Niekomercyjny

SAMOTNA MOGIŁA. Ballada o Vegesackach

Samotna mogiła w samym środku zapomnianej historii. Od czasów, kiedy została opuszczona przez swoich opiekunów, narosło wokół tego grobowca mnóstwo legend jak również opowieści z dreszczykiem. Prawda i nieprawda stworzyły z tego miejsca bazę wypadową do mojej podróży w przeszłość. Tym razem cofnę się w swoim opowiadaniu bardzo daleko wstecz i również bardzo oddalę się od ziemi dolnośląskiej. Bo właśnie tam zaczyna się ta historia. Na Łotwie w czasach średniowiecza.

Nie ma większego problemu, żeby zrobić z tego wpisu dokument poparty datami. Można też wyliczać wszystkie nazwiska i imiona moich bohaterów bardzo skrupulatnie. Mam zamiar tak właśnie uczynić względem tych z nich, o których głównie będzie tu mowa. Dodam do tego jednak opowieści lokalsów, którzy przekazują sobie legendy od czasów końca II wojny światowej. Będzie to więc coś więcej jak tylko podanie suchych informacji z dobrym udokumentowanym zapleczem. Chcę aby to była baśń, której akcja toczy się od wieków aż do teraz.

Samotna mogiła von Vegesacków

Ballada o Vegesackach…

Historia ta, podobnie jak wiele innych moich opowieści potrzebowała czasu, aby dojrzeć. Informacje zbierałam przez lata, obserwowałam miejsce akcji i powoli przygotowywałam się do przywrócenia jej światu. Samotna mogiła w lesie zawsze będzie przekuwać uwagę lubiących takie klimaty. Ploteczek tubylców też można posłuchać, jednak dojść do rdzenia, do samego początku tych dziejów nie każdemu zapewne by się chciało. Przepracowałam to najsolidniej jak się tylko dało. „Wygrzebałam” z tego grobowca historię, która kończy się tutaj, na Dolnym Śląsku, we Wrocisławicach, a zaczyna na Łotwie, niedaleko Rygi. Jeżeli macie siły i chęć spojrzeć jej w oczy – zapraszam. Pamiętajcie jednak, że trochę to potrwa, jest więc to wpis dla lubiących poplątane historie, gdzie mnóstwo wątków, domniemań i zjawisk paranormalnych. Od czasów, kiedy tych dwoje tutaj spoczęło, minęło sporo lat. Przez ten okres w dziejach działo się wokół tego miejsca bardzo wiele i nic – wszystko zależy od punku widzenia. Zebrałam wszystkie dostępne dla mnie informacje dotyczące grobowca w lesie za wioską. Te udokumentowane i te palcem po wodzie pisane. Uwielbiam takie koktajle bajeczno – historyczne. Mam wtedy możliwość napisania treści bogatej w emocje. Suche fakty zostawiam dla chłodnych racjonalistów.

Samotna mogiła von Vegesacków

Samotna mogiła w lesie

Od czasu, kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym lesie, wielokrotnie do niego przybywałam. Dla lokalsów miejsce to jest nawiedzone, i oczywiście pogląd ten nie jest bezpodstawny. Są opowieści, przeżycia, widzenia. Pragnąc zweryfikować te miejscowe legendy, pozwalałam ponieść się temu miejscu i otwierałam się na nie. Osobiście nigdy nie widziałam i nie słyszałam tam niczego, czego nie dałoby się sensownie wytłumaczyć, jednak zauważyłam pewną rzecz, która niemal za każdym razem, kiedy tam jestem – przydarza mi się. Dzieje się w tym lesie przy grobie coś takiego, co sprawia, że naprawdę wiele mi się wydaje. Raz zdawało mi się, że z daleka widzę budowlę z łukowatym przejściem, której tam wcale nie było. Innym razem miałam wrażenie, że kiedy mówię, mój głos odbija się od powietrza jak od ściany, jakbym znajdowała się w jakimś pomieszczeniu. Nawet ostatnio, już tej jesieni, będąc przy grobowcu, wzrokiem z oddali dosięgłam ogromny głaz, który bardzo mnie zainteresował, ponieważ nie widziałam go nigdy wcześniej. Był naprawdę pokaźnych gabarytów i w białym jak śnieg kolorze. Zniknął, kiedy zaczęłam przedzierać się do niego przez ostępy. W tym lesie coś mąci mi w głowie…

