Komercyjny

MIRSK. „Posłaniec z Doliny Kwisy”

Mirsk prawdziwie mnie w sobie rozkochał, ale nie tak szaleńczo, chorobliwie i obsesyjnie, tylko całkiem na spokojnie. W miasteczku tym czułam się nad wyraz pozytywnie, a nigdy wcześniej ani o nim nie słyszałam, ani nie zakotwiczyłam urlopowo. Było mi tam dobrze. Lepiej niż w mojej Środzie Śląskiej…

Mirsk
Rynek w Mirsku

Każdy kto mnie przynajmniej trochę zna, wie, że choć cenię bardzo walory powiatu średzkiego, to naprawdę nie lubię klimatu mojego miasta. To dlatego tak rzadko o nim wspominam na blogu i tak często z niego uciekam w jego okolice. Pomimo, że wniosłam ogromny wkład w promocję miejsca, w którym mieszkam, miasto Środa Śląska nigdy nie doceniło mojej pracy. O powiecie średzkim na moim blogu dowiecie się więcej niż z każdego innego źródła, ponieważ wszystko co napisałam o tej ziemi, przeżyłam osobiście. Byłam na każdej drodze, którą opisałam i dotykałam się wszystkich miejsc, jakie tu przedstawiłam w tym temacie, a jednak o miejscowej blogerce w mieście jest cisza. Nieustanne Wędrowanie zaprezentowało wielkiemu światu powiat średzki w sposób naprawdę wyjątkowy, niemniej tego w Środzie Śląskiej czuję się obca. Jezus z Nazaretu tak opisał to zjawisko – „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony„- Ew. Marka 6.4

Ja nie jestem prorokiem, ale zaprawdę powiadam Wam, że kiedyś się stąd wyprowadzę, i może nawet do Mirska…

Ratusz w Mirsku

Mirsk. Kwatera, jedzenie i Kwisa

Dlaczego zakwaterowałam się w Mirsku, który wcale nie był mi znany? Ponieważ szukałam czegoś na swoją kieszeń, a to w tamtym terenie nie jest proste. Świeradów i Gryfów dokazują na tej scenie turystycznej jak „gwiazdy”, a ja mam bardzo mały, prawie niewidoczny portfelik. Taki portfeliczek tyci, saszetkę niemal…

Kwatera w Mirsku

Mirsk zaoferował naszej czwórce (ja, Ines, Daniel i Frutkowski) kwaterę na fajnym poziomie i za dobre pieniądze. Początkowo potraktowaliśmy to miasteczko jako bazę wypadową. Plan był taki, że tak naprawdę mieliśmy tam tylko spać. Jednak nie do końca tak było. Posłuchajcie…

Nasze mieszkanko

Bardzo zgrabne i wygodne. W bloku, ale blisko Kwisy. Cóż to za piękna rzeka! Uwielbiam ją. Zwłaszcza, że górska jest i wartko płynie.

Rzeka Kwisa

Na miejscu było czysto i przytulnie. Ja dostałam pokój z telewizorem, Ines i Daniel zajęli pomieszczenie obok.

Kwatera w Mirsku

Kuchnia i łazienka była wspólna. Frutkowski spał gdzie chciał, robił co chciał, spacerował wszędzie. Innymi słowy czuł się jak w domu…

Kwatera w Mirsku

Mieliśmy tam kuchnię i ona rzeczywiście bardzo nam się przydała, jednak oprócz porannej kawy i śniadania, niewiele się tam działo. Już pierwszego dnia zaczęliśmy ogarniać, do jakiej by tu stołówki się przytulić. Wakacje nie są po to przecież, aby spędzać je przy garach. Wszyscy jesteśmy z tych skupionych na jedzeniu, ale nie na gotowaniu.

Bardzo ważna sprawa – gorący posiłek

W Mirsku była taka jadłodajnia, zwą ją „Pauza”. To naprawdę było dobre miejsce, żeby zjeść smacznie, dużo i niedrogo.

