Luksusowa kurtyzana. Markiza La Paiva
Jeżeli jesteś tu drogi Czytelniku/Czytelniczko, a nie poznałeś pierwszej części tej historii blogowej, koniecznie nadrób te zaległości, ponieważ inaczej sporo stracisz. Opowieść ta zaczyna się bowiem na Śląsku, w pięknym parku dominialnym, który ongiś należał do niezwykle bogatych jaśniepanów. W tej enklawie zieleni nadal spotkać można interesujące pozostałości po tej oszołamiającej posiadłości, w której dawno temu kwitła miłość Guido Henckela von Donnersmarcka i jego słynnej żony markizy La Paiva, albo po prostu Guido i Blanki.
Przyznam, że zanim przyjechałam do Świerklańca, nie znałam tego romantycznego wątku. Wynika to z faktu, że od wielu lat zajmuję się jedynie dolnośląską ziemią i to jej poświeciłam najwięcej czasu w życiu. Dlatego też, kiedy znalazłam się — całkiem przypadkiem zresztą — w samym środku tej historii miłosnej, czyli w parku dominialnym Donnersmarcków, nie miałam pojęcia, że wpadłam na taki fantastyczny temat.
Już samo tylko zwiedzanie tego miejsca stanowiło dla mnie mega przygodę, jednak nie mniejszą frajdę sprawiło mi poznanie dziejów zachowanych tam obiektów zabytkowych. Opisałam je dla Was w pierwszej części tego materiału. Znajdziecie ją tutaj — Świerklaniec i memento vivere, czyli bardzo śląska historia. Muszę dodać w tym miejscu, ponieważ uznaję to za istotne info, że we wcześniejszym wpisie nie pokazałam Wam wszystkich osobliwości znajdujących się w granicach parku w Świerklańcu, ponieważ grudniowy dzień okazał się na to za krótki, aby dotrzeć wszędzie, a wiedzieć trzeba, że teren ten jest gigantycznych rozmiarów.
A teraz już zajmiemy się najbarwniejszą personą, która przez wiele lat związana była z majątkiem Donnersmarcków. Markiza La Paiva (pani Blanka) przypomina mi Evitę. Nie wiem, jak nazwać uczucia, które towarzyszyły mi, gdy zgłębiałam wiedzę o tej kobiecie. Jestem realistką i rozumiem, że przy tego typu słynnych osobach należy brać spory dystans do informacji o nich, które dostępne są szeroko w internetach i opowiadają ich dzieje w taki sposób, żeby skupić na tych treściach jak najwięcej uwagi, ponieważ klikalność jest cenna. Jednak w tej sytuacji nie ominę niczego, co jest rzeczywiście ciekawe bez względu na to, czy jednocześnie prawdziwie, ponieważ od życiorysu pani Blanki ciężko się oderwać.
Markiza La Paiva
Na przykład w tym sześciominutowym filmiku opowiedziana została historia życia markizy i nazywa się ją kobietą niezwykłą, pomimo że zaraz po tych słowach słyszymy, że: wstąpiła w związek małżeński i niedługo potem porzuciła męża (niektóre źródła podają, że również swojego małego synka), wyjechała do Paryża, gdzie zaczęła się prostytuować. Niedługo potem zajęła się prowadzeniem luksusowego domu publicznego, którego klientami była paryska śmietanka towarzyska.
Zwykle podobne fakty z życia szkodzą ludziom, ale w tej konkretnej sytuacji sprzyjają — wizerunkowi pani Blanki. Czy mnie coś ominęło na tej planecie? Przegapiłam tę chwilę, kiedy ludzie przestali oceniać, mieszać z błotem i pogardzać? Jednak materiał z You Tube zostawcie sobie na koniec, a teraz posłuchajcie mojej opowieści…
Piękna czy przeciętna?
Jedne źródła opiewają jej niezwykłą, hipnotyzującą wręcz urodę, inne mocno w nią powątpiewają. Bardzo chciałam to zweryfikować i całą wczorajszą noc spędziłam na przeszukiwaniu stron internetowych w nadziei, że trafię na jakąś wyjątkową galerię zdjęć, gdzie będę mogła przyjrzeć się bardziej pani Blance. Niestety w sieci jest w porywach zaledwie kilkanaście jej portretów i na żadnym z nich nie widać tej legendarnej urody. Markiza La Paiva była bogatą kobietą, nosiła się niezwykle elegancko i zdobiły ją drogocenne klejnoty. Nie była też wcale wyniszczona przez ciężką pracę fizyczną. Wszystko to razem przemawia na jej korzyść w ogólnym, wizerunkowym rozliczeniu, ale ja osobiście nie dostrzegam w niej szczególnego piękna. Przeczytałam gdzieś w sieci komentarz na temat La Paivy, w którym mowa jest o tym, że są źródła, które podają, że Blanka nie była pięknością, a wręcz przeciętnej urody kobietą, która miała w sobie „to coś”. W związku z tym była nieco zakompleksiona i nie pozowała zbyt często do portretów.
