Sponsorowane

Oto nasz ulubiony środek lokomocji. A gdyby tak miejskie dwa kółka zamienić na szosowy rower gravel?

Polska to kraj równie gościnny dla rowerzystów, jak i kładący im kłody pod koła. Na naszym Dolnym Śląsku widać to jak na dłoni — mamy zarówno wysyp nowych (pięknych!) ścieżek rowerowych, jak i klasycznych buców za kierownicą, trąbiących na każde napotykane dwa kółka. Wciąż jednak musimy z pełną mocą podkreślić, że na rowerze warto jest zwiedzać kraj nas Wisłą i Odrą. My mamy za sobą już dziesiątki tysięcy kilometrów na liczniku, więc i spore doświadczenie. Dobra maszyna? Pewna? Idealna na szosę, w teren, na błoto i asfalt jednocześnie? Oto marzenie każdego cyklisty!

Dlaczego kochamy rowery

Pisałyśmy o tym w niejednym naszym artykule. Rower to wolność, wiatr we włosach, smak lata na ustach. W koszyku wygodnie podróżuje z nami też nieustraszony Pan Frutkowski. Tak się składa, że sporo ciekawych przygód przeżyłyśmy tylko i wyłącznie dlatego, iż z rana — jak zwykle, w pełni spontanicznie — usiadłyśmy na siodełku, by wieczorem wrócić po stukilometrowej trasie.

Oczywiście autem można więcej. Pociągiem inaczej. Samolotem jeszcze dalej. Jednak rower… to on daje pełen kontakt z naturą. Można nim bez trudu zaparkować wszędzie, wjechać (niemal) w każdy zakątek. A potem oprzeć maszynę o drzewo, gdy tylko chcemy rozejrzeć się po okolicy.

Nieustanne wędrowanie z rowerami

Wreszcie zasięg rowerowy jest wcale niemały, chociaż w naszych rejonach już powoli kończą nam się oczywiste opcje. Dlatego na blogu pojawiają się też zaskakujące, niszowe tematy, które nasza wierna publika tak bardzo kocha. Piszemy o nich z przyjemnością, ale… gdyby tak móc dotrzeć jeszcze dalej?

Rower gravel. Do czego jest przeznaczony?

I właśnie na tym etapie można puścić wodze fantazji i jednocześnie oddać się w ramiona technice. Jeśli zostawić za sobą całe to elektryczno-hybrydowe szaleństwo i zwrócić się w stronę wciąż nowoczesnych, acz klasycznych rozwiązań, to na nasze potrzeby najlepszy okaże się rower szosowy.

Jak on wygląda? Jakie ma parametry? Warto sprawdzić to na konkretnym przykładzie, wchodząc na stronę https://www.tabou.pl/rowery-szosowe/gravo-2-0-2021 i sprawdzając jego wygląd w dużym powiększeniu. Wtedy nietrudno dostrzec sportowe zacięcie maszyny.

A jednak rower gravel nadaje się nie tylko na asfalt, lecz też pozwoli na przyjemne pokonywanie szutrowych bezdroży. W polskim krajobrazie taka uniwersalność to oczywista zaleta. Nie wszędzie są jeszcze wygodne ścieżki rowerowe, a czasem wręcz warto zjechać z betonowego szlaku. Wszystko to z pełną prędkością i niebywałą łatwością, które w duecie są w stanie znacząco zwiększyć nasz zasięg.

rower gravel GRAVO 2.0
Rower GRAVO 2.0 — zdjęcie ze strony producenta

Czy taka maszyna byłaby idealna dla Nieustannego Wędrowania?

I tak i nie. Z pewnością jest ona idealna dla wszystkich tych, którzy próbują nadążyć za naszymi publikacjami i zwiedzają razem z nami opisywane miejsca, ruiny i zabytki. Czasem nawet całe wioski! Słowem, zaprzyjaźnieni z rowerową pasją czytelnicy z pewnością sporo zyskaliby, korzystając ze wspomnianego wcześniej modelu.

