KAMIENNE PORTRETY. Niekomercyjny Dolny Śląsk…
Kiedy zwiedzam niekomercyjny Dolny Śląsk, dość często spotykam w jego tajemniczości ludzi umarłych, którzy nadal mają twarze. To ich kamienne portrety. Oblicza te są często wyraziste i można wiele z nich wyczytać. W spojrzeniach tych nieżywych ludzi tlą się uczucia i cechy osobowości. Smutek, gniew, duma, roztargnienie…
Nie mają już znaczenia ich nazwiska, dawno minęły czasy, kiedy liczyło się ich istnienie na świecie.
Kiedy umierali jako wielcy panowie na swoich włościach, jako kolatorzy fundujący świątynie i stawiający pomniki świętych — ich ówczesny świat widział ich wielkimi. Ale dziś to jedynie kamienne portrety, sztuka cmentarna, ciekawostka historyczna. I żeby choć znana na całym świecie, ale nie! Nie będę tu bowiem opowiadać o płytach grobowych wielkich królów. Opowiem o ludziach, którzy nie przeszli do historii, o której opowiada się w szkole…
Epitafia na Dolnym Śląsku są niesamowitym archiwum. Twarze, postacie, daty, nazwiska…
Kiedy mamy do czynienia z naprawdę znanymi historycznie personami, archiwum takie pomaga w dociekaniu prawdziwości dziejów. Ale ja spotykam jedynie kamienne portrety, które najczęściej wmurowane są w mury dolnośląskich wiejskich kościołków. W ich ściany wewnętrzne albo zewnętrze bądź po prostu w mur okalający taką świątynię…
I losem ich i dawnym życiem nikt się już dziś nie zajmuje. Czasem wydaje mi się, że nikogo dzieje tych ludzi nie obchodzą. Niemal nieznane są ich nazwiska tak, jak prawie nieznane są te małe kościółki rozrzucone po dolnośląskiej ziemi, i gdyby nie ich barokowe wieżyczki, które malowniczo wplatają się w dostojeństwo dolnośląskiego krajobrazu — to byłyby niemal niezauważane.
Mnie najbardziej na Dolnym Śląsku interesuje to, co najmniej znane
Ludzie szturmują wspaniale zachowane pocysterskie założenia, zamki z kasą biletową i przechadzają się po muzeach z dziełami sztuki, a często nie znają klimatu wiejskiej świątyni, która stoi tuż obok wśród historii swojego istnienia. Dokoła niej groby, które nie zawsze są widoczne. We wnętrzu jej skarby. Obrazy bezcenne, grobowce i płyty z wizerunkami tych, którzy świątynię tę ufundowali. Na płytach widoczne są ich kamienne portrety. Dawna i mało znana to historia, ale jakże tajemnicza i gotowa do odkrycia.
Z doświadczenia wiem, że ta sztuka sakralna, która cenna jest dziś głównie poprzez swoją leciwość, nie zawsze była właściwie traktowana, dlatego dziś spotykamy wiele zniszczeń i zaniedbania w tym temacie. Jednak sporo też zostało ocalone. Mnie najbardziej fascynują twarze, kamienne portrety ludzi umarłych, z których naprawdę wiele można wyczytać. Doceniam ówczesnych artystów, którzy potrafili przekazać to przyszłości. Dzięki ich pracy wiemy, jak wyglądali ludzie, którzy dawnymi czasy panowali nad tą ziemią. Dowiadujemy się wiele o rodach szlacheckich. O herbach ich i o losach.
Kamienne portrety
Twarze umarłych przed wiekami nie są pozbawione życia. Tablice te zawierają mnóstwo informacji, nie tylko tej pisanej. Szczegóły dotyczące garderoby pozwalają nam na wyobrażenia sobie czasów, z których pochodzą lub też na jakie próbowano je stylizować.
