Niekomercyjny

HEKSAGON. Dolnośląski, kosmiczny styl

Heksagon, nieistniejący od wieków akwen, wzgórze, które ongiś było wyspą. Tajemniczy grobowiec w lesie. Legenda o wampirze. Wszystkie te hasła spowodowały, że uganiałam się za tymi historiami dobrych kilka lat. Najpierw był upiór z Rakoszyc. Tropiłam to lokalne podanie, napisałam o tym szeroki wpis, a potem okazało się, że wzgórze między Rakoszycami, Sikorzycami i Budziszowem to prawdziwa bomba dziejowa o wielu wątkach. Były chwile, kiedy od ogromu wszystkich hipotez, które stworzyliśmy podczas naszych badań nad tym miejscem, po prostu dostawałam zawrotów głowy. Teraz na spokojnie o wszystkim tym Wam opowiem. Posłuchajcie…

O wampirze z rakoszyckiego zamku piałam dużo wcześniej. Teraz widzę, że był to wpis bardzo mało drobiazgowy, niedokończony, choć wówczas myślałam, że temat niemal wyczerpałam. Ostatnim ogniwem tej historii był grobowiec upiora, którego wówczas nie odnalazłam. Dlatego więc kolejna część tego opowiadania zaczyna się dokładnie od tego miejsca. Kto nie zapoznał się z tym tematem wcześniej, odsyłam go do tego opowiadania TUTAJ.

HEKSAGON. Dolnośląski, kosmiczny styl

Von Lest z Rakoszyc

Facet nie żyje od ponad trzech wieków, a ja nie potrafię pozwolić mu odejść. Moje śledztwo nad jego legendą ustaliło dość sporo szczegółów, które niestety nie pomogły mi odnaleźć miejsca jego pochówku. Ale po kolei. Najpierw fakty.

Lest został nocą wykopany z cmentarza w Rakoszycach i wywieziony na skraj lasu. Woły, które ciągnęły wóz w sile sześciu zwierząt, nie dawały rady ciężarowi jego zwłok położonych na furze.

Jest tylko jeden las niedaleko Rakoszyc, gdzie kiedyś można było jechać nieistniejącą dziś drogą, która po pewnym czasie zaczyna iść ostro w górę. To mogłoby wyjaśniać, dlaczego woły nie miały siły ciągnąć wozu. Poza tym ponad trzysta lat temu droga ta prawdopodobnie była bardzo prymitywna, może działo się to mokrą jesienią i grzęźli tam w błocie?

Lest został wykopany z cmentarza.

W tamtym czasie najprawdopodobniej istniały już w Rakoszycach zarówno zbór protestancki jak i kościół katolicki. W osiemnastym stuleciu Werner uwiecznił oba obiekty na jednym ze swoich rysunków niecały wiek po śmierci von Lesta, możliwe jest więc, że oba budynki sakralne były mu współczesne. A ponieważ ustaliłam, że nasz Von był w swoim czasie mobilizowany przez kler do składania ofiar pieniężnych na rzecz kościoła, wnioskuję, że był papistą. Sadzę więc, że pierwszy raz pochowano go na cmentarzu przy świątyni katolickiej, która znajdowała się w tym samym miejscu, co dzisiejszy kościółek z XIX stulecia.

Kościół w Rakoszycach

To z tego starego cmentarza wykopano nocą wampira…

Rakoszyce

Lest groził pięścią z okna swojego pałacu.

Kiedy wieźli go martwego do lasu starą drogą, mogli przejeżdżać tuż obok zamku, który potem stał się pałacem, a ruina jego nadal istnieje. Wówczas to Lest, jako zły duch miał grozić pięścią z okna tym, którzy odważyli się sprofanować świętą ziemię i wykopać jego zwłoki. Nie krzyczał jednak wówczas — Nie podoba mi się, że mnie wykopaliście! Pourywam wam za to łby! Ale — Nie batożcie wołów! To od samego początku mocno mnie to zastanawiało. W czasach, kiedy ludzie nie mieli zbyt zatroskanego podejścia do zwierząt, taki niby upiór, takie zło największe, wróg kościoła itd. po śmierci upomina się jedynie o woły. Nie chce ich krzywdy. Jest zatroskany.

