Naturalny

DUCH. O tym co się wydarzyło na wielkim polu za miastem…

Są takie historie, w które trudno uwierzyć, i takie miejsca, gdzie one się narodziły, choć nic na to wcześniej nie wskazywało, że tak właśnie będzie. Znalazłam się w szczerym polu i przeżyłam horror z prawdziwego zdarzenia. Chcecie wierzcie lub nie…

To był koniec listopada. Wybrałam się na weekendową wyprawę w plener dolnośląski ze Sławkiem i z Panem Frutkowskim.

Zbliżał się wieczór i było już chłodno, postanowiliśmy rozejrzeć się za odpowiednim miejscem na piknik. Planowaliśmy niewielkie ognisko, pieczenie kiełbasek i picie piwa. To był taki nasz rytuał po każdej wyprawie. Latem grillowanie, zimą ogień…

W szczerym polu

Wybraliśmy przestrzeń. Wjechaliśmy w ogromne pole, drogą dla ciągników. Przejechaliśmy przez spore wzgórze, a za nim natrafiliśmy na nieużywaną ścieżkę, która zapewne kiedyś stanowiła skrót między najbliższymi wioskami. Polniak zarośnięty samosiejkami i krzaczorami był świetnym źródłem opału. Zaparkowaliśmy tuż przy nim. Rozłożyliśmy się „na bogato” w szczerym polu i rozpaliliśmy niewielki ogień. Chrust był tam na wyciągnięcie ręki. Dokoła niezmierzona przestrzeń i mokra, pachnąca, zaorana ziemia, a na niej mnóstwo odbitych śladów dzików.

W szczerym polu

Duch Natury

Wiatru prawie nie było w polu. Duch natury wypełniał tę dolnośląską pustynię. Z oddali słyszeliśmy mnóstwo dźwięków. Odgłosy ptaków i dzikich zwierząt. Widzieliśmy sarny. Lisy szczekały śmiesznie tuż obok, zaszyte w florze nieistniejącej drogi. Na horyzoncie – dachy domów z najbliższych wsi. Były jednak bardzo daleko. Tak daleko, że nie słyszeliśmy stamtąd ujadania wioskowych psów. Nie dochodziły nas też dźwięki przemykających aut z pobliskiej drogi asfaltowej. Wzgórze, za którym obozowaliśmy tworzyło coś w rodzaju parawanu dźwiękowego. Byliśmy w szczerym polu, skąd niemal nie widać było cywilizacji.

DUCH. O tym co się wydarzyło na wielkim polu za miastem...

Ogniskowa krzątanina

Teren poprzecinany był nieco miedzami, więc nie zanudzał monotonnością. Pomimo listopadowego klimatu, nie odczuwało się tam chłodu czy smutku. To bardzo piękne i pozytywne miejsce. Otwartość jego dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Wszystko dokoła było jak na dłoni. Wydawało się, że nic tam nie może nas zaskoczyć. Nasze obozowanie zawsze było bardzo radosne. To krzątanie się między autem a ogniskiem. Poszukiwanie chrustu, urządzanie miejsca do spożywania posiłku. Sławek szykował kijki do kiełbasek, ja łamałam gałązki, a Frutek obwąchiwał teren i cały czas był na warcie. Dużo rozmawialiśmy. Bez przerwy żartowaliśmy podczas wspólnej pracy. Po chwili zapach kiełbasek rozchodził się już po okolicy. Wszyscy byliśmy głodni…

kiełbasa z ogniska

Chleb, piwo i kiełbasa

Zanim kiełbasa zdążyła się upiec, już kosztowałam chleba z malczyckiej piekarni. Chrupiąca skórka, cudowny zapach. Sławek zawsze dbał, abyśmy takie właśnie pieczywo spożywali podczas pikników, ponieważ bardzo mi smakowało. Pachnący chleb, piwo i kiełbasa. Prawdziwa uczta po całym dniu nieustannego wędrowania…

DUCH. O tym co się wydarzyło na wielkim polu za miastem...

Duch wilka Frutkowskiego

Ogień był niewielki, ale pozwalał na ogrzanie. W miarę znikania dnia, stał się również źródłem światła. Siedzieliśmy przy ognisku i przeżywaliśmy zachód słońca. Z chwili na chwilę robiło się coraz bardziej ciemno. Na stoliku nadal stały napoje i nie mieliśmy zamiaru zbyt szybko opuszczać naszego miejsca biwakowego. Frutek przestał oddalać się od obozu i tylko nasłuchiwał odgłosów z pola. Czujny jak prawdziwy dziki wilk.

pole

Kiedy ciemność ogarnęła już wszystko dokoła, świat zrobił się ciasny. Widzieliśmy tylko to, co było w zasięgu ręki. Reszta to czarna otchłań. Nie przeszkadzało nam to. W polu, daleko od ludzkich domostw i ruchliwych dróg czuliśmy się poza zasięgiem wszelkiego niebezpieczeństwa. Skupieni przy ogniu sączyliśmy napoje i toczyliśmy nasze werbalne boje…

W pewnej chwili Frutek zawarczał. Sławek powiedział, że zapewne usłyszał lisa. Jakby na zawołanie, ten lis się odezwał. Był całkiem blisko.