Samotna mogiła von Vegesacków

Duchy z lokalnych opowiadań

Jednak traktuję to jako zjawisko naturalne, bo zapewne jest na to jakieś wytłumaczenie. Inni jednak opowiadają inaczej, nie mając wątpliwości, że w lesie tym starszy. Posłuchajcie…

Kiedyś ktoś pracował na polu blisko tego miejsca. Przyszedł tam na chwilę przed świtem. Znikąd wyłoniła się postać mężczyzny, siwego i leciwego, ubranego w garnitur. Maszerował on przez zaorane pole w lakierkach. Kierował się do wspomnianego lasu. Dotarł tam, wszedł między drzewa i już nie wyszedł. 

Pewna starsza kobieta, będąc w tamtej okolicy na wiosennym spacerze za wioską, usłyszała głos swojej córki, który dochodził z lasu. Była nieco zszokowana, ponieważ wiedziała, że jej dziecka nie ma we Wrocisławicach. Zawołała ją, ale ona już nie odpowiedziała. Zlękniona pobiegła do domu i zadzwoniła do córki, która przebywała w innej miejscowości, w swoim domu, a więc z całą pewnością nie mogła jej tam usłyszeć.

Inny ktoś opowiedział mi, że w lesie tym pewien młody mężczyzna popełnił samobójstwo. Powiesił się na drzewie.

Las

Krąży też opowieść o pewnej dziewczynce, która maszerowała polną drogą z pobliskiego Szymanowa do kościoła we Wrocisławicach, mijając wspomniany gaj. Nie była to ani noc ani wieczór. Niedziela i biały dzień. Dziecko zobaczyło w oddali postać kobiety, która płynnie sunęła po polu, tak jakby nie poruszała nogami. Miała na sobie zwiewną suknię a na głowie welon. Ta dziewczynka jest dziś dorosła i niezmiennie podtrzymuje swoją wersję wydarzeń.

Zdarzyło się też kiedyś, że grupa młodzieży wracała tym polnym skrótem z wiejskiej dyskoteki. Była już noc bo i godzina bardzo późna. Zatrzymali się na mostku przy lesie, żeby zapalić papierosy. W pewnym momencie znikąd wyłonił się stary człowiek, siwy jak gołąbek i szedł prosto w ich kierunku. Kiedy był już na wyciągniecie ręki, po prostu ich ominął i wszedł do lasu. Zapewne nie jednemu wówczas fajka z ust wypadła.

Teren Wrocisławice

Zjawiska paranormalne

Takich opowiadań jest tam zapewne więcej, jednak ja miałam okazję posłuchać tylko o tym. Z całą pewnością samotna mogiła w tamtym miejscu nadaje pikanterii podobnym historiom. Człowiek się nakręca, choć wydaje mu się, że wcale nie. Moim zdaniem jednak nie do końca należy wrzucać takie relacje do worka z bajkami. Są przecież na ziemi miejsca, gdzie dzieją się rzeczy dziwne, niewytłumaczalne dla człowieka na tym etapie wiedzy, jaką posiada lidzkość. Może kiedyś zjawiska paranormalne staną się dla nas otwartą księgą – póki co jednak nie należałoby nazywać niemożliwym tego, czego zwyczajnie się nie rozumie. Być może rzeczywiście samotna mogiła w tym nawiedzonym lesie jest źródłem zjawisk pochodzącym z innego świata, a być może wcale nie. Żeby jednak wyrobić sobie zdanie na ten temat, dobrze byłoby poznać historię ludzi tam spoczywających. Teraz prawo zabrania pochówków poza cmentarzem, kiedyś jednak mauzolea w parkach dominialnych nie były rzadkością. Tych dwoje to wysoko urodzeni Niemcy, którzy byli przed II wojną światową i jeszcze w jej trakcie, właścicielami majątku dominialnego we Wrocisławicach, a las, który tu opisuję – to dawny park dworski, choć rzeczywiście usytuowany nietypowo, bo w sporej odległości od dworu. Teraz zaczyna się trochę klarować ta sytuacja i jest już odpowiedź na pytanie – dlaczego samotna mogiła w lesie? 

