OPUSZCZONE STANOWISKO ARCHEOLOGICZNE. Stara Baśń Nadodrzańska
Znaleźliśmy to stanowisko archeologiczne w dolnośląskim lesie, niedaleko od Odry. Jest ono najwyraźniej opuszczone od lat. Opuszczone w sensie, że nic tam się nie dzieje, nie organizuje się tam żadnych prac archeologicznych. Już od dawna nikt nie interesuje się tym miejscem. Widać to gołym okiem…
Jednak my wiemy, że dawnymi laty w tym właśnie miejscu archeolodzy znaleźli coś, co spowodowało, że zaczęto tu kopać i poszukiwać przeszłości. Cóż mogło to być? Czy jest to miejsce, które pod powierzchnią ziemi skrywa ślady ludzkiej działalności z czasów prahistorycznych? To stanowisko archeologiczne zajmuje dość sporą powierzchnię, na której znajdują się na przemian dość głębokie doły i niewielkie wzgórki. Może był to cmentarz, na którym znajdowały się kurhany? A niedaleko prahistorycznej nekropolii stały chaty nakryte strzechą i mocno wpuszczone w ziemię. Cała wioska pełna ludzi, którzy nie znali jeszcze ani pisma ani żelaza.
Dziś rośnie tu stosunkowo młody las, pięknie tam jest i bardzo klimatycznie
Teren jest nadodrzański, bo do rzeki stamtąd niedaleko. Nie napiszemy tym razem jak trafić do tego miejsca. Doszły nas bowiem wieści, że to stanowisko archeologiczne było dość często odwiedzane przez poszukiwaczy skarbów, którzy przybywali tutaj z wykrywaczami metali. Nie podoba nam się to i nie będziemy przykładać ręki do podobnych nadużyć. Być może kiedyś znajdą się pieniądze na kolejne badania tego terenu i prawdziwe skarby zostaną tu odkryte. A ich wartością historyczną będzie mógł cieszyć się każdy z nas, a nie tylko ci, którzy wykopią z ziemi artefakty i upłynnią na giełdzie staroci.
Mam nadzieję, że nie stracimy przez to dość licznej grupy naszych czytelników, którzy podążają naszymi śladami z tym ustrojstwem wrażliwym na metal. Wiemy, że depczecie nam po piętach, bo czasami znajdujemy Wasze ślady tam, gdzie prowadzimy Was naszymi opowieściami…
Stanowisko archeologiczne – Stara Baśń Nadodrzańska
Akcja Starej Baśni Kraszewskiego stała się pryzmatem, przez który patrzę na to miejsce w tym cudnym lesie. Nie potrafię sobie wyobrazić tej historii inaczej. Oczywiście, że może być tak, iż nie trafię celnie w epokę dziejową, jednak jest duże prawdopodobieństwo, że mamy tu do czynienia z historią, którą umiejscowię gdzieś na początku naszej ery. Jest też bardzo prawdopodobne, że to znacznie starsza historia. W Starej Baśni autor opowiada nam o pewnym człowieku, który rozprawiał o tym jak wędrował po świecie i jak poznawał najróżniejsze ludy. Wspominał o wielu i nazywał ich od miejsc, w których zamieszkiwali. Wspominał również, że na swojej drodze spotkał też „tych z nad Odry”…
Ale nie miał na myśli Niemców. W powieści wspomina się również o tym, że ludy te nie miały pojęcia o produkcji żelaza. Znali je, ponieważ żelazne miecze mieli przy sobie Niemcy, co dawało im ogromną wówczas przewagę militarną nad ludkami słowiańskimi.
Wówczas jeszcze nie istniało państwo polskie
Ludy zamieszkujące te tereny są dla mnie tajemnicą. Dziś archeologia zapewne ma wiele do powiedzenia w tym temacie, ale ci naukowcy opowiadają tak zawile, operują tak trudnymi terminami, że ostatecznie czynią prahistorię nudną i mało zrozumiałą. Dlatego wolę tego gawędziarza Ignasia z Kraszewskich, od opracowań naukowych wielkich znawców prahistorii. Kraszewski bowiem w Starej Baśni połączył naukę z przygodą, odkrycia archeologiczne z fascynującą prozą pełną zapierających dech w piersiach akcji. Uczynił historię wyglądającą apetycznie, smaczną, kuszącą i łatwostrawną.
