RUINY ZAMKU CISY. Wiekowa forteca na sprzedaż
Ruiny zamku Cisy to jedno z najbardziej pociągających miejsc na Dolnym Śląsku. Od Cisów bardzo niedaleko jest do perły tej ziemi – zamku Książ i romantycznych pozostałości Starego Książa, i oczywiście, że są to obowiązkowe punkty na mapie tego terenu dla nieustającego wędrowca, jednak Cisy…
Są więcej niż wyjątkowe
Pamiętam taką jedną wyprawę w te rejony, bardzo dawno temu, kiedy jeszcze nie było Nieustannego Wędrowania, a ja nie byłam blogerką. Pojechałam tam z grupą znajomych, do których dołączyłam przez przypadek. Byli to bardzo sympatyczni i rozrywkowi ludzie, a ja wśród nich jednak nieco wyobcowana, ponieważ grupa bardzo przybrała na liczbie w Wałbrzychu, gdzie dołączyło do nas kilka nieznanych mi osób. Ogólnie wspominam tamten wypad jako jeden wielki chaos. Nie byłam przygotowana z lekcji historii, nie brałam udziału w planowaniu wyprawy, nie wiedziałam ogólnie co się dzieje. Wędrowaliśmy przez lasy, konsumując niezliczoną ilość puszkowanych browarów. Ktoś tak opracował tę trasę, żeby po drodze zawsze znajdował się jakiś sklep spożywczy, gdzie można było „dotankować”. Wszyscy mieliśmy plecaki napchane piwami – ja też! Bagaż ten stawał się z chwili na chwilę lżejszy, im dłużej wędrowaliśmy. Było nas dużo, byliśmy głośni, weseli i kompletnie nie zainteresowani historią tej ziemi. Wiedziałam jedynie, że celem jest Zamek Książ, ale to jeszcze była daleka przyszłość. Takie to były czasy. Absolutny chaos. I myślałabym dziś o tamtej wyprawie, że była całkowicie bezsensowna, bo na drugi dzień musiałam wziąć urlop na żądanie, o który poprosił przełożonego mój Kac Morderca, bo ja zaliczałam zgon – ale jedno wrażenie z tej drogi nie pozwala mi wyrzucić tamtej wyprawy ze wspomnień…
Ruiny zamku Cisy
To było bardzo piękne lato. Maszerowaliśmy czasem szlakiem turystycznym, a czasem – nie. Tam po drodze znajdowała się taka wąska rzeczka, trzeba było przeprawiać się przez nią po kamieniach. Prawie wszyscy przeszliśmy bez problemów. Ja również. W skupieniu, bez pospiechu ale sucha przedostałam się na drugi brzeg. Był jednak ktoś, kto zmoczył tam tyłek, wpadając do wody. Po kilku browarach włączyła mi się „transmisja na żywo” i swoimi przemowami skosiłam wszystkich facetów z towarzystwa, skupiając ich uwagę tylko na sobie. Panie w grupie bardzo szybko przestały mnie lubić. Wśród nas było dwóch grajków i grali oni wszystko o co poprosiłam. Narobiłam wtedy tyle zamieszania wokół siebie, że do dziś wstydzę się nawet o tym myśleć ;) A potem nagle weszliśmy na drewniany mostek. Przekroczyliśmy suchą fosę, przeszliśmy przez kamienną bramę, a dokoła nas ruiny zamku Cisy…
Dlaczego to wspominam?
