Historyczny

PAŁAC PĄTNÓW. Kuzyni z Wahlstatt

Pałac Pątnów to teraz jedynie kupa gruzu. Ruiny stoją na krawędzi dawnego parku dominialnego należącego ongiś do rodziny Rothkirch. Wielu wielbicieli zabytków dolnośląskich lamentuje nad upadkiem owej rezydencji. Ja również…

Pałac Pątnów

Przybyłam tam więc, żeby na miejscu zrobić gruntowną lustrację terenu, zajrzeć do każdej dziury w murach i zorientować się, czy aby nie ma w tych gruzach jakieś legendy, którą mogłabym Wam opowiedzieć. Bo sam opis pałacu, jego zdjęcia archiwalne, to dla mnie trochę za mało.

Pałac Pątnów

Pałac Pątnów

To nie tutaj zaczyna się ta historia, choć miejsce to niezwykłe nawet teraz, kiedy po wspaniałej rezydencji niewiele zostało. Magiczne ruiny nadal z jednej strony okala fosa. Naprawdę bardzo konkretna – głęboka i szeroka. To jest informacja o tym, że miejsce to w dawnych dziejach swoich było warowne. Pałac Pątnów najpierw był twierdzą.

Fosa okalająca pałac w Pątnowie

Jak wyglądały zabudowania na tej sztucznej wyspie? Niestety nikt tego nie wie. Ale to nic nie szkodzi, przecież wszystko to można sobie wyobrazić bez najmniejszego problemu. Natomiast więcej już konkretów znajdujemy na temat ruin, które nadal jeszcze można na własne oczy zobaczyć, choć z każdym rokiem ich ubywa. Pod koniec XVIII stulecia Ernest Wolfgang von Rothkircha und Tracha wybudował w Pątnowie rezydencję. Rodowy dom Rothkirchów. Jeden z wielu…

Pałac Pątnów

Mogłabym teraz jak inni, którzy wcześniej przed mną opisywali to miejsce, pozostać na tym terenie, wstawić kilka fotek, wyliczać po kolei ile obiekt miał kondygnacji, okien, kolumn…

Pałac Pątnów

Zrobię to, jednak nie teraz, ponieważ tak jak wspomniałam wcześniej, to nie w tym miejscu zaczyna się ta historia.  

Jestem łowcą legend?

Patnów, do którego przybyłam tej wiosny, zwabiona romantycznymi ruinami pałacu prawdziwie mnie zachwycił. Dzień to był słoneczny, jednak chłodny. W powietrzu czuć już nadchodzącą wiosnę, ale zieleń jeszcze nie wybujała. To wszystko sprawiło, że w dawnym dworskim parku nie było spacerowiczów, a roślinność nie przeszkadzała mi w fotografowaniu. Te okoliczności były dla mnie bardzo korzystne, ponieważ nikt i nic mnie nie rozpraszało. Mogłam pracować bez stresu. 

Pałac Pątnów

Kiedy zbieram informacje o takim miejscu, oprócz czytania i szperania w archiwach, robię również inne, może dziwne rzeczy. Dotykam leciwych murów rękami, przykładam do nich czoło i słucham duszą. Głęboko i świadomie oddycham powietrzem, które tam zastaję. Zdarza się też często, że nieruchomieję. Stoję albo siedzę bez ruchu i z zamkniętymi oczami, nie dotykam telefonu, nie mówię absolutnie nic (nawet do Frutkowskiego) i kontroluję myśli. Otwieram się na historię, po którą przybywam. Nie pozwalam się rozpraszać teraźniejszości. Takie nieruchome i milczące, dość długie i samotne medytowanie na miejscu akcji może wydawać się komuś stratą czasu, jednak ja niejednokrotnie doświadczałam w podobnych okolicznościach olśnienia. Zaczynam widzieć przeszłość. Ludzi, pomieszczenia, bryły. Słyszę dźwięki, czuję zapachy. Jestem w takich chwilach jakby zahipnotyzowana.

