Niekomercyjny

POLE BITWY. Pod Lutynią…

Pole bitwy pod Lutynią odwiedzam kilka razy do roku. Wracam tam i zawsze mam wrażenie, że jest to pierwszy raz. Obserwuję je. Siadam pośród upraw, na Schön Berg, przy resztkach pomnika bitwy, gdzie Fryderyk Wielki wymyślił jak pokonać liczniejszego wroga, albo na Butter Berg, gdzie pewien Włoch, który walczył po stronie Austriaków dostał od Prusaków kulą armatnią, a potem szczątków jego szukano na tym terenie, chcąc zebrać go do kupy. Lubię też zakradać się na szczyt Wach Berg i spoglądać na pole bitwy jak sam król…

Pole bitwy pod Lutynią

Ta historia mnie fascynuje. Na początku nie mogłam się połapać, na czym polegał genialny plan Fryderyka. Nie znam się na wojennych zagrywkach. Poprosiłam więc Sławka, żeby pojechał tam ze mną i wytłumaczył — jak to się mówi — jak chłop krowie na rowie, o co caman. Byliśmy tam we dwoje dwa razy. Staliśmy w polu, ja pytałam o szczegóły, a on machał rękami i pokazywał mi, jak ustawiały się wojska, gdzie i z której strony maszerowały armie. Czasami potrzebuję męskiego sposobu myślenia i wtedy był właśnie taki moment. Faceci lepsi są w te klocki. Potem nieustannie tam wracałam. Sama, z Frutkiem albo z Ines. Opowiadałam jej o tym co wydarzyło się w tym miejscu, również machając rękami, żeby w jej wyobraźni poustawiać żołnierzy na swoich pozycjach. Ostatecznie tak mocno przewałkowałam ten temat, że teraz mogłabym wycieczki oprowadzać po polu bitwy pod Lutynią.

Pole bitwy pod Lutynią

Na drodze z Błoni do Lutyni

Opowiem Wam o tym jak godzinami włóczę się po starych drogach między dwiema Lutyńskimi, kościelnymi wieżami, resztkami Kolumny Zwycięstwa i ruiną Ołtarza Lutyńskiego. Snuję się po tych polach z rowerem i z psem, widzę innych ludzi, którzy spacerują po roli pochyleni z jakimś ustrojstwem w rękach. Wyglądają jak tropiciele. Z daleka nie widać ich twarzy. Tam na pagórkach zawsze łapię wiatr we włosy, ale między nimi jest cisza ustrojona w skowronki. Czasami słyszę świst przelatującej armatniej kuli. Niekiedy dochodzą mnie jęki konających. Przy jednej ze ścieżek, która od wieków z Błoni prowadzi do Lutyni, rośnie gęsty las samosiejek. Kiedy pierwszy raz maszerowałam tamtędy z Ines, przydarzyła się nam taka historia. Coś poruszało się w krzakach i nieco nas to zaniepokoiło. Oceniłam tę sytuację jako spotkanie z dzikami, po czym szybko oddaliłyśmy się z tego miejsca. Ta akcja długo jeszcze tliła się w nas dziwnym niepokojem, choć nikogo i niczego nie widziałyśmy. Całkiem niedawno jednak ponownie wybrałam tę ścieżkę do samotnego tym razem wędrowania.

Lutynia na horyzoncie

Była fragmentami bardzo zarośnięta wysoką trawą i kamienista. Odcinek przy krzaczorach w kierunku Lutyni jest ostro pod górę, a więc zeszłam z roweru i postanowiłam go prowadzić. Przez wzgląd na wcześniejsze strachy z powodu dzików, dla bezpieczeństwa nie wyciągałam Frutka z koszyka. Ten fragment szlaku to najwyżej 10 minut marszu. Pies grzecznie siedział w rykszy, a ja spokojnie pokonywałam wzgórze. Nie odwracałam się za siebie. Nie odczuwałam lęku. Skupiałam się na drodze. Kiedy oddaliłam się już od gęstwiny zieleni, a na horyzoncie zobaczyłam dwie wieże Lutyńskich kościołów, spojrzałam na Pana Frutka chcąc go posmerać za uszkiem i pochwalić, że tak grzecznie czeka na chwilę, kiedy będzie mógł pobiegać. I wtedy zobaczyłam, jak psina straszliwie się trzęsie. Drżał przeokropnie, jakby wydarzyło się coś strasznego. Dotknęłam go i poczułam jego przerażenie. Był w szoku. Uspokoił się dopiero we wiosce. Przy tym zagajniku dzieją się dziwne rzeczy…

