STAWY PIEKARY. W cieniu rajskiej jabłoni
Stawy Piekary to teren po dawnych wyrobiskach gliny dla fabryki szamotu w pobliskim Udaninie. Dzisiaj to dzikie miejsce, gdzie główną rolę odgrywa woda. Jest naturalnie urocze, ale kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej…
Z fabryki w Udaninie do dzisiejszych stawów prowadziła wąskotorówka, którą transportowano glinę do tego zakładu najkrótszą drogą. Między wyrobiskami powstawały drogi dojazdowe. Miejsce to nie kojarzyło się wówczas z wypoczynkiem, ale z ciężką pracą. Później glina się wyczerpała, fabryka upadła, ludzi pozwalniano z pracy, a dzisiejsze stawy Piekary otworzyły się na działanie natury.
Stawy Piekary. Średzki Eden
To miejsce należy do powiatu średzkiego. Znają je wędkarze i miłośnicy nocnego biwakowania. Jest atrakcyjne w pewien sposób, jednak nieoczywisty dla każdego. Nie ma tam tłumów, ale brzegi stawów nie są bezludne. Dojazd jest wystarczająco dobry dla auta, ale Alfa Romeo tam nie dojedziesz.
Panujący na brzegach stawów klimat przesycony jest ciszą. Stanowiska wędkarskie położone są od siebie w niedalekich odległościach, ale nikt nikogo nie obserwuje i nikt nikomu nie przeszkadza. Nie namierzyłam tam plażowiczów w mega seksownych strojach. Nie słyszałam ani muzyki na full ani okrzyków radości związanych z huczną imprezą plenerową. Stawy Piekary nie są komercyjne, choć to dość spory kompleks akwenów. Nie przyciągają tłumów. Nie są znane jako kąpielisko. To prawdziwy średzki Eden…
Pięć stawów
To pięć akwenów, między którymi płynie Cicha Woda. Po czasach, kiedy przestały być wyrobiskami dla fabryki szamotu, zalano je wodą, pozwalając im zmienić formę. Przeistoczyły się w nieoficjalny rezerwat przyrody. Teraz należą do Polskiego Związku Wędkarskiego. Tak więc jest to idealne miejsce dla każdego, kto kocha się w biwakowaniu. Namiot, ognisko, wędkowanie, grillowanie, gitara, piwo schłodzone w stawowej wodzie, wieczorna kąpiel…
Tam można przyjechać w poszukiwaniu niczego, i z całą pewnością się to znajdzie. Pięć stawów otulonych jest dywanami pól i siecią wąskich, gruntowych dróżek. Wszędzie widać dzikie zwierzęta. Ptactwo, ryby, sarny, dziki.
Stawy Piekary. Pod Stodołą
Wjechałam do wioski i przemierzyłam ją główną ulicą. Zatrzymałam się gdzieś przy jej końcu i rozejrzałam dokoła. Jakiś starszy pan wyjrzał przez oko swojego domu. Zagadnęłam pytająco – ” Ja szukam tych waszych stawów…” A on bez słowa wskazał ręką w boczną dróżkę. Nie była ona ani betonowa ani asfaltowa. Pomyślałam wtedy, że zapewne już nie jeden raz człowiek ten kierował w nią przyjezdnych.
Skręciłam w tę drogę i ruszyłam lekko pod górę. Po lewej stronie płynęła rzeczka, ale była tak zarośnięta, że nie od razu ją namierzyłam, za to staw po prawej ukazał mi się już po kilkudziesięciu krokach. Brzegi jego tonęły w roślinności. Wydawał się taki dziki i niedostępny, choć to tylko parę kroków od wioski. Przy brzegu siedział wędkarz. Luknęłam na niego i zapytałam – ” Biorą?”
Mężczyzna spojrzał na mnie i chętnie odpowiedział, że coś czasem można złowić. Na przykład karpia. Zagarnęłam jeszcze o to, jak się nazywa ten staw, bo wiem, że wszystkie one mają nazwy. Wędkarz uśmiechną się i odpowiedział, że na ten tutaj to gadają – Pod Stodołą. Następny jest Kąpielowy, a potem Zalany i Łubin… i Młyn…
Nad brzegiem Cichej Wody
Szłam drogą wzdłuż Cichej Wody. Minął mnie ogromny Jeep kurząc niemiłosiernie. Cały unoszący się w powietrzu pył spod jego kół przyklejał się do mojej mokrej od potu skóry. Frutkowski kichał i wycierał łapą mordkę. Po chwili usłyszałam szum. Jakby wodospad. Odstawiłam rower na bok dróżki i weszłam w zarośla. Wtedy to zobaczyłam rzeczkę, jak rwie się w korycie pomimo niskiego stanu wody i robi przy tym naprawdę sporo hałasu.
Frutek czekał na mnie przy rowerze. On w takie upały stara się nie marnować niepotrzebnie energii. Wydedukował, że skoro zostawiłam sprzęt do wędrowania na poboczu, to znaczy, że zaraz wrócę i nie ma sensu się produkować.