Zakopano go na skraju lasu. Z innych źródeł dowiedziałam się, że konkretnie na skraju „lasku”.

Więc możliwe jest, że jednak nie wjechano na samą górę wypiętrzenia. Taka opcja nie jest wykluczona. Woły nie dawały rady, była ciemna noc. Strach ogarnął tych, którzy wieźli cuchnące już ciało. Zatrzymali się więc przy pierwszych drzewach i naprędce zakopali trupa. Tuż przy dawnej drodze, której dziś już nie ma, znajduje się takie miejsce zaraz przed wjazdem do lasu. Rosną tam naprawdę leciwe drzewa. Teraz to wyspa na polu, mały „lasek”. Być może tam właśnie pod ziemią spoczywa Lest…

Heksagon i zdewastowany grobowiec

Kiedy pierwszy raz przybyłam na to wzgórze między Rakoszycami, Sikorzycami a Budziszowem, szukałam mogiły Lesta i natrafiłam na betonową płytę. Byłam tam wtedy ze Sławkiem. Kawałek tego niby grobowca leżał w chaszczach. Podjaraliśmy się znaleziskiem. Było dla nas jasne, że to fragment z miejsca pochówku, choć legenda nie sugerowała, że ktoś mógłby mu kryptę budować.

HEKSAGON. Dolnośląski, kosmiczny styl

Szybko wytłumaczyłam to sobie, że przecież w sumie potem rodzina mogłaby się zając taką sprawą, kiedy nienawiść do Lesta ucichła. Ostatecznie epitafium ktoś mu jednak zafundował. Po roku od tamtej wyprawy Sławek dokonał niesamowitego odkrycia. Dzięki nowoczesnej technologi Lidar udało mu się zaobserwować w tym lesie na wzgórzu kształt heksagonu. Technologia ta pozwala na stworzenie mapy laserowej w taki sposób, że pojawiają się na niej również obiekty, których nie widać gołym okiem i zasłaniające teren drzewa temu nie przeszkadzają. W miejscu, w którym na mapie tej ukazany został sześciokąt, rośnie las i zwyczajna satelitarna nie ma szans na zapisanie czegoś podobnego. Wówczas to nabraliśmy nadziei, że może wreszcie, po tylu latach uda nam się namierzyć mogiłę upiora. Czy możliwe jest, że spoczywa w symbolicznym heksagonie? Może kształt ten miał za zadanie uwięzić Lesta w jakiś okultystycznych praktykach? Oboje kipieliśmy z emocji i ostatecznie po raz drugi wybraliśmy się na tamto wzgórze na poszukiwania.

Heksagon
Źródło – https://www.geoportal.gov.pl/

Brzozowa Góra

Dawniej tak nazywano to miejsce. Nie dlatego, że była wysoka. Niemcy po prostu na tym terenie mieli w zwyczaju nazywać nawet niewielkie wypiętrzenia górami. Zaczęliśmy od owego wcześniej znalezionego kawałka betonu. Szukaliśmy dróg w lesie, które odpowiadałyby tym ze starej mapy i widoczne były częściowo na Lidarze. Tam przy dawnych ścieżkach kiedyś rosły potężne drzewa. Pozostały po nich niewykarczowane pnie. To te gigantyczne kikuty prowadziły nas w terenie po starych drogach z mapy. A potem nawet one się urwały.

Las

Szliśmy do strumienia, wśród mokradeł i takiego gąszczu, że wyjście stamtąd bez ran na rękach i twarzy było niemożliwe. Maszerowaliśmy po ścieżkach zwierząt. Wszystkie one rozryte były przez dziki. Tam właziły na nas kleszcze. Wiadomo, że gdzie jest dzikie zwierzę, tam i te małe potwory.