Pierogi ruskie

Jednak byliśmy tam tylko dwa razy. Pierwszego dnia udało nam się tak wycyrklować, że dla każdego z nas znalazło się w tamtejszej kuchni coś na ząb, jednak za drugim razem to już nie przeszło, ponieważ przybyliśmy za późno, żeby wykombinować w menu coś bezglutenowego dla Ines. Tamta chwila zadecydowała o tym, że całkowicie i na cały czas trwania naszego urlopu przenieśliśmy się do „Paprotki” na rynku, i tam zostaliśmy do samego końca. Nie szukaliśmy potem innych restauracji ani w Mirsku ani w okolicy. Tam było wszystko, czego potrzebowaliśmy. Dobre jedzenie, doskonała obsługa, fantastyczny klimat.

W „Pauzie” można zjeść tak, jakby człowiek cofnął się w czasie i nie było na świecie ogromnego problemu nietolerancji laktozy i glutenu, jednak pomijając ten fakt, polecam to miejsce jako warte zauważenia. W „Paprotce” jednak czas nieco przyspieszył i można było w barze zwrócić się z prośbą o dopieszczenie. Ines nie miała problemu z dopasowaniem menu do swojej nietolerancji pokarmowej. Daniel również nie narzekał na nic, a ja? Kurczę, pizzę „Cztery sery” zamawiałam dwa razy. To prawdziwe niebo w gębie. Prosiłam jedynie o dodanie pieczarek do składu. Nie było problemu.

Pizza "Cztery sery" w "Paprotce" w Mirsku

I piłam piwo z sokiem malinowym. Każdego dnia wieczorem! Pomimo tego, że mówili mi Nieustanni, że jestem dinozaurem, a na naszej stronie pod fotkami co niektórzy Fani bardzo byli zdziwieni, że ktoś jeszcze tak lubi. Żeby dinozaurowania było zadość, jako jedyna w grupie płaciłam gotówką. Nie ma to jak smrodek prawdziwych pieniędzy! Te elektroniczne nie mają zapachu. Papierkowe banknoty pasują do Mirska.

Piwo z sokiem malinowym

Mirsk zaskakujący

Do tego miejsca powrócę jeszcze, kiedy wrócimy z miasta, ponieważ teraz chcę zabrać Was na krótki spacer po Mirsku, a potem zapraszam pod klimatyczne, paprotkowe parasole…

Mirsk

Kiedy pierwszy raz maszerowałam po tych ulicach, byłam w drodze do „Biedronki”. Potem zdarzyło się ze dwa razy, że Daniel z Ines rozdzielili się ze mną i z Frutkiem. Wtedy poszłam w miasto z aparatem i wypasałam tam swojego historycznego ducha. Było tak, przyznaję się bez bicia, że zostawiłam pieska gdzieś na rozjeździe przywiązanego…

Pan Frutkowski

… a sama wlazłam na pasy, żeby focić ratusz. I tam klękałam, i siadałam i kładłam się na asfalcie i cudowałam, żeby złapać budowlę w obiektywie. A potem spotkałam resztę ekipy i oni mówili, że ludzie w mieście gadają, że ktoś stoi na środku drogi na rynku i zdjęcia robi między przejeżdżającymi autami, tak że klaksony słychać aż w Świeradowie. A oni wiedzieli, zanim mnie tam zobaczyli, że to o mnie chodzi na pewno. No i o co tyle szumu? Skąd te pretensje? No przecież pracowałam…

Mirsk

Już od drugiego samotnego wyjścia do miasta chodziłam po chodnikach jakbym była u siebie. Te wąskie uliczki…

Mirsk

…cudowne, leciwe kamieniczki.