Samotna mogiła von Vegesacków

Wrocisławice na planie Wernera

Wrocisławice znajdują na planach Wernera, podobnie jak wszystkie inne miejscowości dolnośląskie. I tutaj również rysownik całkowicie pogubił się w proporcjach. Pałac jest za duży, kościół za mały – ważne jednak, że choć znajdują się one na swoim miejscach. Dzięki TEMU rysunkowi można nieco cofnąć się w przeszłość i zauważyć, że sporo z tych narysowanych obiektów istnieje do dziś. Budynki tego ogromnego folwarku i dwór, chociaż dziś nie wygląda aż tak efektownie. Nie, żeby był takim w przeszłości, wyjątkowo urodziwym, jednak czas go trochę oskubał. Na przykład z dwóch skrzydeł na tyłach…

Pałac Wrocisławice

Jak widać po drugiej stronie pałacu w osiemnastym stuleciu było sporo miejsca, które zostało zagospodarowane ogrodowo. Obiekt ten jest więc starszy niż opisują go na niektórych stronach, gdzie omawia się zabytki i mówi się o nim, że jest dziewiętnastowieczny. Werner fajnie też zaznaczył, że wyższa kondygnacja jest albo szachulcowa albo to mur pruski. Po niedawnym zbiciu tynku z tego leciwego budynku widać wyraźnie, że nie ma tam śladów po ryglowej zabudowie.

Pałac we Wrocisławicach

Więc albo Werner nakłamał, albo piętro rozebrano i postawiono na nowo z samej cegły. I może nawet jest to już robota dwudziestowieczna.

Pałac we Wrocisławicach

Jednak mnie najbardziej interesuje najdalej wysunięty punkt w pola na tyłach dworu. Ta niebieska wstążka – to wąska rzeczka, która istnieje do dziś. Do teraz rosną tam nieliczne z posadzanych drzew po obu jej stronach.

Teren Wrocisławice

Po lewej widać fragment młodego lasu. To jest owo nawiedzone miejsce, o którym mowa. Kawałek  dawnego parku dominialnego, który znajdował się w sporej odległości od zabudowań dworskich i gdzie spoczywają bohaterowie mojej dworskiej opowieści.

Samotna mogiła von Vegesacków

Samotna mogiła. Miłość po grób

Miejscowi opowiadali o nich, że była to para małżeńska, zakochana w sobie do późnej starości. Ci, którzy pracowali w majątku Vegesaków we Wrocisławicach w czasach przedwojennych i wojennych i zostali na tych ziemiach po jej zakończeniu, musieli przekazywać te swoje obserwacje nowym osadnikom. Inaczej być nie mogło, ponieważ para ta zmarła jeszcze przed 1945. Stąd do dziś wokół ich zażyłości krąży romantyczno – skandaliczny powiew z przeszłości. Choć oboje starzy i siwi, za ręce się trzymali i spacerowali idąc z pałacu, wąską dróżką, wzdłuż rzeczki do niewielkiego parku. Wszystkim ogólnie było wiadomo, że tam pragnęli zostać pochowani. Taka miłość po grób. 

Samotna mogiła von Vegesacków

Naprawdę całkiem niezła historia. Z taką jej wersją przybyliśmy do tego miejsca kilka lat temu, a tam – zonk. Daty na płytach wyraźnie informują, że między tymi niby kochankami było 23 lata różnicy. Tak się potem zastanawiałam, czy ta osoba, która opowiedziała mi o tej mega romantycznej parze była tu kiedyś i choć raz zerknęła na napis na płycie? Chyba nie. Bo gdyby tak było, wspomniałaby o takim pikantnym szczególe.