Ponieważ to był mój pierwszy raz w tamtym miejscu i wówczas nie zdawałam sobie sprawy, jakie to było dla mnie ważne. Trafiłam tam przypadkowo, będąc na górskiej imprezce chodzonej z plecakiem pełnym piwa, i podobne wypady nie są w moim stylu. Za dużo ludzi, za dużo alkoholu, za mało ciekawych rozmów, za mało skupienia na drodze. Jednak w tym chaosie i odurzeniu – w głowie mojej zostało to wspomnienie. Drewniana kładka, kamienny zamek, stołp górujący nad wszystkim – tak samo jak przed wiekami. Tam, na dziedzińcu zamkowym urządziliśmy sobie biwak. Kiełbaski z ogniska, browary, gitary i śpiew. Na drugi dzień głowa pękała mi w szwach i przysięgałam, że już nigdy więcej! Jednak Cisy łagodziły ból. To było jedno z tych miejsc, które nie zapisuje się tylko w pamięci, ale też wypala swój ślad w sercu…
Wyprawa na Cisy
Czasy, o których teraz Wam opowiadam dawno minęły. Od tamtej pory bardzo spoważniałam, a drogę swoją traktuję teraz jak świętość. Nie marnuję czasu na bóle głowy, a w plecaku moim zawsze znajdują się jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Zamiast rozmawiać o niczym, wolę spisywać swoje obserwacje z wędrówek. Nie lubię tłumów na szlaku – często wybieram samotność. Wszystko zmieniło się na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Wszystko – ale nie Cisy. Niejednokrotnie wracałam w wspomnieniach do tego miejsca, jako że oczarowało mnie. Niesamowicie klimatyczna warownia w ruinie, z rycerską duszą, położona w dziczy – nie pozwalała mi o sobie zapomnieć. A potem przyszedł taki dzień, kiedy postanowiłam tam wrócić…
Most przy wschodniej bramie
Ruiny zamku Cisy były tamtego dnia na liście miejsc do odwiedzenia zaraz obok Książa i Starego Książa. Zaczęliśmy naszą wędrówkę w Świebodzicach, a zakończyliśmy w Cisach. Byłam kolejny raz zachwycona ścieżką Hochbergów i jej atrakcjami – nie mogłam jednak doczekać się spotkania z moim wspomnieniem. Opowiadałam Ines o średniowiecznej warowni, do której bram idzie się po drewnianym moście. To było najżywsze wspomnienie z tamtej wyprawy sprzed dziesięciu lat. Nawet wówczas, kiedy podchmieleni, całą bandą wparowaliśmy na to przejście nad fosą – wszyscy byliśmy cisi. Do dziś w pamięci mojej te niezliczone stąpnięcia po kładce i ani słowa. Majestat zamkowy wprawia w oszołomienie, tak samo jak setki lat temu. Oczekiwałam tego na miejscu. Ponownego przejścia przez most ku wschodniej bramie. Jednak to już dziś nie jest możliwe. Most przestał być drożny.
Ruiny zamku Cisy. Prawdziwa forteca
Przybyliśmy do zamku od strony Cisów. Od przysiółka tego do ruin idzie się bardzo wygodnym szlakiem, a dokoła widoki powalają na kolana.
Warownia znajduje się za Czyżynką w lesie…
Do przeprawy przez rzeczkę można poruszać się tam samochodem.
A nawet jeżeli nie można – to i tak widziałam tam wiele aut. To bardzo piękna kraina. Nie tylko szlak Hochbergów, ale i wszystko dokoła. Warto tam wybrać się na piesze wakacyjne wędrowanie z namiotem. Wolno czy nie wolno – tyle tam miejsc, gdzie można się rozbić. To prawdziwy, dolnośląski raj – wystarczy tylko trzymać się z dala od turystycznych szlaków. Warownia przywitała mnie rozczarowaniem. Z mojego mostu ze wspomnień zostały jedynie kamiennie elementy konstrukcji. Nie mogłam tym razem przejść po nim tak, jak czynili to ongiś rycerze. To miał być główny punkt programu, najpierwsza atrakcja. Tak bardzo chciałam pokazać to Ines, jednak nie tym razem…
Pięć lat za jeden dzień
Do zamku dotarłyśmy z drugiej strony, szturmując resztki jego obwarowania przy przedzamczu wschodnim. To szesnaste stulecie w dziejach tej warowni. Żeby dotrzeć tam, musiałyśmy wdrapywać się po stromej skarpie. To forteca! Nawet teraz nie łatwo do niej podejść. Cisy swoją historię piszą od XIV wieku, a i wcześniej miejsce to było zamieszkałe, choć bez kamiennych budowli. Tu od zawsze ludzie mieli się izolować od zagrożenia i w razie potrzeby bronić. Nigdy nikt Cisów nie przerobił na nic innego. Od samego początku swojego istnienia – do dziś – jest to dolnośląskie, sokole gniazdo rycerskie. Nawet teraz, kiedy opuszczone, nadal jest zamkiem. Byłam po raz drugi wstrząśnięta. Jego wolą istnienia. Niezmiennością tożsamości. Dostojeństwem. Gabarytem.
