Naturalny

Jeden dzień w dziczy dolnośląskiej. O wędrowaniu bez ściemy

To był tylko jeden dzień w dziczy dolnośląskiej, i o nim jedynie Wam tutaj opowiem. Pamiętać jednak musicie, że jest to moja codzienność. Nieustannie bowiem znajduję się w takich okolicznościach. Idę tam, gdzie nie ma dróg, albo są, ale w takim stanie, że wędrowanie po nich wyciska z człowieka ostatnie poty. Mogłoby się wydawać, że są to miłe i lekkie wędrówki po Dolnym Śląsku, jednak zaprawdę powiadam Wam, kiedy po takich wojażach wracam do domu, jestem wypompowana z sił, posłuchajcie…

Wybrałam się w tę drogę z Przemkiem i z Panem Frutkowskim. Gdybym nie miała towarzystwa, też wyruszyłabym na ten szlak, jednak polosowało mi inaczej i nie byłam tego dnia sama w drodze.

Pan Frutkowski

Grodzisko na horyzoncie

Przygoda ta zaczęła się od pewnej informacji o tym, że w polu między Piersem, Jarosławem a Ujazdem Górnym ktoś zlokalizował grodzisko i podrzucił mi informację o tym. Podejrzewałam, że on nigdy nie był w tym terenie osobiście i bazował jedynie na mapach. Zanim wyruszyłam na zwiady, sama również przeczesałam ten obszar poprzez pryzmat kilku różnych map. Tych z XX stulecia, które zachowały się po Niemcach, satelitarnej współczesnej oraz mapy Lidar. W oczy od razu rzucił mi się prostokąt. Wyłonił się kształt niemal idealny i w wymiarach pasujących do niejednego, znanego mi tego typu obiektu. Dobrze orientuję się w tych okolicach, jednak akurat tam, na tych polach jeszcze mnie nie było. Uznałam miejsce to za mocno podejrzane i pomyślałam, że o nie właśnie chodziło temu komuś, kto powiedział mi o swoim znalezisku.

Grodzisko średniowieczne

Planowałam sama wyruszyć w tę drogę, jednak wtedy napisał do mnie mój dobry znajomy Przemek i zaproponowałam mu przy okazji tej rozmowy, żeby do mnie dołączył. Byliśmy już wcześniej razem na szlaku i dobrze mi się z nim wędruje. Jest taki jak ja — pójdzie wszędzie, w największą dzicz.

Średniowieczne grodzisko? Nie mam pewności, czego szukam

W taki waśnie sposób stało się, że następnego dnia pojechaliśmy na rowerach na poszukiwania grodziska. Trasa to nie była długa, jednak wiedziałam z doświadczenia, że nas zmęczy. Tam, dokąd jechaliśmy, mogłoby nie być dróg, a bezdroża nie są łatwe do pokonywania zwłaszcza o tej porze roku. Powiedziałam Przemkowi, że tak naprawdę nie mam pewności, czego szukam. Nie jest więc powiedziane, że cokolwiek znajdziemy. Nie przeszkadzało mu to wcale…

Wszystko zaczęło się bardzo wygodnie. Wyjechaliśmy ze Środy Śląskiej drogą dla rowerów. Pokonanie odcinka od miasta do Cesarzowic to było mgnienie oka. Potem za wsią, skręciliśmy w ścieżkę, która prowadziła prosto do dawnego majątku w Piersnie. To była bardzo ładna trasa najpierw wśród złotych pól…

Złote zboże

A potem z widokiem na zabudowania folwarczne i park dominialny, który dziś jest dziczą dolnośląską. Szliśmy tą drogą na pieszo, ponieważ to idealna trasa dla Pana Frutkowskiego, żeby sobie chłopak łapki wyprostował. To była ta ścieżka, na którą nie wjechał woźnica z Piersna. Pomylił drogi i dlatego się utopił.

Cud w Piersnie!

Stara, kamienna droga zaprowadziła nas do Piersna, a dalej przed nami było wzgórze z zabudowaniami po starym gospodarstwie młynarza. Już prawie na nią wjechałam, gdy kątem oka zobaczyłam tamtejszy dwór. Widok ten zawsze mnie szokował, ale nigdy aż tak bardzo!

Zawróciłam natychmiast, żeby cud ten zarejestrować.

Pałac w Piersnie
Pałac w Piersnie „wczoraj”.
Dawny dwór w Piersnie. Dziś.
Dawny dwór w Piersnie. Dziś.