Przy stawie Kąpielowym
Po chwili ruszyliśmy dalej. Od głównej alejki odbijała inna wąska ścieżka. Pozwoliłam się jej prowadzić i dzięki temu zaraz weszliśmy wprost do obozu wędkarskiego. Rozstawiony duży namiot, obok auto, przy brzegu – wędki. Z boku jeszcze ciepły i pachnący jedzeniem grill. Przy namiocie wiaderko z wodą. Frutek jakby nigdy nic, poszedł się tam napić, a potem – sru – do namiotu, na lustrację. Zerknął też w okolice grilla czy aby coś tam w trawie nie zostało, jakby komuś z talerza spadło na przykład. Zanętę też obwąchał, a potem poszedł tulić się do pana wędkarza. On zaczął go głaskać i drapać za uchem. Potem spojrzał na mnie i zagaił rozmowę. Dowiedziałam się wówczas, że stawy należą do Związku Wędkarskiego, i że każdy może tam biwakować. Wiadomo – dla kłusowników nie jest to wymarzone miejsce, jednak kto chce legalnie łowić albo tylko poodpoczywać, nikt nie robi mu problemów. Tak sobie gawędziliśmy i tak ja ciągnęłam za język wędkarza, a on mnie. Opowiedziałam mu o tym po co przyjechałam do Piekar i skąd przybyłam. A on mówił co można złowić w tych wodach i że komary aż tak strasznie nie szleją. Że można wytrzymać. Opowiadał, że noce nad wodą są chłodne i nad ranem wilgoć panuje. Mówił, że często tam przyjeżdża, konkretnie nad staw Kąpielowy, żeby się zrelaksować. Kiedy już dowiedzieliśmy się wszystkiego, co chcieliśmy od siebie wiedzieć, pożegnałam się grzecznie i chciałam ruszyć w dalszą drogą, jednak Frutek nie podzielał moich zamiarów. Podobało mu się tam i widać było, że chciałby zostać na dłużej…
Stawy Piekary. Łubin
Kierowałam się do stawu zwanego Łubinem. Maszerowałam z Frutkiem starą drogą dojazdową do wyrobisk. Zarośnięta była na maksa i obsadzona czereśniami. Pokrzywy wysokie jak ja, trawa gęsta. Dokoła pachniało ziołami dzikimi najróżniejszego gatunku.
Na zakręcie do Łubinu, po drugiej stronie Cichej Wody znajduje się staw Zalany. Nie podchodziłam do niego. Przeprawa przez rzeczkę z objuczonym rowerem zniechęciła i mnie i Frutkowskiego. Jednak przystanęliśmy i zrobiłam fotografię z daleka.
Za zakrętem dróżka była już bardzo trawiasta. Drożna jedynie dzięki śladom po przejeździe aut terenowych. Po drodze mijałam obozy. Ludzie opalający się na brzegach, siedzących przy wędkach. Totalna cisza i zwolnione tempo.
Przy Łubinie trafiłam na kilka takich namiotowych biwaków. Przy jednym z nich zatrzymałam się, weszłam na teren obozowiska i poprosiłam o możliwość zrobienia fotografii z tej perspektywy. Pan wędkarz rozmawiał akurat przez telefon i tylko gestem ręki pokazał, że nie ma sprawy…
Nasz mini obóz
Stawy Piekary nie są duże. Żaden z akwenów nie powala gabarytem, jednak pomimo tego w fenomenalny sposób pozwalają skryć się przy swoich brzegach. Nie są też całkowicie dostępne. Żeby rozbić się obozem, trzeba sobie poszukać wyrwy. Jednak jak się już ją znajdzie, to klękajcie narody…
Wyszukaliśmy sobie z Frutkowskim taką małą plażę. Wprawdzie nie była piaszczysta, za to bardzo czyta i z miejscem na ognisko. Nasz obóz był szczelnie otulony przez roślinność, tak że choć kilkanaście metrów i w prawo i w lewo od nas ktoś biwakował – nie przeszkadzało to, żeby poczuć się tam komfortowo. Usiedliśmy w cieniu rajskiej jabłoni.
Wyjęłam prowiant. Jedliśmy, piliśmy, odpoczywaliśmy. W wodzie co chwilę słychać było wyskakującą grubą rybę. Jakaś kaczka podpłynęła do brzegu za blisko. Niewidoczne dla nas ptaszyko zaczęło drzeć się w chaszczach wniebogłosy.
To był bardzo upalny dzień i tylko komary zakłócały tę chwilę sielanki. Jednak chłód od stawu miło łagodził ukrop i pozwalał na regenerację sił.
Stawy Piekary. Chwila bez cywilizacji
Za Łubinem droga zakręcała z powrotem do wioski. Biegła przy ostatnim ze stawów – Młynie. Z drugiej strony Łubinu również ktoś obozował, ale zobaczyłam to dopiero wówczas, kiedy wyszłam na pola. Z mojego miejsca piknikowego nie widziałam tych wędkarzy. Później przy Młynie natknęłam się na rozanielonych plażowiczów, których moja obecność nieco roztroiła. Nie spodziewali się tam chyba nikogo. Mieli u siebie dużego psa, który biegał luzem. Zrobiło się zamieszanie, ponieważ trzeba było go uwiązać w takich okolicznościach. Nie zamierzałam zostać tam na dłużej. Chciałam jedynie zrobić kilka zdjęć. Postanowiłam tamtego dnia, że sfotografuję wszystkie te akweny.
Stawy Piekary w moim odczuciu to dzikie miejsce. Fascynujące, ponieważ nie ingeruje się tam za mocno w przyrodę. Wszystko jest naturalnie zarośnięte roślinnością, nikt nie kombinuje z drogami aby je bardziej dostosować. Są jakie są. Nie ma tam szlabanów, biletów czy innych wynalazków dzisiejszego świata. Można po prostu pojechać nad staw. Rozłożyć namiot i zniknąć…