Wiosną w lesie

Przy rzeczce Sławek zostawił mnie z Frutkiem na jednym brzegu a sam przeskoczył strumyk, żeby dostać się na skraj lasu. Chcieliśmy ustalić, gdzie dokładnie jesteśmy.

Strumień w lesie

Potem wrócił i przeczesywaliśmy teren. Krok po kroku, metr po metrze. Wszędzie tylko dziki, chaszcze i mokradła. Jak dla mnie to nie były żadne ostępy. Drzewa byle jakie, wszędzie busz, zero ładu leśnego. To dzicz prawdziwa i same krzaki.

las

Byłoby nam dużo lżej w tej drodze, gdybyśmy mieli maczetę. Zagospodarowane były jedynie szkółki leśne. Reszta to chaos. Leżały tam powalone drzewa, rosły wodne rośliny. Mijaliśmy nieliczne starodrzewie w stanie agonalnym. Giganty były suche i zwisały z nich połamane przez wichury, potężne konary, które zaplątane w korony stanowiły poważne niebezpieczeństwo dla wszelkiego żywego stworzenia pod nimi. To miejsce jest prawdziwie przerażające.

Las na Dolnym Śląsku

Stare portki von Lesta

Po dokładnej lustracji terenu nad strumieniem powróciliśmy do punktu wyjścia z niczym i zaczęliśmy od nowa. Najpierw jednak zrobiliśmy sobie mały piknik, wykorzystując do tego kawałek betonu z mogiły. Była potrzeba chwili wytchnienia.

Heksagon

Potem ruszyliśmy w innym kierunku, zaczynając od dobrze wydeptanej drogi. Tam w lesie, na liściach leżały różne rzeczy. Puszki po piwach, nawet również bezalkoholowych. Butelki po wódce i spodnie. Żartowaliśmy sobie niewybrednie, że Lest portki zapewne zgubił, kiedy wracał z monopolowego z Rakoszyc.

Spodnie

Napoje wyskokowe wypijał po drodze, a puszki i butelki rozrzucał po lesie. W tamtym miejscu człowiekowi nieco rozum odbiera. Po pewnym czasie odbiło nam na poważnie i zaczęliśmy go wołać.

– Lest! Dziadu jeden! Pokaż się!

Nasz humor szybko rozwiała kolejna ściana buszu, która znajdowała się vis a vis szkółki leśnej. Chciałabym powiedzieć, że to ja pierwsza zauważyłam tamto znalezisko, ale to Sławkowi wpadło w oko światło odbijające się od szlifowanego granitu w tych chaszczach. On pierwszy namierzył mogiłę w lesie. Mówił później, że grób znaleźliśmy razem. Ale nie w tym rzecz…

Las

Ambicje nieustannie wędrujące

Zawsze staram się wszystko zauważyć przed nim. Żeby moje było na wierzchu. Żebym była pierwsza, szybsza i bardziej spostrzegawcza. Mam takie pragnienie, żeby wyprzedzać go o choćby jeden krok. Jemu za to w ogóle na tym nie zależy. Wówczas podszedł do tego znaleziska bez emocji wynikających z pierwszeństwa, a ja czułam żal. Przecież włożyłam w to tyle pracy, a jednak byłam druga!

Las wiosną

Weszliśmy w ten dolnośląską dżunglę, w której trafiliśmy na ogromną mogiłę. Grobowiec miał chyba z 8 metrów długości, dwie komory były całkowicie odkryte. Zatrzymaliśmy się przy kamieniu z inskrypcją, głośno oddychając z emocji. Trajkotałam jak najęta — Mamy go, znaleźliśmy go! Jest! Nareszcie jest! Tak trudno było się opanować. Radość we mnie eksplodowała. Spojrzałam na niego i zapytałam, czy będziemy się ściskać. No przecież gdzieś te emocje muszą mieć ujście. Sławek pomyślał chwilę i zdecydował, że to jest do zrobienia. Po chwili zastanowienia zaczęło się radowanie, tulenie, obejmowanie z taką dziką radością, jakbyśmy w totka miliard wygrali. I staliśmy tam w objęciach nad grobem, a Frutek darł japę jak opętany, dając do zrozumienia, że nie podoba mu się to, co robimy. Dokoła dżungla i bezludzie totalne. Tylko my, nasze znalezisko i ten ujadający kundel, kurna…

