Bez kategorii

Frutkowski porwany! Pies podróżnik nagle zniknął…

Mamy z Panem Frutkowskim swoje rytuały poruszania się po naszym mieście. Chodzimy razem do sklepów, do których on ma pozwolenie wejść. Odwiedzamy też takie, do których psów wprowadzać nie wolno, ale jest wygodna możliwość pozostawienia zwierzaka na zewnątrz w bezpiecznych okolicznościach. Mamy swoje ogródki piwne i knajpki na świeżym powietrzu, gdzie chodzimy razem. Są też w mieście „nasze” parki, które Frutkowski bardzo lubi, a nie są one zbyt oblegane przez innych spacerowiczów. Tak sobie urządziliśmy nasze życie miastowe, że praktycznie wszystkie sprawunki załatwiamy w tandemie. Tak było również wczoraj. To był zwyczajny dzień jak co dzień… 

Frutkowski porwany

Wróciłam z pracy, zaraz po wejściu do mieszkania zaczęłam zbierać się do spacerowania z psem. Założyłam mu obrożę, do kieszeni kurtki włożyłam kilka smaczków, zapięłam smycz. Mieliśmy zamiar w drodze do naszego parku przy wodzie zrobić zakupy. Przy sklepie znajduje się metalowa barierka, do której zawsze przywiązuję Frutka, kiedy muszę tam wejść i zostawić go na chwilę. Miejsce to jest dość fajne, ponieważ mogę na niego lukać, kiedy stoję w kolejce do kasy. Frutkowski jest przyzwyczajony do tego, że czeka na mnie w podobnych okolicznościach. Zawsze jest grzeczny i cierpliwy. 

Frutkowski porwany

Wtedy nic nie wskazywało na to, że coś złego się wydarzy

Frutek został na zewnątrz, a ja weszłam do sklepu. Pożegnałam się z nim jak zawsze głaskaniem i uspokajaniem, że zaraz wrócę. Wybieranie produktów nie trwało zbyt długo, jednak zastałam tam dość dużo ludzi. Zrobiła się kolejka. Stanęłam w niej i Frutkowski nie był w zasięgu mojego wzroku, bo choć drzwi były szklane, to zasłaniały je regały. Jednak starałam zbroić się w cierpliwość, ponieważ wszystko co miałam zamiar kupić, już znajdowało się w moim koszyku. Pani na kasie nie była Diabłem Tasmańskim. Handlowanie szło jej naprawdę wolno. Kasowanie najwyraźniej nie było jej najmocniejszą stroną, a do tego urządzała sobie pogaduszki ze znajomymi klientami. Wszystko to razem sprawiało, że czas leciał, ciśnienie mi się podnosiło, a Frutka ciągle nie mogłam dosięgnąć wzrokiem, bo kolejka bardzo wolno posuwała się do przodu.

Frutkowski porwany!

Kiedy jednak byłam już bliżej czytnika, zaczęłam wypakowywać towar na ladę i z tego całego zamieszania nie zerknęłam na Frutka, choć wówczas już mogłam. Patrzyłam natomiast na kasjerkę i czułam, że wzrok mój jest prawdziwie zabójczy, żeby nie powiedzieć morderczy. Chciałam już tylko  zakończyć tę transakcję i wyjść, a ona jeszcze prosi o drobne z końcówki! No to wysypuję na rękę całą masę monet i czekam, aż sobie weźmie ile trzeba. Pani Sklepowa ochoczo odlicza i na koniec pyta, czy mogłabym zostawić jej resztę bilonu na wymianę. Jestem z tych ludzi, którzy nie potrafią odmawiać, a skłamać, że nie mam drobnych już raczej nie mogłam. Przeliczanie drobniaków zajęło więc kolejne minuty. W tym czasie coś też powypadało mi z ręki i zaczęły się poszukiwania monet pod ladą. Jazda bez trzymaki! Kiedy w końcu udało mi się zapłacić, spakować towar do plecaka, kasjerka z bananem na twarzy podziękowała mi i zaprosiła ponownie. Nawet „dziękuję” ciężko było mi wycedzić przez zęby, a co dopiero tam powracać. Szczerze współczułam tym, którzy trwali w tej kolejce za mną. Założyłam plecak szczęśliwa, że wreszcie wychodzę. Otwieram drzwi i patrzę na barierę, do której przywiązałam Frutka. Nie było go tam…

Frutkowski porwany

Zamurowało mnie

Najpierw opanował mnie przerażający spokój i zaczęłam rozglądać się wokół i skanować wzrokiem teren. Widziałam ludzi na ulicy i przejeżdżające auta, ale Frutka nie było nigdzie. Szukałam go dookoła, ponieważ w pierwszym momencie pomyślałam, że może za słabo go upięłam a on zwyczajnie się rozwiązał i poszedł sobie na nieustanne wędrowanie.

