HOYM Industry Fest 8, czyli śpiewające ryby i Szczęście Beaty
Ósmą edycję festiwalu sztuk industrialnych „HOYM Industry Fest”, czyli corocznego święta Magna Industria odbywającego się na terenie niewiadomskiej Zabytkowej Kopalni Ignacy, należy określić tylko i wyłącznie mianem wybitnej. Dynamika tegorocznej imprezy okazała się wręcz fenomenalna. Było wszystko! Piękna pogoda, która z kolei sprzyjała sukcesowi pionierskiego spaceru przyrodniczego, piękni ludzie, którzy stworzyli wyjątkową atmosferę wydarzenia, a także „pulchritudo artis”.
HOYM Industry Fest, którego pomysłodawcą jest Mirosław Górka, a który od samego początku organizuje i koordynuje Andrzej Kieś, to stały punkt w imprezowym grafiku Zabytkowej Kopalni Ignacy w Rybniku-Niewiadomiu. Festiwal co roku przyciąga coraz liczniejsze grono zainteresowanych jego bogatą ofertą kulturalną. Mimo upływu lat każda edycja to powiew świeżości, gdyż organizatorzy ciągle wprowadzają do harmonogramu nowe pomysły.
Stare komputery… i stara miłość
Nasi Goście mogli cieszyć się atrakcjami już od godziny 11. W maszynowni szybu Głowacki swoje bogate zbiory, w dodatku interaktywne, zaprezentowała dobrze już znana ekipa Dawnych Komputerów i Gier. Koneserzy platform retro są z nami od samego początku, a prezentowane przez nich konsole i komputery cieszą się ogromną popularnością. Nic dziwnego! Osoby z mojego pokolenia grały przecież na PSX czy też Nintendo 64 „jeszcze wczoraj”, a ci troszkę starsi od nas – na przykład na Atari. Dzieci są z kolei zaskoczone, że to właśnie na takich grach wychowali się ich rodzice. Tak! I wtedy było jakoś lepiej! Mieliśmy też Yattamana na Polonii 1 i chrupki Star Foods, ha!
Mistrzowie fotografii na wyciągnięcie ręki
W Galerii Sprężarkownia można było zobaczyć aż dwie znakomite wystawy fotograficzne: „Zakazy, wykluczenia, przesądy: fotograficzna opowieść o kobietach w przemyśle” oraz „The Mills (Huty)” autorstwa niekwestionowanego mistrza fotografii industrialnej, Viktora Máchy. Naprawdę, jeżeli znacie profesora chłopskiego rozumu, który swoje mądrości sygnuje hasłem „baby do kopalni”, to zaprowadźcie go na pierwszą wystawę. To żadna nowość. Kobiety pracowały w kopalniach od dawien dawna, i to nie tylko na powierzchni, czego dowodem jest choćby… nasza kopalnia Hoym-Ignacy. Wystawy nadal można oglądać, w dodatku bezpłatnie!
Spacer z duchem Beaty
Pierwszym programowym wydarzeniem był spacer przyrodniczy po fragmencie obszaru, który zajmowała nieistniejąca od dekad kopalnia „Szczęście Beaty” („Beatensglück”). Chociaż dawny rybnicki potentat został zlikwidowany w 1919 roku, to pamięć o tym zakładzie żyje nadal w pamięci wielu autochtonów. Naszym celem nie było jednak poszukiwanie śladów przemysłowych. To uczynił już dawno pan Andrzej Adamczyk, wybitny znawca kopalń Rybnickiego Okręgu Węglowego, były pracownik kopalni Ignacy oraz autor licznych publikacji na temat rzeczonych zakładów, jak i współtwórca Industrialnej Pętli Terenowej (której fragment pokonaliśmy).
Tym razem, po raz pierwszy, w składzie dwuosobowym, o godzinie trzynastej (musiałam znaleźć coś z trójką…), eksperci wprowadzili uczestników w świat czwartej przyrody. Przewodnikami podczas wyprzedanej co do bileciku wycieczki byli: prof. dr hab. Adam Stebel, kierownik Katedry i Zakładu Botaniki Farmaceutycznej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Adam Kowalski, wiceprezes stowarzyszenia TURuda, interpretator dziedzictwa, działacz społeczny oraz pomysłodawca licznych inicjatyw obywatelskich w Rudzie Śląskiej. Powiedzieć, że było wspaniale, to dużo za mało. Uczestnicy partycypowali aktywnie w spacerze, pochłonięci nowo zdobywanymi informacjami.