Mogiła w lesie

Mogiła w lesie

Grobowiec był częściowo zalany, jednak dwie jego komory pozostały suche. Wewnątrz nich leżały kości. Ktoś opowiadał mi potem, że jeszcze kilkanaście lat temu znajdowały się tam metalowe trumny. Teraz już ich tam na pewno nie ma. Resztki szkieletu są widoczne, ale trudno powiedzieć czy należą do człowieka, czy do dzikiego zwierzęcia. Nie mam takiej wiedzy, żeby to ocenić. Nie jest wykluczone, że jakieś mogło wpaść do takiej głębokiej dziury na swoją zgubę.

Komora grobowa

Na kamiennej płycie znajdował się wyryty werset z ewangelii Jana napisany po niemiecku. Szukaliśmy tablicy z nazwiskiem, choćby jakiś fragment, ale niestety bez skutku.

Grobowiec

Grobowiec został ogołocony prawie do zera. Nad mogiłą wisiał strop gruby na jedną cegłę. Jak na zabezpieczenie grobowca to trochę za mało. Wygląda na to, że całość musiała być dodatkowo czymś przykryta.

Grobowiec w lesie

Zaczęliśmy strzelać do tego obiektu z aparatów. Zrobiliśmy lustrację terenu i przyszedł wreszcie czas na heksagon. Istniało duże podobieństwo, że znajdowaliśmy się w jego granicach.

Grób w lesie

Heksagon

Sławek sugerował, że kształt z mapy to pozostałości po dawnym ogrodzeniu tego, w sumie cmentarnego terenu np. drewnianym parkanem bądź żywopłotem. Próbowaliśmy go namierzyć, ale dokoła nie znajdowały się najmniejsze ślady czegoś podobnego. To coś, co widoczne było na lidarze, może znajdować się również pod ziemią. Ta technologia laserowa wyłapała kształt sześciokąta na tym terenie, ale ludzkie oko nie koniecznie musi. Heksagon mógł też powstać dużo wcześniej, zanim wybudowano tu grobowiec. Według domniemań Sławka, wzniesienie to w dalekiej przeszłości było wyspą, którą otaczała woda. Oczywiście nie ma na to dowodów, jednak rzeczywiście teren wokół jest jakby ukradziony wodzie, która i tak powraca w postaci mokradeł i dzikich stawów dokoła góry. W każdym razie Sławek zobaczył to oczami intuicji i wyobraźni, a ja pomyślałam, że jeżeli to prawda, czyż wypiętrzenie to w czasach pradawnych nie mogłoby być grodziskiem, albo może miejscem kultu jakiegoś słowiańskiego boga? Może heksagon stanowi pozostałość po czymś dużo starszym i bardziej odległym? Albo — co również przeszło mi przez myśl — rzeczywiście to tam pochowano Lesta i otoczono mogiłę niskim, symbolicznym wałem, szerokim na 50 metrów od kąta do kąta, który nasypała cała wieś, przychodząc tu rankiem po pochówku ze szpadlami, żeby zamknąć upiora w magicznym kształcie, aby nie przychodził więcej do wioski. Legenda przecież głosi, że po wywiezieniu go z cmentarza, Lest przestał nawiedzać Rakoszyce.

Waldersee z Sikorzyc

W każdym razie heksagon całkowicie nam się wymknął. Podejrzewałam, że cały tamten czas przy grobowcu spędziliśmy w jego granicach, jednak nie było możliwe, aby tego dowieść. Na terenie szkółki zauważyliśmy starą gruszę. Sprawdziliśmy z lekka czy nie rośnie przy resztkach jakiegoś obiektu, jednak tamtego dnia niczego więcej nie ustaliliśmy.

