PAŁAC W MILICZU. Przepis na Sanssouci po dolnośląsku
Pałac w Miliczu to prawdziwe dzieło sztuki, które porównywane było z Pałacem Sanssouci. Takie zestawienie stanowi o jego niezwykłości, klasie i wartości. Rezydencja ta miała niesamowicie wiele szczęścia podczas II wojny światowej, ponieważ prawie w ogóle nie ucierpiała, nie licząc kilku wybitych szyb w oknach. Pod koniec wojny Rosjanie od razu wprowadzili się do pałacu i urządzili sobie tam komendę wojskową. Wcześniej oczywiście wyrzucili z rezydencji Maltzanów, nie bacząc na to, że to wielcy magnaci byli…
Lubię sobie tak pogrzebać w historii i komentować ją po swojemu. To moja wielka pasja. Wyobrażam sobie, jak to mogło wyglądać w tamtej chwili, kiedy panujący w Miliczu od wieków wielcy hrabiowie, którzy w rezydencji swojej przyjmowali takie persony jak Car Aleksander I, Fryderyk Wilhelm III czy książę Carl Johann, szwed, który miał zostać królem, z dnia na dzień musieli pakować się naprędce i ustępować miejsca zwykłym żołnierzom Armii Radzieckiej. To musiało bardzo być bolesne i smutne.
Z czego rodziły się takie fortuny?
Podczas mojej wizyty w tym miejscu padło takie pytanie w naszej ekipie. Zaczęłam spekulować, że bogacze zarabiali na swoich interesach. Być może hodowali konie albo uprawiali ziemię…
Ktoś wtedy powiedział tylko dwa krótkie zdania, wcinając się w moje wywody. „Z czego rodziło się takie bogactwo? Z niewolnictwa”.
To był swego rodzaju wstrząs. Różnie oceniałam burżujskie czasy i interpretowałam je po swojemu, ale nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób. Bo czyż jedna rodzina, w sile nawet kilkudziesięciu osób może pracą własnych jedynie rąk, dojść do takiego ogromnego przepychu? Niewolnicy systemu, którzy, choć dostawali zapłatę za swoją pracę, ledwie wiązali koniec z końcem. To ręce wykorzystywanych pracowników wielkich panów, stawiały ich fortuny w czołówce światowej. Pałac w Miliczu porównywany był do Sanssouci w Poczdamie. Nie ma się co dziwić ostatecznie rosyjskim, prostym, żyjącym w biedzie żołnierzom, że się zirytowali odrobinę…
Pałac w Miliczu contra Pałac Sanssouci
Zacznijmy od Sanssouci. Od faktu, że został on wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Mucha nie siada, klękajcie narody, bravissimo! Rokokowe cudo jak z bajki. Królewska rezydencja Hohenzollernów w Poczdamie i słynne jego ogrody tarasowe. Wystarczy! Do tego właśnie obiektu porównywany był pałac w Miliczu. Świadczy to o wielkim bogactwie tego, który w nim zamieszkiwał. To nie był zwykły właściciel wiejskiego majątku, ale prawdziwy magnat.
Milicz jako gród istniał już na początku XI stulecia. Był to wówczas Gród Kasztelański. Miał Milicz od samego początku poszanowanie i znaczenie, ponieważ leżał na ważnym szlaku z Wrocławia aż do Bałtyku. W czternastym wieku został sprzedany Konradowi I, księciu z Oleśnicy. On to wybudował w Miliczu zamek warowny i otoczył go głęboką fosą.
Kolejne lata przekazują włości milickie z rąk Piastów w ręce niemieckich grafów. W grodzie zaczyna rządzić Kurzbacha. Losy zamczyska pełne były ognia. Warownia przez lata wielokrotnie płonęła, potem była podnoszona z ruin, rozbudowywana i ponownie niszczona. Kiedy w szesnastym stuleciu zamieszkał w nim kolejny właściciel Milicza, zaczęły się wielotetnie rządy Maltzana. Jego rodzina dwa wieki potem podjęła decyzje o budowie pałacu, który stanął niemal naprzeciwko fortecy.
Pod koniec osiemnastego stulecia zamek w Miliczu płonie po raz kolejny, Malzanowie wyprowadzili się wówczas z niego definitywnie, przenosząc się do niekończonej jeszcze, nowiuteńkiej rezydencji.
Nowe gniazdko Joachima von Maltzana
… było w stylu klasycystycznym. Nie był to jedynie pałac, ale cały kompleks budynków z dziedzińcami. I do tego ogromny park dominialny.
Kolejne lata sprawiały, że cały zespół pałacowy rozrastał się i stawał się coraz to bardziej luksusowy i wytworny. Na dziedzińcach jego fontanny, posągi, w parku liczne atrakcje. Sale rezydencji były pełne światła słonecznego za dnia. Wnętrza ociekały bogactwem. Nie mam tyle miejsca na tej stronie mojego bloga, aby opisać tu wszystko, co mieściło się w komnatach pałacowych. Dzisiaj to Zespół Szkół Leśnych.
Park dominialny nie ustępował w niczym rozmachowi bryły pałacowej. 50 ha ziemi dostosowanej do wytwornego życia magnata.
W modnym wtedy stylu angielskim, bogaty w atrakcje i niezliczone gatunki roślin. Pełen wody, prawdziwie krajobrazowy i urokliwy.
Znajdowały się w nim latarnie, bramy…
Grobowce…
Nie byle kogo, ale rodziny Maltzanów.
Znajdowały się tam romantyczne mosty i sztuczne ruiny dla rozwiania nudy.
Dziś park służy mieszkańcom Milicza. To wspaniałe miejsce do spacerów i uprawniania joggingu. Malowniczy jest i pełen magii. Ma ponad 200 lat i jest prawdziwym naturalnym zabytkiem.
Dolny Śląsk to taka ziemia, na której żyźnie obradzały wszelkiego rodzaju fortuny, które najczęściej uprawiano rękami niewolników systemu. Zarówno te niewielkie, jak i te gigantyczne na dolnośląskim gruncie głęboko zapuszczały korzenie. Dlatego właśnie dziś, dokądkolwiek pojedziesz na Dolnym Śląsku, wszędzie, na wyciągnięcie ręki masz historię, która powala na kolana. W istocie milicki pałac Maltzana jest zachwycającym pomnikiem czasów, które na zawsze przeminęły…
W pałacu od lat 60. XX w. jest Technikum Leśne.
Ten romantyczny mostek, to najprawdopodobniej dzieło pracowników lokalnego PGR z lat 80-tych XX wieku.
Jedyny mostek, który ma jaszcze coś wspólnego z oryginalnym ogrodem, to ten na wprost fontanny.
Ten z lat 80siątych , dawno spruchniał i zgnił .Obecny mostek ? Nie wiem czyje to dzieło , ale jeszcze kilka lat temu był solidnie zrobiony Jak sobie przypominam , tam były tylko dwa mostki . Nie więcej.