Metamorfoza ta rzeczywiście jest niesamowita. I niech mi ktoś teraz powie, że cuda nie istnieją! Obiekt ten przez lata doświadczał wielu zmian, które nie wpływały na niego korzystnie. Dochodziły mnie słuchy, że ongiś posiadał wieżyczkę. Ogólnie podoba mi się ta przemiana, gdzie widać, że zabytek został odnowiony z pompą. Jednak, gdy przyjrzycie się oknom na parterze i wejściu do pałacyku, zauważycie, że zastosowano tam opcję — po linii najmniejszego oporu. Budynek wiele stracił na urodzie przez te wszystkie lata, niewielkie zdobienia, które przetrwały są bardzo cenne. Przy portalu teraz ich brakuje. Jednak może to jeszcze nie jest koniec prac i coś się zmieni? Zobaczymy. Naszej uwadze nie umknie nic…

Za dworkiem znajdowała się lodownia. Zachowała się do dziś i jest nadal w użyciu. Przynajmniej takie jest moje wrażenie.

Chłodnia dworska. Piersno
Chłodnia dworska. Piersno.
Dwór w Piersnie
Pałac w Piersnie. Dolny Śląsk. Powiat średzki. Gmina Kostomłoty.

Nieistniejąca ścieżka owocowa

Po obejrzeniu tych niesamowitych nowości na szlaku ruszyliśmy dalej. Wjechaliśmy na górę z dawnym młynem, a potem na pola. Byliśmy gdzieś pośrodku między miejscowościami — Samborz, Piersno, Ujazd Górny i Jarosław. Przecina te ogromne użytki wiele ścieżek, jednak niektóre z nich już dawno zostały zaorane. Wiem to, ponieważ zdradzają ten fakt mapy z XX wieku. Stanęłam na tym polu i zaczęłam się rozglądać. Odtwarzałam w swojej głowie lokalizację miejsca, którego szukałam. Mój wzrok zaczął wyłapywać punkty orientacyjne – wieżę kościelną w Ujeździe Górnym i bliżej – tajemnicze wzniesienie. Najsampierw tylko musnęłam je spojrzeniem, a potem natychmiast do niego wróciłam. Piękne wypiętrzenie otoczone było polem słoneczników. Z oddali widziałem prowadzącą do niego ścieżkę, która ongiś w całości obsadzona była z obu stron drzewami, jak się później okazało, owocowymi.

Droga polna

Średniowieczne grodzisko na Jęczmiennej Górze

Jechaliśmy dobrze zachowaną drogą wzdłuż pól, gdzie dojrzewała złota pszenica. Kiedy byliśmy na wysokości wypiętrzenia, okazało się, że widoczna z daleka dróżka jest zaorana. Zostały po niej jedynie nieliczne gruszki i czereśnie. Jednak pomiędzy ścieżką a zbożem nadal była niewielka przerwa. Bardzo wąska, ale w sam raz na to, żeby zmieścił się na niej człowiek prowadzący rower. Skoro więc tak, ruszyliśmy wzdłuż linii drzew owocowych prosto ku wzniesieniu. Czy na końcu tej trasy znajduje się średniowieczne grodzisko? Nie miałam o tym pojęcia…

Średniowiecze grodzisko

To był bardzo gorący dzień. Pot zalewał mi czoło, a koszulka zrobiła się mokra. Czuło się, że nadciąga burza, choć nie było jeszcze jej słychać. Chwilami maszerowaliśmy w ciszy. Motyle w moim brzuchu zaczynały się budzić. Dostawałam dreszczy z emocji. Opowiadałam wtedy Przemkowi, że na mapie Lidar jest to idealny prostokąt. Jednak — byłam nieco zdezorientowana — nie widziałam na satelicie, żeby tam były drzewa…

Zobacz, jak tu cudnie jest!

Szliśmy jednak przed siebie z uporem maniaka. Przy linii lasku droga nasza stała się jeszcze trudniejsza. Rosły tam gęste i wysokie trawy.

Powiedziałam do Przemka, że zaparkujemy przy ambonie. I tak też się stało. Gdy dobiliśmy do tego miejsca, przed nami rozpościerała się cudowna przestrzeń.

Średniowieczne grodzisko

Byliśmy bardzo wysoko. Wszędzie jak okiem sięgnąć pola niekwitnących jeszcze słoneczników i różnego rodzaju zbóż. W zasięgu wzroku – zabudowania okolicznych wsi. W oddali zaobserwowałam ścieżki przecinające ten obszar. Widać je było tylko dlatego, że nadal rosły tam stare drzewa owocowe. Zakręciło mi się w głowie od tych widoków i zaczęłam mantrować o tym, jak tu jest pięknie. I mówię do Przemka — zobacz, jak tu jest cudnie! I choć on to widział, to ja powtarzałam — jakież to wspaniałe miejsce! Co za widoki… I tak przez przynajmniej dziesięć kolejnych minut nieustannie.