Samotna grusza w lesie

Po powrocie do domu zaczęłam szukać informacji o tajemniczej mogile w lesie. Nie wiele o niej napisano, jednak ludzie z okolic znają to miejsce jako mały cmentarz. Grobowiec najprawdopodobniej należał do rodziny Waldersee z Sikorzyc, którzy przed wojną byli tam panami na włościach. Oznacza to, że jednak nie odnalazłam mogiły upiora z Rakoszyc, tylko kryptę grafa z drugiej pobliskiej wsi. Takie historie zdezorientowały chyba nawet samego Indiana Jonesa…

Czym jest heksagon?

Kształt tego sześcioboku w jakiś sposób fascynuje, kiedy zaczniemy mu się lepiej przyglądać. Niby tak spektakularnie nie występuje w naturze ale…

Usłyszałam kiedyś ciekawe zdanie, o tym, że wszystko to, co powiedziane jest przed „ale” jest gówno warte. I rzeczywiście jest w tym jakaś prawda. Dawno temu heksagon zafascynował ludzkość po tym, kiedy w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, sonda kosmiczna Vojager zrobiła zdjęcie północnego bieguna Saturna. Na fotografii tej widoczny jest ogromny heksagon. Odkrycie to jednak podobno nie zajęło naukowców na tyle bardzo, aby powstawały o tym grube tomy literatury naukowej. Tamten heksagon z kosmosu jest tak samo tajemniczy jak ten nasz na Brzozowej Górze. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, skąd wziął się sześciokąt na szóstej w kolejności planecie od Słońca. Podobnie jak nie ma komu wyjaśnić, dlaczego znajduje się w lesie na wzniesieniu niedaleko Rakoszyc. Heksagony jak widać już, tak mają…

Heksagon

Prawie jak w Nasca

Wiele roślinnych komórek ma kształt tej figury geometrycznej. Można to zobaczyć jedynie pod mikroskopem. Najbardziej naturalny i znany na Ziemi jest heksagon wbudowany w plaster miodu. Kształt ten pojawia się jednak również w kosmosie. Jest bardzo tajemniczy i według niektórych posiada magiczne moce, pochodzące z oddalonego od nas Saturna. Ten, który ukrył się na wypiętrzeniu między trzema dolnośląskimi wsiami w powiecie średzkim, może mieć dużo starszą historię od legendy o von Leście, albo wręcz przeciwnie. Ponieważ jest nieuchwytny dla oka z bliska, nie jestem w stanie ustalić na pewno, w jaki sposób doszło do pojawienia się takiego kształtu na tym wzniesieniu, choć z całą pewnością spędziłam w nim sporo czasu. A może miał być widoczny jedynie z dużej wysokości? Tak jak zwierzaki z Nasca? Wówczas to nie mogło tam rosnąć ani jedno drzewo.

Z głową pełnych hipotez, teorii i fantazji wróciłam po tej wyprawie do domu. Długo trawiłam wszystkie wątki, które po drodze poszukiwań mogiły von Lesta nawinęły się na kłębek tej historii. Powstawał z tego straszliwy galimatias. Kiedy nasze głowy ochłonęły, postanowiliśmy po raz kolejny powrócić do tamtego miejsca. Tym razem z Ines, z nowym planem, ze współrzędnymi heksagonu i postanowieniem deptania tej legendzie po piętach do bólu, aż znajdziemy Dziada…

Czy wiecie, że oprócz tego bloga piszemy również książki? Jeżeli nie, koniecznie sprawdźcie, o czym możecie w nich przeczytać. Poniżej znajdziecie informacje. Zapraszamy do wglądu :)

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
142
OK
23
Kocham to!
18
Nie mam pewności
1
Takie sobie
1
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Niekomercyjny

0 %