ŁOSOSIOWICE. Moja wersja wydarzeń…
Łososiowice nie słynął w świecie. To tylko niewielka wieś dolnośląska, która administracyjnie należy do Wołowa. Jej historia i zabytki, które po niej pozostały, to nie kombajn turystyczny. A jednak przybyłam do Łososiowic, ponieważ jest tam wszystko, czego się po nich spodziewałam. Czyli lekcja historii do przerobienia…
Łososiowice zamieszkiwane były już w epoce kamienia. Na ich terenie swego czasu trwały wykopaliska archeologiczne, i znaleziono tam kilka przedmiotów wskazujących na to, że budowano tu ziemianki i toczyło się tu życie. Natomiast istnienie wsi, w ramach naszych dzisiejszych wyobrażeń, z nazwą, przynależnością, własnością, zaczyna się dopiero na samym początku trzynastego stulecia. Wtedy to ktoś pierwszy raz zanotował piórem na papierze, że miejscowość ta należy do cystersów z Lubiąża.
Historia wcale nie inna od wszystkich
Łososiowice jak niemal każda wieś dolnośląska, przerobiła wszystkie klęski na tym terenie od zarania dziejów. Napadali ją husyci, doświadczana była przez głód i reformację. Były i pomory na skutek licznych zaraz, które nawiedzały te ziemie. Wojna trzydziestoletnia dokonała na Łososiowicach ogromnego spustoszenia. Po roku 1810 wioska staje się jednością z majątkiem w Żerkowie. Czasy się zmieniły. Prusacy i sekularyzacja obdarły cystersów z ich majątków i przestały one stanowić dla nich źródło utrzymania.
Jednak już w kilkadziesiąt lat później, Łososiowice ponownie stają się odrębnym majątkiem i należą do rodziny Richthofen. Niedługo potem następuje kolejna zmiana właściciela, i tym razem w Łososiowicach zaczyna rządzić Oskar Trocger, z „von” przez nazwiskiem. W dziewiętnastym stuleciu pieczę nad dobrami tymi sprawowali Stoberowie, którzy byli sołtysami wsi, z ojca na syna dziedzicząc ten urząd.
Tak więc nic co zdarzyło się w tej miejscowości od czasów średniowiecza, nie jest szczególnie wyjątkowe. Dzieje wioski płynął z nurtem historycznych zdarzeń tak jak w każdym innym miejscu na tej ziemi. Jednak to, co po tej historii pozostało, jest nadal do odkrycia. I tym właśnie planuję zająć się w tym wpisie.
Kościół św. Jadwigi
Od tego miejsca zaczniemy, ponieważ to najlepiej zachowany zabytek w Łososiowicach. Świątynię wybudowana została na samym początku osiemnastego wieku. Rękę do tej budowy przyłożyli cystersi z Lubiąża. Przybytek ten jednak nie jest pierwszym, który powstał w tej miejscowości. Pierwotna świątynia stanęła tu już w drugiej połowie XIV wieku i posiadała kamienną dzwonnicę, której nigdy nie odbudowano. Dzisiejszy kościół Jadwigi jest barokowy i bardzo ciekawie wyposażony. Wnętrze jego ukryło wiele cennych przedmiotów. Sama bryła jest bardzo surowa i wydaje się być niedostępna.
Świątynie jak forteca
Wybudowano tę świątynię w taki sposób, jakby miała być fortecą. Jest w tej formie coś niezwykłego. Nie pasującego do wyglądu wszystkich innych wiejskich kościółków, które wzbudzają zachwyt przez wzgląd na swoją urodę. Tutaj, w Łososiowicach mamy ciężką, wysoką, przytłaczającą, groźnie wyglądającą bryłę, z wąskimi okienkami, ciasnymi wejściami i grubymi murami. Tak że, bez kija nie podchodź. Całość zwieńcza niewielka dzwonnica, która nie ma wyglądać, tylko dobrze służyć.
