KURORT LĄDEK-ZDRÓJ. W sanatorium życie płynie…
Kurort Lądek-Zdrój ma swój specyficzny „klimat” – jak wiele podobnych miejsc w Polsce. To ograniczona przestrzeń, wypełniona sanatoriami, szpitalami uzdrowiskowymi, pensjonatami, ośrodkami odnowy i zwykłymi prywatnymi kwaterami. Czyli większość osób tutaj to przyjezdni, którzy po zabiegach zdrowotnych i pomiędzy nimi, muszą coś zrobić z czasem wolnym. Jedni potrafią sobie z tym poradzić, inni nie. Bo w sanatorium życie płynie – dla każdego inaczej…
Chociaż pomiędzy tymi wszystkimi ablucjami, ćwiczeniami, rozmaitymi „komorami”, inhalacjami, fizykoterapiami, okładami z błota i Bóg wie czego jeszcze, oraz bezlikiem tu niewymienionych, trzeba jeszcze wkomponować posiłki (mówię tu o pobycie zorganizowanym). Ich czasu, podobnie jak godziny zabiegów – należy pilnować bardzo czujnie, bo przepadają.
Kurort Lądek-Zdrój
…pełen jest więc przemykających, spieszących się osób, zerkających w białe kartki (grafiki zabiegów) ubranych przeważnie na sportowo. Rzadko bowiem ma się wszystkie zabiegi w jednym miejscu, a dresik łatwo zrzucić i zarzucić. Kto jednak chce i ma takie zainteresowania, nawet podczas tych krótkich i powtarzalnych tras – co dzień wypatrzy coś ciekawego. Nawet się zatrzyma i sfotografuje.
Może to być na przykład ciekawa inskrypcja na jednym z mostów uzdrowiska, albo interesujący detal elewacji…
A czasami przysiądzie gdzieś na ławce dla odsapnięcia i będzie się choć chwilkę sycił wspaniałym górskim widokiem, jaki kurort Lądek-Zdrój może mu również zaoferować.
Gdy już kończą się zabiegi i mija czas kolacji (notabene kolacja między 17 – tą a 18 – tą, to jakieś nieporozumienie) nadchodzi tzw. czas wolny. Oglądając wtedy swoją kartę zabiegów z pieczątkami zaliczonych gabinetów, człowiek czuje się faktycznie jakby wrócił z pracy. Niektórzy podobnie albo wręcz przeciwnie niż w domu, z błogością zalegają na tapczanikach drzemiąc, czytając, czy leniuchując z TV.
Nie oceniam. Po prostu opisuję. Bo niby czemu nie? Jeśli ktoś potrzebuje tego, bo pierwszy raz od wielu lat, albo i w życiu, może się położyć i nic nie robić – to dlaczego nie? Większość wychodzi jednak aby spędzić czas…
Na spacerze
Kurort Lądek-Zdrój wypełnia się spacerowiczami. Przechadzają się spokojniejszym i wolniejszym krokiem niż rano. Niektórym wystarcza park i ławeczka. Siedzą i sączą sobie zdrową wodę nabraną z jednego ze zdrojów
Inni, bardziej mobilni, przechadzając się pomiędzy pięknymi budynkami starych sanatoriów i pensjonatów.
Podziwiając ich architekturę, „guglując” naprędce na smartfonach i szukając informacji na ich temat.
Dokumentując, fotografując sprzętem lepszym i gorszym.
Ciekawostka. Ten piękny budynek, dziś luksusowy hotel miał dawniej „ciekawego” gospodarza. On i kilka sąsiednich budynków stanowiły kiedyś swoistą enklawę. Należały do Armii Radzieckiej. Teoretycznie jako obiekty wypoczynkowe, a praktycznie były ośrodkiem szkoleniowym wywiadu wojskowego – okrytego złą sławą GRU. To była taka struktura, przy którym znane wszystkim KGB, to był mały, swojski „pikuś”. To informacja od miejscowego pasjonata miejscowości. Bardzo prawdopodobna…
No dobrze, ale co dla kuracjuszy bardziej „wymagających”, na popołudnie?