Pole bitwy po Lutynią. Bóg był po stronie Prusaków

W samej wsi pamiątek pobitewnych nie brakuje. Kościoły odegrały istotną rolę w tamtym wydarzeniu. Austriakom i Prusakom poszło o Śląsk. Stawka była więc wysoka. Prusaków było znacznie mniej. Nikt nie dawał im szansy na wygraną. A jednak to tutaj, na terenie tego kościoła ostatecznie pruskie wypłynęło na wierzch.

Lutynia

Dziś w tej ziemi umarłych znajduje się mogiła poległych w tamtej bitwie. Wspominają o tym dwa leciwe krzyże. Jeden z nich stoi dokładnie w miejscu, gdzie mur został uszkodzony. To przez tę wyrwę, którą dawno temu już zamurowano, piechota pruska przedostała się na teren kościelny, żeby pokonać wroga. Opowiada się też taką historię, że kiedy Fryderyk wymyślił swój genialny plan, i wojsko jego przemykało po polach, kryjąc się między pagórkami, zmieniając pozycje i tym samym całkowicie zaskakując wroga, nie widział ich nawet ten wartownik, który stał w oknie wieży świątynnej w Lutyni i miał za zadanie wypatrywać zagrożenia. Najwyraźniej tamtego dnia Bóg stanął po stronie Prusaków. Jego domy były otwarte dla króla Fryderyka, a Austriaków Pan potraktował jako persona non grata. Oprócz pamiątek po bitwie przy kościele, na terenie wsi znajduje się też budynek, w którym urządzono muzeum.

Muzeum bitwy pod Lutynią

Niemcy wielbili tę bitwę i Fryderyka Wielkiego. Kult tego wodza i tamto zwycięstwo napawało dumą nawet Adolfa Hitlera, choć to czasy były bardzo odległe. Wydarzenie to zajmowało żywo również wcześniejszych mocarzy. Bonaparte też włóczył się po tym polu i analizował przebieg bitwy. Teraz to tylko uprawy, ale to zobaczą jedyni ci, których temat nie zajmuje. Ja widzę tam o wiele więcej…

Kolumna zwycięstwa

W tym roku zjedliśmy tam w pełnym składzie Wielkanocne śniadanie. Przyjechaliśmy tam wszyscy. Ja, Ines, Daniel i Pan Frutkowski.

Pomnik bitwy pod Lutynią

Taki mieliśmy pomysł na świętowanie. Zajadaliśmy pyszności i spoglądaliśmy na pole bitwy przed nami. Kolejny raz wspominając te dzieje.

Pomnik bitwy pod Lutynią

Pomnik wybudowano na Górze Lutyńskiej w 1854 roku, czyli bez mała 100 lat po bitwie. Teraz zostały z niego strzępy, ale nadal tam jest. Na tym wypiętrzeniu król pruski Fryderyk Wielki siedział i myślał, podczas kiedy jego armia stacjonowała w Błoniach. Żołnierze palili ogniska, czyścili broń i szykowali się na śmierć, a ich władca siedział i myślał