Zamek jest piękny. Tajemniczy. Przepełniony duchem czasów. To prawdziwe cudo architektoniczne, wybudowane w tak trudnych warunkach. Nie tylko mury obronne czuwały nad mieszkańcami zamczyska, ale również cały otaczający go teren. Oddałabym pięć lat swojego życia, za jeden dzień w Cisach sześć stuleci wstecz. Aby móc zobaczyć to miejsce w czasach swojej świetności…
Przyspieszona lekcja historii
Nie cierpię robić takich rysów historycznych o miejscach, które w sieci opisano już tysiąc razy. Jednak żebyśmy mogli pójść dalej, jako następna w kolejce wspomnę, że zamek wybudował w XIV wieku Bolek II Mały. Wówczas to obiekt ten należał do księstwa świdnickiego i był fortem wzniesionym ku obronie jego granicy oraz traktów handlowych. W kolejnych latach, przez wieki całe zamek przechodził z rąk do rąk następnych właścicieli, a wszyscy ono byli „vonami” z niemieckimi godnościami. W piętnastym stuleciu husyci roznieśli Cisy w perzynę. Ciężko było podnieść go z ruiny, ale udało się to doskonale. Zamek w nowym wydaniu, już po odbudowie, był gotowy do obrony artyleryjskiej. Stał się nowoczesny.
Jakie prawo, taki zabytek
Kiedy nastały czasy wojny trzydziestoletniej – forteca uległa Szwedom i została spalona. Po tym wydarzeniu zamek zostaje opuszczony i pozostawiony na łasce losu. Cisy wabiły do swoich niezamieszkałych murów zbójów, którym nie przeszkadzały zniszczenia wojenne w warowni. Rabusie mieli tu swoją zbójecką metę. Pomimo fatalnej kondycji, obiekt ponownie stał się czyjąś własnością, a nawet więcej – w kolejnych latach, aż do XX stulecia sprzedawano go i nabywano wielokrotnie. Od czasu spalenia zamczyska w latach wojny trzydziestoletniej, do tego okresu – to kilka stuleci – a nim cały czas handlowano. W tym czasie Cisy były jednocześnie nieustannie rozbierane przez okoliczną ludność. Jednemu przydał się budulec na dom, a drugiemu na szopkę. W pierwszej połowie dwudziestego wieku ruiny uznano za cenne historycznie i nareszcie zostały objęte jakąś tam opieką. Mury obronne zamku już niemal wówczas nie istniały. Potem, po II wojnie światowej w latach sześćdziesiątych, resztki zamku Cisy doczekały się czasów bez rozbiorów. W Polsce również oficjalnie stały się zabytkiem chronionym prawem.
Wiekowa forteca na sprzedaż
To jedna z najdzielniejszych warowni dolnośląskich. Jej losy zaświadczają, że nawet wówczas, kiedy po spaleniu przez Szwedów zamek nie pełnił już swojej roli, zawsze znajdywał się ktoś, kogo ruiny zauroczyły. Tylu ludzi kupiło ten obiekt w stanie agonalnym, że aż ciężko w to uwierzyć. I żaden właściciel tej kupy gruzu nie nakazał tego rozebrać. Powiem Wam, że gdyby nadal był na sprzedaż, a mnie byłoby na to stać – kupiłabym zamek Cisy i dziś, i broniłabym jego murów do końca swoich dni, nie pozwalając nikomu ich rozebrać. Jest w tym miejscu coś magicznego. Bardziej cennego od luksusowych rezydencji. To wehikuł czasu. Łapacz snów o teleportacji w przeszłość. Najwspanialsze stanowisko archeologiczne jakie znam. Gdybym tylko mogła, kupiłabym te pozostałości fortecy na skalistym wzgórzu wraz z ich całą wielowiekową historią, i wreszcie, pierwszy raz w życiu miałabym coś naprawdę wartościowego. Jednak czasy, kiedy handlowano tym obiektem – minęły. Dzisiaj ruiny zamku Cisy są poza zasięgiem nawet najbogatszych…
Ruiny zamku Cisy. Cylindryczny stołp
Cisy, jak na tak leciwy obiekt obronny, były bardzo okazałych rozmiarów. Zamek naprawdę był duży. Weszliśmy tam od strony wschodniego przedzamcza, na teren którego ongiś wjeżdżano przez most nad fosą. Potem kierowaliśmy się na dziedziniec zamkowy, który jak widać jest najbardziej lubianym miejscem na tym terenie, ponieważ to tutaj wszyscy przybywający do Cisów biwakują.
