Naturalny

Co się wydarzyło na bagnach niedaleko Zaboru? Zagubiona w łęgach

To był piękny, pogodny i ciepły wrześniowy dzień. Planowałam wybrać się na włóczęgę z psem po lasach w mojej okolicy. Wieczorem przed tą wyprawą napisał do mnie Sławek i zaprosił na grzybobranie. Powiedziałam mu, że mam inne plany. I stało się tak, że ostatecznie on porzucił swoją misję i przyłączył się do mnie. Co się wydarzyło na bagnach niedaleko Zaboru? Posłuchajcie…

Umówiliśmy się w Szczepanowie. Sławek dojechał tam z Malczyc a ja ze Środy Śląskiej. Te tereny obfitują w knieje, jednak nie było mi wszystko jedno, w którą stronę pojedziemy. Mój towarzysz wędrowania nie miał żadnego pomysłu, za to ja miałam, jak najbardziej! Chciałam po raz kolejny przejechać ścieżkę dydaktyczną w Zaborze, ponieważ szczerze fascynują mnie rezerwaty przyrody i bardzo doceniam możliwość legalnego wstępu do tej dzikiej dolnośląskiej dżungli, którą mam niemal pod nosem.

Rezerwaty przyrody. Zabór

Nowa Winnica

Ze Szczepanowa ruszyliśmy drogą gruntową wzdłuż torów do Przedmościa. Od jakiegoś czasu mieliśmy policję na ogonie i zgubiliśmy ich dopiero w tamtym miejscu. Radiowóz dojechał do tego dziurawego polniaka i zawrócił, gdy skończył się asfalt. Według mnie to był przypadek, za to Sławek miał na to przynajmniej dwie spiskowe teorie z dmuchaniem w balonik włącznie. Dziwiłam się wprawdzie, że policjanci tak nam się przyglądają, jednak było mi obojętne czy mnie sprawdzą, czy nie, ponieważ byłam trzeźwa.

Ścieżka ta prowadziła również do Domu Diabła, a potem przez Przedmoście i do Przydroża. Byliśmy wtedy na leśnym dukcie i do tego w wielkim lesie. Sławek wymyślił wówczas, że w Miękini skręcimy do Winnicy Jaworek, przez co do samego już Zaboru Wielkiego prowadzić nas będzie droga gruntowa. Kiedyś wszędzie tam rosły winorośle, a teraz wznoszone jest osiedle. Zwie się ono Nowa Winnica…

Miękinia

Kaniobranie i pisanie

Wędrowaliśmy dalej cudnym szlakiem, na pewnym odcinku ze starymi, wielkimi dębami po obu jego stronach. Sławek zauważył po drodze kilka dorodnych kani, dlatego robiliśmy sobie tam przerwy na zbieranie grzybów. Nie przeszkadzało mi to — chociaż nie miałam w tym żadnego interesu — ponieważ mieliśmy w planie spędzić razem cały dzień. Nic mnie nie poganiało naprzód. To był mój czas. Na oddychanie, na rekreację, na zieleń i las. Wszystko tego dnia miało być na spokojnie. Wyciszenie i sielanka na najwyższym poziomie.

szlak rowerowy

Sławek chciał podzielić się ze mną grzybami, jednak ja nie znam się na tym, więc powiedziałam mu, że bardzo dziękuję, bo być może są jednak trujące, a ja mam już umowę na drugą książkę i muszę terminów dotrzymać. A więc teraz nie mogę umrzeć.

To może innym razem? – zapytał z szelmowskim uśmieszkiem. – Jak już skończysz pisanie? Może tak być — odparłam…

Kolizja na szlaku

Po niedługim czasie dotarliśmy do wsi Zabór Wielki. Tuż przy wjeździe na asfalt jakiś kundelek, który samopas chodził sobie po ulicy, zaczął biec w moją stronę. Odruchowo i na wszelki wypadek dałam po hamulcach, żeby zdążyć zatrzymać rower, zanim złapie mnie za nogawkę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i wtedy Sławek, który był za mną i tego psa nie widział, wjechał we mnie z rozpędu tym swoim objuczonym rowerem, że aż się Frutkowski wystarczył. Wioskowy kundel też się przeląkł i uciekł z powrotem, skąd przyszedł.