Pomnik bitwy pod Lutynią. Błonie

I bardzo dobrze zrobił, ponieważ rzeczywiście umysł miał genialny. Był prawdziwym wodzem i fenomenalnym strategiem. Plan, który narodził się w jego głowie na Schön Berg przeszedł do historii i długo jeszcze wspominać go będzie świat. Tutaj, na tym wzgórzu wśród pól zaplanowano ten bitewny majstersztyk, że co by się potem z tą ziemią nie działo, to czapki z głów. To moja ulubiona miejscówka. Stąd zaczynam każdy obchód tego terenu, ponieważ w tym punkcie wszystko się zaczęło. Król Fryderyk zobaczył, że okolica jest pofalowana. Zrozumiał, że jeżeli jego wojsko zmieni kierunek marszu i zaatakuje Austriaków z boku, nikt się tego nie spodziewa, a pagórki będą mu w tym sprzyjały. Jak już wspominałam wcześniej, przemykających się polami Prusaków nie widział nawet wartownik siedzący wysoko na wieży Lutyńskiego kościoła. Austriacy nie byli przygotowani na taki zwrot akcji. Ich siły zbrojne szykowały się do boju we Wróblowicach. Kiedy o tym rozmyślam, najczęściej też siedzę na Schön Berg i gapię się na dwie wieże w Lutyni. Tak dobrze je stamtąd widać. I na las, za którym znajdują się Wróblowice, a potem na Błonie, które dziś mijane są obojętnie przez niezliczoną liczbę aut, pędzących nieustannie drogą 94. Następnie obracam głowę i wzrok kieruję na wzgórze Butter Berg i Wach Berg, ale stamtąd już ich nie dojrzę. Po prostu wiem, że tam są…

Pole bitwy pod Lutynią

Miejsce królewskie

Dwie wspomniane góry to miejsca historyczne. Kiedy rozpoczęła się bitwa, armie stanęły naprzeciwko siebie i nagle przewaga Austriaków straciła na wartości. Zaskoczenie zbierało żniwo. Dla Fryderyka Wielkiego urządzono punkt, z którego obserwował walki i wydawał rozkazy. Działo się to na Wach Berg. Wzniesienie to zlokalizowałam dzięki starej mapie niemieckiej. Tak jak pisałam wcześniej, Niemcy wielbili tę historię i nie zapominali o niej nawet wtedy, kiedy rysowali plany tych ziem. Nazwa wzgórza mocno nawiązuje do tamtych wydarzeń. Przebudzona Góra, Czujna Góra, Strażnica. Mniej więcej tak to tłumaczy wujek Google. Byłam nie jeden raz w tym miejscu. Widać stamtąd całą okolicę jak na dłoni, choć jest całkiem możliwe, że wypiętrzenie kiedyś mogło być wyższe. Mapa z początku XX wieku informuje, że to było ponad 158 m n. p. m.

Pole bitwy pod Lutynią

Teraz jest tam jakieś wyrobisko i jakby nie patrzeć trochę czasu minęło, a górę eksploatuje się już od dawna, więc może być w chwili obecnej dużo niższa.

Wach Berg pod Lutynią

Ja jednak, kiedy stanęłam w jej dzisiejszym najwyższym punkcie pierwszy raz, poczułam się jak ON sam. Zajęłam miejsce królewskie…

Pole bitwy pod Lutynią

Nie wierzę w to!

Być może ktoś z Was był kiedyś w tamtej okolicy i widział do wypiętrzenie, które teraz nic nie znaczy. Kupa piachu i tyle. Nie ma się czym zachwycać. Ja jednak widzę to inaczej. Posłuchajcie…

Na szczycie stoją namioty. Palą się ogniska. Dla króla wybudowano drewnianą, wysoką konstrukcję, dzięki której mógł znaleźć się jeszcze wyżej i zobaczyć więcej. Obserwował teren przez lunetę. Wszystko dookoła tonęło w dymie i smrodzie pocisków armatnich. Ziemia drżała od walki.

