PORT W ŚCINAWIE. Rejs na pokładzie Łęgowej Damy
Nie pierwszy raz odwiedziłam port w Ścinawie. To bardzo klimatyczne miejsce, które zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Ciągle jeszcze można pobyć tam sam na sam z rzeką, jeżeli akurat nic nie dzieje się pod wiatą. Tym razem jednak przybyliśmy tam zwabieni eventem zorganizowanym z okazji geocachingowego powitania wiosny…
Zaparkowaliśmy w ciekawym punkcie w Ścinawie, tuż przy porcie. Każdy, kto odwiedził to miasto w ramach zwiedzania, z całą pewnością zna tę lokalną atrakcję. Jeżeli macie ochotę na więcej smaczków z tej leciwej, dolnośląskiej miejscowości, zapraszam do mojego wpisu blogowego — Ścinawa, Nie taka nieciekawa jak myślisz.
O ten materiał na miejscu pytało mnie kilka osób, z którymi rozmawiałam przy okazji spożywania posiłku. Byłam mile zaskoczona, że treść ta odbiła się tak szerokim echem w sieci.
Geocaching nad Odrą
Event zorganizowany został przez LGD Kraina Łęgów Odrzańskich i Fundację EventSilesia. Zaproszeni goście to przede wszystkim miłośnicy turystyki geocachingowej.
Przybyli oni do tego miasta licznie z wielu stron naszego kraju, aby podążyć przygotowanymi w terenie geościeżkami i odnaleźć skrytki ze skrzynkami. Temat ten bardzo nam się spodobał, stąd nasza obecność w tym miejscu tamtego dnia. Poszukiwacze wyruszyli w teren, gdzie naprzeciw wychodziły im historia, zabytki i legendy. Kiedy zakończyli wędrówkę, ściągali do portu. Tam, na miejscu czekały na nich ciepły posiłek, napoje i przekąski. Na brzegu rzeki paliły się ogniska.
Rejs Łęgową Damą
Przybyliśmy tam, zanim w porcie zrobiło się tłoczno. Był 26 marca, i choć witaliśmy wiosnę, to wiatr od rzeki konkretnie dokazywał. Czapki na głowach i ciepłe kurtki były jak najbardziej wskazane. Pomimo tego postanowiliśmy wykorzystać tę okoliczność w naszym stylu. Załapaliśmy się na rejs po Odrze na pokładzie Łęgowej Damy. Takie wędrowanie nie często nam się zdarza, a więc była to dla nas ogromna atrakcja.
Wiatr we włosach, odgłos silnika uruchomionej łodzi, szum fal i kołysanie…
Zawsze podziwiam tę rzekę, ale jedynie z jej brzegów albo z miejsc przepraw. Nieczęsto mam okazję płynąć z jej nurtem albo pod prąd. Jak widać na zdjęciach, ten punkt siedzenia całkowicie zmienia punkt widzenia. Mijaliśmy mosty nad Odrą…
To niecodzienne widoki dla kogoś, kto wędruje najczęściej po suchym lądzie.
Te ogromne konstrukcje, które podczas rejsu wisiały mi nad głową, powodowały, że czułam się naprawdę maleńka.
Most kolejowy mierzy 378 metrów długości i waży 2600 ton.
Pod mostami — schrony. W czasie trwania II wojny światowej Ścinawa była bardzo ważną twierdzą w systemie obrony na tej ziemi. Walki w 1945 roku, które miały tu miejsce, kiedy sowieci nadeszli, wyniszczyły to miasto w 75 %.
Na pokładzie Łęgowej Damy byliśmy w pełnym składzie Nieustannego Wędrowania. Od sternika dowiedziałam się, że podobny miły, turystyczny rejs to wcale nie jest taka zupełna sielanka. Odra jest niebezpieczna. Trzeba uważać na wysokość wody i na to co niesie nurt. Kamienie i pnie drzew na jej dnie to poważna sprawa. To była bardzo edukacyjna pogawędka.
Port w Ścinawie
Ta rzeka od lat uwodzi mnie i czaruje. Najbardziej lubię jej dzikie brzegi. Często wsiadam na rower i jadę ze Środy Śląskiej do Malczyc, Rzeczycy albo Zakrzowa — bo tam mam najbliżej — po to, żeby posiedzieć przy niej i nacieszyć oczy.
Przy tej wodzie przez wieki wyrastały grodziska, grody, zamki, wsie i miasta. Po obu jej brzegach mnóstwo historii i tajemnic. Wiele z nich namierzyłam i opisałam na tym blogu. Pan Frutkowski również bardzo lubi wędrować wzdłuż Odry. Z pływaniem po niej też nie miał większych problemów.
Ta wyprawa była wielką atrakcją, choć jak dla mnie to trochę za krótko. Wszystko, co dobre kończy się zdecydowanie za szybko. Kiedy dobiliśmy do brzegu, Ines dostała zadanie zacumowania łodzi. Lekko nie było, ale dała radę…
Zeszliśmy z pokładu i ustąpiliśmy miejsca innym. Chętnych do tej atrakcji było wielu. Na brzegu powoli robiła się kolejka. Sporo osób z daleka obserwowało Łęgową Damę, a czas oczekiwania umilali sobie grami i posiłkiem. My również podążyliśmy za zapachami pyszności, które przyrządzane były za wiatą.
Grochówka nad Odrą
Im dzień stawał się starszy, tym robiło się chłodniej. Ludzie rozgrzewali się przy ogniu. Zapach grochówki wabił wszystkich, którzy właśnie powrócili ze geościeżek. Przy paleniskach z wielkimi garnkami, w których gotowała się pożywna zupa, zbierali się pasjonaci tej wyczerpującej zabawy w terenie.
Osobiście podkładałam drewno pod sagan i kontrolowałam płomienie. Grochówka z kuchni polowej smakowała tak, jak wyglądała — przepysznie!
Pierwszy z garnków zrobił się pusty nie wiadomo kiedy, a zawartość drugiego dosłownie znikała w oczach. Jak widać, ruch na świeżym powietrzu wzmaga apetyt.
Przy wspólnym posiłku była okazja do rozmów, zrobiliśmy sporo fotografii i nagraliśmy wywiady z ciekawymi osobami, które odpowiedzialne były za tę przednią imprezę. Film z eventu już jest u nas na warsztacie i niebawem zostanie zmontowany. Tak więc zapowiadam tutaj również relację filmową z tego wydarzenia. Czekajcie cierpliwie.
Pomimo chłodnego dnia, atmosfera była bardzo ciepła. Tak jest zawsze tam, gdzie zbierają się ludzie nieprzypadkowi, ale związani pasją. Było o czym pogawędzić. Chleb ze smalcem smakował jak nigdy. Frutkowski chciał ugryźć szczeniaka, który przybył na event ze swoim panem, a potem wyjadł wszystko z jego miski. Straszny z niego terrorysta! Ja rzucałam kością na odległość i osiągnęłam wynik 10 metrów i 60 cm. Wcześniej, zanim wzięłam udział w zabawie, prawie nią oberwałam, wchodząc na teren gry nieostrożnie. Kość była ogromna. Nie wiem, czy sztuczna, czy prawdziwa, i nie chcę wiedzieć…
Jest w podobnym wydarzeniach bardzo wiele z Nieustannego Wędrowania. Pasja, droga, tajemnica, żywy, palący się ogień. Dlatego tak dobrze się tam czułam…