Byliśmy dopiero na początku wyprawy, a już wpadliśmy w oko policji, Sławek proponował mi grzyby, na których się nie znam, wioskowy kundelek miał zamiar mnie zaatakować i prawie miałam wypadek…

Kanie

Rezerwaty przyrody

Te enklawy zieleni są z natury po prostu niedostępne, jednak pomimo tego faktu konieczne jest, aby wytyczać w nich konkretne granice dla ludzi, ponieważ to bardzo wścibski i pomysłowy gatunek, więc jeżeli tylko można coś popsuć, to jemy się to na pewno uda. Rezerwaty przyrody powoływane są po to, aby zwierzęta i rośliny miały warunki do spokojnego życia.

W Zaborze rośnie las łęgowy. Dookoła są mokradła. W koronach drzew na terenie rezerwatu żyją bieliki. Ptasich odgłosów słychać w tych ostępach mnóstwo. Kiedy zjawiłam się tam ze Sławkiem i z Panem Frutkiem, od razu namierzyły nas kruki i potem długo słyszałam ich głosy na tej leśnej drodze.

Rezerwat Zabów

Jednak najpierw przywitały nas łosie. Ich ryki wypełniły rezerwat grozą. W tamtym momencie wszystko dookoła zamilkło i my również. W ciszy nasłuchiwaliśmy, co będzie dalej i zaraz potem ryk się powtórzył. Gdzieś tam, w tej gęstwinie najróżniejszych roślin lubiących bagienne i wodne środowisko znajdowały się te zwierzęta i być może przyglądały nam się z daleka, my jednak nie mogliśmy ich dojrzeć.

Na ścieżkę dydaktyczną wbiliśmy się zaraz za wsią, przy starym poniemieckim cmentarzu. Przejechałam raptem kilkanaście merów lasem, gdy z krzaków na drogę wyszedł mężczyzna z kanią w ręku i dalej! Macha, żebym się zatrzymała. Sławek nie zareagował na niego i pojechał dalej, a ja dałam się złapać. Facet podał mi do ręki kanię i mówi, że on nie ma gdzie jej zapakować, a znalazł i mu szkoda. Jestem z tych uprzejmych, więc przyjęłam podarunek, a kiedy dogoniłam Sławka, chciałam mu go wcisnąć. Ale on nie był zainteresowany, mówiąc, że to nie jest kania…

Rezerwaty przyrody - Zabór

Frutek traktorzysta

Trasa wiła się między drzewami i było tam bardzo wilgotno. Zależało mi tamtego dnia na fotografiach, ponieważ to wyjątkowo piękna pora roku. Jeszcze zielono jest na świecie, jednak już czuje się jesień. Barwy zaczynają się zmieniać. Za chwilę liście zaczną spadać i ułożą się na ziemi niczym złote dywany. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie w tym opowiadaniu…

W głuszy słyszeliśmy piłę spalinową przed nami i bardzo szybko spotkaliśmy pilarza. Na drodze stał jego traktor. Sławek pojechał przodem, mijając go obojętnie, a ja się zatrzymałam, przerwałam mu robotę i zapytałam, czy mogę sobie zrobić zdjęcie na jego terenówce? Mężczyzna nie protestował, więc wleźliśmy z Frutkiem na górę, a Sławek strzelał fotki…

Traktor

Rezerwat Zabór

Ten obszar przyrody chronionej poprzecinany jest licznymi wąskimi kanałami. Roślinność opanowuje te koryta, przez co stają się one niedrożne. Woda występuje z brzegów i rozlewa się po całym lesie. Te okoliczności sprawiają, że wszędzie dookoła są mokradła. W tym środowisku żyje mnóstwo rzadkich roślin i zwierząt. To ich ziemski Eden. Ten wielki bagienny las zowią łęgowym. Drzewa stoją w wodzie, bo tak lubią…

Rezerwaty przyrody - Zabór

Mnie za każdym razem wzruszają te widoki. Ze ścieżki obserwuję bagna, które są dla mnie niedostępne. Nie jestem botanikiem, ale widzę, że dookoła sporo nowości, których nie widuję wszędzie. Świetne punkty widokowe lokalizuję na mostkach, które mija się tam po drodze. Są wprawdzie mocno sfatygowane czasem, ale jeszcze dają radę.

