MATKA BOŻA BOLESNA. Madonna z Niewirkowa na ołtarzu w Świątnikach
Matka Boża Bolesna w tytule wpisu raczej nie sprawi takiego cudu, że ludzie będą otwierać tę stronę i czytać bez opamiętania. Wiem to, ponieważ moje treści blogowe dotyczące kościołów są zawsze w gorszej sytuacji od tych, w których opowiadam o zamkach i pałacach dolnośląskiej ziemi…
Ja jednak – z uporem maniaka – cały czas niezmiennie próbuję udowodnić, że kościoły (w sensie, że budowle) wcale nie są nudne. Szczególnie te dolnośląskie, a to one właśnie mnie zajmują. Do napisania tego materiału doprowadziły mnie Świątniki, do których przybyłam jakiś czas temu. Myślałam, że zrobię tam kilka zdjęć pałacu i to będzie wszystko, ale na miejscu okazało się, że wieś ta zajmie mnie na dłużej. W podlinkowanej wyżej na pomarańczowo nazwie wsi znajdziecie pierwszą część tej historii. Wystarczy kliknąć, a wpis otworzy się w nowej karcie. Tyle wstępu, a teraz zaczynam opowiadać. Posłuchajcie…
Kościół w Świątnikach i Matka Boża Bolesna
W Świątnikach zrobiłam spore archiwum fotograficzne. Ufociłam zarówno pałac jak i kościół. Nic wtedy nie wiedziałam o tej świątyni, ale zainteresował mnie teren wokół niej. To dawny cmentarz, który wykorzystywany jest do dziś.
Mnóstwo tam wyrytej w kamieniu historii. Pomniki okalają przybytek i trzeba czasu, aby o wszystkim tym przeczytać.
Ogólnie miejsce jest bardzo zajmujące, nie będę jednak tego opisywać własnymi słowami, ale pokażę Wam zdjęcia.
Kto jest zainteresowany tematem, może przeczytać inskrypcje, a potem pójdziemy dalej, ponieważ to dopiero początek. Pierwsze kroki w tej niesamowicie ciekawej historii.
Jak już się zapewne zorientowaliście, mamy tam do czynienia z dziejami mocno związanymi z Kresowiakami. Ale po kolei…
Bardzo tajemniczy Max Aisch
Podczas szukania informacji o Świątnikach początkowo kościół tamtejszy i Matka Boża Bolesna zostały odłożone na potem. Bardziej zajmował mnie pałac i jego dzieje, jednak kiedy oglądałam stare fotografie z tej miejscowości, na jednej z widokówek, na czwartym dolnym polu po prawej przeczytałam, że był to dom niejakiego Maxa Alscha.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nazwisko to zostało źle zapisane w opisie, ale faktycznie fotografia nie jest zbyt wyraźna. Wiem, że teraz wszystko to wydaje się poplątane, ale już za chwilę wątki te zbiegną się w jednym miejscu. A więc – bardzo zapragnęłam wiedzieć kim był Max – jak się potem okazało – Aisch. Skoro jego dom i nazwisko zostało dodane do widokówki z tej miejscowości, nie mógł to być ktoś nieistotny. Oczywiście zaraz zaczęłam go googlować, jednak wyszukiwarka sprowadzała mnie z powrotem do załączonego wyżej zdjęcia. Tak więc chociaż szukałam, to nie znalazłam, i czułam się zawiedziona …
Kościoły wcale nie są nudne
Kilka dni potem zapragnęłam zorientować się, co też ciekawego historia powie mi o kościele w Świątnikach. Nie planowałam tego wpisu z powodów, o których pisałam na samym początku, jednak wpadłam na trop ciekawej historii, która przybyła do Świątnik aż z Niewirkowa. I wtedy całkiem niechcący połknęłam bakcyla. Teraz musicie mi zaufać, jeżeli chcecie przeżyć ze mną tę przygodę, ponieważ jest tego warta. Powtórzę to jeszcze raz ku pamięci na przyszłość – koscioły wcale nie są nudne…
Przypadek sprawił, że otworzyłam tego PDF – a. Treść ta jest przyczyną tego, że teraz czytacie ten wpis. Niesamowita, prawdziwa i bezcenna opowieść o tym jak wyglądało życie przesiedlonych tu Kresowiaków i o jednym z trzech obrazów, które uznają oni za najcenniejsze. Pierwsza jest to Matka Boska Ostrobramska…
Druga – Matka Boża Muchoborska i Matka Boża Niewirkowska, której to obraz wisi na ołtarzu w kościele w Świątnikach. TUTAJ możecie go zobaczyć. Trzeba kliknąć na pomarańczowy napis. Jak sama nazwa wskazuje, wizerunek ten pochodzi z Kresów, a jego historia dotarcia na Dolny Śląsk jest przepełniona ludzkimi dziejami i trudną drogą, po której wówczas musieli iść.
