Świat, który nie istnieje, czyli eulogia dla Walentego
Jak pokazać komuś świat, który już nie istnieje? Wyczarować z powietrza kształty, bryły, dźwięki, zapachy? Przywołać przeszłość w taki sposób, aby stała się namacalna? Okazuje się, że jest to możliwe. 8 lutego Adam Kowalski i Marian Porada ze stowarzyszenia TURuda zabrali nas w podróż, która odbyła się nawet bardziej w czasie niż w przestrzeni. Chociaż fizycznie znajdowaliśmy się w obrębie fragmentu Drogowej Trasy Średnicowej i centrum handlowego, to za pomocą naszej rudzkiej „augmented reality” (ang. „rzeczywistości rozszerzonej”) zwiedziliśmy okolice ulicy Południowej na „Karmańskim” oraz teren koksowni „Walenty”. Zapytacie, jak to możliwe? Przecież tam od dawna biegnie szosa, obok niej rośnie trawa, a wraz z trawą kolejne magazyny i centra logistyczne…
Słowem-kluczem jest tutaj pasja. To dzięki wytężonej, pełnej zaangażowania pracy naszych przewodników zobaczyliśmy zmiecione z powierzchni Ziemi miejsca, które dawniej były domem i chlebodawcą dla setek rodzin, a nawet zasłynęły na wielkim ekranie. Nieistniejące już domy mieszkalne przy ulicy Południowej możemy przypomnieć sobie bowiem, oglądając „Sól ziemi czarnej” Kazimierza Kutza, w którym zagrały główną rolę. Moje serce poruszyły także fotografie licznych budynków, które dawniej służyły koksowni oraz kopalni „Walenty”, a dziś… Pozostały z nich tylko wspomnienia – w dodatku stopniowo, drogą naturalną, zanikające ze świadomości okolicznych mieszkańców.
Po naszemu „trefielimy sie na Karmanuelu”
Spotkaliśmy się, mówiąc po naszemu, „na Karmańskim”, czyli w istniejącej części kolonii robotniczej Carl Emanuel, w okolicy przystanku autobusowego Ruda Południowa. Nasze miasto nadal jest piękne, co z dumą stwierdzam za każdym razem, będąc w tej okolicy. Po sobotnim spacerze zdałam sobie jednak sprawę z tego, jak niezwykłe było dawniej i jak ogromną perłą turystyki mogłoby być dzisiaj.
Samo „Karmańskie” to niekwestionowana perła architektury, której kunsztowność zachwyca bynajmniej nie tylko w skali miejskiej, ale – bez wątpienia – światowej. Osiedle wzniesiono pod koniec XIX wieku z inicjatywy rodu Ballestremów, ówczesnych właścicieli majoratu rudzkiego (Ruda-Biskupice-Pławniowice). Ich własność stanowiły również: kopalnia „Brandenburg”, czyli późniejszy „Wawel” – najstarsza kopalnia węgla kamiennego na Górnym Śląsku – jak i koksownia „Wolfgang” (w czasach powojennych „Walenty”). Z fundatorami osiedla ściśle współpracował wybitny architekt, Hans von Poellnitz, który zaprojektował również liczne nieistniejące już budynki stanowiące dawniej elementy infrastruktury kopalni „Wolfgang” (późniejszy „Walenty”).
Osiedle istniejące w dwóch światach
Niestety, „Karmańskie”, „Karmanuel”, które znamy dziś, to zaledwie fragment oryginalnej zabudowy. Nie przetrwał „szlafhaus”, czyli dom noclegowy dla pracowników, obiekty usługowe, a przede wszystkim zespół zabudowań mieszkalnych w obrębie ulicy Południowej. Zostały one wyburzone pod budowę Drogowej Trasy Średnicowej. Na ich dawnym terenie powstała także nowa zabudowa komercyjna, jednak obecnie w szarych pawilonach nie działa żadna przestrzeń handlowa ani usługowa.
Do dziś w pamięci dawnych mieszkańców przetrwały opowieści o serdeczności i zżyciu mieszkańców domów przy ulicy Południowej. Bo w przeszłości ten obszar Rudy – choć przecież dziś jest to największa dzielnica w mieście Ruda Śląska i jednocześnie największa i najstarsza gmina górnicza w Europie – był przecież dużo gęściej zaludniony, gwarny, roztętniony, pełny życia.