Frutkowski porwany

Potem poczułam, jak ogarnia mnie przerażająca panika. Frutkowskiego nie było w zasięgu moich oczu. To nie były żarty. Zaczęłam wołać go po imieniu. Jednak po chwili przestałam, ponieważ doszło do mnie, że on mnie nie usłyszy, bo jest głuchy. Trzeba się naprawdę konkretnie wydzierać metr przed nim, żeby cokolwiek do niego doszło, więc nawoływanie w tym wypadku nie miało najmniejszego sensu. Wybiegłam na chodnik. Rozglądałam się. Panika i rozpacz zaczęły brać nade mną górę. Normalnie zgubiłam psa!

Frutkowski

Biegałam po tej ulicy z chodnika na chodnik. Spoglądałam w obie strony. Nie wiedziałam dokąd powinnam pójść, ponieważ może podjęłabym niewłaściwą decyzję, popełniłabym wielki błąd i oddaliłabym się od niego jeszcze bardziej?

Pogoń za porywaczem 

Skupiłam wzrok na poruszającym się punkcie bardzo daleko już ode mnie. Moje oczy mają problem z widzeniem z bliska, ale w oddali radzą sobie jeszcze całkiem nieźle. Zobaczyłam dosłownie w ostatniej chwili postać małego człowieka – jakby dziecka – z rudym psem. Sekundę później zniknęli za zakrętem. Zerwałam się w tym kierunku. Biegłam z ciężkim plecakiem i czułam jak wszystko w nim klekocze i uderza w mój kręgosłup. Dobiegłam do skrzyżowania na ulicy i spojrzałam w stronę, gdzie dzieciak z psem zniknęli. Krótki odcinek drogi przede mną był jednak bezludny, więc dalej! Biegiem gnałam do kolejnego rozstaju. Na końcu zaczęłam się rozglądać we wszystkich kierunkach. Tam niedaleko był park. Enklawa zieleni, która zakrywała wszystko. Ponieważ droga z każdej strony była widoczna i nie namierzyłam tam Frutka, ruszyłam między drzewa. To nieco dzikie miejsce, choć w mieście. Wysokie trawy, dużo łąkowych kwiatów. Zauważyłam świeżą, z lekka wydeptaną ścieżkę prowadzącą w sumie do nikąd. Po chwili znowu zaczęłam wołać Frutka po imieniu. W chaszczach coś się poruszyło. Usłyszałam chrumkanie jak u dziczka. Szłam na niego szepcząc pod nosem – Fruteczku, Fruciu…

Frutkowski porwany

Wlazłam w trawy po sam pas

Rozgarniałam je rękami. Po kilku krokach zobaczyłam rudą mordkę.

Stał tam sam, na tej świeżo wydeptanej ścieżce, której prawie nie było widać, nie licząc leżących na bokach źdźbeł. Ciągnął za sobą smycz, kiedy ruszył w moją stronę. Nie wiedział co się dzieje, był całkiem skołowany. Dopiero kiedy stanął blisko, powąchał mnie, i zorientował się kim jestem. Bo przecież on już prawie nic nie widzi…

Co się wydarzyło?

Ciężko to jednoznacznie ocenić. Ktoś – moim zdaniem dziecko – odwiązał Frutka i zabrał ze sobą. Postać, którą widziałam z daleka oceniam jako kilkunastolatka. Z całą pewnością nie był to dorosły człowiek. Dlaczego ten ktoś odwiązał psa i oddalił się z nim?

Może zwyczajnie mu się spodobał, a może znał go z internetu? Tego nie dowiem się już nigdy, bo dzieciak porzucił psa i zwiał. Musiał zauważyć, że go ścigam, dlatego uciekł między drzewa. Tym parkiem można pobiec w wielu kierunkach, jednak Frutek zapewne odmówił współpracy, jako że na starość nie chętny jest do wysiłku fizycznego. Mały porywacz zapewne ciągnął go na siłę, ale szybko zorientował się, że jak Frutkowski nie chce, to biegać nie będzie. 

Dlaczego więc poszedł z obcą osobą? Bo tak to wyglądało z daleka, że grzecznie szedł obok porywacza na smyczy.

Stało się tak dlatego, że mój pies nie doznał od żadnego człowieka najmniejszej krzywdy. Nikt nigdy nie uczynił mu nic złego, więc Frutek uwielbia dosłownie wszystkich ludzi. Wystarczyło go pogłaskać, on zamerdał resztką ogona i wyruszył w drogę z zupełnie obcą osobą, myśląc że wszystko jest ok. 

Frutkowski

Po tym incydencie postanowiłam, że Frutek już nigdy nigdzie nie będzie pozostawiany na smyczy bez opieki. Niewiele brakowało, a straciłabym psa. Podróżnika, wiernego przyjaciela, staruszka, który życie swoje strawił na nieustannym wędrowaniu… 

Film z udziałem Pana Frutkowskiego

Zapraszamy również na nasz kanał, gdzie Pan Frutkowski (od czasu do czasu) jest specjalnym gościem. Wideo powyżej!

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
98
OK
29
Kocham to!
21
Nie mam pewności
8
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Bez kategorii

0 %