NIEISTNIEJĄCA STARA FABRYKA. Ciechów na Dolnym Śląsku
Stara fabryka w Ciechowie to obiekt, którego nie sposób było nie zauważyć, przejeżdżając przez tę miejscowość. Najwyższy komin we wsi widoczny jest przed wjazdem do niej z każdej strony, a jest to część tego obiektu. Na teren fabryki dostęp był bardzo łatwy. Nie trzeba było ani przechodzić górą przez bramę ani przeskakiwać muru. Najwyraźniej te budynki nikogo za bardzo nie obchodziły. Wnętrza były ogołocone. Nie było czego plądrować.
Nie ma tam już niczego oprócz dziejów. A ja właśnie po to przybyłam, aby skraść to, co tam najcenniejsze, a czego nikt już nie chce – historię tego miejsca.
Ciechów jest bardzo treściwy historycznie. Stara fabryka, która straszyła swoją zaniedbaną częścią, mały pałacyk na końcu wioski i kościołek będą tematem tego wpisu, choć w chwili obecnej dawny zakład przemysłowy został zrównany z ziemią, i wszystkie jego fotografie tu przedstawione są całkowicie archiwalne.
Stara fabryka
To miejsce jeszcze całkiem niedawno należało do Zakładu Ceramiki Elektrotechnicznej. Zrujnowana jego część najwyraźniej nie pełniła żadnych funkcji od wielu lat. Bo przecież gdyby było inaczej, nie pozwolono by na to, co czas uczynił tym budynkom. Stara fabryka była ogromna.
Metalowe filary podtrzymywały jej konstrukcje. Kiedy przechodziłam przez hale, nie mogłam pozbyć się myśli o tym, że gdyby ten gigant runął – nie miałabym szans przeżycia.
Pomieszczenia były wysokie i długie. Na samym końcu, gdzie światło nie docierało, wyglądały jak jaskinie.
To było przerażające miejsce…
W XIX wieku Geogr von Kramsta – bardzo bogaty wówczas człowiek – wybudował tutaj cukrownię. Stara fabryka w Ciechowie więc, w tamtym czasie powielała i tak ogromny już wtedy majątek Georga.
Ale nie tylko on na tym korzystał, ponieważ inwestycja ta w tej miejscowości, uczyniła ją bogatą. Mieszkańcom zaczęło się wtedy lepiej powodzić. Do Ciechowa do pracy przyjmowano również ludzi z okolic.
Tak więc był to dobry okres w dziejach dla tej niewielkiej wsi dolnośląskiej. Jednak szybko nadeszły czasy niepokoju i II wojna światowa uczyniła z fabryki obóz pracy. To tutaj więźniowie z Gross Rosen pracowali jako niewolnicy przy produkcji tajemniczych części stalowych.
Ciężko tak naprawdę dociec dziś czym były owe części. Niektórzy opowiadają, że miało to związek z rakietami V2. Natomiast ktoś inny powiedział mi, że nikt nie wie czego dotyczyła tamta produkcja. Podobno zakład należał wówczas do koncernu Kruppa.
Na terenie tym znalazłam pozostałości pomieszczeń biurowych. Cieszył mnie łatwy dostęp do obiektu, ale trzeba było naprawdę bardzo uważać. Nie brakowało tam pułapek, dziur w podłogach czy w ziemi. Nietrudno było o nieszczęście. Przebywały tam tylko echo i przeciąg, gdyby przydarzyłby mi się wypadek, znikąd pomocy…
Całkiem niedawno dawną cukrownię Kramsta rozniesiono w perzynę. Stara fabryka już nie istnieje. Przybyłam tam dosłownie w ostatnim momencie, tworząc archiwum tego miejsca. Teraz na placu fabrycznym tylko gruz i komin górujący nad rumowiskiem.
Kościół Matki Bożej Wspomożenia Wiernych
Niestety nie miałam szczęścia trafić na nabożeństwo i nie widziałam wnętrza tego przybytku. Świątynia ta wzmiankowana jest już 1371 roku, ale później po wielokroć była przebudowywana.
Kościół jest na liście zabytków i z pewnością kryje wiele tajemnic w swoich leciwych ścianach. Mam zamiar jeszcze kiedyś tam powrócić po fotografie.
Teren przykościelny to stary, dziś już nie używany cmentarz. Niewiele po nim zostało.
Pałac w Ciechowie
Pałac ciągle jeszcze jest dla mnie nie do końca prześwietloną historią. I choć byłam bardzo blisko budowli, a nawet wewnątrz – to czuję niedosyt.
Wybudowano go w 1840 roku. Rezydencja była siedzibą pierwszych właścicieli Ciechowa, a potem dostała się w ręce rodziny Kramsów. Źródła historyczne wspominają również o majątku rycerskim. Więc albo pałac stoi na fundamentach znacznie starszych, albo jest coś więcej w jego historii, czego w chwili obecnej nie widzę. Na pewno w czasach powojennych dworek służył mieszkańcom Ciechowa jako przedszkole. W każdym razie budowla ta dziś przedstawiona zostanie tutaj jedynie przez pryzmat chwili obecnej.
Placyk nie należy do tych najbardziej „wypasionych”. Jest raczej skromny acz niezwykle fotogeniczny. W obiektywie prezentuje się cudnie. Nie posiada wyjścia ogrodowego, choć na jego tyłach, w czasach świetności znajdował się sporych rozmiarów park dominialny.