Miejsce ogniskowe używane jest przy każdej okazji. Dziedziniec nie jest już jednak szczelnie zamknięty tak jak przed wiekami. Ocalały natomiast ruiny budynków, które go zamykały. Kilka pomieszczeń mieszkalnych, kuchnia, osobne pomieszczenie dla straży i sala rycerska. Budynek mógł mieć dwie, do trzech kondygnacji, a więc zamek był przestronny, wygodny, prawdziwie książęcy.
Po prawej stronie najstarsza część zamczyska – stołp. W tym wypadku klasyczna, cylindryczna wieża, o średnicy kilku metrów i murach naprawdę grubych. Wejście do niej do dziś zostało zachowane. Umiejscowione wysoko, niewielkich gabarytów, bez drewnianych schodów, które pierwotnie były do niego dopasowane. Stołpy, zwane wieżami ostatecznej obrony, przeważnie nie pełniły jednocześnie funkcji mieszkalnej. Były to azyle, które budowano tak, aby podczas oblężenia, w najgorszym razie można było schronić się ostatecznie w takim miejscu, które było przygotowane na podobną okoliczność. Stąd projekt tak wysoko położonego wejścia do wieży. Schody można było zdemontować natychmiast, ewentualnie wciągnąć je do środka, tym samym uniemożliwiając wrogowi bezpośredni dostęp do jedynego otworu wejściowego do wieży. Stołp pozwalał na dalszą obronę nawet wówczas, gdy do zamku wtargnął wróg. Ten w Cisach był zaprojektowany w bardzo nowoczesny sposób. Owalny kształt wieży nie miał w zasadzie słabszych punktów. Nie można było trafić w jej narożnik z katapulty i naruszyć konstrukcję, ponieważ narożnika tam żadnego nie było, i pociski ześlizgiwały się po murach niewiele szkodząc. Dodatkowo budowle te były – w stosunku do innych zamkowych murów – nieporównywalnie masywne. Innymi słowy, wieża obronna zamku Cisy jest w nim najstarszą i najsolidniejszą jego częścią. Do dziś – choć nie w całości – ale trwa i góruje nad warownią, jak na stołp przystało.
Usłyszeć przeszłość
Dziś ruiny zamku Cisy są zabytkiem dla zaawansowanych. Tam, na wałbrzyskiej ziemi jest inny obiekt – prawdziwy kombajn turystyczny, który ściąga zwiedzających tłumami.
Tu, do tych zapomnianych ruin przybywają nieliczni. Zamek jest zaniedbany, jednak nie szkodzi mu to, a wręcz dodaje tajemniczości. Obeszłam go dokoła każdą wydeptaną i niewydeptaną ścieżką.
Dotykałam rękami tych leciwych murów. Przykładałam do resztek ścian czoło i uszy. Chciałam zrozumieć i usłyszeć przeszłość, bo widzieć ją – już tam zobaczyłam. Oprócz bramy wjazdowej z nieczynnym mostem, po drugiej stronie zamku, na przedzamczu zachodnim znajdowało się drugie, nieco starsze wejście na teren warowni. A dalej dochodzi się do urwiska i straszliwa to rzecz patrzeć stamtąd w dół.
