punktu widzenia historii całkiem świeże. Nekropolia jest co najwyżej dziewiętnastowieczna. Religia, czasy i okoliczności mogły wówczas sprzyjać takim zachowaniom. Wiara zrównywała wszystkich w obliczu śmierci. Mógł więc wierzący gorąco, na sposób ewangelicki pan leżeć pośmiertnie w tej samej ziemi co wierzący i równy mu w Chrystusie zarządca czy pokojówka, choćby cmentarz był dworski i na pańskiej ziemi, w pańskim parku założony. Tak to rozumiem i tak to czytam z tego miejsca i z kart historii i logicznie rzecz biorę na swój zwykły, nieustanie wędrujący i prawdziwie chłopski z urodzenia rozum…

cmentarz dworski

Zrobiliśmy gruntowną lustrację tego obszaru. Fotografie, wymiana zdań i poglądów. Szperanie i węszenie w terenie — jak to my.

cmentarz dworski

Nic nam w tym nie przeszkodziło na szczęście. Nie podchodziliśmy do pałacu, bo słyszeliśmy bardzo wyraźne ujadanie psów, którym nasz Pan Frutkowski skwapliwie odpowiadał, co nie wróżyło nam zbyt dobrze. Wycofaliśmy się więc w odpowiednim czasie i wróciliśmy do naszego auta, ponownie pokonując kolejowy szlak.

A potem zrobiliśmy się głodni jak wilcy

Dopiero co opuszczony przez nas „cmentarz dworski” zaczął rodzić się w mojej głowie. Zbieraliśmy chrust… a ja szukałam w pamięci innego podobnego mu miejsca, żeby zrozumieć, porównać i nadać mu kształt i nazwę. Rozpalaliśmy ogień… a ja odnalazłam w pamięci cmentarz w Krzyżowcach, który miał podobny charakter. Smażyliśmy kiełbaski… a ja zaczynałam powoli wszystko to scalać i rozumieć. Łączyć historię i religijne „trendy”, łączyć wieki i przenikające je zmiany. Gdzieś między dawnymi a nowymi laty musiał istnieć tunel przemian, przez który mogły przenikać nowości, reformy…

Panowie nie byli już tak niedostępni i bratali się ze swoimi podwładnymi. Wtedy wszystko opierało się o religię. Braterstwo miało swoje odzwierciedlenie w wierze. Dlatego na miejscu nazwanym przeze mnie — cmentarz dworski — spoczywał i bogacz i biedak. Służący mu nauczyciel, kucharz czy niania jego potomstwa. Złączeni zapewne przywiązaniem nie tylko wynikającym z przykazań boskich, ale również z tych zwykłych, ludzkich. Mała wioska wśród pól, mała społeczność i więzi, które rodziły się same. Były podstawą tamtego życia.

Taka wyprawa nadaje mojemu życiu więcej sensu — choć mowa tu o śmierci jest. Odnalazłam ten cmentarz dworski w stanie prawie niewidocznym już w terenie. Znika z powierzchni ziemi, zabiera go natura. Już od bardzo dawna nikt nie wspominał ludzi, którzy tam spoczęli po śmierci. Te mogiły zostały całkowicie zapomniane przez świat.

W książce autorek bloga Nieustanne Wędrowanie znajdziecie więcej podobnych historii, które narodziły się podczas naszych wojaży po dolnośląskiej ziemi. Poniżej znajdziecie informacje o tej publikacji i link do sklepu, gdzie można ją zamówić. Zapraszamy!

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
229
OK
104
Kocham to!
34
Nie mam pewności
17
Takie sobie
24
Subscribe
Powiadom o
guest
20 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Adam Jóźwiak

Ciekawe tylko w jakim czasie tak zaniedbano ten cmentarz?Szkoda.

Sławek

Niemców – w większości ewangelików, wysiedlono po wojnie. Cmentarze pozostały bez opieki. Resztę dopełnił czas, przyroda i hieny cmentarne…

Isztar_ka

Zawsze się Was miło czyta…też kochamy Dolny Śląsk i jego małe tajemnice…pozdrawiamy z Kaszub!

Tomasz

„… Ślady po nich zabiera czas i dlatego to takie cenne jest odnaleźć je dziś i teraz właśnie ocalić od zapomnienia, zanim zniknął zupełnie. Tak właśnie jest z tą nekropolią…”
„Nie napiszę tym razem o jaką miejscowość tu chodzi…”

Widzę sprzeczność ;)

K

Sorry ale to jest napisane starszym językiem. Nie da się czytać. A szkoda.