Dlatego też, kiedy przechadzałam się po tym stanowisku archeologicznym w lesie nad Odrą, niewysokie, ale jednak górujące w tym terenie kopce kojarzyły mi się z kurhanami. Może tutaj właśnie spalone ludzkie doczesne szczątki były składane wraz z przedmiotami codziennego użytku? Lub też może nawet w tym miejscu płonęły stosy? We wiosce, w ziemiankach panowała żałoba, kobiety zawodziły, dzieci spoglądały z przerażeniem na takie obrządki, które były często okrutne. Z mężem na stos prowadzona była żona, i koń jego i pies aby żywcem spłonąć przy swoim panu.
Człowiek chodzi sobie po lesie i mija takie place, często nie zdając sobie sprawy, że oto właśnie stąpa po ziemi, która dawnymi czasy była miejscem tętniącym życiem zorganizowanej społeczności.
Może pod naszymi stopami prochy zmarłych przed tysiącami lat spoczywają w glinianych naczyniach, może kości jakieś się tam zachowały, narzędzia, naczynia, ozdoby, broń…
Archeologia jest bardzo młodą nauką. Zdaje się, że ma zaledwie coś około stu lat. Znamy ją głównie z wielkich odkryć w Egipcie, w Ziemi Świętej czy w Rzymie. Kojarzy nam się z wielkimi odkryciami na miarę Arki Noego, skarbów króla Salomona albo Troi. Archeologia jednak to nie film przygodowy, ale ciężka praca. Archeolog to gość, który trzyma łopatę w ręku i kopie w ziemi, a pot zalewa mu czoło. To ktoś, kto choć nic dziś nie znajdzie – jutro zaczyna szukać od nowa. To człowiek, który poświęca się swojej pasji i skutecznie zaraza nią innych. Taka praca daje wiele satysfakcji, jednak przede wszystkim jest fizyczna i ciężka. Potem taki bohater pisze opracowania na temat swoich odkryć i jeżeli nie odkrył Jerycha, Babilonu czy Atlantydy – nie zrobi zawrotnej kariery. To jest bardzo de motywujące, dlatego też takie stanowisko archeologiczne jak to znalezione przez nas w lesie zostaje opuszczone. Najprawdopodobniej szkoda pieniędzy na prace odkrywcze tam, gdzie nie ma najmniejszej pewności, że trud się opłaci. Takie jest moje zdanie.
Stanowisko archeologiczne – Osada i cmentarzysko
Zanim dotarliśmy do stanowiska, wędrowaliśmy lasem. A teren tam działał nam na wyobraźnię, że ciężko się było oprzeć temu wrażeniu, że mijamy miejsca, w których ongiś stały pradawne chaty ludu, który tu się osiedlił. Teren jest bardzo nieregularny. Co chwilę trafialiśmy na spore wgłębienie w ziemi. Wgłębienia były od siebie oddalone tak, że wszystko pasowałby do tej teorii. Ziemianka obok ziemianki…
…a gdzie nie gdzie szałas.
Osada ta mogła składać się z jednego tylko obwarowanego gospodarstwa, w którym żyło i pracowało całe zgromadzenie, na którego czele stał najstarszy, najmądrzejszy albo najbogatszy. Kilka chat skupionych i jeden dwór. Wszystko to ogrodzone i przygotowane do obrony. Poza ogrodzeniem – cmentarzysko. Nie za daleko, bo raptem kilkadziesiąt metrów od osady. Ponieważ wioska była mała i raczej nie stanowiła w swoich czasach znanej w świecie metropolii, zapewne nie znano tu pisma. A skoro go nie znano, to była prawdziwie prahistoryczna. Prahistoria bowiem kończy się wszędzie na świecie wówczas, kiedy ludzie zaczynają pisać…
Społeczność ta musiała mieć bezpośredni dostęp do wody, więc wtedy teren musiał być w nią wyposażony przez naturę. Może w pobliżu znajdowało się źródło, które biło spod ziemi, a które dziś wyschnięte jest?