Surowość tej budowli bardzo wyraźnie rzuca się w oczy. Widać, że wzniesiono ją w taki sposób, aby w razie potrzeby móc używać kościoła jako warowni. To wynik niespokojnych czasów, których Łososiowice nagminnie doświadczały. Czy jednak kiedykolwiek świątynia stała się fortecą? Tego nie wiem. Murek okalający jej teren jest niewysoki, a sam przybytek nie stoi na jakimś szczególnym wzniesieniu. Być może surowość wyglądu tego domu modlitwy jest przypadkowa, a może wcale nie…
Teren przy kościele to dawny cmentarz. Przy wejściu znajdują się groby z dziewiętnastego stulecia, w których spoczywają wspominani wcześniej Stoberowie.
Poza tym nie wiele tam pozostało po dawnych mogiłach.
Trochę smutne to zaniedbanie.
Na tej ziemi poświęconej spoczął również ostatni, przedwojenny proboszcz tej parafii, Alojzy Pohl. Zabity został wraz ze swoją gosposią przez Sowietów. Podobno ciała ich znaleziono częściowo spalone, a więc musiała to być okrutna rzeź.
Kościół pod wezwaniem Jadwigi Śląskiej wpisano na listę zabytków Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Jest więc z punktu widzenia historii bardzo cenny i nad wyraz doceniony. Dla mnie obiekt ten jest symbolem przetrwania. Mówi o tym cała jego historia i bryła, która kryje w sobie tajemnicę…
Nieistniejący pałac
Łososiowice świątynią swoją dzielą teren wsi na dwie niemal równe części. Na obu krańcach tej miejscowości znajdują się pozostałości po dwóch, naprawdę sporych rozmiarów gospodarstwach. A każde z nich w swoim centralnym punkcie posiadało pałac.
Na starych niemieckich widokówkach można się przyjrzeć tym budowlom, z której jedna dziś już niestety nie istnieje.
Nie dotarłam też do informacji na temat tego, w jakich latach została tam wzniesiona. Teren dworski otoczony był długim murem, za którym założono park.
Przed nieistniejącą rezydencją znajdowały się budynki folwarczne, zachowane częściowo do dziś. Na miejscu, w którym stał dawny dwór, w chwili obecnej leży dosłownie kupa gruzu.
Jestem skłonna stwierdzić, że to jest dokładnie to miejsce.
Łososiowice. Zrujnowany dworek
Z drugiej strony wioski natomiast znajduje się istniejący do dziś niewielki dworek, którego data powstania to przełom XVIII I XX stulecia.
Dziś to opuszczona ruina z drewnianym gankiem.
Po wojnie został zwykłym domem mieszkalnym.
Tuż obok dworku nadal stoją dawne zabudowania gospodarcze. Majątek był równie piękny jak ten z drugiej strony wioski. Być może oba po wojnie stanowiły własność Państwowego Gospodarstwa Rolnego.
Jeżeli chodzi o dawne rezydencje w Łososiowicach, to niestety nie dotarłam do informacji, które wskazywałyby, że były to ważne siedziby rodowe wielkich baronów. Być może pałacyk i dworek były przeznaczone jedynie dla zarządców majątków. Przeszłość tych budynków nie wydaje się zbyt istotną, skoro nikomu nie chciało się ocalić jej od zapomnienia na kartach historii.
Łososiowice to takie miejsce na dolnośląskiej ziemi, gdzie trzeba sobie historię samemu z gruntu wygrzebać. Sporo zależy od wyobraźni i doświadczenia, aby drogą dedukcji dojść do pewnych wniosków. Jest wiele takich historii na moim blogu, pochodzących z podobnych miejsc, a które w zdecydowanej większości napisałam sama, mając do dyspozycji jedynie swoją własną bazę doświadczeń. Nie traktujcie wszystkich moich wniosków, którymi wypełniam luki w informacjach za pewnik. Traktujcie je jako moją wersję wydarzeń…
Nieustanne Wędrowanie to nie tylko blog :) To również książki. W publikacjach tych znajdziecie historie, o których nie przeczytacie na tej stronie, więc jeżeli jesteście zainteresowani naszymi opowiadaniami podanymi drukiem na papierze, koniecznie zajrzyjcie poniżej. Polecamy!
Artykuł zawiera autoreklamę