DUCH. O tym co się wydarzyło na wielkim polu za miastem...

Szczekanie lisa

Takie szczekanie z ciemności ma w sobie nutkę grozy. Wstaliśmy i nasłuchiwaliśmy. Odeszłam od ognia, żeby przyzwyczaić oczy do mroku nocy i obserwowałam teren. Nie pozwalaliśmy już Frutkowi oddalać się ani na krok od obozu. Nie było w tym jednak ani nic dziwnego ani aż tak bardzo niepokojącego. Dopóki wszystko, co działo się dokoła miało sensowne wytłumaczenie, dopóty nie ruszaliśmy się z miejsca. Nie dokuczał nam ani chłód ani głód, a czasu mieliśmy pod dostatkiem na biwakowanie po nocy.

Duch?

Rozmawialiśmy sobie w najlepsze, i trwało to jeszcze dobrą godzinę, kiedy nagle oboje ze Sławkiem usłyszeliśmy dźwięk. Coś jakby nawoływanie. Powtórzyło się ono jedno po drugim, bardzo blisko nas. Sławek pomyślał, że to zapewne myśliwi nawołują się na polowaniu. Ja nie pomyślałam nic, tylko nieco się zaniepokoiłam. Można było patrzeć w to pole, wytrzeszczać gały, a i tak widać było tylko ciemność. Nasz ogień był już przygaszony. Samochód stał obok. Pies zesztywniał z uszami sterczącymi jak dwie anteny radarowe. Wszyscy czuwaliśmy, ale nic więcej nie usłyszeliśmy.

biwak

Mężczyzna i pies

Szepnęłam do Sławka – „Zbieramy się”.

Oboje bez słowa, w całkowitej ciszy, w ruchach pełnych spokoju, bez nerwów, zaczęliśmy się pakować. Powoli zwinęliśmy naczynia i opakowania po napojach. Popakowaliśmy wszystko do plecaków. Znosiliśmy ekwipunek do samochodu. Pana Frutka miałam cały czas na oku, ale i on nie opuszczał mnie na krok. Podeszłam do bagażnika z tobołami i zapakowałam je. Wtedy spojrzałam przed auto w pole. W tę ciemność, do której moje oczy zdążyły się już przyzwyczaić. Na drodze przed nami zobaczyłam postać. Nieco niewyraźną jak duch, ale wiedziałam, że to mężczyzna. Obok niego, przy nodze szedł ogromny pies. Nie rozpoznałam jakiej rasy, ale wiedziałam, że sięgał mężczyźnie do połowy uda. Byli kilka metrów od nas. W zasięgu wzroku.

Zjawa

Sławek powiedział wtedy, że do zapakowania został już tylko stolik. Nie ruszyłam się z miejsca, tylko patrzyłam przed siebie, a on odszedł od auta i wrócił do obozu po nasz biwakowy mebel. Wówczas czułam, że cała jestem jak z lodu. Niesamowity ziąb ogarnął moje ciało. Patrzyłam na tę postać w mroku i już po chwili zrozumiałam, że choć widzę jak mężczyzna i pies idą w naszym kierunku, cały czas falując w ciemności, to jednak nie zbliżają się…

ognisko

Sławek wrócił ze stoliczkiem i zapakowaliśmy go do bagażnika. Spoglądałam na drogę i cały czas widziałam przed sobą maszerujących w miejscu. Szli razem tak energicznie. Człowiek przebierał nogami a pies lekko go wyprzedzał. Jednak nie przybliżali się. Spojrzałam na Sławka, a on poprosił, żebyśmy wrócili do obozu i sprawdzili razem, czy nic tam nie zostawiliśmy. Zapaliłam latarkę i razem z nim lustrowałam teren. Nie powiedziałam ani słowa o tym, co przed chwilą zobaczyłam, ale Sławek wiedział, że coś się stało. Zapytał czy wszystko jest w porządku, a ja odpowiedziałam ze ściśniętym gardłem, że porozmawiamy o tym, kiedy opuścimy to miejsce. Po powrocie do auta, postaci zniknęły. Na drodze nie widziałam już nikogo. Wsiedliśmy do samochodu i zapaliliśmy reflektory. Sunęliśmy wśród pól po wąskiej ścieżce w całkowitym milczeniu.

To taka historia, w którą ciężko jest uwierzyć. Najprościej wytłumaczyć jest to emocjami. Strach ma wielkie oczy, a warunki sprzyjały tej wielkości w tamtej chwili. Być może właśnie tak było, a może wcale nie, bo przecież widziałam zjawę w ciemności. Na wielkim polu, mężczyzna z psem przy nodze. Falujący w mroku duch….

