Naturalny

STAW SAMOBÓJCÓW. Miłość za najwyższą cenę

Staw samobójców, tajemniczy, nieistniejący kościółek, stare grobowce i do dziś stojący nad akwenem krzyż doprowadziły mnie na trop pewnej lokalnej legendy, o której w sieci słowa nie ma.

Jestem głęboko przekonana, że są ludzie, którzy mają nieograniczony dostęp do dokumentów, map i innych archiwów, które pozwoliłyby im na rekonstrukcję tych wydarzeń w sposób klasyczny, poparty faktami. Ze mną sprawa ma się inaczej. Bardzo rzadko korzystam z takich pomocy podczas spisywana moich treści. Historia wbrew pozorom, choć to czas przeszły, jest cenna. Taka opowieść to świetny pomysł nie tylko na opowiadanie, ale i na książkę z ciekawą fabułą, albo nawet na film. Rzadko ktoś taki temat darmo odda. A więc zawsze mam pod górkę. Po pierwsze dlatego, że muszę sama dochodzić do sedna sprawy, a po drugie — że potem wszystko Wam darmo oddaję. Niektórym może się to nie podobać.

staw samobójców

Mój styl…

Dlatego też, kiedy próbowałam pociągnąć za język innych pisarzy, którzy zajmują się historią tych ziem, w odpowiedzi dostałam jedynie milczenie. Nie do końca jednak jeszcze uważam temat ten za zamknięty na niepodważalne fakty. Dość często bowiem zdarza się, że z czasem aktualizuję swoje wpisy, nanosząc sukcesywnie niezbite dowody prawdy na lokalne podanie. Jednak najpierw zawsze jest moja wersja wydarzeń. Legenda, którą podaję na tacy z przekazów ustnych. Jest to mój ulubiony sposób opowiadania. Mój styl. A potem? Potem się zobaczy…

pole zbóż

Mój styl ma za zadanie nie zanudzać i zarażać przygodą. Zaciekawiać i prowokować do chodzenia po moich śladach. Staw samobójców to opowieść, którą stworzyłam z dosłownie kilku zdań usłyszanych przez przypadek. Do tajemnicy tego akwenu stopniowo zaczęły przyklejać się inne wątki. W końcowej fazie wyszła z tego niezła historia. Posłuchajcie…

Tajemnica krzyża nad stawem

Pierwszy raz o tym krzyżu usłyszałam od Sławka, który z kolei usłyszał o nim od swojego znajomego. To był taki zapalnik. Tragiczna powieść o parze kochanków skompresowana do jednego zdania — samobójców pochowano przy stawie obok krzyża.

Krzyż przy stawie niedaleko Białkowa

Wówczas zaczęło się poszukiwanie. Najpierw legendarnego akwenu wśród pól, a potem wspomnianego krzyża. To udało się ustalić bardzo szybko, ponieważ zarówno krzyż jak i oczko wodne do dziś istnieją. Dużo o tym rozprawialiśmy, ale ciężko było nam się wybrać do tego miejsca. Okoliczności naprawdę nie sprzyjały, żeby zorganizować wspólną wyprawę. Jednak którejś majowej niedzieli znaleźliśmy na to czas. Pojechaliśmy do tego stawu w polu. Między Białkowem, Klęką a Owieczkami…

Z tego miejsca do dziś prowadzą przejezdne drogi do tych miejscowości, z wyjątkiem Owieczek. Na starej, dziewiętnastowiecznej mapie widać wyraźnie, że kiedyś to rozstaje było bardzo ważnym punktem. Dziś natomiast dawna droga do Owieczek nie istnieje podobnie jak one same, a szlaki prowadzące stamtąd do Białkowa czy Klęki — to zwyczajne polniaki.

Polna droga

Miejsce akcji – staw samobójców

Pięknie jest tam jednak nadal. Dokoła pola obsiane zbożem, przestrzeń i dużo dzikiej zwierzyny. Trzeba szczególnie uważać na wilki, które lubią korzystać ze stawu, traktując go jak wodopój. Do akwenu planowaliśmy dojść na pieszo z Klęki. Na mapie widać stary szlak, prosto do stawu, jak w mordę strzelił. Droga ta istniała już w dziewiętnastym wieku i z mapy czytam, ufając intuicji, że oczko wodne musiało wówczas należeć do tej właśnie miejscowości. Pomimo że prowadzi tam kilka dróg z różnych stron, to z Klęki jest najprościej i najkrócej. My jednak maszerowaliśmy do stawu od strony Białkowa. Cudną starą trasą, zacienioną licznie zachowanymi, starymi dębami. Nie było lepszego wyjścia, ponieważ główna dróżka do tego miejsca od strony Klęki była bardzo zarośnięta. Obie drogi jednak gdzieś pośrodku tych odległości się łączą. Byliśmy więc w samym środku mocno ugruntowanej historii.

staw samobójców

Leciwe szlaki doprowadziły mnie do legendarnego, do dziś istniejącego stawu, nad którym góruje stary krzyż. Te wszystkie szczegóły można zobaczyć na niemieckich mapach z XIX wieku. Jakby więc na to nie patrzeć, z sukcesem namierzyłam miejsce akcji dla mojej legendy.

