Niekomercyjny

STARY MŁYN WODNY. Gdzieś pomiędzy Miękinią a Aleksandrią

Ten stary młyn wodny znalazłam najpierw na satelitarnej  mapie Google. Jednak jakiś czas wcześniej ktoś opowiedział mi, że w miękińskim lesie stoi opuszczony, leciwy dom. Jedzie się szlakiem niebetonowym i nagle przed wędrowcem wyrasta pustostan. Od tamtej pory tropiłam ten obiekt, aż któregoś dnia udało mi się go namierzyć. To był ten stary młyn, ale kiedy go szukałam, nie wiedziałam czym był w przeszłości…

Stary młyn wodny

Z tego miejsca było już łatwiej, ponieważ od razu odnalazłam go na niemieckiej mapie z XIX I XX stulecia i ustaliłam, że należał do młynarza Briegsa. W takim momencie zawsze sprawdzam czy nazwisko coś konkretnego oznacza i przepuszczam je przez tłumacza, ponieważ nie znam języka niemieckiego. W tym przypadku tłumaczenie wykazało, że briegs miałoby niby oznaczać brygi. No fantastycznie! Nie wiem czym są brygi…

Stary młyn wodny Briegsa

Poszłam więc krok dalej i przeczytałam, że brygi to okręty żaglowe, używane w bardzo odległych czasach jako eskorty dla statków handlowych. Brygi były też ulubionymi okrętami piratów z Karaibów. Świetnie nadawały się do walk na pełnym morzu. Na stronach internetowych jednak najwięcej z hasłem Briegs znalazłam ludzi z takim nazwiskiem, i chociaż incydent z okrętem bardzo mi się spodobał, to nie do końca jestem pewna, że to ma jakiś faktyczny związek z moim tematem. Nie mniej tego przygoda z translatorem rozpaliła moją wyobraźnię…

Wszystko to jeszcze odbywało się stacjonarnie. Odnalezienie tego tajemniczego obiektu cały czas było przed nami. Marzec w tym roku był mroźny, wróciła zima i posypało śniegiem, ale my kipiałyśmy z chęci wyruszenia w tamtą drogę, więc pomimo wszystko wsiadłyśmy na rowery. Jedynie Frutkowskiego dla bezpieczeństwa i z rozsądku zostawiłyśmy w domu, obawiając się, że nam chłopak przemarznie i potem się rozchoruje. 

Stary młyn wodny

Ruiny w lesie 

Z naszego miasta to tych ruin w lesie to niedaleka droga, ale latem, w piękny słoneczny dzień, najlepiej bezwietrzny. Kiedy pizga, dokucza ziąb i jedzie się po śniegu, jest to jednak dość długi kawałek trasy. W tym czasie byłam już po wiosennym remoncie obu rowerów i zdążyłam założyć maszynom nowe opony. Zdecydowałam się na terenowe, z porządnymi protektorami nawet dla holenderki miejskiej Ines. Dzięki temu jazda po zaśnieżonej nawierzchni nie była aż tak trudna. Musicie bowiem wiedzieć, że w myśl naszych przyzwyczajeń, i tym razem wybierałyśmy szlaki jak najmniej samochodowe, a więc lekko nie  było. 

Stary młyn wodny

Za Miękinią (doln. pow średzki) dotarłyśmy do obwodnicy, przy której jeszcze nie dokończono ścieżki rowerowej w kierunku, do którego zmierzałyśmy, a więc trzeba było jechać po asfalcie. Na szczęście nie był to zbyt długi odcinek. Już po kilkunastu minutach po naszej lewej z lasu zaczęły wyłaniać się ruiny. Pora ta choć mało dogodna dla tego typu podróżowania, okazała się idealna do namierzenia obiektu ukrytego za zasłoną gęstej roślinności. Z asfaltu można od razu i bez problemu wjechać na gruntową już drogę do starego młyna. Tam z marszu w oczy rzuca się zamknięty wjazd. Jednak przed tą metalową barierą jest sporo miejsca na zaparkowanie autem. 