Ręce złożone do modlitwy, oblicza pełne wymowności. Daty urodzin i śmierci, które opowiadają o tym, że dawniej i najbogatsi żyli niedługo. Dzieci ich umierały, zanim dorosły, często widzimy na płytach niemowlęta w zawiniątkach…
Z zainteresowaniem spoglądam im w oczy. Próbuję wyczytać z tych kamiennych twarzy ich usposobienia. Rozmyślam o tym, jakże sprytnie obmyśli sobie to aby ominąć nadchodzącą w dziejach obojętność na nich i ocalić się od zapomnienia. Czasem ocaleje jedynie samo oblicze. Płyta już nie istnieje, nazwiska nie przeczytasz, ale kamienne portrety się ostały…
Jako że obcuję z historią na co dzień, czytając w jej kartach i rozmyślając o niej nieustannie — bez przerwy umysłem swoim przebywam w czasach całkiem mi niewspółczesnych
Wyobraźnia moja szuka pożywki. Zaczytuję się więc w powieściach historycznych, które nie tylko podsuwają fakty, ale i rozbudzają fantazję. Bez przerwy szukam zrozumienia dziejów. Historia mocą swoją trzyma mnie przy życiu, bo gdybym tylko w czasach sobie współczesnych być mogła — już dawno straciłabym sens swojego istnienia. Na co dzień bywam więc na dolnośląskiej ziemi, a od święta poza nią. Przeważnie jednak nie w XXI wieku. Dzięki namacalnym dowodom przeszłości dotykam się swojej pasji, swojej miłości…
Historia jest wszędzie. Kto ją kocha prawdziwie, szukać jej nie musi wcale. Może jedynie wybierać wśród niej to, co najbardziej go pociąga. Dlatego też tak bacznie przyglądam się twarzom umarłych ludzi. W ustach ich milczenie, w spojrzeniu tajemnica. Tak lekko stąpam w tamtym świecie, jakbym już od dawna swój opuściła. Lepiej mi w dawnych wiekach aniżeli u siebie. Współczesność jest taka ciasna, pełna cywilizacyjnych nowotworów. Duszno tu…
Kamienne portrety zmarłych, których dzieje zapisane są na płytach zwanych epitafium, to treści z zaświatów. Ludzi tych już od wieków nie ma, kości ich stawił na pył nieubłagany czas. Ocalenie tych twarzy to prawdziwy cud, jednak widzicie ich oblicza. Patrzycie im w oczy, choć nic o nich nie wiecie. Czy dzieje się tak dlatego, że to zwyczajny porządek rzeczy, czy też dlatego, że i im ciasno i duszno było w swoim świecie i koniecznie chcieli znaleźć się w innej rzeczywistości…? Któż to wie? Może oni pozwalają zajrzeć mi do ich świata po to, aby prześlizgnąć się do XXI w.? Prawda to czy nie prawda — jednak działa…
Quod tu es, fui quod sum, tu eris…
Czy wiesz drogi Czytelniku/Czytelniczko, że Nieustanne Wędrowanie to nie tylko blog? Piszemy również książki :) Poniżej zostawiamy informacje na ten temat i zapraszamy do wglądu :)
Artykuł zawiera autoreklamę
Czy na zdjęciach jest kościół w miejscowość Miłoradzice? To moja rodzina miejscowość! Miło mi, że ją odwiedziliście. Takie małe wsie, bez pałaców są zupełnie nieznane, a też mają ciekawe zabytki. Pozdrawiam stały czytelnik
Magdo, na fotografiach są zabytki pochodzące z Piersna, Drogomiłowic i Rakoszyc. Jeżeli kiedyś będziemy w Miłoradzicach, na pewno zrobimy o tym szeroki wpis na naszym blogu :)Pozdrawiam i dziękuje za Twoją obecność :)
Ale podobna bryła i te przypory! Rzeczywiście jak spojrzałam na epitafia w Miloradzicach to się różnią. Zapraszam serdecznie na wycieczki w stronę Lubina, widziałam że do Prochowic dotarliście, a to już rzut beretem pozdrawiam Magda
Na pewno przyjedziemy :)