Kaplica św. Leopolda. PROSZÓWKA DLA PĄTNIKÓW
Kaplica św. Leopolda, Proszówka i zamek Gryf to prawdziwe turystyczne i pielgrzymkowe combo. Ta niewielka miejscowość jest bardzo cicha, jednak w cichości tej ukryte są atrakcje, które prawdziwie mogą zaskoczyć zwiedzającego te okolice.
W tym roku w czasie wakacji zakwaterowaliśmy się w Mirsku. To niewielkie miasteczko stało się naszą bazą wypadową do różnych okolicznych interesujących nas punktów na mapie. Proszówkę odwiedziliśmy głównie z powodu Gryfa, jednak po drodze, z daleka na górze zobaczyliśmy ciekawą budowlę. Nie miałam pojęcia, czym jest. Poszliśmy za ciosem, tym bardziej że do zamku nie było tego dnia wstępu i ruszyliśmy prosto do tajemniczego obiektu, widocznego z każdej strony w tej okolicy.
Kaplica św. Leopolda, Proszówka i legendy
Myślę, że ta niewielka sakralna budowla w ten sposób ściągnęła do siebie niejednego, niekumatego turystę, który całkiem przypadkiem zaplątał się tam pośród wąskich dróżek. Kaplica św. Leopolda, Proszówka i Gryf stanowią pewną całość. Będąc już we wiosce, nie sposób nie zauważyć zamku na wysokim wzgórzu i kapliczki na sporym wypiętrzeniu, które znajdują się niemal naprzeciw siebie. Kiedy trafiliśmy na szlak do Leopolda, był poniedziałek po południu, początek lipca i zero turystów. Cudowna cisza, żadnych pielgrzymek i nabożeństw na górze. Spotkaliśmy tam tylko jedną starszą panią i zapytaliśmy ją o drogę oraz pewnego mężczyzną, który był tam na spacerze z psem. Poza tym widzieliśmy tylko alpaki…
A Ines robiła relacje ma naszego Instagrama. Kto nie widział, tutaj zostawiam namiary. https://instagram.com/nieustanne.wedrowanie
Czasami fajnie jest tak przybyć do jakiegoś ciekawego miejsca i kompletnie nie mieć pojęcia o jego zapleczu dziejowym. Na górze, kiedy dotarliśmy na sam szczyt, zastaliśmy kilka ciekawych obiektów, poznaliśmy historię tego miejsca i legendę. Jedną, a może nawet dwie…
Bardzo krótka lekcja historii
Zanim zaczęto tu pielgrzymować, zanim wybudowano tu pierwszy sakralny przybytek, wzniesienie to było jedynie miejscem do spacerowania dla rozrywki jaśniepaństwa z zamku Gryf. Jednak legenda głosi, że w czasach jeszcze wcześniejszych wypiętrzenie to zwano Górą Straceń.
W moim pojęciu mogła stać tam szubienica, biorąc pod uwagę dość wysoką lokalizację. Nie znaczy to jednak, że nie ścinano tam głów. Mieczem albo na gilotynie. Oczywiście to tylko moje sugestie, ponieważ oprócz tej krótkiej informacji, ściśle związanej z dawną nazwą tego miejsca, do niczego więcej się nie dokopałam. Około roku 1657 na wzgórzu tym wzniesiono kaplicę, a powstanie jej ma związek z pewną romantyczną historią, która od tamtej pory podawana jest kolejnym pokoleniem jako miejscowa legenda, choć na ziemi tej od tamtej pory tak wiele się zmieniło. Tak naprawdę podanie to nie należy do nas, a jednak nadal jest tu bardzo żywe.
Obrączka ślubna Pani Agnieszki
Od wieków ludzie opowiadają, że kiedy pan na Gryfie, Krzysztof Leopold von Schaffgotsch ożenił się z Agnieszką, kilka dni po ślubie zabrał ją na romantyczne wędrowanie na Górę Straceń. Znajdowała się tam ścieżka spacerowa. Wtedy to młoda żona Leopolda miała zgubić tam obrączkę. Wydarzenie to spowodowało sporo zamieszania. Agnieszka potraktowała je jako zły znak. Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja nie była przyjemna. W rok później, kiedy nadarzyła się kolejna okazja do powędrowania do tego fatalnego miejsca, szczęśliwy los sprawił, że podczas spaceru zguba się odnalazła. Są w sumie dwie wersje wydarzeń na temat tego, jak to się stało.
Rzecz o myszkach i polnym kwiatuszku
Pierwsza mówi, że jaśniepaństwo piknikowali sobie na kocu i zajadali frykasy, kiedy przyszła do nich mała myszka polna. Pan Leopold chciał ją od razu zakatrupić, ale Pani Agnieszka nie pozwoliła. Gryzoń uciekł, ale po chwili powrócił z obrączką w zębach. Niezła bania…
Druga wersja opowiada o tym, że w środku leżącej na trawie obrączki zasiało się małe ziarenko polnego kwiatka. Wiosną roślinka zaczęła rosnąć i ciągnąć ze sobą ku górze pierścionek, który opierał się na jej listkach i kwiatostanie. Kiedy Pani z zamku Gryf spacerowała latem po górze, zauważyła go wśród wysokiej trawy. Lubię legendy, naprawdę szczerze, ale tym razem stanowczo zaznaczam, że ani myszy, ani polnego kwiatka nie traktuję poważnie w tej historii, natomiast wierzę bardzo, że Agnieszka obrączkę swoją mogła odnaleźć, bo być może często tam spacerowała w takiej nadziei i wzrokiem lustrowała teren. W każdym razie zaraz po tym wydarzeniu, z wielkiej radości i wdzięczności jaśniepaństwo postanowiło, że na Górze Straceń wybudują kaplicę, której opiekunem będzie święty Leopold.