Rezerwaty przyrody

Pierwsze wzmianki o pikniku

Podczas tej trasy zatrzymywaliśmy się kilkakrotnie. Po to, aby zrobić fotografie, albo żeby Sławek mógł zanurkować w chaszcze za jakimś grzybkiem. Wtedy wyjmowałam Frutka z koszyka, żeby sobie łapy wyprostował i poiłam go wodą.

Rezerwaty przyrody

Później mój towarzysz wracał z krzaków i chwalił się swoimi zdobyczami, a potem jechaliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się też na chwilę przy starej drewnianej wiacie z ławami i stołem.

Miejsce biwakowe

Coraz częściej wspominaliśmy o naszym planie pieczenia kiełbasek, a ja już zaczynałam czuć ich zapach. Ssało mnie z głodu. Ustalaliśmy wstępnie, gdzie rozbijemy się obozem.

Szlak rowerowy

Kiedy człowiek jest głodny, podobne tematy mogą mu zrobić kiełbie we łbie. Nie wiem, jak to się stało, że zjechaliśmy z jedynej ścieżki rowerowej w tym rezerwacie i zgubiliśmy się. Przyznam, że nie skupiałam się na drodze, ponieważ uznałam, że nie muszę. Przy Sławku często włącza mi się taki tryb oszczędzania baterii, że nie używam swojego zmysłu orientacji, ani w sumie żadnego z innych zmysłów tylko jadę za nim bezmyślnie. W ten sposób odpoczywam. Nie prowadzę, nie muszę być czujna, nie zastanawiam się nad drogą, ponieważ Sławek wszystko ogarnia.

Rezerwat Zabór

Ale Sławek jest jak kot i chodzi swoimi drogami. Wtedy wybrał tę błotnistą, a ja poszłam za nim jak w dym, nie zaskakując, że coś jest nie halo. Znam przecież ten szlak, no ale las wszędzie wygląda podobnie, a kałuże mogły zrobić się po deszczu.

Rezerwaty przyrody

Wypadek rowerowy

Jeżdżę na rowerze od dziecka. Nigdy nie miałam prawa jazdy, więc dwa kółka zawsze były moim podstawowym środkiem lokomocji. Miałam w życiu kilka wypadków w dzieciństwie, których wprawdzie nie pamiętam, ale za to utrwaliłam sobie w głowie widok moich wiecznie zdartych kolan. W dorosłym życiu tylko raz spadłam z roweru, i to nie ze swojej winy, ponieważ pewna pani wychodziła z auta i nie obróciła się za siebie. Zderzyłam się wtedy z drzwiami jej samochodu, a potem skrobali mnie szpachelką z asfaltu i chcieli dzwonić na pogotowie. Ja jednak wstałam, otrząsnęłam się jak dzik i pojechałam dalej. Potem wiele razy słyszałam, że brakuje mi piątej klepki, może właśnie dlatego, kto wie?

Trasa rowerowa

To było dość przykre doświadczenie, natomiast z Frutkiem jeżdżę od bardzo dawna i nigdy nic nam się w drodze nie przydarzyło w tym temacie. Do tej wyprawy ze Sławkiem, gdy zamarzyły mi się rezerwaty przyrody…

Tak było, kurna. Chciała mnie utopić, co nie…

Niebezpieczne rezerwaty przyrody

Sławek jechał pierwszy. Nieustannie o czymś rozmawialiśmy, a najbardziej o tym, że czas już coś zjeść. W sakwach mieliśmy kiełbaski i chleb z malczyckiej piekarni i fakt ten strasznie mnie rozpraszał. Las zrobił się jeszcze bardziej wilgotny, a ścieżka błotnista. I pamiętam, co wtedy myślałam! Że on przejechał środkiem między tymi dwoma kałużami, a mnie może się nie udać, bo wystarczy, że Frutek tylko lekko się poruszy i natychmiast stracę równowagę! Jednak mój mózg obliczył na podstawie udanego przejazdu Sławka, że obok ryzyka jest też spora szansa na powodzenie. Nie było więc to działanie bezmyślne. Zadecydowałam, że zaryzykuję.

To była sekunda. Koło zjechało po błocie i polecieliśmy na lewą stronę oboje z Frutkiem. Mój towarzysz podróży zauważył to dopiero po chwili. Gdy się odwrócił, ja już leżałam z czterema literami w kałuży i przyciskał mnie rower. Sławek naprawdę się tym przejął, ale tylko w pierwszej chwili, ponieważ rzucił swój rower i zaczął do nas biec, a ja wołałam, żeby Frutka ratował!