Samotna mogiła von Vegesacków

W takiej sytuacji, w tamtym momencie przyszły mi do głowy tylko trzy wersje wydarzeń. Albo w grobie leży matka z synem, albo para z taką różnicą wieku. Kazirodztwo też mi przemknęło przez myśl – nie powiem, że nie. Wówczas jednak sprawa ta odstawiona została do lamusa. Zrobiliśmy kilka fotografii i to byłoby na tyle. Ostatnio jednak Karl i Luiza zaczęli dręczyć moje wspomnienia. Planowałam odwiedzić to miejsce po raz kolejny. Samotna mogiła powracała do mnie, kiedy znajdowałam się w tamtej okolicy, ale omijałam ten las. Wracała nieoczekiwanie podczas rozmów o tamtym terenie. Wiedziałam, że nadszedł czas…

Samotna mogiła von Vegesacków

Von Vegesack

Vegesackowie pochodzili z Łotwy. Ich ród jest bardzo leciwy. Ongiś byli to rycerze. Rodzina szlachecka o udokumentowanych dziejach od średniowiecza. Kiedy przeglądałam ich drzewo genealogiczne, zdumiała mnie dokładność i ilość zachowanych informacji. Najwięcej oczywiście przykładano się do męskich potomków rodu, ale i o kobietach jest tam sporo. Kiedy przyjrzycie się płytom grobowym – przeczytacie o tym bez kopania w internecie. Napisano tam – że Luiza urodzona była w Livlad. Na Łotwie. A konkretnie w Lemsal, niedaleko Rygi.

Samotna mogiła von Vegesacków

Już poza płytą grobową informacje o niej mówią dalej, że jej mąż -Karl Aleksander również stamtąd pochodził. Tam żył, tam się ożenił, tam spłodził potomstwo i tam został pochowany. Starszy o kilka lat, ożenił się z nią 18 listopada A.D 1858 i był to w znacznym stopniu związek kazirodczy, choć zapewne uwolniony z tych zarzutów dzięki papieskiej dyspensie. Luiza Vegesack i jej mąż to kuzynostwo. Ich ojcowie byli braćmi krwi, z jednego ojca. Dwaj synowie Karla Gottharda Vegesaka – Aleksander Gotthard i Karl Otto. Otto był ojcem Luizy, tej z nawiedzonego lasu przy Wrocisławicach. Historia wspomina o nim, że pracował jako lekarz w Obsendorf, jednak doktor ten pochowany został w Rydze. Trudno teraz ustalić czy to jakiś błąd w notatkach, czy rzeczywiście praktykował na Śląsku przez jakiś czas, a potem powrócił do Łotwy. Nie sposób też ustalić dziś, kiedy Luiza zjawiła się we Wrocisławicach, sądzę jednak że najprędzej po śmierci męża, którego zostawiła w rodzinnej ziemi. Tego już nie docieknę w stu procentach, jednak tutaj ponownie przychodzi na pomoc napis z grobowca. Obok Luizy spoczywa jej syn – Karl Aleksander Otto. Napisano tam, że również urodził się na Łotwie, w Badennhof, który był zapewne rodzinnym majątkiem Vegesaków. Po szybkich kalkulacjach oceniam, że Luiza przyjechała do Wrocisławic jako wdowa, mając około 55 lat, ze swoim pierworodnym, ponad 30 letnim i już żonatym synem Karlem i być może z jego dziadkiem – doktorkiem, ojcem Luizy. Grobowiec wyraźnie mówi, że Karl był Panem na Wrocisławicach. Więc on tam rządził. Z jakiś powodów, zapewne politycznych, ci łotewscy Niemcy ewakuowali się ze swoich ziem, przyjechali na Dolny Śląsk i tutaj zaczęli swoje panowanie. Karl Vegesack, potomek Luizy spoczywa w grobie obok niej. Był on pierwszym i jedynym Vegesackiem, który urządził się we Wrocisławicach po pańsku. Żaden z jego synów nie pociągnął jego dzieła. Po wojnie ten świat się zmienił.