Pole bitwy pod Lutynią

Co jakiś czas na Wach Berg przyjeżdżał zakrwawiony żołnierz na zziajanym wierzchowcu. Zeskakiwał z niego i jak szalony biegł do króla z wieściami, a on przekazywał mu kolejne rozkazy. Goniec za gońcem kursowali po polu bitewnym od jednego wzgórza do drugiego. Śmierć zbierała żniwo od Łowęcic przez Radakowice aż po Lutynię. Morze krwi i trupów. Wrzawa nie do opisania, jednak wszystko pod kontrolą Fryderyka. Podejmował decyzje, które pustoszyły wroga. Przerażały i osłabiały jego siły. Nie popełniał błędów. Na nic już wówczas była przewaga wojsk Karola Lotaryńskiego. Nie był w stanie otrząsnąć się z zaskoczenia. Bitwa trwała tylko trzy godziny. Prusacy odnieśli zwycięstwo. To był grudzień A.D 1757. Książę Karol, który dowodził Austriakami, powiedział wówczas zdanie, które przeszło do historii. Nie wierzę w to!

Posiadał tak ogromną przewagę liczebną, że rzeczywiście miał prawo się zdziwić.

Te wydarzenia widoczne były dokładnie z tego miejsca. Z tej góry piachu, gdzie nikt nie przychodzi, bo to żadna atrakcja. Są ładniejsze miejsce do odwiedzenia na Dolnym Śląsku, prawda? Bardziej turystyczne i lepiej wyglądające na fotkach. Ja jednak szczerze lubię swoje pomysły na wędrowanie. Są pełne zwrotów akcji i sprawiają, że dostaję wypieków na twarzy. Widzę tak wiele tam, gdzie nic nie ma, że chwilami całkiem się zatracam…

Co się wydarzyło na Maślanej Górze?

Wzniesienie to na XX wiecznych mapach niemieckich zaznaczono jako Butter Berg ( Maślana Góra). Między Lutynią a Radakowicami znajdował się folwark zwany Neuvorwerk. Gospodarstwo i kilka domów. Miejsce to nadal istnieje i można je zobaczyć. Nieco dalej i wyżej, przy polnej drodze do Lutyni, która dziś prowadzi prosto do sadu, znajduje się spore wypiętrzenie.

Pole bitwy pod Lutynią

Skusiło mnie ono roślinnością. Dużo tam bluszczu i widać to nawet z daleka. Poszłam tam bez przygotowania. Zrobiłam gruntowną lustrację terenu.

Pole bitwy pod Lutynią

Znalazłam kawałek ceglanej budowli i symetrycznie posadzone stare drzewa. Wszystko to w oprawie dolnośląskiego buszu.

Pole bitwy pod Lutynią

Dopiero potem szukając tego miejsca w archiwach, udało mi się ustalić, że jest to bardzo ważny punkt na polu bitwy pod Lutynią. Wydarzenia, które miały tu miejsce zostały opisane, a treść ta nie przepadła w mrokach dziejów. To tutaj pewien Włoch, znany nam z nazwiska, generał Joseph Lucchesi d’Averna, który walczył po stronie austriackiej, widząc, jak ogromne straty poniosła armia Karola Lotaryńskiego, w szale bitewnym ruszył z kawalerią na Butter Berg, gdzie znajdowały się stanowiska artylerii pruskiej. To musiał być akt totalnej rozpaczy — z kawalerią na działa! d’Averna nie powalczył długo, ponieważ dostał kulą armatnią i został rozczłonkowany. Konkretnie to urwało mu głowę. Jego oddział w chwilę potem został rozbity przez kawalerię pruską.

Fragment ceglanej budowli oraz widoczne zagospodarowanie tego terenu mocno mi sugeruje, że urządzono tu miejsce pamięci tamtych wydarzeń. Dziś nie ma po nim zbyt wiele śladów. Teraz to tylko wypiętrzenie i krzaczory, ale to właśnie tutaj narodziła się ta historia.