Stary młyn wodny

Być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze

Nie przepadam za takimi miejscami, gdzie dojazd samochodem jest tak dogodny. One nigdy nie są bezpieczne. Te okoliczności sprawiają, że można całkiem niechcący znaleźć się tam w niewłaściwym czasie i spotkać niewłaściwych ludzi. Takie pustkowie z drogą dojazdową to świetne miejsce na…

Zresztą, co ja Wam będę mówić. Żyjemy przecież na tej samej planecie. Ja zdecydowanie wolę, kiedy obiekty, które odwiedzam znajdują się w terenie, gdzie dojść można jedynie pieszo albo dociera się tam ewentualnie rowerem tylko. Czuję się tam bezpieczniej ponieważ wiem, że najprawdopodobniej nie spotkam tam nikogo, choć też nie jest to regułą, o czym przeczytacie w dalszym fragmencie tego opowiadania. Przy młynie tym więc z tego powodu nie czułam się komfortowo.

Stary młyn wodny

Przypięłyśmy do metalowej barierki nasze bryki, rozejrzałyśmy się dookoła z czujnością i ruszyłyśmy w stronę opuszczonych budynków. Jeżeli ktoś myśli, że jesteśmy takie odważne, bo wchodzimy samotnie do podobnych miejsc, to niech przestanie paść się podobnymi mitami. Wchodzimy tam, ponieważ jesteśmy bardzo ciekawe, to nie ma nic wspólnego z odwagą.

Stary młyn wodny

Stary młyn wodny w lesie 

Może w porze wakacyjnej to gospodarstwo młyńskie sprzed lat wygląda bardziej przyjemnie. Ruiny stoją na odludziu wśród gęstwiny drzew i otula je romantyczny klimat. Jednak w marcu, kiedy dookoła jeszcze zima, miejsce to wydało mi się niemal upiorne. Drogę prowadzącą do młyna zastałam porozjeżdżaną, i to tak konkretnie. Widać, że po błocie straszliwym jechał tam ciężki pojazd z bardzo grubymi oponami, tak że koleiny po sobie zostawił potężne. Zaraz za metalową barierą przekroczyłyśmy młynówkę. Woda w rzeczce miała intensywną czerwoną barwę.

Młynówka

Ponieważ cały grunt wokół był podmokły, również ziemia pod naszymi stopami była tak zabarwiona. Uznałam, że ten rudy kolor musi mieć związek z dużą zawartością żelaza w tej ziemi. Nie sposób było nie zafarbować sobie butów na czerwono maszerując ku ruinom. Tam, bliżej budynków bardzo niósł się odgłos przejeżdżających aut, które co jakiś czas zjeżdżały na pobocze, skręcając w boczną drogę, która nie wiem dokąd prowadzi. Te dźwięki zawsze były niepokojące. Stawałam wówczas i nasłuchiwałam. Naprawdę nie życzyłabym sobie aby komuś jeszcze tego dnia przyszło do głowy zwiedzanie tego urbexu. 

Stary młyn wodny

Dom Briegsa

Całkiem niedawno ktoś przysłał do nas fotografię tego obiektu sprzed kilku lat. Budynki w niezłej formie, czerwone dachy i zielone otoczenie. Przyjemny teren. Teraz to totalna ruina. Dom młynarza najwyraźniej palił się jakiś czas temu. Wnętrze jest całkowicie zdewastowane. Widać gołym okiem, że miejsce to było odwiedzane po to, aby je unicestwić. Dom stoi na słowo honoru i rzeczywiście teraz jest to już tylko kwestią czasu, kiedy runie.

Budowla broni się jeszcze, ponieważ wzniesiono ją w czasie, kiedy solidnie przykładano się do budowlanki i materiały z których powstała są solidne, jednak wszystko ma swoją wytrzymałość. Ten dom zaznaczony jest na XIX niemieckich mapach tego terenu, swoje lata więc już ma. Wnętrza są naprawdę bardzo niebezpieczne do zwiedzania.