Tam jest jeszcze strzęp muru, ale nie polecam wspierać się o niego i wychylać, żeby zobaczyć Czyżynkę.
Bolko II Mały
Ruiny zamku Cisy można obejrzeć całkowicie za darmo. Nie ma tam kasy biletowej i nie ma przewodnika. Można potraktować to miejsce jako cel niedzielnej wycieczki z pieczeniem kiełbasek w kulminacyjnym momencie – i z pewnością będzie bardzo miło. Ale można też inaczej – wgłębić się w historię warowni, którą zbudował nie byle jaki książę. Zrozumieć jak działało jej „ciało” stworzone do obrony. Bolko II Mały, świdnicki, książę, który wzniósł ten murowany zamek na początku XIV wieku był ostatnim śląskim księciem, żyjącym poza czeskim zwierzchnictwem na tych ziemiach, których nigdy nie uznał. Jego Książęca Mość wybudował wiele kamiennych fortów, podobnie jak jego wuj – król Kazimierz Wielki. Najwięcej warowni powstawało z jego polecenia na czeskiej granicy. Wielbił dworski klimat, rycerstwo i władzę, w ramach której utrzymywał ład publiczny w swoim księstwie. Historia mówi o nim, że był niezależny i dumny. Dla swoich poddanych – łaskawy. Dbał o swoje miasta i wsie nie skąpiąc im przywilejów. Krwią związany był z Królestwem Polskim, jednak nie budziło to w nim specjalnego ducha polskości. Bolko to najbardziej był świdnicki, a potem i jaworski i łużycki… I takim chciał pozostać, zachowując przy sobie to co było jego, bogacąc się nieustannie. Pilnował swojego – taką miał naturę. Widzę go oczami wyobraźni przez pryzmat zamku Cisy. Tutaj również objawia się charakter tego władcy. Perfekcyjnie zaplanowana budowla obronna, gdzie wiele mogło zaskoczyć wroga. Forteca niebezpieczna i sroga jak ówczesny pan na tej ziemi.
Zamek na skale. Zamek z kamienia
Mój znajomy Stefan, który nieustannie śledzi naszego bloga napisał do mnie w temacie zamku Cisy, dzieląc się swoją wiedzą o tym obiekcie. Pozwolę sobie zacytować tutaj jego wypowiedzi, ponieważ uznaję je za bardzo cenne.
„Słyszałem, że chcesz napisać o zamku Cisy. Kiedyś wyczytałem w jakimś przewodniku, że w zamku tym zastosowano rozwiązanie spotykane również w innych zamkach europejskich. Polegało ono na skierowaniu napastników – po sforsowaniu przez nich bramy głównej – w lewo. Musieli oni przejść wąskim korytarzem, mając z prawej strony mur zamku górnego. Ponieważ tarcze trzymali w lewej ręce, nie mogli się skutecznie osłonić przed strzałami i kamieniami. Popatrz czego to ludzie nie wymyślali, żeby zabić więcej bliźnich.
Nie myśl tylko, że niektórzy mogli trzymać tarcze w prawej ręce. Otóż nie, gdyż w takim przypadku wojownik leworęczny nie mógł skutecznie osłonić się przed praworęcznym. Spróbuj sobie wyobrazić, jak wyglądałby taki pojedynek. A przy ataku na zamek nie ma zbyt wiele czasu na przekładanie tarczy i miecza. Cała nadzieja w szybkich nogach.”
Po wyniszczeniu zamku Cisy przez husytów, został on ponownie przywrócony swojej naturze. Wówczas to forteca nabrała gabarytów i być może właśnie wtedy tak go ukształtowano, aby w razie wtargnięcia wroga na jego teren, zdobyty zamek stał się dla niego pułapką. Cisy były stworzone do obrony w najlepszym stylu. Nawet po wyważeniu jego bram i pokonaniu murów – nadal był niebezpieczny.
Warownia ta wzniesiona została w czasach panowania Władysława Łokietka, istniała i funkcjonowała podczas rządów króla polskiego, Kazimierza Wielkiego. Należała do jednego z najświetniejszych książąt Śląskich, Bolka II Małego.