Śmiertelnie TRUJĄCE rośliny na Dolnym Śląsku. Uważaj, co zrywasz na szlaku!
Zarówno w naszych prywatnych rozmowach, jak i w artykułach publikowanych na blogu Nieustannego Wędrowania, często pada takie zdanie: Dolny Śląsk to niebezpieczne miejsce! Choć wielu osobom może się wydawać, że jest hiperbola, to prawda pozostaje taka, że piszemy o tym ze śmiertelną powagą. Nie raz i nie dwa przetrząsanie województwa dolnośląskiego sprawiło, że znaleźliśmy się w ogromnym niebezpieczeństwie. Ja kiedyś wpadłam do grobowca (na szczęście okazał się suchy, a nie zalany), Aneta w szale pasji kilka razy prawie zaliczyła nura w szambie (przez odkrytą studzienkę), a Daniel wielokrotnie przekonał się, że dolnośląskie drogi grożą zerwaniem nadwozia. Miejsca, które odwiedzamy często są zarośnięte tak, że żyją tam jedynie dzikie zwierzęta. Opuszczone domy, jakie uwieczniamy na filmach grożą zawaleniem, a tutejsza przyroda… jest nierzadko niezwykle toksyczna. Trujące rośliny na Dolnym Śląsku to jedno z licznych zagrożeń czekających tutaj na wędrowców.
Tojad, czyli ostatnie odkrycie Netflixa
Jest kilka kwestii, których zrozumienie totalnie mi nie wychodzi. Jedną z nich jest to, skąd tyle wiem o roślinach, choć sama z siebie wcale dużo się o nich nie uczyłam. To trochę szósty zmysł, wiedza wygrzebywana z odmętów podświadomości, albo dowód na istnienie reinkarnacji. To ostatnie to raczej żart. W każdym razie zwykle po prostu wiem, jakie rośliny leczą, a jakie trują. Co prawda nigdy nie zaufałabym tym przeczuciom w ciemno, zawsze sprawdzam, czy w istocie racja jest po mojej stronie. Zwykle jest. Nie wiem, czy bardziej mnie to fascynuje, czy jednak przeraża.
Wróćmy jednak do meritum. Do mojego rodzinnego domu przylega spory ogród. Dziś rośnie tam głównie trawa, trochę warzyw oraz odrobina kwiatów, które babcia zasiała zgodnie z zasadami artystycznego nieładu. Dawniej znajdujące się tam wyspy kwiatowe wydawały się bardziej planowane. Pamiętam jeden kwiatek — nie jestem dziś pewna czy rósł w moim ogrodzie, czy jednak znajdował się po stronie sąsiadki — był fioletowy, bardzo ładny i miał spory rozmiar. To był tojad, nazywany także mordownikiem.
Przypomniałam sobie o tym fakcie, gdy oglądałam serial „Ginny & Georgia” na Netflixie. Tojad wystąpił tam w roli cichego mordercy. Potem motyw tej niepozornej rośliny zauważyłam jeszcze w dreszczowcu „You” (również wyprodukowanym na potrzeby tego samego serwisu VOD), gdzie kochankowie posłużyli się wyciągiem z tego kwiatka przeciwko sobie. Jakiś czas później na salony wjechał jeszcze czwarty sezon „Upadku Królestwa”, gdzie tojad zaprezentowano jako roślinę, którą królowie w obliczu widma okrucieństw, jakie wyrządzić mogliby im ich wrogowie, mają możliwość spożyć w celu… samobójstwa. W taki sposób ograniczając swoje potencjalne cierpienia. Wszystko to prawda! Tojad już w starożytności był stosowany jako zabójcza trucizna — zatruwano nim np. strzały i miecze.
Napisałam wtedy do Anety: „Wiesz, że hodowałaś w ogrodzie śmiertelnie trującą roślinę?”. Nie wiedziała.