Ruiny pałacu w Pątnowie

Po takim głębokim wejściu w podobny stan ducha, przeszłość staje się dla mnie bardziej wyraźna. Wówczas już irytują mnie powierzchowne opisy miejsc, które odwiedzam, a do których docieram poszukując informacji. Zaczynam więc „kopać” głębiej i głębiej. Przeszukuję dzieje obiektu, który mnie zajmuje i czasem wpadam na strzęp informacji, jedno zdanie wyplute niechcący przez historię, gdzie ciężko o potwierdzenie prawdziwości. Innymi słowy – docieram do legendy! Chwytam ją w sieć swoich myśli, ubieram w wyobraźnię, przelewam na „papier” i publikuję na blogu, oddając się w niewolę wszystkim moim Czytelnikom i rzucając się z własnej woli na pożarcie hejterom.

Von Rothkirchowie

Pątnów położony jest na Dolnym Śląsku, niedaleko Legnicy. Z miastem tym jest związany bardzo mocno, bo od zarania swoich dziejów. Teraz, kiedy wspomina się o tamtejszej rezydencji, mówi się, że należała ona do von Rothkirchów i Tracha, jednak jest to prawdą dopiero od roku 1771. Wtedy to bowiem majątek ten stał się własnością tego rodu. Ponad dwadzieścia lat potem na miejscu wcześniejszej rezydencji wybudowany został pałac Ernesta Wolfganga von Rothkircha und Tracha. Majątek w Pątnowie, wraz z dworem i parkiem był prawdziwie wspaniały. Obiekt niesamowicie reprezentacyjny, ogród do niego przylegający pełen uroku i tajemnic. W moim opowiadaniu pestką jest jednak nie rezydencja w Pątnowie, ale historia rodziny, która w niej mieszkała. Von Rothkirchowie to naprawdę bardzo zajmujący temat. Posłuchajcie…

Pałac Pątnów

Zanim powstał pałac Pątnów

Ernest, ten dla którego wybudowano rezydencję w Pątnowie, wyrósł z korzeni Czerwonego Kościoła, wsi oddalonej od Pątnowa o około 9 kilometrów. To tam najpierw rodzina ta szlachecka osiedliła się i wszystko co potem z niej wyrosło, powstało i istnieje po dziś dzień – pochodzi z Czerwonego Kościoła, ongiś zwanego Rothkirche. Jednak historia ta zaczyna się wieki temu, większość jej treści nie została potwierdzona historycznie i dlatego nosi znamiona legendy. Będę zmuszona więc dość często używać takich słów jak – prawdopodobnie, być może i nie ma pewności. Nie mniej tego złowiłam ją i ślady jej odnalazłam nie tylko w bajaniach. Wystarczy odpalić mapę, nawet tę współczesną i przyjrzeć się terenowi o którym mowa. Czerwony Kościół – śląskie, pierwsze gniazdo rodzinne Rothkirchów. Leżący kilka kilometrów dalej – Wojciechów, wspominany wraz z Czerwonym Kościołem w dokumentach dotyczących tej rodziny w roku 1302 jako Woycecho von Rothkirch. Pątnów to już dalsza historia, ale i tutaj sporo śladów na mapie, odnoszących nas do korzeni tego rodu. W parku pątnowskim, przy jednej ze ścieżek rośnie potężny dąb, którego zwą Tatar. To nie przypadek…