Turysta bardziej ciekawski
… o trochę większych możliwościach ruchowych i lubiący różne „nieoczywistości”, może np wejść na jedno z łagodnych wzgórz, okalających uzdrowisko Lądek-Zdrój i podumać nad tajemniczym pomnikiem – co i kogo kiedyś sławił
Poszukać na fasadach budynków połysku dawnej świetności.
Pozaglądać na zaplecza, pozastanawiać się nad dawnym przeznaczeniem, tych dziś niezbyt błyszczących i często zamkniętych obiektów.
Dowyobrazić sobie historię niedokończonych od kilkudziesięciu lat budów na bocznych uliczkach, których w całym Lądku sporo.
Nawet dla hardkorowców coś się znajdzie – można sobie całkiem niezły urbex wyszperać.
Sobota i niedziela to dwa dni, dające uzdrowiskowym „szwędaczom” o wiele…
Większe możliwości
W sobotę zabiegi kończą się szybciej, a w niedzielę nie ma ich w ogóle, więc jeśli ktoś do tego zrezygnuje z „terroru” godzin posiłków i zadba o wikt we własnym plecaku lub zapewni go sobie w innym miejscu niż rodzima, sanatoryjna stołówka – to można ho! ho! Pominę tu wycieczki zorganizowane, autokarowe – ale wiele osób z nich korzysta. Kurort Lądek-Zdrój opleciony jest siecią szlaków turystycznych. Są o tyle fajne, że mają bardzo różny stopień trudności. Od łagodnych tras prawie spacerowych do chwilami ostrej przeprawy. Więc każdy, w zależności od swojego zdrowia – może coś sobie dobrać. Poobcować z naturą i zobaczyć coś ciekawego.
Połazić po tajemniczym wąwozie – dawnej drodze do czegoś co już nie istnieje. Albo powspinawszy się nieco i mijając po drodze takie akty eko-wandalizmu (są też poniemieckie, tylko na wyższych poziomach – z powodu wzrostu drzew)…
… które hmmm, są już w sumie też swoistą historią – popodziwiać zbiorowiska malowniczych form skalnych.
Lub poszukać śladów dawnych rozbójników w jaskini, gdzie kiedyś urzędowali.
Jednak jest jeden problem z sanatoriami – większość kuracjuszy chciałaby jechać tam latem… No tak tylko to się nie da. W porach około zimowych szybki zmierzch bardzo dokucza i ogranicza „szwędaczy”. Jest jednak pewna grupa kuracjuszy, którym to niezbyt przeszkadza. W takich miejscach kwitnie bowiem kawiarniane tzw…
Życie towarzyskie
To zjawisko znane od dawna i dla niektórych to główny cel turnusu. To też trochę według mnie cd. terapii sanatoryjnej, nieformalny. Bo trzeba by widzieć 80 letniego dziadunia, co rano kuśtykając i stękając zmierza na zabiegi, jak wieczorem zmienia się w lwa parkietu, giętkiego władczego macho – wyrywającego do tańca partnerki trzykrotnie młodsze!
Również od strony psychologicznej, bo np. taka „szara kura domowa”, pomiatana przez męża brutala i wyśmiewana – tutaj, w takiej tanecznej kawiarence staje się najbardziej rozrywaną partią do tańca. Czyż nie daje to siły i wiary w siebie? Czasami ta taneczno, lokalowa atmosfera ma ciąg dalszy. Nie potępiam, nie wychwalam – po prostu opisuję. Pobyt w sanatorium regeneruje, wzmacnia witalność (wody lądeckie też tak działają). Zmiana miejsca, rytmu, pewnego rodzaju anonimowość sprzyja… Właśnie, czemu?