Efekt śnieżnej kuli

Ponieważ moja strona w sieci cieszy się dość sporą popularnością, czasami korzystam ze swoich zasięgów, aby dotrzeć do większej ilości informacji. Wystosowałam więc posta, w którym zapytałam mieszkańców okolicy Białkowa i Klęki o legendę, która bardzo mnie interesowała. Do wcześniej opisywanego „zapalnika”, który doprowadził mnie do stawu, zaczęły dochodzić inne opowiadania. Rozpoczął się efekt śnieżnej kuli. Uruchomiona legenda toczyła się, a do niej jak śnieg zaczęły przyklejać się inne treści. Z jednego zdania zrobiło się kilka. Z jednej historii wyrosło parę innych…

staw samobójców

I w taki oto sposób stara, dawno zapomniana bajka dostała szansę na drugie życie. Zaczęła już powoli umierać wraz z pokoleniem, które pierwsze tu po wojnie o niej usłyszało. Udało mi się ją uchwycić w ostatniej chwili. Ocalić od zapomnienia. Zrobię to o tyle chętnie, że — przyznaję — bardzo mi się ta opowieść podoba. Napiszę ją po swojemu. Będę korzystać z przekazów ustnych, fotografii zrobionych na miejscu akcji i z własnej wyobraźni, która będzie tu grała „pierwsze skrzypce”. Jest bowiem nieobliczalna i nie ma granic…

staw samobójców

Romeo i Julia z Klęki

Starzy ludzie opowiadają o tym, że kiedy przyjechali na te ziemie po wojnie, Niemcy, którzy pozostawali tu jeszcze jakiś czas, zanim ich całkowicie wysiedlono, mówili o kościółku nad stawem. Ta mała świątynia już wówczas nie istniała, ale jej legenda nadal była żywa. Kościółek miał stać zaraz przy wodzie, przy późniejszym stawie samobójców. W jego murach to dawnymi laty pobrała się legendarna para zakochanych, która w nie do końca wyjaśniony sposób popełniła na sobie samobójczą zbrodnię. W moim pojęciu, skoro jest staw, byli i topielcy. Uważam więc, że najbardziej prawdopodobne jest, że oboje młodzi odebrali sobie życie, topiąc się w tej wodzie. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego tak postąpili. W historii tej wyraźnie wspomina się, że udało im się zalegalizować związek, a więc raczej nikt ich nie rozdzielał. Logicznie myśląc, nie było powodu do rozpaczy z takim skutkiem. A jednak … to staw samobójców.

Polny kościołek

Trzeba by tu w tej legendzie bardziej praktycznie pogrzebać. Sam pomysł, że na tym polu stał kościół, jest mało prawdopodobny. Byłam w tamtym miejscu. Tam, gdzie dziś stoi wysoki krzyż. To lekkie wypiętrzenie terenu w kształcie kwadratu. Miejsce jest utwardzone, a dokoła niego można znaleźć jakieś drobne kawałki budulca. Czuje się pod stopami, że na tym niewielkim fragmencie ziemi coś kiedyś murowanego stało. Teren jest to nieduży. Może trzy na trzy kroki, może minimalnie więcej. Nie skłaniam się do wiary w to, że w miejscu tym albo obok znajdowała się świątynia, jednak mogę uwierzyć, że mogła tu stać nieduża kapliczka. Na przykład wyglądająca jak wysoka wieża, która w pamięci lokalsów przedwojennych została zapisana jako kościelna, bo tak prezentowała się z oddali. Tak to sobie wyobrażam.

staw samobójców

Do opowiadania mojego muszę w tym miejscu dołączyć jeszcze jeden wątek. Obok krzyża znajdują się groby. Ludzie z okolicy pamiętają je, bądź też jedynie przechowują w pamięci opowieści o nich, jednak nikt nie potrafi dziś już określić, ile ich było. Teraz ciężko jest je namierzyć, ponieważ pora roku temu nie sprzyja, a i po nich zapewne niewiele zostało. Jednak z przekazów ustnych dowiedziałam się, że groby przy krzyżu rzeczywiście istniały. Jedni nazywają to miejsce cmentarzem przykościelnym, a jeszcze inni mówią, że to dwie mogiły samobójców.

staw samobójców

Staw samobójców i kaplica w ogniu

Sprawa tej polnej świątyni nie musi być więc tak do końca legendą. Jak najbardziej w tym miejscu mogła stać kapliczka przy niewielkim cmentarzu, na którym spoczywali na przykład członkowie rodziny gospodarza z pobliskiej Klęki. Tam przecież istniał wówczas dość spory majątek, a ten, kto nim zarządzał był zapewne na tyle bogaty, żeby sobie założyć taką prywatną nekropolię, a nawet w kapliczce, w podziemiach grobowiec wystosować. Przybytek ten cmentarny nie koniecznie jest jedynie legendą, jednak z całą pewnością nie był kościołem w tradycyjnym znaczeniu.