Tojad mocny — mordownik z Sudetów
Tojad liczy kilkaset gatunków. W Polsce występuje ich ponad dwadzieścia. Są to rośliny zawierajace alkaloidy dwuterpenowe. Mowa konkretnie o akonitynie, aklinie, napelinie i mezakoninie. W skrócie: ten kwiatek jest silnie toksyczny. Tojad mocny rośnie między innymi w Sudetach. Może on osiągać nawet do 150 cm, a jego kwiatostany mieszczą się w górnej partii łodygi. W Polsce tojad objęty jest ścisłą ochroną. Znajduje on zastosowanie w medycynie, ale jednocześnie jest to jedna z najbardziej toksycznych roślin w naszym kraju. Jest trująca w całości — od korzenia, przez łodygę i kwiaty, a na nasionach kończąc.
Zatrucie tojadem wywołuje nieprzyjemne uczucie mrowienia i odrętwienia, pojawiają się także mdłości, biegunka i wymioty. Kolejnym etapem jest wystąpienie bólu łydek, zimnych potów i bladości skóry. Potem są zaburzenia widzenia, ponieważ źrenice ulegają silnemu zwężeniu, a następnie z powrotem się rozszerzają, co skutkuje światłowstrętem. Jeśli zatrucie jest śmiertelne, w końcu ciało pogrąża się w drgawkach, a wymiociny mogą być zmieszane z krwią. Trzeba tutaj zaznaczyć, że zawarta w tojadzie akonityna jest również wchłaniana przez skórę i uszkadza błony śluzowe. Słowem, spacerując po zboczach sudeckich zwracajcie uwagę, jakie kwiatki zrywają Wasze pociechy.
Cis pospolity — niepozorny truciciel
Jedną z największych, naturalnych atrakcji Dolnego Śląska jest Cis Henrykowski. Od roku 1945 drzewo to uznane jest za najstarsze w całej Polsce. Jego obwód wynosi 425 cm, co w przypadku wolno rosnącego cisu jest imponującym wynikiem. Jego wiek szacuje się na ponad 1250 lat. Turyści przybywają do Henrykowa z całego kraju, aby zobaczyć ten żywy pomnik przyrody. Innym sławnym cisiem z polski obywatelstwem, jest Cis „Bolko”, rosnący nad brzegiem Pełcznicy w Świebodzicach nie tak daleko od malowniczego Zamku Cisy. Wszystko fajnie, ale czy wiedzieliśmy, że cis pospolity jest rośliną o silnym działaniu trującym?
Cis — podobnie jak tojad — jest toksyczny od korzeni po koronę. Najbardziej trujące są jego igły i nasiona. Zawarty w nich toksykant atakuje przede wszystkim ośrodkowy układ nerwowy, mózg, serce, a także poraża ośrodek oddechowy, uszkadza nerki i drażni przewód pokarmowy.
Jakie są objawy zatrucia cisem pospolitym? To głowie nudności, wymioty, biegunka bóle brzucha i krwiomocz. Nierzadko pojawiają się także zawroty głowy, problemy z oddychanie, słabnąca siła w mięśniach i drgawki. Wreszcie dochodzi do spowolnienia bicia serca i w końcu do całkowitego zatrzymania się jego akcji. W przypadku silnych zatruć śmierć może nastąpić bardzo szybko. Tutaj znów ważna uwaga: bądźcie ostrożni dotykając nieznanych Wam roślin.
Kalina — trująca roślina o właściwościach leczniczych
Kalina koralowa rośnie w wielu polskich ogrodach. Ma ona dość charakterystyczne, białe kwiatostany oraz owoce — są one szkarłatne i lśniące. Właściwie przygotowane preparaty lecznicze z kaliny, mogą być wykorzystywane w terapii obniżającej ciśnienie krwi, działać moczopędnie oraz rozkurczowo na mięśnie gładkie. Kalina wykazuje również właściwości przeciwzapalne.
Mimo wszystko trzeba pamiętać, że jest to roślina silnie trująca. Jej owoce są jadalne tylko wtedy, gdy zostaną one poddane właściwej obróbce. W przeciwnym wypadku mogą one solidnie zaszkodzić zdrowiu. Wiem to niejako z własnego doświadczenia. Znam osobę, która tak zachwyciła się czerwonymi owocami kaliny, że postanowiła ich skosztować. Problem polegał na tym, że nie zdawała sobie ona sprawy z ich toksyczności. O tej cesze dowiedziała się dopiero wtedy, gdy doznała ostrego nieżytu żołądka i wystąpiły o niej nudności, wymioty i biegunka. Wniosek z tego taki, aby nigdy nie jeść przypadkowych owoców, o których nic nam nie wiadomo.