Wrocisławice

Grobowiec von Vegesacków

Z dwóch swoich małżeństw Karl Vegesak – z nawiedzonego lasu, miał pięciu synów i dwie córki. Jego pierwsza żona – Wilhelmina, urodziła mu Kurta, który jako młodzieniec zginą na frontach I wojny światowej i jego nazwisko do dziś jest czytelne na pomniku bohaterów w Kwietnie. Ona sama umarła we Wrocisławicach jeszcze przed tą tragedią. Natomiast druga żona naszego bohatera – Lotta – przeżyła go znaczcie, ponieważ była od niego dużo młodsza. Reszta jego potomstwa rozjechało się po świecie. W czasach zbliżających się do II wojny światowej – bo w 1932 – Luiza Vegesack umarła. Pochowano ją w dawnym parku blisko rzeki. Jej syn Karl zmarł osiem lat później i spoczął obok matki. Po wojnie grobowiec został rozniesiony w perzynę. Być może to są jakieś pozostałości po jego pierwotnym kształcie, wytargane i sponiewierane. Taki niezidentyfikowany gruz nadal tam leży.

Samotna mogiła von Vegesacków

Resztki pomnika Vegesaków, którzy szczycili się swoimi rycerskimi dziejami i szlachectwem, walały się przez długie lata po tym lesie, aż któregoś dnia, wiele lat temu, przyjechał do Wrocisławic jakiś Niemiec i zapłacił komuś z okolicy za uporządkowanie tego miejsca spoczynku. Uprzątnięto je wtedy, a dwie płyty z nazwiskami sklejono betonem. Na narożnikach grobowca ustawiono słupki i otoczono go łańcuchem dla ozdoby. Jeszcze kilka lat temu tam był, teraz zniknął na zawsze. Ktoś też przyciągnął do mogiły stary, drewniany krzyż cmentarny i ustawił przy pomniku. Dziś jednak ten chrześcijański znak leży w znacznej odległości od grobu. Komu chce się go tak targać po lesie?

Samotna mogiła von Vegesacków

Spoczywają w grobowcu – albo i już nie – Luiza Vegesack, z Vegesaków i jej syn Karl Vegesack – Pan na Obsendorfie. Czy relacje ich były zdrowe, a opowieści o nich podle przejaskrawione? Czy też związek ten miał jednak znamiona czegoś nienaturalnego, czemu oni dali się ponieść? Może jednak byli całkiem w porządku we wzajemnych stosunkach, tyle że podle traktowali swoich pracowników – którzy tak im się za wszystko odwdzięczyli, psy na nich wieszając na wieki wieków. Tego nie dowiemy się nigdy, odpowiedź zna tylko ta samotna mogiła…

Samotna mogiła von Vegesacków

W nawiedzonym lesie za Wrocisławicami wiecznie odpoczywać mieli Karl i Luiza. Gdzie zatem spoczywa pierwsza żona Pana na Obsendorfie – Wilhelmina? Która tam żyła i tam umarła? Sprawdziłam na starych mapach i wiem, że kartografowie nie zaznaczyli we wiosce tej nekropolii poza świątynną ani w XIX ani w XX wieku. Na dzisiejszym wzgórzu cmentarnym wtedy stał wiatrak. Wilhelmina musiała więc spocząć w ziemi kościelnej, albo w dawnym parku, tyle że tablica po tym wydarzeniu zaginęła. Patrząc na to miejsce, można wyobrazić sobie, że Karl wybudował tu grobowiec bardziej przyszłościowy i pierwsza w nim spoczęła jego żona. Przecież tak wówczas czyniono. Może było ich tam troje. Wszyscy z Vegesacków z Obsendorfu w jednym miejscu. Krypta na pewno jest głęboka i murowana…

 

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
726
OK
159
Kocham to!
60
Nie mam pewności
22
Takie sobie
29
Subscribe
Powiadom o
guest
16 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
czoczo

Świetnie napisana Historia …
czyta sie jak opowieść sensacyjna,
Cieszę sie ze przyszłemu tutaj ta Historie poznać
Pozdrawiam !
czoczo / http://www.czoczo.de