Ludzie w siermięgach, z włosami jak dredy troskali się o swe życie żyjąc nie gdzie indziej, ale tutaj właśnie. Jakim mówili językiem? Jakie pieśni śpiewali? Na jakich instrumentach grywali? Bo z całą pewnością muzykowali. Psy biegały po osadzie, koniki pasły się opodal.
W lesie świst strzał odbierał życie zwierzynie, która potem pieczona na ogniu wieczorem była. Kochano się tutaj, zabijano, napadano, rabowano, weselono, świętowano. Lepiono naczynia, robiono broń i być może uprawiano jakieś rośliny. Oddawano cześć bóstwom, które dziś nazywamy pogańskimi, a wówczas były najprawdziwsze i najświętsze.
A teraz to tylko taki ładny, cichy las, po którym spacerują grzybiarze… I nic poza nim.
Opowieść ta nie jest wartościowa historycznie. Nie wiem bowiem nic o tym miejscu jak tylko to, że dawnymi czasy istniała tu osada i cmentarzysko. Archeolodzy najwyraźniej opuścili je nie widząc tu za wiele atrakcji i również niezbyt wiele pozostawili nam o nim informacji. To nie ja, a jedynie moja wyobraźnia oprowadziła Was po tej prahistorycznej osadzie nad Odrą…
Fotografie nakręcające wyobraźnię ukazują stanowisko archeologiczne w Biskupinie. Zdjęcia pochodzą z naszego prywatnego archiwum.
Pokrzepiające jest to, że ludzie interesują się odkryciami archeologicznymi, nie będąc archeologami. Wydaje się, że odkrycia archeologiczne, nawiasem mówiąc bardzo liczne na terenie naszego kraju, są słabo dostępne dla szerszej grupy odbiorców. Słaba popularyzacja ciągnie za sobą małe zainteresowanie oraz wzajemnie, małe zainteresowanie stwarza niesprzyjające warunki do publikacji „mniej spektakularnych” odkryć w powszechnych mediach.
Na koniec jedna uwaga – to że stanowisko zostało „opuszczone” przez archeologów nie świadczy o tym że było mało interesujące i „nie opłacało się” go kopać. Należy zaznaczyć, że najlepszym sposobem ochrony zabytków archeologicznych jest pozostawienie ich w ziemi (rozkopując stanowisko, niszczymy je), dlatego jeśli czynniki zewnętrzne (najczęściej inwestycje budowlane, głęboka orka czy spływy na stokach) nie powodują zniszczeń stanowiska, najlepiej pozostawić je w ziemi. Oczywiście w celach naukowych niektóre instytucje prowadzą badania stanowisk w mało destruktywnym dla stanowisk terenie, ale takich miejsc jest mnóstwo a jednostek, które dostają pozwolenia na takie badania (przynajmniej w Polsce) dość mało w porównaniu do tzw. archeologii ratowniczej.
Dzięki wielkie za uwagi, są dla nas bardzo cenne :)
Wnioski błędne a historia do dup…
Owe wykopy to pozostałość po niezasypanych odkrywkach a jakże archeologicznych oczywiście.
Tajemniczość możesz sobie w buty wsadzić, bo stanowisko to znane jest od lat wielu i nawet oznakowane podobnie jak kilkadziesiąt innych cmentarzysk nad Odrą które wyglądają podobnie albo i gorzej zamienione w kopalnie piasku i śmietniki, bo wszak dla przeciętnego głąba każdy dół w lesie to na śmieci wykopano.
I nie poszukiwacze z detektorami tam kopią jeśli już a najczęściej miejscowi zrobili sobie kopalnie piasku, a jak już ktoś grabi to najczęściej klasyczni szpilkarze szukający kompletnej ceramiki. Cmentarzyska są zazwyczaj głębokie i w zabytki metalowe ubogie i wykrywacz metali nic nie znajdzie, tylko w chorych umysłach i marketingowych bzdurach wykrywa się na metry, realnie w warstwie ornej.