Przekazy ustne mówią o tym, że kościółek spłonął. Stało się to podczas ślubu wcześniej wspomnianej fatalnej pary (Panie świeć nad ich duszami, kiedy tak się grzebię w tej zapomnianej już przez żywych tragedii) Ok, idziemy dalej…

Brat i siostra przed ołtarzem

Kapliczka płonęła podczas ceremonii ślubnej. Czy była to kaplica cmentarna, czy jedynie przydrożna — nie jest to najnormalniejsze miejsce na zawieranie związku małżeńskiego. Ludzie opowiadają, że ogień pochłoną budowlę i był to gniew Boży. Za co? Otóż powodem było… kazirodztwo. Innymi słowy, na ślubnym kobiercu stanęło rodzeństwo.

Niezła bania, prawda? Nikt chyba się teraz nie dziwi, że bardzo chciałam stworzyć tę treść na bazie jedynie legendy. A ile w tym faktu, dowiemy się z czasem. Prawda to czy nie do końca prawda, jednak przetrwała w tym podaniu.

Brat i siostra przed ołtarzem. Ślub w polu, w kaplicy — możliwe, że nawet cmentarnej — i pożar. Być może było tak, że w tamtej godzinie rozpętała się straszliwa burza, piorun uderzył w kaplicę i dlatego spłonęła, a nowożeńcy targani potem wyrzutami sumienia i złą wróżbą nie wytrzymali napięcia, pewnej nocy przyszli nad staw i wskoczyli do wody z kamieniami przywiązanymi do szyj. Później ktoś ich odnalazł. Rozmoknięte trupy wytargano na brzeg i zakopano przy stawie, jako że samobójcy nie mieli prawa do poświęconej ziemi. Lub też było inaczej…

staw samobójców

Podczas potajemnego ślubu w polu, na który nikt z ich rodziny nie dał pozwolenia, ktoś mściwy podszedł ich w tajemnicy, zamknął drzwi kapliczki od zewnątrz i podpalił budynek podczas ceremonii. Być może małżonkowie spłonęli żywcem wraz z kapłanem, a być może udało im się wyważyć wrota. Ta druga opcja wcale nie musiała skończyć się happy endem. Na zewnątrz stał oprawca i czyhał na ich życie. Sami sobie byli winni i sami na siebie wydali wyrok. Po tamtym horrorze pochowano kochanków blisko spalonej kapliczki, a na jej miejscu po uprzątnięciu zgliszczy postawiono wysoki krzyż ku pamięci albo ku przestrodze. Stąd mogą pochodzić wszystkie istniejące do dziś dowody na to, że podobne wydarzenia tragiczne miały tam miejsce.

staw samobójców

Staw samobójców

Kiedy tam przybyłam, na brzegu uroczego akwenu siedział wędkarz. Dokoła morze ze zbóż, a z drugiej strony wiła się między polami stara droga. Staw samobójców miał spokojną, przejrzystą taflę, którą ze wszech stron otulała wodna roślinność. Po drugiej stronie w gęstwinie drzew i krzewów, na podwyższeniu stoi drewniany krzyż. Gdzieś tam, w tej wysokiej trawie pod ziemią być może spoczywają zmarli bohaterowie mojej opowieści. Można też wygrzebać z gruntu resztki legendarnej kaplicy. A wszystko to w ramionach zapomnienia. Kim była fatalna para? Potomstwo chłopa czy pana? Nigdy się tego nie dowiemy. Wyobrażam sobie jednak tę miłość jako przeogromną. Bo jeżeli stać ich było na potajemny ślub, w wiejskiej społeczności, w takich okolicznościach i w tak odległych czasach, to musieli być szaleni. Nawet dziś byłoby to piętnowane społecznie i karane. Tylko przeogromną miłość stać na podobne kroki, żeby czynić tak jak każde serce wbrew wszelkiej logice.

staw samobójców

Zawsze będę na przegranej pozycji, zapisując karty dziejów tej ziemi, ponieważ najczęściej nie mam dostępu do archiwów. To niestety fakt. Jednak nikt nie może mi zarzucić, że brakuje mi wyobraźni. „Ubieram” w nią miejsca, do których docieram. Staram się, aby „stroje” te były niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Z mojej własnej, prywatnej, nieustannie wędrującej kolekcji. Tylko dla Was…

Czy wiesz drogi Czytelniku/Czytelniczko, że autorki bloga Nieustanne Wędrowanie są również autorkami książek? Jeżeli nie, koniecznie zerknij poniżej, gdzie znajdują się informacje na ten temat. Zapraszamy!

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
385
OK
133
Kocham to!
46
Nie mam pewności
10
Takie sobie
16
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Naturalny

0 %