Dąb Tatar z Pątnowa

Śladami Jadwigi

Legenda to jest prawdziwa, choć brzmi to sprzecznie, jednak rzeczywiście opowieść ta ma wszystkie cechy podania. Przeplata się tam prawda, domniemania, niepewność, prawdziwe imiona i nazwiska no i przede wszystkim można śledzić ją w terenie docierając do niemal wszystkich miejsc, skąd wybijają jej źródła. Zacznę od tego, że nie zachował się żaden dokument, w którym moglibyśmy przeczytać o pochodzeniu Rothkirchów i Tauerów. Według niektórych sposobów myślenia, rodzina von Tauer zjechała na Śląsk jako obstawa dla Jadwigi Śląskiej, kiedy ta przybyła na te ziemię po ślubie z księciem Henrykiem, zwanym potem Brodatym. Dwunastoletnia najprawdopodobniej wówczas księżna przyjechała do nas z zamku Andechs w Turolu w XII wieku w towarzystwie Tauerów. Wtedy to Tauerowie mieli przejąć majątek leżący niedaleko Legnicy, zwany Czerwony Kościół, podarowany im zapewne przez śląskiego władcę. W tym czasie też zmieniło się ich nazwisko rodowe, które od tamtej pory odnosiło się do włości, którymi zarządzali. Rządy Rothkirchów miały charakter feudalny. Pierwszy z rodu osiedlając się na swoich dobrach zapoczątkował wielowiekowe panowanie tej rodziny na tych ziemiach, ale o tym za chwilę. Najpierw pójdźmy za Jadwigą, bo tam złapałam trop Rothkirchów i pragnę nim podążać.

Nie wszystko wiemy na pewno

Tak jak wspomniałam wyżej, pierwsze pisane, śląskie treści o tym rodzie pochodzą z samego początku XIV stulecia. Wszystko więc co wydarzyło się wcześniej jest niepewne. Nie wiemy nawet dokładnie kiedy urodziła się Jadwiga (zdania są podzielone). Nie wiemy ile miała lat gdy wychodziła za Henryka (daty są podawane w przybliżeniu). Wygląda na to, że będę poruszać się w dziejach owianych wieloma niewiadomymi, które można interpretować i tym samym ucierać nosa najmądrzejszym z historyków. Znajdujemy się tutaj wszyscy, na kartach dziejów, gdzie mnóstwo jest niezapisanych stron, powyrywanych kartek, wyblakniętych i nieczytelnych już dat. Zarówno ja – puch marny – jak i tęgie i mądre głowy uczone historii oraz Wy, nigdy nie dowiemy się czy to co tutaj napisałam jest prawdą czy nie. Niczego bowiem tak do końca nie można potwierdzić i niczemu do cna zaprzeczyć. Uwielbiam docierać do takich punktów w moich opowiadaniach. Tutaj jestem prawdziwie u siebie :)

Pątnów

34 Rothkirchów 

A.D 1190 (plus minus kilka lat) Jadwiga z Andechs została żoną Henryka Brodatego. Ich ślub miał miejsce – uwaga! – na zamku Andechs w Bawarii, we Wrocławiu albo w Legnicy. W tym czasie od roku ok 1190 do 1241 czyli mw przez 51 lat von Rothkirchowie zaczęli mocno wrastać w śląską ziemię, jako że zawitali tu wraz z Jadwigą. Te pół wieku to jest właśnie moja historia, która doprowadzi nas do Pątnowa. W czasie tym rodzina ta szlachecka zawsze była blisko swojej pani z Andechs i jej męża, a potem syna Henryka II zwanego Pobożnym. Kiedy w kwietniu 1241 roku pod Legnicę ściągnęli Mongołowie, śląski władca stanął na przeciw nich na polu bitwy. Armia to była polsko-niemiecka. Ród von Rothkirsch do walki tej wystawił 34 rycerzy, według przekazów ustnych wszyscy oni byli członkami rodziny. W tym miejscu widać bardzo wyraźnie, że obrona tej ziemi przed Azjatami była dla nich priorytetem. Zauważcie, że Mongołowie byli potęgą tak wielką, że ta garstka chrześcijan na Legnickim Polu przybyła tam wiedząc, że szanse na zwycięstwo są niewielkie. A jednak, słuchajcie! Rothkirschowie przybyli tam w sile wszystkich mężczyzn, którzy do rodziny tej należeli i walczyli u boku Pobożnego księcia. Wiadomo, że wówczas Legnicy nie zdobyto, a Mongołowie się wycofali, jednak Henryk II zginął na polu bitwy, a wraz z nim wszyscy mężczyźni Rothkirsch. Wydawałoby się, że tutaj historia tej rodziny się skończy, jednak to tylko wrażenie…