Pole bitwy pod Lutynią

Ale to jeszcze nie koniec…

Ciało generała po bitwie pozbierano do kupy i zawieziono do Wróblowic, gdzie Austriacy mieli swój obóz wojskowy. Wiemy dokładnie, w którym miejscu się rozbili, ponieważ zachowały się informacje o tym, gdzie pochowano bezgłowego oficera. Złożono go w na szybko wykopanym grobie przy szkole. Sławek namierzył to miejsce. Długo analizowałam mapę i muszę się z nim zgodzić. Szkoła znajdowała się na końcu wsi, na wylocie ku Błoniom. Przed bitwą obie armie były tak blisko siebie, dzielił ich tylko nieduży las. To idealne miejsce na wojskowy lazaret i obóz. I tam też spoczął po bitwie d’Averna. Wiemy, że do roku 1830 można było namierzyć jego miejsce pochówku, ponieważ rodzina ufundowała mu kamień pamiątkowy z włoską inskrypcją.

Wróblowice
Wróblowice. Miejsce, w którym znajdowała się szkoła i austriacki obóz wojskowy podczas bitwy pod Lutynią. Tu, na tym terenie spoczął d’Averna. Teraz stoi tam ten blok. Obok widać stare ujęcie wody, być może pochodzące z czasów kiedy funkcjonowała tam szkoła.

Później najprawdopodobniej mogiła została przeniesiona bliżej wsi, ale już w 1870 – sru! Miejscowi nagrobek rozbili, a materiał wtórnie wykorzystali. Najpierw jakiś gospodarz skonfiskował granit, bo akurat przydawał mu się do naprawienia stopnia przy schodach w jego domu, jednak zaraz potem zmory zaczęły go po nocach nawiedzać i bidulek popadł w lęki. Z tego powodu niebawem konstrukcję zdemontował, żeby przegonić upiory i pomnika użyto do wzmocnienia jednej ze stodół w folwarku. Trzeba tu zwrócić uwagę na czas poszczególnych zdarzeń. Najpierw po bitwie pod Lutynią pochowano generała z szacunkiem. Wróg to był, ale jednak oficer. I do tego bohater, chociaż nie pruski, ale zawsze. Potem cicho sza. Z czasem coś się zmieniło i grobowiec zaczął przeszkadzać. No ale ok. Tylko go przesunięto odrobinę. Jednak w 1870 roku, kiedy było już po kolejnej wojnie między Prusami i Austrią, tubylcy wykopali włoskiego generała i wyrzucili na zbity pysk. Albo może nie ruszyli mogiły, tylko postawili na niej jakiś budynek gospodarczy i po sprawie. Nie dowiemy się tego nigdy. Nie wiadomo nawet, gdzie spoczywał. Nie żyje już nikt, kto by to pamiętał.

W tej wojnie chodziło o władzę. To był czas Bismarcka, a on w czterech literach miał jakichś austriackich bohaterów, którzy tylko mu przeszkadzali w realizowaniu własnych planów. Żywych gromił na wojnie, a nieżywych z poprzednich zagrywek wymazywał z historii.

Pole bitwy. Ołtarz Lutyński

To miejsce ma za sobą istotną rolę pobitewną. Często do niego przybywam, ale też często po prostu tamtędy przejeżdżam, gdy wędruję rowerem po tamtej okolicy. Czasami, kiedy na tym polu posadzona zostanie kukurydza, niełatwo dojrzeć resztek ołtarza z jezdni. Znajduje się dokładnie przy tym samotnym drzewie w oddali.

Ołtarz Lutyński, resztki pomnika

Kiedyś prowadziła do niego ścieżka, ale już od dawna nie istnieje. Została zaorana. Pomnik wybudowano na drodze z Leuthen do Saara. Czyli między Lutynią a Żarem. To już dziś ostatni wyraźny punkt na tej historycznej mapie. Pole bitwy tutaj się wyciszyło…