W Rudzie biło bowiem serce koncernu przemysłowego Ballestremów, jedną z arterii odchodząc na Fryna, czyli do Nowego Bytomia. Tamtejsza Friedenshütte (istniejąca do dziś Huta „Pokój”) była połączona za pomocą „luftbany” (kolei napowietrznej) z koksownią „Wolfgang” oraz kopalnią „Brandenburg”. Te i inne zakłady łączyła także misternie utkana sieć kolei: normalnotorowej i wąskotorowej. Żeby skutecznie wizualizować sobie wygląd dawnego świata, trzeba dziś użyć nie tylko bogatej wyobraźni, ale i solidnego zaplecza wiedzy historycznej.
Wielki przemysł, czyli Ballestrem di Castellengo
Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i nie wyjaśnić mechanizmu funkcjonowania tego specyficznego trójkąta „ballestremowskiego”. Przy kopalni „Brandenburg” istniały dwie sortownie: jedna usytuowana była w pobliżu szybu „Jan” („Johannes”), a druga znajdowała się obok szybu „Bartosz” („Baptiste”). Wydobyty węgiel transportowano do koksowni, gdzie był mielony, a następnie przewożony do huty, ponieważ huta nie dysponowała sprzętem do mielenia węgla. Od roku 1932 węgiel z kopalni był segregowany w czterech sortowniach, które oddzielały węgiel płomienny od koksu. Jedna znajdowała się przy szybie „Mikołaj”, natomiast trzy przy szybie „Walenty”. Węgiel płomienny był transportowany „luftbaną” z szybu „Walenty” do sortowni przy szybie „Mikołaj”. Sortownie zajmujące się węglem koksowym były połączone taśmociągami z koksownią, a część była przesyłana kolejką do koksowni huty „Pokój”.
Krajobraz księżycowy i hale na „Księżycu”
Mapy udostępnione przez użytkownika Heniek na forum Eksploratorzy pokazują całą mnogość szybów usytuowanych w obrębie dawnych kopalń „Brandenburg”, „Graf Franz” i „Wolfgang”, które decyzją Rudzkiego Gwarectwa Węglowego działały jako jeden zakład od 1 sierpnia 1931 roku. 1 stycznia do zakładu przyłączono jeszcze kopalnię „Paweł” z Chebzia (pierwotnie „Paulus”), a im bliżej czasów współczesnych, tym więcej fuzji, które trudno byłoby wymienić jednym tchem. Dziś po kiedyś potężnym zakładzie pozostały zaledwie nieliczne pamiątki.
Z rejonu dawnej ulicy Południowej udaliśmy się w kierunku ulicy Szyb Walenty, przy której kiedyś mieściły się zabudowania kopalni i koksowni. Sam szyb „Walenty” nie istnieje już od dawna, tak jak szyb „Centralny” – po likwidacji „Walentego” główny szyb wydobywczy. W pobliżu miejsca, gdzie dawniej istniała jego zabudowa, znajdziemy dzisiaj szczątki dawnej rozdzielni głównej. Zabudowania szybu wentylacyjnego „Klara” częściowo przetrwały do dziś. Znajdują się na terenie firmy prywatnej. Z kolei kompleks szybu „Mikołaj” jest własnością miasta Ruda Śląska. Został wpisany do rejestru zabytków 25 czerwca 2014 roku pod numerem A/418/14. Na ten moment jest dostępny dla turystów sporadycznie, a wykorzystanie jego potencjału jest stanowi dla miasta jedno z wielu poprzemysłowych wyzwań.
Górowała na horyzoncie, dawała pracę i brudziła
Według informacji zawartych w artykule Jana Gordały w czasopiśmie „Świat Górnika” nr 3 (8) z 20 marca 1946 roku, budowa koksowni „Walenty” rozpoczęła się jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej. W kwietniu 1916 roku uruchomiono dwie grupy systemu pieców Collin, osiągając produkcję 500 ton koksu na dobę. W 1918, po uruchomieniu trzeciej grupy tego typu, produkcję zwiększono do dziennego poziomu 750 ton. Zakład przetrwał pierwszą wojnę światową w dobrym stanie i po objęciu władzy przez Polaków udało się utrzymać podobny poziom produkcji. Przy koksowni działały również fabryka amoniaku, fabryka benzolu, kondensacja oraz kotłownia z opalaniem gazowym. W tamtych czasach wydajność „luftbany” transportującej węgiel z kopalni „Walenty-Wawel” do koksowni „Walenty” wynosiła 80 ton na godzinę.