Średniwieczne grodzisko

Średniowieczne grodzisko. Obchód terenu

Na niemieckich mapach opisano to miejsce dość drobiazgowo. To Graupe-Berg, Jęczmienna Góra. Ponad 165 metrów n.p.m. Jest tam też rysunek. Nieregularny czworobok, którego boki zaznaczono kropkami. To taka linia przerywana. Widać tam też koło, a w jego środku znajduje się czarna kropka. Dokoła narysowano drzewa. Z tego miejsca dawniej rozchodziły się drogi w różnych kierunkach, dziś już ich nie ma. Około 100 metrów od wzgórza, w polu, w kierunku Samborza widać na tej leciwej mapie źródełko. Bardzo wyraźne ujęcie wody. Kiedy jednak przybyłam tam na lustrację terenu, nie wiedziałam o tym. Byłam przekonana, że znalazłam zupełnie inny obiekt. Ten, o którym wspominałam wcześniej i który brałam za średniowieczne grodzisko. Idealny prostokąt nieporośnięty drzewami wyobrażałam sobie jako wały ziemne. Natomiast na tym wypiętrzeniu nie znajdowałam tej wizji. Jeczmienna Góra z każdej strony otoczona jest niewysokim wałem z płytkim, suchym dziś korytem. Jej wierzchołek jest bardzo wyraźny. Szukaliśmy z Przemkiem jakichkolwiek śladów grodziska, jednak niczego tam poza terenem nie ma. Głośno mówiłam do niego, co zauważam, jednak nie miałam dowodów na to, że moje gadanie ma sens. W końcu powiedziałam, że muszę się zatrzymać, założyć okulary, włączyć mapę i jeszcze raz na to spojrzeć. Wtedy okazało się, że prostokąt w polu, którego szukałam, znajduje się pół kilometra dalej w kierunku Ujazdu Górnego.

Średniowieczne grodzisko

Mądrych warto posłuchać

Wydawałoby się, że wtedy wszystko stało się jasne, jednak we mnie nie było już takiej pewności. Stałam na tym wzgórzu i przecież wiem, co widziałam. Powiedziałam wtedy do Przemka, że pojedziemy sprawdzić tamto miejsce, jednak gdybym to ja przybyła na te ziemie jako kolonistka z Niemiec w XIII wieku i nadanoby mi ten teren, abym mogła się tu urządzić i pracować, ze wszystkich miejsc w zasięgu wzroku, wybrałabym to wypiętrzenie, ponieważ nikt nie mógł mnie tu podejść niezauważonym. Woda była blisko. Na szczycie góry wybudowałabym wieżę mieszkalną, a poniżej, tam, gdzie rosną dziś te lipy, byłoby podgrodzie. Jeśli problem wody byłby jednak cięższy do ogarnięcia, niż mi się wydaje, to przecież niejeden zamek radził sobie z takimi utrudnieniami. Budowano wówczas studnie, do których spływała deszczówka, filtrowana przez mchy i inne rośliny oraz piach i drobne kamienie.

Nie każde wzgórze to grodzisko, jednak wiele średniowiecznych osad powstawało właśnie w takich miejscach. Warto więc przyglądać się podobnym wypiętrzeniom.

Brak dowodów to tylko jedna strona medalu. Każde osiągnięcie bowiem, każde odkrycie rodzi się najsampierw w sercu, dopiero potem rzeczy te poddawane są obróbce w naszych głowach. Pod deklem z ludzkiej czaszki następują kalkulacje i analizy, jednak pierwsze dane płyną z wyobraźni i intuicji.

Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona.

Albetr Einstein

Opuściliśmy Graupe-Berg i udaliśmy się do właściwego naszego celu. Na miejscu znalazłam chyba ujęcie wody. Tajemnicze wały nie były resztką budowli sprzed wieków, jednak to, co widzimy w tle, bardzo możliwe, że tak…

Średniowieczne grodzisko

Z tego miejsca ruszyliśmy w drogę powrotną, jednak to jeszcze nie koniec tej opowieści. Staliśmy w tym wielkim polu i kombinowaliśmy, jakby tu dojechać do lasu w Chwalimierzu, ale tak, żeby nie wracać tymi samymi ścieżkami. Dlaczego chciałam jechać do tych knieji?

Ponieważ i tam od dawana już nurtuje mnie jedno, bardzo ciekawe miejsce, którego dotąd nie miałam okazji sprawdzić. Lecz niestety ta pora roku, gdzie roślinność szaleje, jest chyba najgorszą do tego typu wypraw. Jednak co tam! Ja się tym nie przejmowałam i chciałam drążyć temat, a Przemek się nie wystarszył…

Drugą część tej opowieści znajdzie we wpisie – Czy na Dolnym Śląsku jest bezpiecznie? Zapraszam ;)

Autorki bloga Nieustanne Wędrowanie zajmują się również pisaniem książek! Poniżej zostawiamy Wam namiary na te zajmujące publikacje i zapraszamy do wglądu!

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
8
OK
9
Kocham to!
6
Nie mam pewności
0
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

[…] zaczęło się tutaj — Średniowieczne grodzisko. To źródło, z którego wybija ta […]

Kategoria:Naturalny

0 %