Rower gravel jest bardzo lekki, ma wysokiej klasy osprzęt i specjalne opony. Za niską wagę odpowiada rama z aluminium lub karbonu. Na jego wyposażeniu muszą być też odpowiednie hamulce (koniecznie tarczowe!), warunkujące wysokie bezpieczeństwo. Charakterystyczna pozostaje zakrzywiona kierownica, kojarzona z „kolażówkami” — nie bez powodu, ponieważ pozycja rowerzysty może być w tym przypadku bardzo podobna. Kierownica ma też swoją nazwę i jest nią „baranek”. Uroczo, prawda?

Gdybyśmy podróżowali bez psa, to rower szosowy tego typu byłby jednym z pierwszych wyborów. Tu jednak coś za coś — wysoka stabilność tej zwartej konstrukcji nie pozwala na pełną dowolność w dołączaniu kolejnych obciążeń, a psi koszyk wszak do małych nie należy.

To nie oznacza, że rower szosowy i wycieczka z sakwami się nie łączą!

Wręcz przeciwnie, gravel jest dość wielofunkcyjny pod względem montażu kompletu dodatkowej przestrzeni magazynowej. Udaje się to nie tylko na ramie, ale i na szerokiej kierownicy. Zachwyceni będą miłośnicy tzw. bikepackingu (to jak podróż z plecakiem, ale z dodatkiem roweru), pragnący pokonać dłuższą trasę. Na przykład z Dolnego Śląska nad morze i dalej wybrzeżem, które słynie z pięknych i widokowych tras rowerowych.

Przy okazji warto wspomnieć, że cała kategoria tych rowerów jest rozwijana w ramach strony sklepu Tabou, dostępnej pod adresem https://www.tabou.pl/rowery-szosowe/ — a to oczywiście nie wszystko, co strona ma do zaoferowania.

Mówi się, że kolarstwo dzieli swych pasjonatów na różne obozy — tych uwielbiających bezdroża, preferujących wysokie prędkości na asfalcie i ceniących sobie wygodę jazdy po mieście. Wygląda na to, że gravele są próbą pogodzenia wszystkich, dając szybkość, komfort i bezpieczeństwo oraz sporo opcji na dłuższą wycieczkę, również poza granicę asfaltowych szos.

Najciekawszą przygodę rowerową przeżyłyśmy…

… oczywiście na Dolnym Śląsku! Byłyśmy w trakcie rajdu trwającego ponad dwa tygodnie. Spakowałyśmy namiot, a w plecaku znajdowała się reszta naszego dobytku. Na rowerowym bagażniku zamontowany został psi koszyk. Niby miałyśmy jakąś odgórnie wyznaczoną trasę, ale w praktyce wyszło jak zwykle — bez planu i z decyzjami podejmowanymi na bieżąco. Każdy dzień oznaczał ponad sto kilometrów pokonanych jednośladem. Wpakowałyśmy się w okolice Trzebnicy, gdzie przywitały nas tamtejsze wzgórza, potocznie zwane Kocimi Górami. Trzeba przyznać, że te pozornie niewielkie pagórki wypompowały z nas większość sił.

Kiedy na horyzoncie pojawiło się Kuźniczysko ze swoim niesamowitym zabytkiem architektury drewnianej — opuszczonym kościołem prawosławnym — zamiast się cieszyć z rychłego osiągnięcia celu wyprawy, Nieustanne Wędrowanie zaczęło zanosić się płaczek spowodowanym zmęczeniem. Im bliższy był kres pedałowania, tym mniejsza efektywność poszczególnych mięśni. Dojechałyśmy jednak. Świątynie zastałyśmy zamkniętą na cztery spusty, ale na bramie był podany numer telefonu do organizacji opiekującej się obiektem. Zupełnie zapomniałyśmy o tragicznym wyczerpaniu. Zadzwoniłyśmy z pytaniem, czy zwiedzanie kościoła jest możliwe. Był sobotni wieczór, więc nasze zainteresowanie tematem słusznie zadziwiło rozmówczynię. Była ona na tyle zdezorientowana całą sytuacją, że po chwili nerwowego śmiechu wycedziła przez zęby: „Z tyłu jest dziura w płocie, możecie nią wejść na teren, a potem wejść do budynku, przeskakując przez okno”.