W 1929 roku uruchomiono czwartą grupę pieców, tym razem w postaci ówczesnej nowinki technicznej, czyli w systemie Otto. Oddano także do użytku nową wieżę węglową o pojemności 2500 ton węgla, złożoną z sześćdziesięciu komór piecowych o pojemności 11,5 tony każda. Grupa ta produkowała 600 ton koksu na dobę, osiągając również znacznie krótszy czas koksowania niż piece grupy Collin. W tym samym czasie wybudowano nowoczesne młyny młotkowe oraz mieszarnię różnych gatunków węgla, umożliwiającą otrzymywanie koksu wyższej jakości. W momencie wybuchu drugiej wojny światowej koksownia „Walenty” była największym tego rodzaju zakładem w granicach ówczesnej Polski, drugim zaś co do wydajności.
Rozwój nie oznaczał jednak wyłącznie korzyści. Należy zdecydowanie podkreślić, że mieszkańcy płacili najwyższą cenę za koszmarne zanieczyszczenia emitowane przez potężną koksownię. Choroby układu krążenia, układu oddechowego, schorzenia onkologiczne. W dawnych czasach nie korzystano wszakże z zaawansowanych technologicznie filtrów i innych instalacji służących do oczyszczania gazów i wód przemysłowych.
Domy ceglane, nie szklane, już nieistniejące
Z wielkim żalem oglądaliśmy miejsca, które jeszcze stosunkowo niedawno zdobiły perełki architektoniczne. Dziś mieszczą się tu magazyny i centra logistyczne. Ogromną stratą kulturową było wyburzenie dwóch willi, z których jedna mieściła dawny dział BHP kopalni. Niestety, stan techniczny obydwu budowli już wiele lat temu był fatalny. Willę „BHP-owską” znacznie nadszarpnął pożar, a wnętrza straszyły zawalonymi stropami i połamanymi elementami drewnianymi. To wszystko nie zmienia faktu, że budynki projektu von Poellnitza do samego końca były po prostu piękne, stanowiąc element szerszej kompozycji i przykład przemyślanej gospodarki przestrzennej.
Część zabudowy pokopalnianej przetrwała do dziś w postaci cechowni, lampowni i łaźni. Są to jednak budynki zmodernizowane i przekształcone, więc wielu odwiedzających nawet nie wpadnie na to, jak ciekawą przeszłość mają. Dobrze, że przetrwały!
Mikołaj chętnie przyjmie więcej turystów
Ostatnim punktem programu była jedna z rudzkich perełek, które wciąż czekają na szerszy rozgłos i włączenie do pełnoprawnego ruchu turystycznego. Mowa tu o maszynowni szybu „Mikołaj”, jakiś czas temu wyremontowanej, a nawet pokazanej raz na Industriadzie. Niestety, choć o piękne maszyny i mieszczący je budynek regularnie upominają się miłośnicy techniki, to sądzę, że przed „Mikołajem” jeszcze długa i bolesna droga do lepszych dni. W moim, i nie tylko, przekonaniu podstawowym problemem jest niefortunna lokalizacja maszynowni, która dawniej egzystowała w centrum potęgi przemysłowej, a dziś jest ciekawostką na peryferiach miasta. Brzmi to boleśnie, jednak takie są fakty.
Nade wszystko faktem jest ogromny potencjał Rudy Śląskiej jako miasta turystyki (po)przemysłowej. Zainteresowanie sobotnim spacerem, tak jak absolutnie WSZYSTKIMI wydarzeniami organizowanymi przez stowarzyszenie TURuda, było gigantyczne! To świadczy o tym, że mieszkańcy są świadomi walorów swojego miasta, a przyjezdni wykazują żywe zainteresowanie nim. Przekonajcie się sami – stowarzyszenie organizuje bowiem spacery regularnie, przez cały rok.
Zdjęcia: Michał Machalski