Drewniana kaplica św. Leopolda
Nie wiadomo kiedy dokładnie ją wybudowano, ale z całą pewnością poświęcono obiekt w roku 1666. Jednak tutaj należy zwrócić uwagę na fakt, że opisuję Wam teraz przybytek nieistniejący w chwili obecnej. Krzysztof Leopold von Schaffgotsch wzniósł w tym miejscu niedużą, sakralną, drewnianą budowlę, która spłonęła w 1779 rok w Noc Świętojańską. Jak wyglądała w pierwotnej wersji, jak najbardziej możemy się domyślać, ponieważ pan Leopold w podobnym czasie zafundował jeszcze jedną kapliczkę górską, również drewnianą, która zachowała się do dziś. Mowa tu o przybytku św. Wawrzyńca na Śnieżce. Idąc tym tropem, podejrzewam, że Kaplica Leopolda mogła wyglądać bardzo podobnie…
Zanim jednak pożar dopadł św. Leopolda na Górze Straceń, kapliczka została zaadoptowana na wartownię przez wojsko podczas wojny siedmioletniej. Nie ma co się dziwić, to doskonały punkt widokowy na całą okolicę. A jakie krajobrazy…
Patrzcie i podziwiajcie.
Do tego cisza, wiatr we włosach i piękny pogodny dzień.
Proszówka. Góra świętej Anny
W 1781 roku kolejny hrabia z rodu Schaffgotsch, Jan Nepomucen przywrócił świetność poświęconej ziemi i wzniósł w tym miejscu kolejną kaplicę. Tym razem murowaną i ocalałą do dziś. Jednak jeżeli myślicie, że od tamtej pory wszystko było już dobrze, to bardzo się mylicie. Pewien miejscowy zagrodnik Jerzy Schalz, którego grunty sąsiadowały z miejscem świętym, uruchomił na swojej ziemi kopalnię bazaltu. Kopano więc na całego w okolicy przybytku, a z czasem coraz bliżej i bliżej, aż w końcu konkretnie naruszono fundamenty budowli.
W 1849 na ratunek kapliczce znowu wyruszyli Schaffgotschowie. Wówczas sprawnie naprawiono to, co górnicy zniszczyli i podmurowano obiekt. Miejsce to w dziejach swoich niejednokrotnie było okradane, jednak czas po II wojnie światowej dokończył dzieła szabrowania i dewastacji. Kaplicę kościół katolicki zdołał jednak odzyskać i w ten sposób zabytek został ocalony. Dziś jednak nie znajdziecie tam figury św. Leopolda, ale św. Anny.
Jej imieniem też nazywa się teraz to wzniesienie. Odbywają się tam nabożeństwa okolicznościowe, również odpustowe.
Matka Boska z zamku Gryf
Kaplica św. Leopolda, Proszówka i Zamek Gryf osobno i w całości na przestrzeni wieków stały się idealnym celem pielgrzymkowym. W latach sześćdziesiątym ubiegłego wieku doszło podobno do objawień na zamku Gryf. Matka Boska pojawiała się na górnym poziomie, i ludzie tłumnie przybywali do dawnej warowni, aby ją zobaczyć i upraszać łask. Zarówno ówczesne władze świeckie jak i kościół w najmniejszym nawet stopniu nie potwierdzały prawdziwości domniemanego cudu, jednak ludzie nie zawracali na to uwagi, ponieważ ci, którzy przybywali na wózkach inwalidzkich do Matki Najświętszej, odchodzili na własnych nogach, niewidomi odzyskiwali wzrok, nieuleczalnie chorzy na nowotwory z zamku Gryf powracali uzdrowieni. To naprawdę bardzo ciekawa historia, której prawdziwości teraz nie sposób ocenić, ponieważ Matka Boska wyprowadziła się z Gryfu.
Idąc dalej tym tropem, dodam jeszcze, że góra, na której stoi przybytek Leopolda jest też związana z Karolem Wojtyłą. Ponieważ papież niejednokrotnie wędrował szlakami sudeckimi, pamięć o tym, że bywał również w tej okolicy, została tam mocno podkreślona.
Zastałam tam kilka pomników, niektóre z nich stoją na miejscach spoczynku, inne mają zapewne charakter religijny…
Czy wiesz drogi Czytelniku/Czytelniczko, że autorki bloga Nieustanne Wędrowanie są również autorkami książek? Poniżej informacje na ten temat :)
Artukuł zawiera autoreklamę
Bardzo ciekawy artykuł. Mieszkam w Jeleniej Górze i często przejeżdżam koło tego wzgórza. Niejednokrotnie mialam chęć tam wejść, ale po Waszym artykule to MUSZĘ tam zawędrować. Tak jak i do Paprotki dziękuję ❤