MIECZKÓW. Opuszczony kościół ewangelicki.
Opuszczony kościół ewangelicki na dolnośląskiej ziemi, nie jest niczym dziwnym. Takie rzeczy się tutaj zdarzają. Porzucone od lat niszczeją wspaniale zabytkowe budowle. Kościoły, dwory, pałace, i co tylko kto sobie zażyczy – znajdzie tutaj, na Dolnym Śląsku w stanie totalnej ruiny. Mieczków jest wioską z taką właśnie historią.
Z nadmiaru tych dolnośląskich miejsc opuszczonych narodziła się pasja. To ona właśnie skupia ludzi, którzy kochają się w przygodzie z zapominanym i opuszczonym Dolnym Śląskiem. Tacy właśnie pasjonaci zapuszczają się w niebezpieczne konfrontacje z historią. I my nie mogłyśmy się temu oprzeć…
Mieczków. Tajemnicza wieża.
Mieczków to niewielka wioska na Dolnym Śląsku, która należy do powiatu średzkiego. To miejscowość leciwa z założenia, pełna własnej historii, z którą można by doświadczać wielu przygód, których sam Indiana Jones mógłby nam zazdrościć.
Do Mieczkowa przybyliśmy którejś wiosny. To była długa, piesza wyprawa. Już z daleka naszą uwagę skupiła tajemnicza wieża, która jawiła się na horyzoncie. A właściwie były to dwie wieże, z tym, że jedną już z odległości rozpoznałyśmy jako kościelną, natomiast co do tej drugiej – nie miałyśmy pewności. Bez igły i w sporym odstępie od kościoła, wyglądała tajemniczo. Zahipnotyzowała nas bez reszty. Wówczas stała się głównym celem w Mieczkowie.
Mieczków.
Jest jak wehikuł czasu. Wioska wygląda tak, jakby coś zatrzymało ją w bezruchu i stan ten trwa od setek lat. Krocząc brukowaną drogą, mijałyśmy wiele ogromnych budynków, i mieszkalnych i gospodarczych. Wielkie założenia gospodarcze naruszone są czasem. Mnóstwo tam leciwych domów, z których wiele zapewne znajduje się na liście zabytków. Mieczków rozpalał moją ciekawość. Jednak najwięcej oczekiwałam od spotkania z tajemniczą wieżą.
Jej wysokość i dobra widoczność prowadziła nas bezbłędnie. Odnalazłyśmy nasz cel. Na miejscu okazało się bez cienia wątpliwości, że to opuszczona świątynia.
Mieczków i opuszczony kościół ewangelicki.
Zaczęło się lustrowanie terenu. Wciskanie nosa w każdą szparę. Rozglądanie się, fotografowanie i węszenie… Kościół był w stanie przygnębiającym. Gołym okiem widać tam opuszczenie i brak odpowiedniego zainteresowania budynkiem. Tuż obok wdzięczyła się inna wieża. To Kościół katolicki św. Andrzeja Boboli. Używany i zadbany, a to biedactwo stoi niepotrzebne.
Jeżeli w małej wiosce budowano dwa kościoły, które dzieli niejedno stulecie, to najprawdopodobniej starszy jest katolicki z założenia, a młodszy – ewangelicki. Nie jest to zasada żelazna, aczkolwiek w przypadku Mieszkowa, pasuje jak ulał.
Ewangelicy w Mieczkowie.
W pierwszej połowie osiemnastego wieku, w wiosce mieszkało tak wielu ewangelików, że koniecznością stało się wybudowanie dla nich domu modlitwy. Powstał tam wówczas budynek, który nie przypominał z wyglądu świątyni. Na starych rysunkach odnajdujemy go jako szachulcową budowlę, wyglądającą jak zwyczajny, mieszkalny dom. W kilkanaście lat potem czasy wojenne napiętnowały ten przybytek i przyniosły mu zniszczenie.
Wojska rosyjskie splądrowały kościół, a wiernych sterroryzowały. No i skończyło się ewangelizowanie. Jednak w roku 1867 ponownie podjęto próbę postawienia w Mieczkowie ewangelickiej świątyni. I tak właśnie powstał wówczas ten oto dziś opuszczony, dawny kościół protestantów.
Mieczków. Historia bez pardonu.
Prosty w bryle, zgrabny, z wysoką, smukłą wieżą zwieńczoną igłą. Neogotyk. Wnętrze jego było dość przestronne, wyposażenie godne. Świątynia położona została tuż przy drodze. Losy kościoła zmieniły się po roku 1945.
Niemiecka ludność opuściła Mieczków i zabrała ze sobą swoją religię. Katolicy, którzy przybyli na ich miejsce, nie praktykowali w ewangelickim przybytku. Budynek zaczął służyć nowemu systemowy i używano go jako magazynu zbożowego.
Nawę kościelną podzielono na dwa poziomy. Strasznie chamskie zagranie architektoniczne…
Wyposażenie świątyni zniknęło.
Na wieżę kościoła można wejść, ale trzeba brać pod uwagę ogromne ryzyko.
Wszystko tam sprzyja nieszczęściu, jeżeli ma się odwagę wspinać ku górze. Nie polecamy tego nikomu. Tam nie ma żartów…
Ten opuszczony kościół ewangelicki to prawdziwy obraz rozpaczy. Nie ma już igły z wieży kościelnej, przed wejściem do świątyni zachował się dawny podjazd z czasów magazynowania tu zboża. Wewnątrz nie ma prawie nic, co pamiętałoby czasy modlitwy w tym miejscu. Jedyne co ocalało z tych czasów, to drewniany sufit kościoła.
Zaniedbanie to w tym wypadku, pomimo wszystko, nie wydawało mi się jednak beznadziejne. Opuszczony kościół ewangelicki w Mieczkowie zamknięty jest bowiem na cztery spusty. Nie ma szans nikt obcy oglądać jego wnętrza bez pozwolenia. Dlatego też zabytek ten, który znajduje się w rejestrze, nie ulega dalszej dewastacji w chwili obecnej. Nie cuchnie tam wilgocią, czyli zapewne dach nie przecieka. Wszystko tam czeka na swój czas reanimacji.
Cześć! Dostałyście się do budynku z czyjąś pomocą, za pozwoleniem?
Wybieram się w te strony i nie wiem, czy zapisywać sobie to miejsce na mapie.
Wpuścił nas opiekun tego obiektu. Zapytaj kogokolwiek we wsi, kto ma klucze do kościoła, a na pewno ktoś Ci powie, gdzie uderzyć.