Bluszcz — trujący czy leczniczy?
Bluszcz pospolity to dobry przyjaciel Nieustannego Wędrowania. Tak, wiem że to brzmi dość mrocznie, ale naprawdę tak jest. To właśnie jego sadzono na cmentarzach, o których dziś świat zapomniał, a które nam udaje się namierzyć dzięki starym mapom i… przy pomocy bluszczu. Z dawnych nekropolii może bowiem zniknąć wszystko — od nagrobków i cegieł z kaplicy, poprzez trumny, a na ciałach kończąc. To co jednak pozostaje tam najdłużej, to rośliny cmentarne, czyli głównie bluszcz i barwinek.
Bluszcz pospolity znajduje również szerokie zastosowanie w medycynie. Przetwory z jego liści leczą zapalenia górnych dróg oddechowych i oskrzeli, a także krztusiec i uciążliwy, chroniczny kaszel. Pomagają one także w łagodzeniu zaburzeń miesiączkowania. Natomiast bluszcz stosowany zewnętrznie na rany wykazuje przede wszystkim właściwości przeciwbólowe. Przynosi on również ulgę przy reumatoidalnym zapaleniu stawów. Można wykorzystywać je do okładów oraz do kąpieli.
Jednocześnie nie można zapominać, że bluszcz jest także rośliną trującą. Oznacza to tyle, że jego stosowanie może nieść ze sobą skutki niepożądane. Przy przyjmowaniu preparatów na bazie bluszczu mogą wystąpić problemy w obrębie układu trawiennego (głównie żołądka), co często prowadzi to wymiotów i biegunki. Z kolei okłady z bluszczu czasami powodują podrażnienia skóry i błon śluzowych.
Zimowit jesienny — zabójca z gór
Trujące rośliny rosnące na Dolnym Śląsku to temat rzeka. Kolejnym toksycznym kwiatkiem, którego spotkać można w pasie wyżyn województwa dolnośląskiego, jest zimowit jesienny. Jak w wielu przypadkach, również w tym ten „trujak” znajduje zastosowanie w lecznictwie ludowym. Preparaty przygotowane z zimowita wykazują działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne. Stosowane są one w a atakach skazy moczanowej, a także w leczeniu niektórych nowotworów. Jednak ze względu na zawarte w roślinie tej toksyny, zdecydowanie odradza się używanie jej w celach leczniczych bez kontroli lekarskiej. Może mieć to opłakane — konkretnie śmiertelne — skutki.
Zimowit jesienny jest bardzo trujący. Pierwsze objawy zatrucia występują po około 5-6 godzin od spożycia. Zabójcza dawka to jakieś 0,02 zawartej w tej roślinie kolchicyny (tyle tej substancji znajduje w dosłownie kilku gramach nasion). Co dalej? Pojawia się uczucie drętwienia i pieczenia w ustach, kłopoty z przełykaniem śliny, a także nudności, wymioty i krwawa biegunka. Temperatura ciała i ciśnienie krwi gwałtownie spadają. Na końcu następuje paraliż kończyn i układu oddechowego, co prowadzi wreszcie do zgonu.
Wszystkie te rośliny rosną na Dolnym Śląsku. Mijamy je podczas niedzielnych wycieczek po górach. Pojedyncze z nich hodujemy w ogródkach. W niektórych przypadkach „to dawka czyni coś trucizną”, w innych przyroda ta jest po prostu zabójcza. Dajcie znać w komentarzach, o ilu z tych roślinkach wiedzieliście! I koniecznie napiszcie, jakie przykłady flory mamy wziąć pod uwagę w drugiej części tego artykułu!
Jest więcej roślinek trujących i toksycznych w Polsce. Lubię cię słuchać bo mądrego dobrze posłuchać.
Słyszałem że owoce CISa są bezpieczne i dobre do spożycia ale bez nasionek .Sam spróbowałem i żyję .Mają słodki smak podobny do malin Igły zaś to trucizna 100 igiełek to pewna śmierć