Stary młyn

Drzwi otwarte, sufitu wiszą nad głowami, powyginane od wilgoci. Dookoła mnóstwo gruzu, śmieci i pozostałości po dawnych mieszkańcach tego gospodarstwa. Oczywiście nie mówię tutaj o młynarzu, ale o ludziach, którzy zamieszkali tu po II wojnie światowej. 

Stary młyn

Priorytet 

Podejrzewam, że zaraz po zawierusze wojennej nie było chętnych do zamieszkania na takim odludziu. Stąd nawet dziś wszędzie jest daleko, a czasy były niespokojne. Strach było mieszkać w lesie. Jednak potem najpewniej ktoś wprowadził się do tego domu i urządził się tam na wiele lat, zanim go opuścił. Widać to bardzo wyraźnie nawet teraz, kiedy taka tam ruina i dewastacja. W budynku gospodarczym obok nie było lepiej…

Stary młyn

Czas nie oszczędził niczego.

Stary młyn

W domu wisiały nam nad głowami wygięte i dziurawe sufity, chodziłyśmy po cegłach, schody uginały się nam pod stopami i skrzypiały złowrogo, a na strych już nie miałyśmy odwagi wstępować.

Stary młyn

Tam ryzyko było zbyt wielkie, jednak udało nam się zrobić kilka fotografii z wysokości ostatniego stopnia na górę. No dobrze, powiem całą prawdę, Ines chodziła po strychu i robiła fotki, ja jedynie wszystko obserwowałam ze schodów.

Stary młyn

Dwie osoby na tak niepewnym gruncie to było zbyt duże obciążenie. Ines jest lżejsza, więc wykonała to zadanie. Widoki to były przygnębiające. Przyznam się, że bardzo spieszno było mi tam przybyć. Czuję, że jeszcze chwila, a miejsce to zastałybyśmy puste. W końcu ten stary młyn wodny zostanie wyburzony i świat zapomni, że kiedykolwiek stał w tym lesie. Zarchiwizowanie go postawiłam sobie więc za priorytet. 

Stary młyn

Na starych mapach

Pomimo, że bardzo starałam się znaleźć więcej informacji o tym obiekcie, to poza tym, że go zlokalizowałam w tym lesie i na starej niemieckiej mapie, nie udało mi się niczego więcej ustalić. Jednak pomimo wszystko nie jest to mało, ponieważ przedwojenne mapy mówią naprawdę sporo o tej ziemi. Już sam fakt, że zapisano na nich do kogo należał stary młyn wodny jest naprawdę bardzo konkretną informacją. Dalej z leciwych kart czytamy, że gospodarstwo składało się z trzech budynków, czyli dowiadujemy się, że dziś jednego z nich brakuje. Najpewniej samego młyna. Znalazłam tam też znaczek oznajmiający, że znajdował się tam silnik wietrzny, a zanim sporych rozmiarów basem zasilany młynówką, czyli jak widać mamy tu do czynienia z bardzo nowoczesnym jak na tamte czasy gospodarstwem młyńskim. Przez ten teren przechodziła droga dalej ku ciekowi wodnemu, który istnieje do dziś. Teraz nie ma już przejścia na drugi brzeg, ale kiedyś istniał tam mostek, a za nim na lekkim wzniesieniu stał wiatrak. Nic z tych rzeczy nie istnieje w chwili obecnej, wiemy to dzięki mapom z dwóch minionych stuleci. 