Mirsk

Ponieważ fotografowałam Mirsk bardziej spacerowo aniżeli blogowo, nie wszystko zostało zarchiwizowane. Na przykład nie dotarłam do kościoła Zwiastowania NMP, chociaż naprawdę próbowałam, jednak jakoś mi nie było po drodze. Zapewne mam czego żałować, ale tym razem trudno się m mówi.

Mirsk

Portale przy wejściach, małe okienka, a w nich psy…

Mirsk

Natomiast kapicę cmentarną Barbary dość dobrze sobie obejrzałam, choć na ziemi umarłych nie byłam.

Mirsk

Szlachetny z urodzenia Mirsk

Ratusz jest renesansowy z drugiej połowy XVI stulecia, ale ja tego stylu tam nie widzę. Wieża jego zwieńczona barokowym herbem, bardzo stara się wymazać ten etap z narodzin ratusza. Tutaj nie ma co medytować, tylko wiedzieć należy, że Mirsk płonął w dziejach swoich kilkadziesiąt razy. 31 powodzi w historii jego rujnowało to miasto, a siedem epidemii zmiotło za wcześnie z powierzchni tej ziemi niezliczoną ilość dusz.

Mirsk

Mirsk się zmieniał, ponieważ pastwiły się nad nim żywioły przez wieki całe, i wojny i czasy go przeinaczały.

Mirsk

Żeby napisać o tym mieście, potrzebuję osobnej przestrzeni blogowej. Początkowo sądziłam, że pospacerujemy sobie po nim, a ja Wam coś nie coś opowiem. Ale tak nie może być, bo to zbyt szlachetna historia. Wątków jej porywających tam mnóstwo.

Rynek w Mirsku

To prawdziwa bomba dziejowa, taka, że jak wybuchnie na blogu to klękajcie narody. Mirsk jest nieduży, nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, długo nie mogłam zapamiętać jego nazwy, jednak niech to nikogo nie zmyli.

Mirsk

To temat z typu – niekończąca się opowieść, a więc mam tam jeszcze sporo pracy. Ale o tym nie teraz i nie w tym wpisie…

Mirsk

Czytałam o takiej historii, że kiedy miasto to w pierwszej połowie XV zostało najechane przez husytów, zostało ocalone, pomimo, że nigdy nie posiadało murów obronnych. Na pomoc jego mieszkańcom przybyły załogi zamków Czocha, Gryf i Świecie. No nie wiem jak Wy, ale jak dla mnie to bomba. Mirsk jest szlachetnie urodzony. Niezwykły. Od samego początku do dziś. Nawet bez fortyfikacji…

Mirsk

Sen o „Paprotce”

Kiedy wróciliśmy do Środy Śląskiej po urlopie, nie mogliśmy sobie miejsca obiadowego znaleźć na mieście, bo nigdzie nie było tak, jak w „Paprotce”. I to nas irytowało. No rzeczywiście nie było, choć ostatecznie udało nam się gdzieś zakotwiczyć.

Mirsk
Mirsk

Przychodziliśmy tam co wieczór na obiadokolację i desery.

Mirsk

Byliśmy głodni jak wilcy. Też bylibyście, gdybyście przedtem maszerowali 20 km po górach. W jadłospisie nie było zbyt wiele pozycji, ale tak w sam raz i bardzo konkretnie. Dyskutowaliśmy o tym, że to jest dobrze. Podobało nam się.

Restauracja "Paprotka" w Mirsku

Kiedy było pogodnie, siedzieliśmy pod parasolkami na zewnątrz, a kiedy straszyło deszczem, wchodziliśmy do środka. W restauracji tej zawsze mówiono nam po zamówieniu, że będziemy czekać na posiłek od 40 min do godziny, a podawano nam go znacznie wcześniej.