Pysząca. Stary cmentarz

Pognałyśmy więc we wskazane miejsce, rowerami dosłownie taranując tamtejsze chaszcze. Róże, bluszcz i dziki bez były przy nas obecne nieustannie, choć w tamtej chwili były nam one zbędne. Potem przerzuciłyśmy maszyny przez płot, a następnie to samo uczyniłyśmy ze sobą, uprawiając przy tym jakiś nędzny parkour. Wyjęłyśmy psa z koszyka, rowery zostawiłyśmy przy jednym z drzew. Nie przywiązałyśmy ich nawet, bo skoro my same ledwie dałyśmy radę je tam wciągnąć, to szansę na to, iż ktoś wbrew naszej woli by je stamtąd zabrał były raczej zerowe. Wpadłyśmy prosto w objęcia pasji. Weszłyśmy do świątyni, zaczęłyśmy wszystko fotografować i komentować po swojemu. Tak upłynęły nam dwie godziny. Były bardzo intensywne, choć przecież dojeżdżając do Kuźniczyska zamierzałyśmy płakać z wyczerpania. Cóż… Nieustanne Wędrowanie już tak ma, żę czerpie energię z rzeczy nieożywionych.

Wierzymy, że najlepsze rowerowe wyprawy wciąż jeszcze przed nami

W jakie miejsca pojedziemy? Wszędzie tam, gdzie czekają na nas ciekawe historie, zakurzone i zapomniane miejsca. Nie mniej jednak nie zapominamy przy okazji o bezpieczeństwie — nasze prywatne rowery co sezon przechodzą gruntowny przegląd, a zużyte elementy są wymieniane. To wiekowe maszyny, przy których taki serwis to konieczność.

Wiemy też, że już powoli nadchodzi czas na zmiany. Czy gravel pogodziłby nasze potrzeby? Z pewnością dałby szansę na nieco inne spojrzenie na podróż rowerem. Przy swej zwinności i szybkości, wciąż nie byłby blokadą przy zjeździe z szosy. Nieco szersze opony, kilka miejsc na przechowywanie i z pewnością udałoby nam się zgrać w podróży.

Tym bardziej cieszą nas postępy w oddawaniu kolejnych szlaków rowerowych. Dla nas to takie „autostrady”, pozwalające na szybkie i wygodne dotarcie do punktu docelowego. Co ciekawe, na samym Dolnym Śląsku jest ich obecnie już aż 8000 kilometrów. To sporo, ale może być jeszcze więcej!

Rower szosowy to świetny towarzysz dłuższych podróży. W odmianie gravelowej pozwala na bezpieczne, szybkie i wygodne przemieszczanie się. Co istotne, nie tylko po asfalcie. Powodów do wyjazdu poza miasto jest mnóstwo, większość z nich pojawia się dość naturalnie. Warto być na to gotowym — zawsze, tak jak my — i dysponować odpowiednim ku temu sprzętem. A potem? Tylko przygoda!

Tekst powstał przy współpracy z Partnerem, firmą Tabou. Zapraszamy na ich stronę!

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
3
OK
2
Kocham to!
1
Nie mam pewności
0
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Roman

Rozwija się technologia, a przede wszystkim marketing, którego koszty stanowią nieraz sporą część ceny rowera. Jeszcze niedawno były rowery górskie na kołach 26″, trekingoeo-crossowe na kołach 28″, szosówki i rowery miejskie. Potem pojawiły się dziwolągi w postaci 29er mające zastąpić górskie. W istocie koła miały rozmiar 28″ lecz szersze obręcze i, w związku z tym, dużo szersze opony. Zwrotnością na pewno ustępowały typowym góralom. Chwilę potem pojawiły się rowery o kołach 27,5, które miały wyprzeć stare rowery górskie. Tak naprawdę różnice między nimi (26, 29, 27,5) mają znaczenie tylko dla rowerzystów ścigających się po górskich trasach. A niedawno pojawiły się gravele – tak jakby crossowe szosówki. Mi najbardziej pasuje starego typu rower crossowy na kołach 28″. Użytkuję go (a raczej je) od dobrych kilkunastu lat (ok. 150 tys. km), w górach, na nizinnych bezdrożach i na szosie. Również na bike maratonach i wyścigach szosowych. Jest moim zdaniem najbardziej uniwersalny. Oczywiście, nie dla wyczynowców.

Kategoria:Sponsorowane

0 %