Stary młyn

Port Aleksandria 

Na zmurszałych schodach na strych leżała mocno zakurzona książka. Jedyna czytelna i ocalała rzecz w tej całej demolce. Można było ją nadepnąć idąc w górę, gdyby się jej nie zauważyło, ponieważ panują tam niemal egipskie ciemności, zwłaszcza o tej porze roku, gdy tak ponuro na świecie jeszcze. Jedynie uchylone drzwi wejściowe rzucały nieco światła na zamroczone pomieszczenia. Ines oświetliła książkę lampą i zrobiła jej fotografię. Spojrzałam na tę publikację i okazałam zainteresowanie. Była to powieść Natalii Rolleczek – „Świetna i Najświetniejsza”, wydanie z 1979. Założyłam rękawicę i wzięłam powieść do ręki. Delikatnie, bo zdawała się być tak krucha, jakby chciała rozlecieć się podczas jej dotykania. Papier był wilgotny, okładkę pokrywała gruba warstwa kurzu. Oto w zrujnowanym domu młynarza, który zamieszkał tu już dwa stulecia temu znalazłam historię jeszcze wcześniejszą. Trzymałam w ręku opowieść o czasach sprzed naszej ery. Już po skandalicznym romansie Juliusza Cezara i Kleopatry. Nawet już po romansie królowej Egiptu z Markiem Antoniuszem i ich przegranej wojnie z Oktawianem. Miejscem akcji powieści jest Aleksandria. Miasto należące wówczas do Cesarstwa Rzymskiego. Czasy tam opisywane również należą już do Rzymu. Egipt jest jedynie jego prowincją. Miejscowa ludność zostaje zaprogramowana do nieustannego produkowania żywności dla Cesarstwa. Świat wielkich faraonów minął bezpowrotnie. 

Jak wiele nocy spędziłam zaczytując się w dziejach starożytnego Egiptu, tego już nie zliczę. Ile godzin spędziłam z nosem w książkach o Rzymie, to czas, który całkowicie odrywał mnie od rzeczywistości. Nigdy nie przypuszczałabym, że taka wiedza bezużyteczna przyda mi się na urbexie w starym młynie za Miękinią. 

Natalia Rolleczek - Świetna i Najświetniejsza

Dzień dobry pani Natalio

Pani Natalia Rolleczek, autorka tej zakurzonej czasem powieści z tłem historycznym zmarła dwa lata temu. Napisała wiele książek o różnym zabarwieniu. Bardzo spełniona osoba, która w życiu swoim prawdziwe się zrealizowała. Mogę dziś tylko jej zazdrościć tego istnienia pełnego pasji, którą świat tak dobrze przyjął. Papierowe publikacje licznych jej książek to nie wszystko. Po debiucie w 1945 roku, czyli zaraz po II wojnie światowej jej kariera literacka bardzo dynamicznie się rozwijała a praca jej była doceniana. Nagradzano ją z honorami za jej twórczość. Nakręcono film dokumentalny z jej udziałem. Na podstawie jednej z jej książek, gdzie opisywała ona swój pobyt we wczesnej młodości w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice, nakręcono film. Bardzo ciekawy zresztą i dostępny na You Toube. Polecam „Drewniany różaniec” do obejrzenia tym, których postać pani Natalii zainteresowała. Film zrealizowany na bazie prawdziwych przeżyć, w którym zagrała również pani Rolleczek. Inna jej powieść – Zwariowana noc – również stała się inspiracją do filmowców. 

Natalia Rolleczek - Świetna i Najświetniejsza

Drewniany różaniec

Każdy pisarz marzy o takim drewnianym różańcu. W tym kontekście nie mówię o przedmiocie ale o kluczu do kariery. Natalia Rolleczek opisała swoje prawdziwe przeżycia z sierocińca, gdzie świątobliwe zakonnice zajmowały się dziewczynkami, które nie miały nikogo. Utwór ten literacki w tamtym czasie był skandalem. Taka powieść o kulisach życia zakonnego nie mieściła się ludziom w głowach. Pani Natalia miała odwagę w owych dniach napisać prawdę. Siostry zakonne były okrutne, bezwzględne i podłe. Książka ta sprawiła, że Natalia Rolleczek w chmurach skandalu wypłynęła z cienia i dała poznać się światu. Była wyjątkowa. Autentyczna. Interesująca. Prawdziwa pisarka pisząca sercem i z odwagą  podejmująca tematy trudne. To, że spotkałam ją w tym starym domu wśród zrujnowania i kurzu w niczym jej nie umniejsza. Tym bardziej wręcz świadczy to o mocy jej twórczości. Bo czyż nie czytacie teraz o niej? Tysiące moich czytelników, jeżeli dotąd o niej nie słyszało, pozna ją w tym miejscu. To się nazywa ISTNIEĆ …