Mirsk

Zanim poznaliśmy się osobiście z właścicielką restauracji i jej mężem, spędziliśmy kilka długich wieczorów przy posiłkach i browarach. Próbowaliśmy wielu rzeczy z karty dań. Dopiero ostatniego dnia postanowiliśmy poznać bardziej naszych dobrodziei, którzy z takim zaangażowaniem dbali o nasze podniebienia…

Mirsk

Jedzenie jest ważne

W „Paprotce” powstało sporo pomysłów dotyczycących naszej Nieustannej przyszłości, które tam obgadaliśmy. Dobre jedzenie sprzyja planowaniu. Widzieliśmy też jak restauracja obsługuje innych klientów. Chwilami byliśmy zdziwieni tym, jak fantastycznie wszystko tam działa. Któregoś dnia ktoś zbił kufel przy stoliku na zewnątrz, a w trzy sekundy potem była interwencja w tej spawie. Trzy sekundy! Nie dłużej. I wszystko zostało posprzątane…

Restauracja "Paprotka" w Mirsku

Naprawdę chętnie przypieprzyłabym się do „Paprotki” w Mirsku, bo ja czasem tak lubię, ale nie ma do czego. Później poznałam ludzi, którzy tym wszystkim kierują. Słuchałam jak z pasją opowiadają o swojej pracy. Poświecili nam sporo czasu, biesiadując z nami przy stoliku. Tematy były pełne smaków. Jedzenie jest ważne. Pomidory, ziemniaki, ogórki, ogólnie warzywa. Owoce. Również leśne. Grzyby… Boże! Ile trzeba o tym wiedzieć, żeby dobrze zjeść. Żeby wszystko było wyjątkowe, smaczne, i żeby klient chciał tam wrócić po więcej.

Mirsk

My wracaliśmy. Co wieczór. Tylko do „Paprotki”, nigdzie indziej. Pod parasolki, gdzie wieczór otulał nas przyjemnym chłodem, a jedzenie przynoszono nam przepyszne. Mirsk jest niewielki. Mało tam ludzi. To mi się podoba, ja nie lubię tłumów. Miasto jak najbardziej mi leży… również na sercu. Mogłabym tam zamieszkać, stołować się w „Paprotce” i prowadzić lokalną gazetę. Nazwałabym ją „Posłaniec z Doliny Kwisy” – po niemiecku – „Der Bote aus dem Queisthale”, która w życie weszła tam w drugiej połowie XIX stulecia, ale teraz już od bardzo dawna nie istnieje. Byłaby by więc prasą z przeszłości. Przecież to robota w sam raz dla mnie….

A potem i umierać w Mirsku byłoby pięknie, tak tam zachęcają. (Taki żarcik)

Mirsk

Szkoda tylko, że jedna z ciekawszych atrakcji Mirska nie była dostępna do zwiedzania, kiedy tam przybyliśmy. Ale nic to, może następnym razem się uda…

Wieża ciśnień W Mirsku.
Atrakcja turystyczna w Mirsku. Dawna wieża ciśnień.

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
86
OK
30
Kocham to!
33
Nie mam pewności
3
Takie sobie
10
Subscribe
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Hala

Mirsk kiedyś wygladał inaczej aniżeli obecnie. Jeszcze w roku 1945 jego nazwa brzmiała Friedeberg. Wiele domów w rynku zostało zburzonych i postawiono bloki. Ale poprzedni jego wygląd był bardzo ciekawy. Piętrowe wąskie domy wokół ratusza wyglądały wspaniale. były kolorowe. Przypominały rynek wrocławski. Obecnie Starówka już straciła swój urok po wybudowaniu bloków bez żadnych upiększeń. Mieszkałam tam przez całe moje dzieciństwo. W obecnym Domu Opieki mieścił się klasztor sióstr Boromeuszek. Był piękny cmentarz niemiecki z grobowcami i wspaniałymi pomnikami. Wszystko zostało zniszczone i cmentarz wokół kościoła zlikwidowano. Mam jeszcze groby mojego dziadka Czekanowskiego przy murze oddzielającym od Domu opieki oraz Babci Edyty /Judyty /Czekanowskiej. (Wykonawca tablicy zmienił imię z Judyty na Edytę), który znajduje się na wprost wejścia głównego kościoła. Pamiętam pożar kościoła ewangelickiego, W wieżę uderzył piorun i górna część wieży płonęła. Po ugaszeniu pozostało to co widać dzisiaj. Wnętrze było piękne, lecz wszystko zostało wyniesione i nie wiadomo co sie dalej stało z figurami.