Katarzyna

Interesująca historia, ciekawie zapisana
Będę tu zaglądać. Pozdrawiam

https://tutivillusblog.com/

Dorota

Świetnie napisane, całe życie oglądałam pałac i zabudowania z okna mojej babci. Zastanawiałam się jaka historię skrywają budynki, oraz jak wyglądały przed wojna. Babcia mi opowiadała o grobie w lasku , o tym że jest nawiedzony i nocą widać latające ogniki. Nigdy w to nie wierzyłam aż sama chciałam zobaczyć, gdy poszłyśmy z bratowa szukać grobu po prostu go nie znalazlysmy a chodziliśmy że 3 godziny ! Babcia mi opowiadała też o podziemiach prowadzących z kościoła na nowy cmentarz… Nie wiem ile w tym prawdy bo nigdy się w to nie zagłębiałam. Ale w końcu znalazłam odpowiedź która nurtowała mnie od dziecka. Dziękuję bardzo.

Arek

Bardzo ciekawe. Kocham wypady w takie miejsca. Pozdrawiam serdecznie.

Bartek

Z tego co pamietam to tez krzyz 30 lat temu stal przy tych grobach, teraz widocznie juz lezy

Staszek

Podziwiam rzetelność i upór w dochodzeniu do prawdy. Nie tylko w tym materiale ale i innych. Czytam dopiero od miesiąca i wielki szacunek za efekty pracy.

[…] Kiedy znaleźliśmy na terenie kolejnej miejscowości, zatrzymałam rower przy bramie pałacu i trochę poopowiadałam o tym obiekcie i jego historii. Nie było go stamtąd zbyt dobrze widać, jednak nie poddawałam się i próbowałam oświetlić budynek. Wtedy mój rower się przewrócił. Upadł na trawę i choć okoliczność ta została zamortyzowana przez sakwę, to i tak nie bardzo mi się to podobało. W podobnych przypadkach często coś się psuje albo rozregulowuje. Łańcuch spada, kierownica się przekręca albo maszyna zaczyna upierdliwie skrzypieć. Przemek podniósł rower i z ulgą stwierdziłam, że nic się złego nie wydarzyło. Opuściliśmy to miejsce i podążyliśmy do kolejnego, mrocznego punktu na tym szlaku. Prowadziłam nas do grobowca Vegesacków. Samotna mogiła znajduje się na skraju lasu, o którym miejscowi opowiadają naprawdę upiorne historie, od których włos jeży się na głowie. Możecie o wszystkim tym przeczytać w moim blogowym opracowaniu na ten temat, które znajdziecie TUTAJ. […]

[…] Jeżeli zajęła Was ta historia, więcej o tym dowiecie się z tego materiału — Ballada o Vegesckach. […]

Bardzo podoba mi się Twój styl narracji. Na kwietniowe imieniny zamówiłem u żony (nomen omen Anetty) Twoje dwie książki.
Najlepszego!

Serena.

Duchy te za życia byli źli dla ludzi w majątku. Żona syna nie jest pochowana z nimi. Juz ich potomkowie nie żyją. Byli naznaczeni klątwami. Przez nie mieli w życiu pecha. Pokutowali po śmierci. Odeszli.

Piotrek

Wybierz się kiedyś do Tucznej (woj. lubelskie) Są tam tzw. cholerskie mogiłki, podczas epidemii chowano tam ludzi jeszcze żywcem i mało kto o tym wie, jest to mogiła nazwijmy to zbiorowa. W miejscu tym bo konkretnie las pod Tuczna postawiono kościół który razem z resztą terenu gdzie zakopano ludzi się zapadł. Teraz na łace nieopodal lasu nie chcą paść się krowy. Swoją drogą gdybyś się tam wybrała najlepiej być tak 23:55 bo wtedy o 24 uzyczysz dzięków łańcuchów oraz ludzkich jęków. Dokładną lokalizację każdy z mieszkańcow Tucznej Ci poda choć raczej nikt nie potowarzyszy Ci w nocy. Swoją drogą fajny wpis.

Dorota

O matko, czy to ta Tuczna, gdzie zeszłego lata byłam na pokazie koni zimnokrwistych?? Odbywał się na polanie…

Kategoria:Niekomercyjny

0 %