Pałac Pątnów

Rycerze trzech orłów

Rothkirschowie w herbie swoim od najdawniejszych czasów mieli trzy głowy orłów. Najpierw niekoronowane a potem już z koronami. W historii swojej herb wielokrotnie ewoluował. Zmiany te następowały wraz z rozrostem rodziny, jednak orle głowy pozostawały bez zmian. Tam na polu bitwy pod Legnicą, wojowie z tarczami, na których właśnie takie trzy orły widniały, wszyscy jak jeden mąż zginęli za Śląsk. Szczerze powiem, że choć to jedynie legenda, jest dla mnie prawdziwie wzruszająca. Ród ten oddał życie za swój dom. Ani jeden z Rothkirschów nie schował się w bezpiecznym miejscu ani nie uciekł, żeby przetrwać i uniknąć zagrożenia. 

Kuzyni z Wahlstatt ( Legnickie Pole)

W rok po bitwie pod Legnicą w rodzinie ten narodził się chłopiec z jednej z wdów, która była brzemienna w chwili, gdy mąż jej szedł do boju z Mongołami. Na świat przyszedł wówczas von Rothkirsch i był to wtedy jedyny mężczyzna tego rodu. Pięciu wiernych przyjaciół jego ojca, którego zabili Azjaci – a byli to von Strachwitz, von Seydlitz, von Zedlitz, von Prittwitz, von Nostiz – przysięgli (i dotrzymali słowa) przy jego kołysce, że wychowają go, zapewnią wykształcenie i środki do życia. Wtedy to powołane do istnienia zostało braterstwo zwane Kuzynostwem z Wahlstatt. Ciekawostką jest również, że od tamtej pory (od 1242 roku) rody te nieustannie wzajemnie się wspierały. Nikt, kto z nich pochodził nie pozostawał bez opieki, nawet ci, którzy nie byli zamożni, otrzymywali wsparcie. Są na to przykłady nawet w historii Pątnowa. Podobno do dziś braterstwo to działa w podobny sposób. 

Ruiny w Pątnowie

Pałac Pątnów. Domek szwajcarski

Na TYM zdjęciu archiwalnym widzimy piękny domek szwajcarski, którego od dawna już tam nie ma, podobnie jak większości budynków tego majątku. Dlaczego o nim wspominam? Ponieważ to jest właśnie dzieło Kuzynów z Wahlstatt, choć zdjęcie pochodzi z 1940 roku. Obiekt ten wzniesiono dla pozbawionych środków do życia wdów, które pochodziły z rodzin bractwa. Gdybyście nie mogli otworzyć zdjęcia na telefonie, spróbujcie zrobić to przy pomocy komputera. Strona do której odwołuję często nie działa z poziomu telefonu, a przynajmniej takie informacje dochodzą do mnie od Was.

Szlachcice, o których wspominam, i których wszystkich wymieniłam wyżej z nazwiska to rodziny, które miały ogromny wpływ na kształtowanie się Śląska. Rzadko piszę o miejscach, gdzie nie pojawia się któreś z tych nazwisk. Historia tej ziemi nie istnieje bez Kuzynów z Wahlstatt. A Pątnów? Cóż, to tylko jeden „puzel” w obrazie wielowiekowej historii Dolnego Śląska. Domy rodowe Rothkirch rozsiane były szeroko w świecie, nie tylko u nas, ale również w innych miejscach Europy. Pałac w Pątnowie jest stosunkowo młodym obiektem, który wykiełkował z tej fortuny.