aneta

Bardzo dziękuję za Twoje wspomnienia. Mirsk jest bardzo interesujący. Nie poznałam jeszcze całej jego historii, ale zajmę się tym tematem niebawem. No i co najważniejsze – chętnie tam powrócę :)

Byla Sredzianka

Nie miasto Sroda Slaska, ale ludzie w niej zyjacy nie docenili Twojej pracy. Ja, chociaz w niej juz od dawna nie mieszkam, bardzo chetnie czytam kazdy Twoj wpis. Dzieki Tobie poznaje miejsce mojego urodzenia i jego okolice. Dziekuje Ci za to serdecznie i mam nadzieje, ze nie zaprzestaniesz pisania.
Nawet gdybys wyprowadzila sie na drugi koniec swiata, zawsze bedziesz tesknic do miejsc z Twojej mlodosci. A ludzie- to juz inna bajka……

Magda

Mirsk to od niespełna roku mój drugi dom. Drugi ponieważ w tym pięknym miasteczku udało nam się postawić mały drewniany domek z widokiem na Stóg Izerski. Polecam wybrać się następnym razem na ulicę Spacerową. Drogą za Kwisą na Rębiszów na samym końcu jest przepiękna tama, która była powodem dla którego zakupiliśmy działkę właśnie w Mirsku. To moje ukochane miejsce na ziemi :) A widziała Pani ruiny kościoła ewangelickiego? Bo brakuje mi ich na zdjęciach a są magiczne:
https://karkonoszego.pl/artykul/ruiny-kosciola-ewangelickiego/1186129
Pozdrawiam serdecznie

235551564_812513216083265_7566194415483802771_n.jpg
Tomasz

https://mirsk.eu/co-bylo-a-nie-jest/
Tutaj trochę przeszłości. Co do przeprowadzki, mogę sprzedać mieszkanie w kamieniczce w rynku

Anna

Z ogromnym zaskoczeniem przeczytałam Pani zachwyt nad Mirskiem.
Nie jestem mirszczanką z urodzenia, zamieszkałam tutaj kilka lat temu.
Mnie to miasteczko (zarówno jego architektura jak i codzienność) bardzo przygnębia.
A powietrze w Mirsku, zwłaszcza w zimie to już w ogóle zniechęca do życia tutaj. Miasto być może z ciekawą historią ale niestety bez jakichkolwiek perspektyw.

Ewa

Podobnie jak Anna, zamieszkałam tu niedawno, mnie to Miasteczko przytłacza. Gospodarze nie czują potrzeb mieszkanców. Podam taki przykład. Powojenny basen funkcjonował ale,,…. z ,,pewnych,, względów nie pracuje. W/g opinii znajomych, nie wymagal wielu nakładów aby być nadal użytecznym dla mieszkanców!!! Takich sytuacji, chociażby z umowami na przywóz ogromnych ilości odpadów,-różnego autoramentu- z Niemiec, mamy wiecej. Urzędnik dzisiejszy w Polsce dba wyłącznie o swoją posadę!!!!! Tak jest tez wMirsku. Przedwojenny Friedeberg miał urok, dziś???? Nie!

Aleksandra

Teraz kiedy jest połączenie kolejowe z Jelenią Górą, a pewnie i z Wrocławia, będzie więcej turystów. Mnie swoim opisem Zachęciliście do odwiedzin tego miejsca.

Kategoria:Komercyjny

0 %