Stary młyn wodny. Spotkanie na urbexie

Książka pani Natalii skupiła bardzo mocno naszą uwagę. Stałyśmy w środku tej ruiny i żywo rozprawialiśmy w tym temacie. Przestałyśmy nasłuchiwać a czujność nasza odleciała do Aleksandrii. Wtedy nieoczekiwanie coś poruszyło się na zewnątrz, na tyle głośno, że usłyszałyśmy to bardzo wyraźnie. Odebrałam ten ruch tak, jakby ktoś buszował w budynku obok, na przeciw nas. Stanęłyśmy jak zamrożone. Jeszcze chwila i kolejne odgłosy zjeżyły nam włosy na głowie. Zeszłam ze schodów i stanęłam obok Ines. Zasłaniały nas z lekka uchylone drzwi wejściowe. Byłyśmy cicho i trwałyśmy nieruchomo prawie, nie licząc dyskretnego sięgania do bocznych kieszeni kurtek, gdzie każda z nas trzyma coś tam do obrony w zanadrzu. Nie było wątpliwości, że na tym urbexie był jeszcze ktoś oprócz nas. Ponieważ nasze rowery zostały przypięte przy barierce, zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że ten ktoś, kto tu zawitał od tamtej strony, jak najbardziej mógł wiedzieć o naszej obecności. Nie było wyjścia, musiałyśmy wyłonić się z tych starych murów. Ines wyjrzała pierwsza, a ja za nią. Stanęłyśmy przed domem i nasłuchiwałyśmy…

Stary młyn wodny

W tym miejscu zakończę ten wpis, chociaż droga ta i historia moja jeszcze wiele ma przed sobą. Sporo się wydarzyło zanim powróciłyśmy do domu tamtego dnia. Obecność innego miłośnika urbexów na terenie tego gospodarstwa odegrała w tym opowiadaniu kluczową rolę, a poszukiwanie widma budynku przy torach i straszliwe wrzaski usłyszane w miękińskim lesie, to temat na drugą część tego opowiadania. Znajdowałyśmy się wówczas poza światem. Ocierałyśmy się o rzeczy, których nie umiałyśmy wyjaśnić. Stary młyn wodny to dopiero początek. 

TUTAJ znajdziecie drugą część tej opowieści…

 

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
122
OK
46
Kocham to!
20
Nie mam pewności
3
Takie sobie
1
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

[…] TUTAJ zostawiam link do “Starego młyna wodnego”, i dokładnie od końca tamtego opowiadania zacznę ten wpis.  […]

Grzegorz

Młyn należał/nalezy do pewnej rodziny która wyjechała do Holandii, ich córka mieszka z tego co wiem we Wrocławiu.

Jerry Grzesiak

Jak scenariusz do sensacyjnego serialu … czekam na nastepny odcinek. Kiedys „Kobra” byla w czwartki. Kiedy bedzie nastepny odcinek „Upiornego mlyna”? ;)

Stefan

Zu Miekinia, An nieustanne-wedrowanie.pl 05032024
 
Witam,
Nie mówię po polsku, ale znam historię. Jestem w Wolsztynie co roku. (Napisałem wcześniej, czy odwiedziłeś cmentarze żydowskie).
Briegsmühle znajdowało się nad potokiem, Briegswasser. Prawdopodobnie młyn został nazwany na cześć strumienia.
Hentschelmühle znajdował się w Näge. Młyn ten został nazwany na cześć jednego z właścicieli. Młyny Hentschel istniały również w Saksonii i na Łużycach. Nazwy młynów były często używane przez dziesięciolecia, nawet jeśli ich właścicielem był inny młynarz.
Neue Mühle w pobliżu zamku jest prawdopodobnie młynem zbożowym:
https://naszlaku.com/miekinia/
Młyn wodny z 1827 r. przy Nowym Rowie.
Wassermühle aus dem Jahr 1827 am Neuen Graben.
https://de.wikipedia.org/wiki/Mi%C4%99kinia
 
Z poważaniem
Stefan Weigang

Miekinia-3-Muhlen

Kategoria:Niekomercyjny

0 %