Pałac Pątnów

Kiedyś Pałac w Pątnowie zachwycał swoją bryłą i otaczającym go parkiem

Do dziś ocalały tam jedynie ruiny rezydencji, bo po innych budynkach śladów niemal nie ma. Najsampierw zastałam tam kościół ze starym cmentarzem…

Kościół w Pątnowie

… z którego pozostałości nagrobków widać dosłownie wszędzie.

Pątnów

Nawet w murach okalający ten przybytek.

Cmentarz przykościelny w Pątnowie

W drodze do pałacu, wzdłuż fosy minęłam dwie budowle z podziemiami. Nie wiem czym były w przeszłości. Może pierwsza z nich, ta bliżej kościoła to krypta…

Pątnów

… a ta bliżej fosy – to dawna chłodnia dworska?

Pątnów

Pałac pochłania przyroda. W dawnej sali balowej widać jeszcze nisze, w których ongiś zapewne stały figury grecki bóstw i były ozdobą tych nietuzinkowej urody wnętrz. Nagie, zimne, kamienne ciała greckich bogów bez bielizny, zapewne tropikalna roślinność, muzyka i balujące pary. Teraz już tam tylko gruzy i bez wyobraźni nie można zobaczyć tam niczego poza nimi. Pod pałacem są piwnice, tyko one w jakiejś małej swojej części ocalały. Jednak wejść tam można jedynie przez przekop pod schodami. Jak zwierzę przeciskałam się na kolanach przez wąski otwór, a nade mną wisiały ciężkie, naruszone czasem, grożące zawaleniem ruiny.

Pałac Pątnów

Pałac w Pątnowie mógł zawalić się mi na łeb w każdej chwili i pochować mnie w podziemiach do czasu, aż ktoś by mnie stamtąd wyciągną w celu złożenia moich szczątków na cmentarzu. Piwnice odkrywają leciwość tego obiektu.

Pałac Pątnów

Mury z cegły, a w najniższych partiach fundamentu – z kamienia.

Pałac Pątnów

Łuki i filary, pomieszczenia niskie i ciasne. Jakieś zamurowane wejścia, wilgoć, echo szeptów, ciemność… 

Pałac Pątnów

W parku…

W Pątnowie byliśmy kompletną ekipą Nieustannego Wędrowania. Ja, Ines, Daniel i Pan Frutkowski. Zostawiłam ich daleko za sobą, kiedy rozleźliśmy się po parku. Chciałam zostać sama, żeby poczuć Ducha historii, który tam zamieszkiwał. Ta enklawa zieleni do dziś robi niesamowite wrażenie. Starodrzew wyraźnie ma się tam dobrze. Sosna, platanowce, dęby… tak stare, że spokojnie oceniam ich wiek na 200 lat. Przy jednej z parkowych ścieżek rośnie leciwy i potężny dąb Tatar. Mówią o nim, że to pomnik przyrody, a według mnie to pomnik Rothkirchów poległych pod Legnicą. Jego obecność tu wiele mówi o dziejach tego rodu, jak sami widzicie…

Park dworski w Pątnowie

Park dominialny tonął w sasankach. Piękne to miejsce do szukania przeszłości. Na jego terenie zastałam sztuczną, wysoką górę, z jednej strony otoczoną wodą.

Pałac Pątnów

Wzniesienie obłożone jest kamieniem. W jednym ze stoków widać pozostałości po dawnych schodach, ale teraz jest tam tylko niebezpieczna ścieżka.

Pałac Pątnów

Myślałam, że na szczycie znajdę pozostałości po altanie, ponieważ uznałam to miejsce za punkt widokowy. Widziałam już podobne w innych parkach dworskich, jednak zastałam tam tylko niezabezpieczony otwór, do którego podchodziłam z duszą na ramieniu. To kilka metrów murowanej przepaści. Dla kogoś z lękiem wysokości – widok przerażający. 

Pałac Pątnów

Lodownia, wędzarnia czy krypta?