Ołtarz Lutyński, resztki pomnika

Po śmierci Fryderyka II Wielkiego kolejny pruski monarcha, Fryderyk Wilhelm, prowadzony przez ducha patriotyzmu, przybył któregoś dnia do tego miejsca. Spotkał tam pewnego staruszka z pobliskiej Mokrej (dzisiaj Wrocław). Pogawędził z nim i z tej rozmowy rozwinął się temat wydarzeń sprzed lat. Starzec opowiedział wtedy królowi, że i on walczył w bitwie pod Lutynią. Ciągnął temat aż do momentu, kiedy po wygranej walce pruscy żołnierze padli przed Bogiem na kolana na tej ziemi, a król — ich wódz — trwał przy nich. Wszyscy śpiewali pieśń dziękczynną. Zwyciężyli, a przecież było ich dużo mniej. Pokonali wroga liczniejszego i silniejszego. Uznawali to za cud. Staruszek przysięgał, że był naocznym świadkiem tamtej sceny i że to jest dokładnie to miejsce między Lutynią a Żarem.

Ołtarz Lutyński, resztki pomnika

Król zainteresował się otrzymaną informacją. Polecił dokładnie w tamtym punkcie na polu posadzić drzewa i nie orać tam ani nie siać. Później sprawą zajęła się pewna księżna, która kupiła cenny kawałek roli, aby woli króla stało się zadość i również czciła ten nabytek jak ziemię świętą. Po niej znalazł się kolejny patriota warujący w tamtym miejscu, aż w końcu wychylił się z inicjatywą niejaki Berger, inżynier z zawodu. Ten to dopiero na poważnie podjął temat. Wymyślił, aby na polu bitewnym postawić drugi pomnik, który będzie robił za ołtarz polowy, aby uczcić tamto wydarzenie z 1757 roku. W tej chwili dotarliśmy w dziejach już do kolejnego pruskiego władcy, Wilhelma II. Jak widać, sprawa ciągnęła się przez długie lata. Ostatecznie w roku 1907 w tym historycznym punkcie na mapie bitwy pod Lutynią stanął potężny i wysoki obelisk zwieńczony krzyżem, z podobizną Fryderyka Wielkiego tłoczoną na brązowej blasze oraz napisem, że wszystko to ufundował Wilhelm II, niemiecki cesarz i król Prus. I tam jeszcze, że margrabia, burgrabia i hrabia…

Miejsce oficjalnie stało się kultowe.

Ołtarz Lutyński, resztki pomnika

Cześć i chwała

Biorąc pod uwagę relacje między Fryderykiem II a jego następcą, Fryderykiem Wilhelmem, który na polu tym pierwszy zasadził drzewa ku pamięci, to sytuacja wydaje się dość podejrzana. Wszyscy wiedzieli, że Fryderyk Wielki pogardzał następcą tronu, choć był to również jego siostrzeniec, a więc bardzo bliska rodzina. Skąd więc takie uwielbienie ze strony Wilhelma? Jeżeli zaś chodzi o sprawę ołtarza polowego, to raczej nie przypadłaby ona legendarnemu wodzowi do gustu, ponieważ był to człowiek mało religijny i myślący bardzo racjonalnie. Natomiast Wilhelm II, sponsor pomnika, wyraźnie miał chęć znaleźć się w blasku tej nieśmiertelnej chwały swojego poprzednika i pierdyknął sobie na jego ołtarzu inskrypcję ze swoim majestatem. Obelisk został pierwszy raz rozparcelowany jeszcze przez samych Prusaków. Po I wojnie światowej nadszedł kryzys i ludzie ratowali się, jak mogli, a na ołtarzu wisiało sporo cennych, brązowych dekoracji. Poszedł więc wizerunek Fryderyka Wielkiego za psi grosz, żeby czyjeś dzieci w tym dniu nie były głodne. Jednak w okresie międzywojennym pomnik doczekał się restauracji. Jego dzisiejszy stan nie jest dziełem tamtych czasów. Teraz, podobnie jak przed laty, ten niewielki punkt na polu nie jest zaorywany. Bloki po ołtarzowe leżą w trawie i wyglądają jakby bomba na nie spadła. Kiedy się tam pojawiam, zawsze słyszę to zawodzenie. Głosy, które niesie wiatr. Śpiew i płacz. Jęki i rozpacz. Tak wielu zmęczonych żołnierzy, tysiące trupów, tylu skrzywdzonych ludzi z okolicznych wsi, zgwałconych kobiet, okradzionych ludzi, a potem pomniki. Cześć i chwała…