Marian i Antoni
W podlinkowanym wcześniej PDF – e znajduje się źródło, z którego tutaj czerpię z zapartym tchem. Jest to opowieść o rodzinie Filończuków, którzy to z Kresów właśnie, z Wołynia – konkretnie z Niewirkowa – przybyli po wojnie do wsi Świątniki. Uciekali przed napadami Ukraińców, którzy wedle tej relacji zasadzali się na Polaków nawet w kościele, gdzie miejscowa ludność szukała opieki u Matki Boskiej. Mówi się o cudownych ocaleniach, ponieważ pomimo że Ukraińcy starali się wysadzić miejscowy kościół, to nie udało im się. Od tamtej pory kult Matki Bożej Niewirkowskiej stał się bardzo żywy. Podczas ewakuacji z Niewirkowa, Filończuki przyjechali najpierw do Międzyrzecza Koreckiego. Dwaj bracia Marian i Antoni zabrali ze sobą w tę trudną drogę sporo cennych rzeczy z wyposażenia kościoła, między innymi obraz Matki Bożej zwanej potem Niewirkowską. Transport był więc niełatwy i stwarzał zagrożenia, jednak szczęśliwie udało im się dotrzeć do Międzyrzecza, gdzie wszystkie skarby świątyni zostały ukryte. Później rodzinę Filończuków przetransportowano do Świątników, na Dolny Śląsk. Przyjechali tam z kilkoma innymi rodzinami jako pierwsi osadnicy. Jechali w odkrytych wagonach, kilka długich tygodni. 5 października 1945 roku dotarli na miejsce. Przez całą tę drogę nieustannie towarzyszyły im lęki. O własny los i o los wizerunku Matki Boskiej.
Strażnicy obrazu
W Świątnikach zastali oni świątynię ewangelicką. Dopiero potem, w 1946 roku kościół został przejęty przez katolików. Wówczas to rodzinie tej udało się spotykać w komplecie. Dojechał do nich Antoni Filończuk, który przywiózł ze sobą obraz Matki Bożej Bolesnej\Niewirkowskiej. Wtedy wszystko to, co zabrali ze swojego kościoła na Kresach zostało skompletowane i przekazane do miejscowej świątyni, a Matka Boża z Niewirkowa znalazła się na ołtarzu i jest tam do dziś…
Wizerunek ten słynie w świecie jako cudowny. W Świątnikach co roku odbywają się spotkania, na które licznie przybywają Kresowiacy z różnych stron. Przyjeżdżają tam, ponieważ wzywa ich Matka Boska Bolesna. Rodzina Filończuków ryzykowała życie dla ratowania tego obrazu. Obaj bracia spoczywają na cmentarzu przy kościele. Nazywa się ich – strażnikami obrazu. Zawsze wdzięczni byli Matce Boskiej za opiekę i uratowanie od Ukraińskim zamachów.
O tym jak odnalazłam Aischa
Bez względu na to czy jestem wierząca czy nie, takiej historii nie mogłam wypuścić, skoro już ją namierzyłam. Kościół w Świątnikach okazał się przepełniony dziejami tak poruszającymi, że nie sposób jest przejść obok tego obojętnie. Pani Wanda, która opowiedziała tę historię (przypominam, że znajdziecie ją w podlinkowanym PDF – e wyżej) wspomina o jeszcze jednej, bardzo ciekawej sprawie. Otóż, kiedy rodzina Filończuków przyjechała do wsi Świątniki, zamieszkali oni w domu Aischa. Niesamowite, prawda? Znalazłam Niemca ze starej widokówki…
Kościół w Świątnikach i Matka Boża Bolesna zajęły moją uwagę na wiele godzin. Czytałam o tym i pisałam z wypiekami na twarzy. Znaleźć taką historię w małej wsi dolnośląskiej to trzeba mieć talent. Wtedy było tam tak cicho, całkowicie bezludnie. Nic nie wskazywało na to, że to miejsce przyciąga tłumy…
Ekscytujące! Bardzo lubię i podziwiam Twoją pasję!
Hejka, dziękuję za ciekawy wpis. Kościoły na pewno nie są nudne, mają za sobą ciekawą historię, nieraz mroczną, o której mało wiemy. Np.: na Bawarii i Austrii dużo kościołów stawiano w miejscach, gdzie znajdowały się pradawne podziemne korytarze, o których dziś wiemy, że mają tysiące lat na karku. Kaplicami przykrywano podziemia, też dlatego, żeby miejsce starego kultu zagarnąć dla swoich celów. Jakbyście byli w pobliżu — Bawaria, Austria to zapraszam na wspólną wyprawę, pełno tu miejsc mistycznych, ciekawych, także takich z dreszczykiem. Człowiek może wędrować przez całe życie i tak tego nie ogarnie. Pozdrawiam pasjonatów takich tematów. Jakby kogoś owe historie interesowały: https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2022/01/menhir-straznik-podziemi-czii.html