Bardzo podobnie mówi się o Kleopatrze, która władała najbardziej wpływowymi mężczyznami swoich czasów, a urodą nie grzeszyła wcale. Czasami rzeczywiście tak jest, że ładna buzia to nie wszystko.
Luksusowa prostytutka
Jednak bez względu na to, czy rzeczywiście była piękna, czy tylko przeciętna, niezaprzeczalne jest to, że potrafiła o siebie zadbać. Jej życie było jak z bajki. Pławiła się w dostatkach i umarła nie zaznając biedy. Poza tym była uwielbiana i kochana, otaczana luksusem, obdarowywana klejnotami, przy czym jej bagaż życiowy nie był nieskazitelny ani trochę. Jej wielka miłość — Guido Henckel von Donnersmarck, jeden z najbogatszych ludzi w tamtym czasie zaoferował jej małżeństwo i uczynił ją wielką damą. Najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że w przeszłości swojej Blanka była luksusową prostytutką i nic się w tej sprawie nie zmieniło do końca ich wspólnego życia, ponieważ powszechnie uważa się ich matrymonium za niezwykle udane. Moim zdaniem to było bardzo fair z jego strony, ponieważ widziały gały, co brały. Dzięki takiej postawie von Donnersmarcka, małżonkowie byli prawdziwie szczęśliwi i nie przestali się kochać. Opowiada się, że markiza La Paiva odeszła z tego świata tragicznie. Podczas jazdy konnej, jej szal zaplątał się na gałęzi jednego z drzew parkowych w Świerklańcu i udusił ją. Po tym wydarzeniu pan Guido długo nie mógł się otrząsnąć. Podobno zabalsamowane ciało żony leżało w jego sypialni przez następne kilka miesięcy, a on rozpaczał nam nim każdej nocy.
Esther Pauline Lachmann
Tak nazywała się najpierw wielka pani na Świerklańcu. Urodziła się w 1819 roku w Moskwie, z pochodzenia była żydówką. Lubiła zmieniać swoje imiona. Z Estery przeszła na Teresę, a potem mówiła o sobie Blanka. Pierwszy raz wyszła za mąż w wieku 17 lat za krawca Antoine Villoinga i urodziła mu syna. Niedługo potem jednak znudzona monotonnym życiem w rodzinie, porzuciła męża, który podobno był słabego zdrowia i chorował na płuca, i wyjechała do Paryża. Tam podobno zaczęła zarabiać na życie, uprawiając najstarszy zawód świata. Koleje losu sprawiły, że poznała w tym czasie znanego muzyka Henriego Herza, z którym żyła w nieformalnym związku. Innymi słowy, zdradzała umierającego na suchoty męża. Do tego stopnia, że urodziła pianiście córkę. Herz jej pasował, ponieważ zapewniał jej życie na bogato, fundował luksusowe podróże po całej Europie i wprowadził Blankę na salony. To razem z nim właśnie stworzyła modne i słynne w Paryżu miejsce schadzek, do którego przybywali artyści, pisarze i arystokraci.
Nareszcie markiza La Paiva!
W tym okresie jej życia pojawiły się już u naszej bohaterki pierwsze poważne skłonności do przepychu. Niczego sobie nie żałowała. Żyła na pełnej parze! Nosiła wspaniałe suknie i drogą biżuterię. Za wszystko oczywiście płacił jej kochanek, który niedługo później z jej powodu zbankrutował. Musiał więc koniecznie podreperować budżet, dlatego w tym celu wyjechał do Ameryki, żeby koncertować za hajsy. Kiedy tylko wszedł na pokład statku, rodzina muzyka spakowała jego kochanicę i wyrzuciła z ich posiadłości. Młoda i piękna Blanka była załamana. Szybko jednak pozbierała się i wyjechała do Anglii, gdzie poznała pana Edwarda Stanleya, który się nią zaopiekował. Wtedy już była wdową po krawcu z Moskwy i poważnie rozważała kwestę ponownego matrymonium. Niedługo później, w roku 1851 wyszła za mąż za markiza Araujo de Paiva. Portugalski szlachcic dał jej nie tylko pieniądze, ale i liczące się nazwisko. Odtąd zwała się pani Blanka markizą La Paiva. Związek ten jednak nie trwał długo. Drugi mąż markizy popełnił samobójstwo, podobno z miłości do niej. Najwyraźniej im się nie układało.