Po chwili usłyszałam, jak mówi spokojnie — Frutkowi nic nie jest! Wypadł z kosza do kałuży i wodę pije. Chyba był spragniony. A potem przywiązał go do drzewa, żeby nam nie uciekł i wrócił do ratowania mnie z opresji. I mówi do mnie tak — Słuchaj! Podniosę rower, a potem cię wyciągnę. No i zabrał się do czynu, ale po chwili zapytał — ale może najpierw zdjęcie zrobię?

Stwierdziłam, że dobra! I zaczęliśmy się wtedy oboje śmiać do łez. Po chwili zdjął ze mnie rower i pomógł mi wstać z tego bagna. Sakwa była w błocie, plecak i spodnie również. Do tego wszystko mokre.

Rezerwaty przyrody. Torfowiska

Kawałek dalej była piękna polana. Postanowiliśmy tam chwilę odpocząć i zerknąć na naszą lokalizację. Rezerwaty przyrody mają to do siebie, że łatwo się tam zgubić. Jednak szybko zorientowaliśmy się w terenie i powróciliśmy na szlak.

Polana
Rezerwaty przyrody

Oczywiście, kiedy piszę, że planowaliśmy rozbić się obozem z ogniskiem, nie miałam na myśli tego terenu. Zabór jest tylko do podziwiana, tam nie ma miejsca na podobne biwaki. To specjalny obszar ochrony siedlisk Natura 2000 Łęgi Odrzańskie. Bardzo cenne przyrodniczo miejsce na mapie Dolnego Śląska.

Lasy łęgowe

Rezerwaty przyrody. Za wiaduktem

Zanim dotarliśmy do wiaduktu, jeszcze kilka razy zatrzymywaliśmy się na ścieżce, żeby zrobić fotografie. Zachwycaliśmy się leciwymi dębami, które przy niej rosły.

Rezerwaty przyrody

Byliśmy już blisko torów kolejowych i wyraźnie słyszeliśmy sunące po nich pociągi. Wyjechanie z rezerwatu wcale nie oznaczało opuszenie lasu. Po przejściu pod wiaduktem po lewej na bagnach mijaliśmy grodzisko Jabłonki, a dalej szlak prowadził nas z powrotem do Przedmościa. Zatoczyliśmy konkretne koło.

Wiadukt kolejowy

Igraszki z Diabłem

Początkowo był plan, że rozbijemy się obozem na górze w Przedmościu za torami. Na Zielonej Łące, bo tam są ładne widoki. Jednak w ostatniej chwili Sławek zaproponował skraj lasu za Domem Diabła. Fajne miejsce. Wielu ludzi mówi, że tam straszy.

Na ogniu z naszego niewielkiego ogniska przygotowaliśmy sobie posiłek. Frutek dostał całą, wielką kiełbasę. Była tak duża, że zjadał ją na dwa razy, bo musiało mu się trochę uleżeć.

ognisko

Spędziliśmy tam ponad dwie godziny, aż zaczynało robić się chłodno. Kiedy komary zaczęły być natrętne do bólu, zwinęliśmy obóz. To był cały dzień w lesie, gdzie spotkało mnie sporo przygód, a na samym końcu znalazłam takiego grzyba… ;)

Muchomor czerwony

Nieustanne Wędrowanie to nie tylko blog, ale również książki :) Jeżeli interesują Cię drogi Czytelniku/Czytelniczko nasze opowieści, które nigdy nie były publikowane na tej stronie, koniecznie zerknij poniżej, ponieważ tam znajdziesz wszystkie informacje na ten temat. Polecamy!

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
39
OK
24
Kocham to!
15
Nie mam pewności
1
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
GALA

Przepięknie malowana ,pełna zaskakujących zdarzeń pachnacal lasem, grzybkami chlebem i kiełbaską z ogniska opowieść.
Okraszona niewątpliwym wydarzeniem stulecia…lądowaniem Frutka i Pańci w kałuży .
Cieszę się,że wszyscy cali i zdrowi… dziękuję za pomoc nieocenioną Panu Sławkowi.
Pozdrawiam ciepło najlepszą ekipę

Last edited 2 lat temu by GALA
Grzegorz

Oj trochę podtruć chciał

Tom

Co się wydarzyło na bagnach, zostanie na bagnach.

Kategoria:Naturalny

0 %