Ołtarz Lutyński, resztki pomnika

Najgenialniejsze bitwy, wygrane wojny, najpierwsi wodzowie. Bohaterowie wrzuceni do jednego wspólnego grobu. Kości ludzkie i końskie, które latami rodziła ta zmienia wraz z kulami armatnimi. Legendy i niesamowite historie o bezgłowych generałach i fenomenalnych wodzach. Wszystko to bardzo fajnie się czyta i całkiem przyjemnie opowiada, jednak pole bitwy pod Lutynią to był koszmar. Taka jest prawda. Ten staruszek, który powiedział królowi o miejscu gdzie żołnierze modlili się po bitwie, w tamtej chwili miał tylko siedemnaście lat. To był jeszcze chłopiec…

Zostawiam Wam w tym miejscu namiary na jeszcze jeden wpis z pola bitwy pod Lutynią. Znajdziecie go klikając na ten link – BITWA POD LUTYNIĄ. O wielkim królu i karczmarzu z Saara.

Więcej naszych opowieści z drogi znajdziecie w książce autorek bloga Nieustanne Wędrowanie — o Rycerzach, śmiertelnych intrygach i bajecznych majątkach (patrz poniżej). Polecamy!

Artykuł zawiera autoreklamę.

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
50
OK
10
Kocham to!
6
Nie mam pewności
0
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
13 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Ryszard

Świetny tekst ! Serdeczne podziękowania za przypomnienie tak ważnych a nie nadmiernie efektownych miejsc. P.S.1870r. to pokonanie Francji przez Prusy i utworzenie, w wyniku tego oszałamiającego zwycięstwa, II Rzeszy w
Wersalu, w 1871r.

Władysław

Prusacy rano wyszli z Prochowic -po trzygodzinnym marszu dotarli do Żródeł -tam nastąpiło uszykowanie do bitwy . Dzień był krótki musieli się spieszyć aby zakonczyć sprawę przed zmrokiem .Jegry nie musieli się specjalnie kryć obchodząc pole bitwy -na przedpolu trwała potyczka kawalerii -ruchliwośc i podnoszony przez konie kurz skutecznie zamaskowały obejście

Władysław

Czy oby na pewno dzień był mrożny ?-czy niska temperatura zapobiega podnoszeniu się kurzu ? chyba raczej nie .. Z jakiego kierunku wiał wiatr ? (bardzo ważne ) Pogodę w dniu bitwy można łatwo ustalić korzystając ze zródeł internetowych . Bitwa nie rozpoczęła się od obejścia .Rozpoczęły ją oddziały kawalerii . Układ lasu w owych czasach był identyczny jak teraz .Kawaleria w swej ruchliwości skutecznie maskowała obejście nie tylko kurzem -była także ostrzeliwana szrapnelami przez artylerię Maksymiliana. Póżniej do walki weszła kawaleria austryjacka -czyli można założyć że w momencie obejsćia na przedpolu (na wysokości środka wsi Wróblowice ) znajdowało się kilka tysięcy koni i ludzi w nieustannym ruchu

Władysław

Na pole bitwy trafiłem jako podchorąży ZMECH we Wrocławiu w 1977 roku – przechodziliśmy cały teren bitwy a wykładowcy taktyki opowiadali i wskazywali nam miejsca istotne i przełomowe momenty . Od tego czasu ta bitwa stała się moim konikiem – w końcu szkolono nas na oficerów -dowódców i robili to fachowcy w tej branży a nie zgadywacze amatorzy
Co do kurzu to chciałbym przypomnieć koleżance że skądś się bierze brudny snieg -a polowania w mrozne dni potwierdzają jednak moją teorię gdzie po przejści chmary jeleni śnieg wokół jest normalnie zakurzony
Ale to dyskusja o niczym -w dniu bitwy nie było mrozu ani śniegu
Podziwiam Panią za pasję i własne odczucia -ja także będąc tam na polu bitwy miałem wrażenie że przemawiają do mnie jej ofiary ,że szepczą mi coś czego nie potrafię zrozumieć
Artykuł przepiękny w tak bliskim mi temacie

