Wyprawa do Doliny Łez. Nic, tylko siąść i płakać…
W jednym tylko roku wydarzyły się wszystkie te wielkie tragedie. Książę Jerzy na zawsze musiał rozstać się ze swoją córką Dorotą, która opuściła go, żeby zamieszkać z mężem z dala od rodzinnego domu. Nie miał on innych dzieci, więc ból w jego sercu był przeogromny. Niedługo po tym wydarzeniu, bo zaledwie dwa miesiące później, śmierć zabrała mu żonę. Elżbieta w tamtej tragicznej chwili miała zaledwie 25 lat. Jerzy nie potrafił się z tego otrząsnąć i umarł z żalu w miesiąc po niej…
Tak zaczyna się moja opowieść i nie jest to ani legenda, ani bajka. Wszystko to fakty bez najmniejszego naciągania. Ines namierzyła ten wątek dziejowy podczas planowania kolejnej wyprawy rowerowej, zaraz po tym, kiedy wróciłyśmy z Warmątowic Sienkiewiczowskich. Losy księcia Jerzego naprawdę bardzo mnie wówczas wzruszyły. Zrobiłam się bardzo wrażliwa po odejściu Frucia i wystarczy tylko, że usłyszę o śmierci i rozstaniach, oczy od razu zachodzą mi łzami. Zaczęłam drążyć ten temat od momentu wyjazdu księżniczki Doroty i od razu zrozumiałam, że to jedynie wierzchołek tej góry dziejowej. Tam na rozstajach dróg w Ulesiu, w miejscu zwanym Doliną Łez stał kamienny obelisk z inskrypcją, która tak naprawdę opowiadała nie tylko o rozstaniu ojca z córką, ale również o losach ostatnich książąt z dynastii Piastów. Trzeba tylko umieć czytać między wersami. Posłuchajcie…
Rozważna i romantyczna
Po powrocie z Warmątowic Sienkiewiczowskich byłyśmy bardzo nakręcone klimatem terenu w kierunku Legnicy i Chojnowa. Odkryłyśmy ciekawe miejsca, przetarłyśmy nowe szlaki, a że dzień dla tych wojaży okazał się zbyt krótki, do Środy Śląskiej zmuszone byłyśmy powrócić pociągiem. Na taki pomysł wpadła Ines, bo ja zapewne pedałowałabym po nocy. Powiedziała mi o tym, kiedy odpoczywałyśmy na legnickim cmentarzu przy grobie mojej babci Frani. Nie zważałam na to, że wieczór nadchodził i słońce gasło. Że to sierpień był i dzień już krótszy. Ale wiadomo, to ja jestem ta romantyczna, a Ines ta rozważna, a więc podczas gdy ja bujałam w obłokach, niczym się nie przejmując, ona zdążyła kupić przez internet bilety na pociąg.
Pół godziny później byłyśmy już na legnickim dworcu, gdzie zrobiłyśmy kilka pamiątkowych fotografii z Lonkiem, jako że był to jego podróżniczy chrzest bojowy. Nasz Rodzynek miał tego dnia wiele przygód, między innymi pierwszy raz w życiu jechał windą na peronie. Chłopak ma silną psychikę i dawał radę.
Podróż ta jednak wielogodzinna, w upale i bez wygód wycisnęła z nas ostatnie siły, co widać na załączonym poniżej obrazku.
Do domu zjechałyśmy po zmroku. Potem był szybki prysznic, ziołowa herbata i plany na kolejny dzień. Pobudka przed świtem, treściwe śniadanie i droga. Ines zapragnęła odwiedzić grób swojej prababki Janki, który znajdował się w Osetnicy, jednak na szlaku tym czekały na nas historie, których nie mogłyśmy minąć obojętnie. Zrobiłyśmy więc plan z zamiarem sumiennego go zrealizowania, jadąc od pierwszego punktu na mapie do ostatniego, nie omijając niczego. Pierwszy przystanek tej wyprawy znajdował się właśnie w Ulesiu. W Dolinie Łez.
Cmentarz w Legnicy
Tym razem postanowiłyśmy koleją dojechać do Legnicy, a dopiero tam wskoczyć na rowery. Kiedy wysiadłyśmy z pociągu, koniecznie najpierw chciałam powrócić na mogiłę mojej babki Frani, żeby zapalić tam ogień i wstawić do wazonu świeże kwiaty. Nie zrobiłam tego za pierwszy razem, ponieważ było już za późno, aby kupić w mieście znicz. Tym razem wiozłam go więc w plecaku, a po drodze nazrywałam nawłoci. Piękne miały kwiatostany. Bujne i żywo żółte. W kwiaciarni tuż przy cmentarzu legnickim dokupiłam do bukietu trzy czerwone goździki dla kontrastu.
Kiedy wszystko to ułożyłam na pomniku, znowu przysiadłam tam z Lonkiem i zaczęłam opowiadać babci co u nas słychać i gdzie się wybieramy. Miło było tak z nią pogawędzić, pomimo że ona nie odezwała się do nas ani słowem. Nic to. Ja wiem, że wszystkiego z zainteresowaniem wysłuchała.
Inskrypcja na tej płycie grobowej informuje jedynie o tym, kogo pochowano w tym miejscu. Kiedy się urodził i kiedy umarł. Jest tam też jedno zdanie z życzeniem, aby Zmarła spoczywała w pokoju. To nie jest mój pomysł, ja napisałabym, że zawsze będę tęsknić i że dobrze pamiętam i nie zapomnę. Że czuję w sobie jej siłę i nieustannie przeżywam jej losy, z których zostałam ukształtowana. Jest na tym kamieniu na to miejsce, jednak nie miałam w tym temacie nic do gadania. Nie szkodzi. Wszystko to żywe jest w moim sercu i takie pozostanie, aż umrę.