Ania

Zainteresowani i zorientowani w topografii i tak będą wiedzieć gdzie jest ten cmentarz ;) nigdy tam co prawda nie byłam, choć jest blisko, ale bez problemu go zlokalizowałam ze zdjęć i opisu. Temu konkretnemu miejscu pochówków sprzyja fakt, że jest do niego trudno dojechać, a okolica raczej zniechęca do wypraw w to miejsce. Zresztą, chyba dużo większych szkód nie da się tam już wyrządzić… :(

Ania

To mam zdradzać lokalizację, czy jednak pozostaje tak jest? Powiedzmy, że nazwa osady w pobliżu pochodzi od tzw. wolnizny. Chciałam tam kupić dom, odstraszyło mnie jednak sąsiedztwo i dojazd. Niestety nie jestem „tutejsza” tak zupełnie, mieszkam tu od kilku lat i ciągle poznaję okolice. W tym poznawaniu jestem ograniczona wózkiem, na którym porusza się mój syn. Dlatego chętnie korzystam z podpowiedzi o dostępność niektórych miejsc z różnych źródeł, np. z Waszego bloga. Z pewnością nie należę do osób, którym jest obojętny los takich obiektów. Staram się je uwieczniać na fotografiach, choć może moje zdjęcia oddają bardziej moje subiektywne wrażenia, nie są typowo dokumentalne. Przykro patrzeć na to co się stało z miejscami, które powinny zapewniać spokój. Niestety widzę również, że nekropolie, które znajdowały się na ogrodzonych terenach, z często przyłączonymi do nich nowymi miejscami pochówku są traktowane o wiele gorzej, dla tych zapomnianych to czasem jedyna szansa na przetrwanie choćby w takim smutnym stanie jak pokazujecie.

Ania

Jeśli zależy Wam na pozostawieniu lokalizacji tego miejsca w tajemnicy, to powiedzmy, że nazwa osady pochodzi od tzw. wolnizny ;) Chciałam kupić tam dom, ale odstraszyło mnie sąsiedztwo i właśnie kiepski dojazd. Nie jestem „stąd”, mieszkam tu od kilku lat i ciągle poznaję okolicę. Niestety jestem ograniczona wózkiem, na którym porusza się mój syn, dlatego chętnie korzystam z informacji o dostępności obiektów z różnych źródeł, m.in. z Waszego bloga. Nie należę do osób, którym los takich miejsc jest obojętny, staram się również je uwieczniać na fotografii, może nieco bardziej subiektywnej, a mniej dokumentalnej. Pewnie mało pocieszające, ale obserwuję, że te miejsca pochówku, które zostały pozostawione same sobie i tak mają większe szanse na przetrwanie, niż te, które zostały włączone we współczesne nekropolie, zwłaszcza gdy zaczyna brakować miejsc dla zmarłych.

Sławek "Tapir"

Tak było „od zawsze” Starsi zmarli, musieli ustępować miejsca nowym. Dziś na szczęście, starych nagrobków nie wyrzuca się za płot – tylko urządza lapidarium.

Ania

Zapomniałam, że nie jestem robotem ;) i myślałam, że pierwszy komentarz skasowało. Nie umiem dwa razy napisać tak samo, wobec czego możecie ten i jeden z moich poprzednich komentarzy uznać za niebyły ;) i spokojnie go wykasować.

Ania

Panie Sławku, niestety na przykładzie z mojej rodzinnej miejscowości – cmentarz parafialny powstał przy byłym cmentarzu ewangelickim, groby przez wiele lat koegzystowały bez problemu, sama wielokrotnie zajmowałam się grobem dziecięcym, przy którym znajdował się grób syna mojej nieżyjącej cioci, utworzono owszem lapidarium, ale tylko dla grobów dorosłych osób, które chowane były w dolnej części cmentarza (znajduje się na zboczu wzgórza), gdy zaczęło brakować miejsca. Natomiast wszystkie groby, które znajdowały się na szczycie, niezależnie od tego czy były pomiędzy innymi grobami, czy znajdowały się w zarośniętym gęstwiną terenie, gdzie od lat nikt nie miał dostępu zostały niestety zwyczajnie zbeszczeszczone przy okazji remontu zabytkowego kościoła znajdującego się na wzgórzu. Ja nie mogę pojąć jak można ratować jedno kosztem drugiego. Kości przeoranych grobów walały się na terenie budowy. I nie zrobili tego żadni szabrownicy, tylko osoby, które ponoć pracowały pod nadzorem konserwatora :(

Sławek "Tapir"

Może to nieco brutalne, ale jestem za równym traktowaniem. Zmarłych też. Polskich, niemieckich czy innych. Jeśli grób nieopłacony a potrzebne jest miejsce dla nowego – to go usuwamy (nagrobek do lapidarium) Jeśli jest wpisany w rejestr zabytków, zostaje. Czasem jest to jakaś osoba znana, zasłużona – wtedy powinna się tym zająć finansowo gmina, czy ktoś inny komu zależy. Na każdym jednak etapie tych działań, jest WYMAGANY szacunek do ludzkich szczątków. Sytuacja opisana przez Panią jest niedopuszczalna. Są na to procedury i kary…

Jarosław

Dlaczego nie zdradzisz miejscowki

MARIOLA

Kaszuby Reda pozdrawia

Tomasz

Witam.
Od niedawna pracuję w województwie dolnośląskim. Od jakiegoś czasu ten obszar stał się obiektem moich zainteresowań. Poznaję historię, Pani blog jeszcze bardziej rozbudza moją pasję. Życzę jeszcze wielu odkrytych miejsc.
Tomasz

Kategoria:Niekomercyjny

0 %