Później szukaliśmy wejścia do wewnątrz i udało nam się znaleźć chamsko przebitą dziurę w ścianie. Oczywiście, gdyby jej tam nie było, nie kopałabym, aby ją stworzyć, ale skoro już wcześniej ktoś to zrobił, nie mogłam się oprzeć i weszłam do środka, a Ines zaraz podążyła za mną…

Pałac Pątnów

Jedni mówią, że to była lodownia dworska, inni, że wędzarnia, a jeszcze inni, że grobowiec. Są też tacy fantaści podobno, którzy twierdzą, że z tych pomieszczeń można było kiedyś przejść podziemnym tunelem do pałacu.

Pałac Pątnów

Jednak skoro są twórcy podobnych teorii, znajdują się również tacy, którzy je ze śmiechem obalają. A ja Wam powiem tak…

Park w Pątnowie

Nie wiem czy to prawda i nie mam pewności czym rzeczywiście jest ta tajemnicza budowla w parku, jednak lodownie położone w podobnej odległości od dworów i połączone z nimi drożnymi tunelami to już na własne oczy widziałam dwie. Tak więc nie wydaje mi się jakoś szczególnie niemożliwe, żeby podobna budowla z tunelem znajdowała się i tutaj… 

Pałac Pątnów

Pałac w Pątnowie jest świetnym miejscem do odwiedzenia w ramach weekendowej wycieczki, jednak w żadnym wypadku nie polecamy, nie zachęcamy, a wręcz odradzamy stanowczo podążanie naszymi śladami. Weźcie sobie do serca to co teraz do Was piszę, bo mówię o bardzo starej, co roku bardziej wyniszczonej przez czas budowli, której stanu technicznego nikt nie sprawdza. Trzeba zrozumieć ryzyko, jakie podejmujemy. To nie jest tylko świetna przygoda, to również ogromne zagrożenie. Wpis ten ma charakter dokumentalny, a pałac w Pątnowie najlepiej oglądać z bezpiecznej odległości. Pamiętajcie – macie tylko jedno życie. 

Pałac Pątnów

 

 

 

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
146
OK
20
Kocham to!
22
Nie mam pewności
4
Takie sobie
4
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

[…] jednak nie pierwszy raz spotykam się z czymś podobnym. Takie miejsce znalazłam również w Pątnowie. Przy rezydencji znajdował się folwark, po którym niewiele zostało, ale coś tam w kadrze […]

Grzegorz

Jakoś nigdzie nie ma informacji kto jest teraz właścicielem owego czegoś i jakie mogą być dalsze jego losy

Janusz

Ładnie to opisałaś. Też się tam wybieram, ale poczekam chyba do listopada, żeby liście z drzew opadły. Wtedy można zobaczyć więcej szczegółów. Ciekaw jestem, czy udałoby się odtworzyć historię kolejnych właścicieli, zwłaszcza tego ostatniego i ich koligacji rodzinnych. Kilka miesięcy temu popracowałem nieco nad zidentyfikowaniem właścicieli pałacu w Gałowie koło Wrocławia (dolina Bystrzycy). Wynik tego zamieściłem na stronie www, jako komentarz do blogu Tomasza Merwińskiego, zawierającego materiał opisowo – fotograficzny dotyczący tego pałacu:
https://merwinski.pl/galow-w-dolinie-bystrzycy/?unapproved=5097&moderation-hash=57b387a1d35048889ab65126ab86ae1d#comment-5097

Pałac w Gałowie jest wprawdzie znacznie mniejszy, ale też ma swój klimat.
I na koniec małą uwaga. Postąpiłaś bardzo ryzykownie chodząc po ruinach i wchodząc do piwnic bez kasku na głowie. Tam w każdej chwili mogła odpaść ze sklepienia lub sufitu jakaś cegła czy inny odłamek i spowodować poważne obrażenia głowy (w najlepszym wypadku). Nie warto tak się narażać.
Serdecznie pozdrawiam i gratuluję pasji odkrywcy.

Kategoria:Historyczny

0 %