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
408
OK
94
Kocham to!
55
Nie mam pewności
18
Takie sobie
25
Subscribe
Powiadom o
guest
13 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Maria

Jak najbardziej wierzę sama w życiu miałam wiele takich przygód że można by było książkę napisac

Infamis

Mając 4 lata, widziałem na ścianie czarną rękę, która machała i kołysała się. Mimo, że byłem bardzo małym dzieckiem, to doskonale zdawałem sobie sprawę, że to niemożliwe, rozumiałem już wtedy, iż to jest coś nienaturalnego. Gdyby to był cień, to byłby powiększony, a była to ręka dorosłego w skali 1 do 1. To było 40 lat temu, a do dziś pamiętam ten strach, ten lód i prąd zimna. Obudziłem babcię, ale nie byłem w stanie jej opowiedzieć, co się stało. Dopiero, gdy minął pewien czas i się uspokoiłem, opisałem babci, co widziałem. Oczywiście, Ona próbowała ukoić moje nerwy. Mówiła, że to sen, albo cień i wiecie co? Pamiętam do dziś jej oczy. Kłamała. Ona wiedziała, że ja mówię prawdę. Wiedziała, że „to” tam było i że ja to widziałem.
Do dziś mam ciary, gdy o tym myślę.

Potem miałem jeszcze jedną historię z rzeczami, które można uznać za paranormalne.

Dzięki za ten artykuł. Fajnie się czytało.

Last edited 2 lat temu by Infamis
Anna Piechalak

Podobną historię opowiadała mi babcia.Mieszkala wtedy w Dzietrzkowicach.Rodzice jej mieli duże pole ,przy Ruinach dworu (1888) Rappardów – Była zima i babcia wybrała się na pole pospacerować. Z dala zauważyła postać mężczyzny z dużym psem.Pierwsze co pomyślała to mężczyzna był ubrany tak dostojnie trzymał w ręku strzelbę. I szedł w jej kierunku.Kilka metrów przed nią, babcia zauważyła że mężczyzna nie stąpa po ziemi ale zaczyna się rozmazywać – on i pies .. więc wzięła nogi za pas i zaczęła uciekać. Gdy dobiegła pod dom obróciła się i już go nie było.. Wszystko opowiedziała mamie ,i mama nie kryła zdziwienia.Kilka osób już widziało tego mężczyznę z psem. Był to prawdopodobnie Panicz z tego Dworu i ludzie z pokoleń na pokolenia opowiadają że kiedyś tam na polu był staw.Panicz wyszedł na polowanie z psem była zima ,staw pokryty lodem ..Panicz zestrzelił sarnę która akurat zestrzelona leżała na stawie. Chciał ją zabrać i lód pękł pod nogami i on i pies się utopili.. Stawu już nie ma są tylko pola uprawne…i ot to cała historia

Radoslaw

Jak mialem 5-6 lat bawilismy sie z kolegami w chowanego Mieszkalem w bloku takie budownictwo lata 60 Rozbiegliśmy sie i ja chcialem sie schowac w klatce pod schodami przy wejsciu do komórek, tam zawsze byl polmrok Gdy schodzilem na dol i juz chcialem sie wcisnąć zobaczyłem postać z diabelskim wyrazem twarzy iście demonicznym ,ktora kiwala do mnie zebym podszedl . Ucieklem caly spocony . Gdy za chwile przyszedlem tam z sąsiadem nikogo nie bylo Piwnice byly zamkniete jedyne wyjscie to dzwi wejsciowe do klatki a tam nikt nie wychodzil Jak pomysle to mam do dzisiaj ciarki
.

Magda

Gdy czytałam część o duch całkowicie odczuwałam Twoje emocje. Wierzę w to co widziałaś, po prostu. Masz niesamowity dar opowiadania i oddawania słowami swoich emocji.
Widziałam w swoim życiu „parę” duchów, być może dlatego nie dziwi mnie, że inni tez je widza :)

Kasia

Są pośród nas takie zdarzenia, niektóre osoby nawet rozmawiają z kimś bliskim X czasu co zmarł.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeśli chcesz o tym porozmawiać to zapraszam Kasia Rychert z niebieskim tle na profilu a w tle księżniczka z księżyca lub Discord #Kasia4499

Jacet

Ile było piwa w organizmie? I kto prowadził auto ?w ducha wierzę.

Dorota

Uwielbiam takie historie.i myślę ze że istnieje świat którego nie znamypozdrowienia

Via Nova

Po pierwsze za dużo piwa a po drugie po piwie samochodem? A po trzecie widzimy to co znamy…

Robert

Takie rzeczy się zdarzają. Duchy, widma, zjawy i fantomy istnieją naprawdę. Też przeżyłem kilka podobnych wydarzeń w Tatrach i Beskidach. Napisałem o tym w książce pt. „Pociągi-widma i widma w pociągach”, która ukaże się na wiosnę tego roku.

Last edited 22 dni temu by Robert

Kategoria:Naturalny

0 %