W chwili obecnej jest w trakcie remontu. Teraźniejsi jego właściciele doceniają wartość historyczną obiektu. Byłam na strychu i w piwnicach oraz na pałacowych pokojach.
Prace w nim czynione są pod czujnym okiem konserwatora zabytków. Budynek został osuszony i przygotowany do dalszych prac.
Nasz rozmówca chętnie opowiadał o wszystkim, co teraz dzieje się w pałacu oraz o planach z nim związanych. Bardzo cieszymy się zastając to cudeńko w tak dobrej kondycji na zewnątrz, wewnątrz i w ogrodzie.
Grobowiec
Ostatnim punktem, który odwiedziłam w Ciechowie był cmentarz. To tam właśnie znalazłam grobowiec, w którym podobno spoczywa jeden z dawnych właścicieli majątku w Ciechowie. Ale napisy na grobowcu trochę mnie zastanowiły.
Odnosiłam wrażenie, że tym razem przekazy ustne nie pokrywają się z prawdziwą historią i wprowadzają mnie w błąd.
Z doświadczenia wiem, że informacje w ten sposób pozyskiwane, wymagają lustracji. Nie wszystko bowiem, co przekazywane jest z pokolenia na pokolenie stanowi dobre źródło wiedzy.
Czyż tłumaczenie tekstu na płycie nie sugeruje, że w grobowcu spoczywa dyrektor? Grobowiec jest rodzinny, więc obok niego leży jego żona Magdalena Hoppe, z domu Rumland. O ile daty jej urodzin i śmierci są widoczne, to na płycie obok, brakuje daty śmierci Franca Hoope. Można przypuszczać, że Franc nie umarł w Ciechowie, i że był dyrektorem cukrowni, podlegając Georgowi Kramsta, a w pałacu jedynie rezydował, dostając w użycie dworek jako dom służbowy.
Stara fabryka najwyraźniej miała dobrego dyrektora, przynajmniej tak napisano na nagrobku. A może to on sam jedynie tak o sobie myślał? I kazał taki napis wyryć na nagrobku jeszcze za swojego życia? Wiele jeszcze informacji potrzeba nam zebrać aby dokończyć tę historię…
Z tego co wiem do fabryki prowadziła jeszcze linia koleeszczektóra łączyła się z linią biegnącą przez Bukówek w okolicy tamtejszej stacji, której już niestety nie ma. Polecam wam jeszcze zajrzeć do fabryki papieru w Malczycach, o ile oczywiście jeszcze nie byliście. Kompletna ruina, ale jednocześnie bardzo klimatyczne miejsce, w którym można porobić świetne zdjęcia.
Oczywiście w papierni w Malczycach byliśmy i mamy fotografie, które już niebawem opublikujemy na blogu wraz z opisem :)
Nie wiem nic o tym miejscu, więc nie pomogę, ale opowieść bardzo ciekawa.
Bogactwo tego rejonu, czyli min te pałace w każdej wioseczce, w duzej mierze wyrosło dzięki ” boomowi” cukrowniczemu drugiej połowy XIX wieku – po opracowaniu metody pozyskiwania cukru z buraka cukrowego. Okoliczne gleby wyśmienicie nadawały się do jego uprawy. Ciekawostka – ciechowska cukrownia przez pewien okres była filią malczyckiej, dostarczając jej półprodukt do wyrobu cukru ( działały w spółce) Dziś niestety cukrownictwo na tym terenie praktycznie nie istnieje …SMUTNE.
„Güterdirektor” odznacza zarzadce/rzadce folwarku/majatku. Widac taka byly funkcja pana Hoppe. Reprezentowal zatem wlasciciela – ten pewnie w Baden-Baden albo Zoppot-Zoppot puszczal pieniandze ;-) !
dzięki za relację, z 10 lat temu byłem tam po raz ostatni i zakład był wówczas niedostępny, to jedna z ostatnich tak dobrze zachowanych wiejskich cukrowni dolnośląskich, szkoda, że WKZ ma takie dziedzictwo „gdzieś” gmina także nie widzi w tym żadnej wartości
Te ruiny nigdy nie należały do Zakładu Porcelany (!) Elektrotechnicznej. Była to tak zwana „paszarnia” zarządzana przez miejscowy PGR. Po „obaleniu komuny” sprywatyzowane. Proszę podawać sprawdzone informacje.
Do właśnie takich informacji dotarliśmy, kiedy tworzyliśmy ten wpis. Jeżeli były faktycznie błędne – dziękujemy za sprostowanie.
W podziemiach biurowca trafiłem podczas eksploracji na skład chemikaliów, w tej chwili fabryka jest niestety w trakcie wyburzania :(
Pamiętam jeszcze zbiornik wodny (osadnik?) leżący ongiś w obszarze tej cukrowni. Za kościółkiem stał wtedy dom, w którym przez jakiś czas była szkoła. Tam zaliczyłem 1-szą klasę podstawówki, a po wakacjach tę szkołę przeniesiono – najpierw do jakiejś „piętrówki”, a później na południe, aż do „dzielnicy Buczki”, do solidnego budynku z cegły klinkierowej, położonego za strumykiem, tzn. już za wzmiankowaną cukrownią. Uwaga: Jako uczeń II klasy wystąpiłem na uroczystości zakończenia roku szkolnego jako wokalista… Był to mój pierwszy występ, a aplauz jaki zyskałem u publiczności był tak oszałamiający, że go do dziś pamiętam. Akompaniowało mi na gitarach 2 panów, zaprzyjaźnionych z paniami Nauczycielkami (panią Kryzel i p. Piotrowską) .