Huty, których już nie ma
Po czwartej przyrodzie przyszedł czas na to, co przed nią, czyli na przemysł. Viktor Mácha, niedościgniony na arenie międzynarodowej fotograf przemysłowy z Czech, zaprezentował zebranej przy sprężarkowni publiczności zdjęcia, które wykonał na Ukrainie podczas swoich wizyt w 2012 i 2016 roku. Miałam ogromny zaszczyt być tłumaczką konsekutywną Mistrza.
Była to niezwykle pouczająca, ale i wzruszająca prelekcja, z uwagi na obecną sytuację polityczną Ukrainy. Na fotografiach zobaczyliśmy, między innymi, zakłady przemysłowe w Donbasie i Mariupolu, które dzisiaj zostały zniszczone przez rosyjskich agresorów lub wyłączone z użytku. Chwila zadumy nastąpiła szczególnie podczas prezentacji prywatnego zdjęcia, na którym Viktor jeszcze parę lat temu siedział w restauracji wraz z kolegą z Ukrainy oraz kolegą z Rosji. Wojna to manifestacja najgorszych popędów ludzkości…
Pochłonięci rytmem przemysłu
Nadszedł czas prawdziwej uczty muzycznej. W tym roku na scenie nadszybia Kościuszki zaprezentowało się aż pięć nieprawdopodobnie charyzmatycznych i utalentowanych zespołów.
Eksperymentalny Egoist
Egoist to solowy projekt łódzkiego artysty, Kuby Włodarskiego, na scenie wspieranego przez Wojtka Króla, znanego chociażby z Hedone czy Controlled Collapse. W brzmieniach eksplorowanych przez Kubę usłyszymy wyraźne wpływy kanadyjskiej szkoły EBM Indus, a do dynamicznych ruchów całego ciała porwą nas mechaniczne beaty i soczyście wylewający się z głośników ciężki bas. To było naprawdę mocne koncertowe wejście! Każda minuta występu Egoist dosłownie pobudzała całe ciało do aktywności na „parkiecie”.
Awangardowe ryby w wodzie
Jeśli byliście głodni awangardy, to Oderfisch wyszli Wam naprzeciw, prezentując prawdziwą sceniczną ucztę ichtiologiczną. Otrzymaliśmy dadaistyczny rybny performance z lekką nutką dekadencji, udekorowany brokatem oraz konfetti. Oprawa wizualna porywającego i dynamicznego koncertu sprawiła, że po raz pierwszy w życiu przeżyłam tego rodzaju ucztę rybną. Przy okazji – pamiętajmy o dramatycznej sytuacji Odry. Chciałabym, żeby wszystkie odrzańskie rybki miały warunki, by tak cudownie tańczyć!
Zawsze fantastycznie brzmiący
Następnie na scenie wystąpił znany i kochany przez publiczność łódzki duet Alles. Elektropunkowi artyści powrócili niedawno z nowym materiałem studyjnym zatytułowanym „Now”. Występ w murach naszej kopalni był doskonałą okazją, aby zaprezentować przed publicznością znane i lubiane utwory, ale także nowości. Bezkompromisowe, kipiące od emocji teksty oraz porywające, czasem nostalgiczne melodie – tego właśnie pragnęłam, czekając na koncert i nie zawiodłam się!
Muzyka ponad podziałami
Jako przedostatni na kościuszkowskiej scenie stanęli Decadent Fun Club, czyli warszawscy laureaci „Jarocińskich Rytmów Młodych” z 2017 roku. Ich twórczość staje ponad podziałami scenicznymi czy też subkulturowymi, pozwalając sobie na odsłonięcie przed publicznością ogromnej wrażliwości artystycznej, a także poetyckiej. Wzruszający „emocjonalny rollercoaster zawieszony pomiędzy światłem i mrokiem”, jak sami artyści określają swoją muzykę, porwał mnie bezpowrotnie.
Reinterpretacja legendy… I „Legendy”
Ukoronowaniem wieczoru był nastrojowy, zaczarowany występ Tomasza Budzyńskiego, Michała Jacaszka, Jerzego Mazzolla, Jacka Stromskiego oraz Kuby Świątka. Artyści wykonali utwory znane ze „zdekonstruowanego”, reinterpretowanego przez Jacaszka klasycznego albumu zespołu Armia, „Legenda”, jak i z albumu „Rimbaud”. Była to prawdziwa feta muzyczna. Z dynamicznych, elektronicznych rytmów wpadliśmy wprost w klimatyczne i zmysłowe dźwięki. Kopalnia Ignacy pozostała pod ich czarem aż do ostatniej nuty, która zakończyła także ósmą edycję festiwalu.
I chociaż upływ czasu zaczyna coraz bardziej mnie przerażać, to reguły fizyki są nieugięte. Jeśli chcę kolejnej edycji festiwalu, to… Muszę zaczekać jeszcze rok!