NIEISTNIEJĄCY BUDYNEK. Widmo, omam, przywidzenie?
Ten nieistniejący budynek kolejowy rozebrano stosunkowo niedawno. Stał samotnie w polu przy nieczynnych torach. Kilka lat przed jego rozbiórką, zanim został opuszczony, przed domem często widziałam rozbiegane dzieci bawiące się wesoło z psami. Obserwowałam to, mijając ten dom na rowerze. Ta ceglana, czerwona budowla skazana była sama na siebie. Dokoła nie było żadnych sąsiadów, nie było nawet asfaltowej drogi dojazdowej. Tylko pola i stary poniemiecki gościniec…
Budynek stał między Bukówkiem, a Ligotką. Nie wiem, do której z tych miejscowości administracyjnie należał. Dawniej tego nie sprawdzałam, a dziś nie ma już takiej możliwości. W każdym razie jedno jest pewne — ten nieistniejący budynek znajdował się gdzieś na tych polach dolnośląskich. Najpierw to była stacja kolejowa, a potem zwyczajny dom mieszkalny.
Ostatnie namaszczenie
Przybyliśmy w to miejsce kilka lat temu na jego „ostanie namaszczenie”. Budynek jeszcze stał, choć strach było wchodzić do jego wnętrza. Dewastowano go od kilku lat. W końcu ktoś go podpalił i takim go zastaliśmy. Widok to był upiorny. Wiatr hulał po zrujnowanych pomieszczeniach, skrzypiało coś tam i wyło. Lustracje robiłyśmy z duszą na ramieniu i w ciszy. Tylko szeptałyśmy do siebie tak, żeby nie pobudzić upiorów…
Energia tego miejsca była pełna niepokoju. Bardzo źle się tam czułam i pies bardzo się bał. Trząsł się i piszczał, nie chciał wchodzić z nami do środka. Prosił wręcz, żeby tego nie robić. A przecież zwykle chętnie buszuje po miejscach opuszczonych. W domu tym od czasu jego opuszczenia wiele się działo.
Miejscówka na odludziu
Po napisach na ścianach widać, że był dość często odwiedzany. Taka zadaszona miejscówka na bezludziu to świetne miejsce do spotkań dla tych, którzy nie chcą, aby ktokolwiek ich widział.
Dziać się mogły tu rzeczy, o których nic nie wiemy i można się tylko domyślać, że niekoniecznie było tam bezpiecznie.
Pamiętam, że w czasie naszej wizyty na tym odludziu, podjechało tam również auto. Kilku mężczyzn w samochodzie. Wszyscy wyszli z wozu i bacznie nam się przyglądali.
Z samochodu słychać było głośną muzykę. Skończyłyśmy już fotografowanie i drżące jak galareta zaczęłyśmy ewakuację.
Czterech facetów, łysych i barczystych odprowadzało nas wzrokiem, kiedy szłyśmy do ubitej drogi. Stamtąd do Bukówka było ze dwadzieścia minut marszem. Nogi uginały się pode mną, ciężko mi się oddychało i ledwie opanowywałam atak paniki. Nic się złego nie wydarzyło i wcale nie musiałyśmy być w żadnym zagrożeniu, jednak takie miejsce i takie spotkanie sprzyjało wyobraźni najstraszniejszej…
Nieistniejący dom kolejowy
Potem zdarzyło się, że ponownie znalazłam się na tamtej drodze, tym razem samotnie i w trasie rowerowej. Przejeżdżałam tym samym szlakiem, wśród falujących zbożem pól. Przestrzeń tam jest cudowna. Na horyzoncie widać było prześliczną pałacową wieżyczkę z Ligotki, a po drodze do tej miejscowości jawił się dawny, kolejowy budynek. Było gorąco i słonecznie. Widoczność bardzo dobra. Patrzyłam na ten stary dom, a on wyglądał tak, jakby był namalowany na płótnie w stylu impresjonistycznym. Rozmywał się i drżał. Nie mogłam przyjrzeć się mu naprawdę dobrze, bo nie zabrałam ze sobą okularów. Nie podjeżdżałam też do niego blisko, gdyż podobnie jak za pierwszym razem energia tego miejsca była odpychająca. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że domu już nie ma. Że został rozebrany na dużo wcześniej przed tym ostatnim moim z nim spotkaniem. Powiedziano mi, że to niemożliwe jest, abym wówczas go widziała…
W taki gorący letni dzień, w samo południe wszystko może się wydarzyć. Słońce zmienia obrazy, temperatura działa na nasze postrzeganie świata. Być może ten ktoś, kto powiedział mi, że niemożliwe jest, abym wówczas widziała ten nieistniejący budynek, po prostu się pomylił i wprowadził mnie w błąd. A być może było to tak, że zobaczyłam to, czego zwyczajnie się tam spodziewałam? A domu kolejowego faktycznie tam już nie było?
Ten nieistniejący budynek od lat wyglądał jak widmo. Kiedy przestał służyć kolei i przeszedł na „emeryturę”, jego losy skłaniały się ku zagładzie. Odkąd pamiętam, stał samotny w polu i wyglądał jak nawiedzony.
Jego czerwony kolor sprawiał, że widać go było z daleka bardzo wyraźnie. Stał się częścią krajobrazu, stałym punktem mijanym na tamtej trasie rowerowej. Przerażającym, tajemniczym miejscem, które mocno działało na wyobraźnię. Wydaje mi się, że kiedy ponownie pojadę rowerem w tamtą stronę, zobaczę go znowu. Jest jak punkt orientacyjny, bez którego łatwo się tam zgubić, na tym pustkowiu…
Ooo wydaje mi się, że niektóre budynki. Zostają w przestworzach energetycznych. Tez mam często tak, iż widze jakiś budynek a go nie ma. ;) Ciekawa historia
Dawna stacja Bukówek. Budynek rozebrany w 2016. Do 1945 stacja, początkowo Ligoczka, od 27.08.1947 Bukówek.
Od stacji odchodziła bocznica do Ciechowa gdzie znajdowała się cukrownia i fabryka ceramiki. Po likwidacji bocznicy w 1945 przystanek osobowy, być może przez jakiś czas ładowania.
Zamknięta 01.08.1989.
Informacje za bazakolejowa.pl
Spędziłem tam większość swojego dzieciństwa, mieszkałem tam ładnych parę lat i nie wydawał się wtedy jak widmo był pełen życia mimo iż wszędzie było daleko lata były gorące a zimy ciężkie gdzie słychać było wiatr na poddaszu często wspomina i wracam myślami do tamtych lat bo tam się wychowywałem na odludziu z daleka od wszystkich.
Dom mojego dzieciństwa. Mieszkaliśmy tam ponad czterdzieści lat temu ..
Mój rodzinny dom. Mieszkałam tam ponad 40 lat temu.