Guido i Blanka
Jej życie było na ustach wszystkich. O niemoralnym jej prowadzeniu mówił cały Paryż. W tym okresie, gdy pani Blanka prowadziła słynny Hotel de Paiva, zwany też nie bez powodu Pałacem Miłości, poznała miłość swojego życia — obrzydliwie bogatego Guido Henckela von Donnersmacka, który należał do rodziny Bismarcka. Dla Guido żadne zachcianki kochanicy nie były problemem, ponieważ niezaprzeczalnie było go na nią stać. Podarował jej życie jak z baśni i wybudował dla niej w Świerklańcu pałac zwany Małym Wersalem. Była to wyjątkowo luksusowa i nowocześnie wyposażona rezydencja, która przeszła do historii, mając niewiele na śląskiej ziemi sobie równych. Donnersmack kochał ją na zabój i rozpaczał, kiedy umarła.
Więcej archiwalnych fotografii, nieistniejącego już Małego Wersalu znajdziecie na stronie Pałac w Świerklańcu/ Schloss Neudeck . Polecam do wglądu!
Jak to możliwe, że do dziś nikogo nie oburza historia kobiety, której kręgosłup moralny był poważnie uszkodzony? We wszystkich artykułach, które przeglądałam, tropiąc jej losy, spotykałam jedynie zachwyty nad nią. Nikogo nie bulwersuje, że porzuciła schorowanego męża i małego synka, że była prostytutką, że ktoś przez nią popełnił samobójstwo, że omotała dużo młodszego od siebie, przystojnego bogacza i przeżyła swoje życie jak królowa, nie rodząc mu nawet potomków. Nie myślę wcale, że jej postępowania były niewłaściwe, ponieważ i ja mam sporo za uszami. Myślę jedynie, że jest to sytuacja, której się nie spodziewałam, komponując ten wpis blogowy. Dajcie znać w komentarzach, co o tym myślicie…
Memento vivere
No fakt,śliczna nie była ale wiadomo…kobieta ma to coś;)
Do Świerlańca 1-szy raz tafiłem lata temu, całkiem podobnym przypadkiem jak Ty- Wy.
Piszesz o tym na wstępie pierwszej części tej historii blogowej :)
Od tego czasu w Świerklańcu bywam co czas jakiś.
Spacerujemy, wypoczywamy, oglądamy ale nigdy nie patrzyłem na to pełne uroku miejsce przez pryzmat Tego o czym piszesz.
Teraz będę:)
Doceniam trud zdobywania wiedzy i dzielenia się nią.
Ten „debiut” wyjścia poza teren Waszego dotychczasowego działania blogowego uważam za bardzo udany i zachęcam do kontynuacji
Dzięki za dobre słowo :)
Czego by nie powiedzieć: przedsiębiorcza, zdeterminowana i energiczna. Czy bulwersuje? Pewna grupa ludzi na pewno nie popada w zachwyt nad opisem jej życia, którego część to prawda, część plotki a część domysły. Inni zachwycają się tak jak współczesną Dagmarą Kaźmierską. A przecież o tej drugiej wiadomo na pewno więcej i udowodnienie jej wybryków jest dużo łatwiejsze.
Trzeba przyznać, że kobieta umiała się ustawic w życiu i potrzebowała adrenaliny. Pewnie jak by była mężczyzna prowadziła by awanturniczy tryb życia i podróżowała by po świecie z piratami.
Co prawda zadziwiające jest to, że wszyscy ja podziwiają. Jak dla mnie pani miala tupet i serce z kamienia.
Tak to już jest, że jedni mają w życiu dużo szczęścia, a inni nie…Trzeba przyznać, że była bardzo przedsiębiorcza, zdeterminowana i miała tupet. A ludzie po prostu często podziwiają takie osoby za energię życiową, przedsiębiorczość, charyzmę, wolą podziwiać za sukces, a nie za moralność. Do dzisiejszych czasów nic się nie zmieniło, niestety.
P.S. Piękne zdjęcie Ines? jak przypuszczam..:)
Historia piękna, a myślę że historii się już nie ocenia. To były inne czasy, tak uważała i tak zrobiła. Nie nam osądzać. Każdy żyje jak uważa Dziękuję za tą opowieść i trud w nią wlożony A co do tego obiektu gazowego ,to zawsze zastanawiałam się jak ogrzewali te pałace. Czyli wychodzi na to że mieli już technologie A my jesteśmy okłamywani. Sa teorie,a w sumie dowody tez , ze prad byl juz bardzo dawno i nie bylo takiego zacofania jak nas sie uczy . Pozdrawiam serdecznie
Monika