Władysław

Jeszcze tak gwoli wyjaśnienia -W opisach bitwy często pomniejsza się rolę kawalerii która bitwę rozpoczęła i która toczyła potyczkę na szerokości :od drogi na Wrocław po zabudowania Lutyni . Kawalerię ostrzeliwała artyleria Maxymiliana -to zadymienie i rozgardiasz pola bitwy dał Fryderykowi mozliwośc obejścia
Nie wzgórza których tam praktycznie nie ma – Kawaleria utrudniła przeformowanie szyków austryjackich na południe . I to własnie przeformowanie skutecznie wyłączyło z bitwy artylerie Maxymiliana
Na tym polega fenomen tej bitwy która mogła mieć całkiem inny przebieg gdyby Maxymilian nie popełnił błędu i ustawił baterie na lewym skrzydle
Pozdrawiam

Władysław

Przepraszam że tak sie rozpisuję ale chciałem jeszcze dodać
Analizowaliśmy różne warianty bitwy z punktu widzenia obu stron i największe szanse dla Maxymiliana dawało uderzenie bezpośrednie na wprost w kierunku Błonie Żródła a jeszcze gdyby trafił na moment kiedy prusacy rozpoczęli obejście to miał szansę pozbawić Fryderyka zaplecza rozbiąc zamieszanie w taborach i zdobywając je .Pryderykowi nie pozostałoby wtedy nic innego jak śladem dzisiejszej A 4 wrócić do Niemieć Napoleon własnie z tej taktyki odcinanaia wojsk od zaplecza uczynił mistrzostwo
Geniuszu Fryderyka nie potwierdzają inne bitwy i wojny -po prostu w tym dniu miał sporo szczęścia
” Cesarzu przyslij posiłki zginiemy wszyscy
-a co myślicie zyć wiecznie nędzne psy ”
tak potraktował swoich wiarusów w innej bitwie :)

Robert

Z takich miejscowych opowieści, słuchałem kiedyś mieszkańca który sprowadził się w te okolice tuż po wojnie, i pamiętał jeszcze resztki jakie zostały po muzeum, które istniało w Lutyni do 1945 r.
Wojska rosyjskie po wkroczeniu uznały pamiątki jako trofeum wojenne, a że inne precjoza wydawały się cenniejsze od zbroi, mieczy czy podobnego „żelastwa” urządzono ognisko, w którym spalono znienawidzone niemieckie pamiątki, bo nie wydawały się warte szabru.
Podobno do dziś znaleźć można resztki po bogatej kolekcji, rozrzucone po okolicy. Ale wyglądem przypominają one bardziej złom, aniżeli cokolwiek cennego.
Druga kwestia dotyczy ukrytego skarbu, który znajdował się na zamku w Leśnicy (Lissa) i który ukryli podobno Austriacy przed Prusakami. Po bitwie i lata po niej nie odkryto tego miejsca i została po tym wydarzeniu jedynie legenda….

Roman

Pracowałem ongiś kilka lat w Lutyni. Z tego co słyszałem, muzeum jak i cała Lutynia została nietknięta przez 2 wojnę. Zawartość muzeum, kolumna zwycięstwa koło Błonia, mauzoleum przy drodze do Żar, zostały rozszabrowane/zniszczone przez przybyłych na te ziemie rodaków. W zasadzie trudno się dziwić. Pozostałości niemczyzny, zwłaszcza gloryfikujące zwycięstwa pruskiego oręża, były wymazywane lub niszczone.

Artur

Fajnie napisane!

Kategoria:Niekomercyjny

0 %