Cóż, wiadomo że nie każdemu moje historie muszą zaraz się podobać. Ale i tak dzięki za komentarz :) Ps. Nie wyciągałam wniosków, jedynie bajałam… To nie był wpis informacyjny. Pozdrowionka :)
Super sie was czyta,tak trzymać.
Dzięki za dobre słowo :)
Zdecydowana większość ludzi prowadzący poszukiwania z wykrywaczami metalu to pasjonaci z zasadami, którzy trzymają się z dala od takiego jak to stanowisk. Poszukiwacze – detektoryści mają swój kodeks postępowania, który piętnuje kopanie na stanowiskach archeologicznych. Oczywiście jest pewna grupa „czarnych owiec”, która nie kieruje się żadnymi zasadami, kopiąc jedynie dla zysku. Tego rodzaju ludzie są jednak marginesem i nie można ich nazwać poszukiwaczami, a jedynie zwykłymi rabusiami. Smutne jest jednak to, że „hieny” psują reputację uczciwych poszukiwaczy, którzy nie rzadko mają większą wiedzę od archeologów, często z resztą z nimi współpracując i popularyzując historię.
To z czym się w pełni z autorką tekstu zgadzam, to fakt, że archeolodzy nie potrafią rozmawiać prostym i zrozumiałym językiem o archeologii i i nie potrafią jej popularyzować. Tu często większą zasługę mają stowarzyszenia poszukiwaczy, które oprócz poszukiwań zajmują się również propagowaniem wiedzy o życiu w dawnych wiekach wśród społeczeństwa. W mojej opinii tego typu interesujące stanowiska archeologiczne, jak to opisane w artykule, powinny być oznaczone i rzetelnie opisane, tak żeby ludzie czerpali z nich wiedzę, a nie tylko ograniczali do domysłów i wyobraźni. Na tym polu widzę duże pole do popisu i współpracy na linii archeolodzy – uczciwi detektoryści (pasjonaci historii).
Zdecydowana większość ludzi prowadzący poszukiwania z wykrywaczami metalu to pasjonaci z zasadami, którzy trzymają się z dala od takiego jak to stanowisk. Poszukiwacze – detektoryści mają swój kodeks postępowania, który piętnuje kopanie na stanowiskach archeologicznych. Oczywiście jest pewna grupa „czarnych owiec”, która nie kieruje się żadnymi zasadami, kopiąc jedynie dla zysku. Tego rodzaju ludzie są jednak marginesem i nie można ich nazwać poszukiwaczami, a jedynie zwykłymi rabusiami. Smutne jest jednak to, że „hieny” psują reputację uczciwych poszukiwaczy, którzy nie rzadko mają większą wiedzę od archeologów, często z resztą z nimi współpracując i popularyzując historię.
To z czym się w pełni z autorką tekstu zgadzam, to fakt, że archeolodzy nie potrafią rozmawiać prostym i zrozumiałym językiem o archeologii i i nie potrafią jej popularyzować. Tu często większą zasługę mają stowarzyszenia poszukiwaczy, które oprócz poszukiwań zajmują się również propagowaniem wiedzy o życiu w dawnych wiekach wśród społeczeństwa. W mojej opinii tego typu interesujące stanowiska archeologiczne, jak to opisane w artykule, powinny być oznaczone i rzetelnie opisane, tak żeby ludzie czerpali z nich wiedzę, a nie tylko ograniczali do domysłów i wyobraźni. Na tym polu widzę duże pole do popisu i współpracy na linii archeolodzy – detektoryści (pasjonaci historii).
Bardzo łatwo można zweryfikować wasze informacje wpisując w wyszukiwarce stanowiska archeologiczne w miejscowości „takiej a takiej”. Akurat tutaj mamy do czynienia z cmentarzyskiem ciałopalnym kultury łużyckiej -okres halsztacki.