Lidia Nowikowia. Filmowa Wiera z Małej Moskwy
Na tym ogromnym legnickim cmentarzu znajduje się grób pewnej słynnej Rosjanki, którą wielu z Was z całą pewnością kojarzy z filmu „Mała Moskwa”. Ta młoda kobieta przeżyła wielką i tragiczną zarazem miłość niczym Anna Karenina z powieści Lwa Tołstoja. Będąc na miejscu, postanowiłyśmy, że odnajdziemy tę mogiłę. Trochę to trwało, ale dałyśmy radę…
Chociaż historia ta wzrusza i wyciska łzy, osobiście nie traktuję jej jako wyjątkowo pięknej. Lidia miała dobre życie w ciężkich czasach i naprawdę kochającego męża, dlatego nie widzę w jej romansie niczego pasjonującego. Może gdybym była nastolatką, patrzyłabym na to inaczej, ale teraz nie potrafię się tym rozczulić. Lidia (Wera) umarła w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach jesienią 1965 roku. Jej ciało zostało znalezione w lesie. Martwa wisiała na drzewie. Jest duże prawdopodobieństwo, że popełniła samobójstwo, chociaż w filmie „Mała Moskwa” mocno zasugerowano, że jednak było to morderstwo.
Tam w Legnicy wszyscy dobrze ją znają. Zowią ją legnicką Julią. Na jej grobie zawsze palą się znicze i stoją kwiaty. I my zapaliłyśmy tam ogień, a potem wyruszyłyśmy w dalszą drogę.
Legnica
Legnica to naprawdę piękne miasto, gdzie czeka na nas mnóstwo obiektów do zarchiwizowania, jednak tamtego dnia starałyśmy się aby jak najszybciej z niego wyjechać, jeszcze wczesnym rankiem, gdy na ulicach nie było dużego ruchu. Jako że słabo znamy tę miejscowość, wspomagałyśmy się mapą w telefonie.
Naszym celem nie było to miasto, ale Osetnica pod Chojnowem. Miałyśmy więc przed sobą naprawdę kawał drogi do przebycia na dwóch kółkach, obciążonych dodatkowo koszem wypełnionym Lonkiem. Przemierzałyśmy więc tę miejscowość, nie zatrzymując się prawie wcale, co było dla mnie bardzo trudne, gdyż niemal na każdym kroku widziałam coś godnego uwagi i sfotografowania. Jednak podczas tej wędrówki zaczęło burczeć nam w brzuchach i Ines zaproponowała, żeby zatrzymać się gdzieś na chwilę na kawę i szybki posiłek. I tak się stało. Z rowerami i z psem ciężko byłoby nam znaleźć lepsze miejsce do chwili wytchnienia. Dzień był jednak ciepły, więc nie narzekaliśmy. Ja zostałam w miejscu biwakowym, a Ines poszła po kawę i po bułki do pobliskiej piekarni, która znajdowała się w zasięgu naszego wzroku. Potem rozsiadłyśmy się przy rowerach i odpoczywałyśmy. Lonek dostał wodę i gryzaka, żeby również mógł się zresetować. To były jego pierwsze, prawdziwe i długie rowerowe wojaże z nami. Chłopak wspaniale sobie radził.
Na horyzoncie — Ulesie…
Ulesie wyłoniło się jako pierwsze na tym szlaku, a ich wspaniała historia dosłownie przyciągała nas do siebie. Na coś podobnego niełatwo jest trafić, bo chociaż opowieść jest to fascynująca, to jednak źródło swoje ma w małej wsi dolnośląskiej, o której nie słyszano w wielkim świecie. Wszystko zaczyna się od pewnego pomnika stojącego w centrum tejże miejscowości, ale nie zawsze tak było. Najpierw znajdował się on na rozstajach dróg w kierunku Goślinowa i Gniewomirowic. Miejsce to zwano wówczas Doliną Łez. Z czasem jednak rzeczony kamień popadł w zapomnienie. Jego losy odmieniły się w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to został po raz pierwszy odnowiony i ustawiony w sercu Ulesia.
Jak znam życie, to ta kamienna kolumna mijana jest codziennie bez zainteresowania przez wielu przejeżających tamtędy wędrowców. Pomniki takie są, że wyglądają na nudne, a ten w Ulesiu z daleka do złudzenia przypomina te poświęcone poległym w I wojnie światowej. Osobiście nigdy nie przechodzę obok podobnych zabytków obojętnie i dlatego właśnie trafiam na podobne historie. Niesamowite, przenoszące w daleką przeszłość i pełne emocji. Wspominany obelisk to najstarszy na śląskiej ziemi pomnik świecki. Ufundował go i kazał ustawić w Dolinie Łez w A.D 1664 książę Jerzy III, który pochodził z Piastów Śląskich. Stało się tak dlatego, że w owym czasie w tym właśnie miejscu rozstał się on z jedyną, kochaną nad życie córką Dorotą, która opuściła go i wyruszyła do domu swojego męża, Henryka von Nassau-Dillenburg w Hesji. Opowiada o tym wzruszająca inskrypcja na pomniku:
„…Tu zwolnij kroku wędrowcze i zatrzymaj się! Rozważ w sercu i myśli łzy, którymi zwilżyła córka dostojnego ojca Dorota Elżbieta Księżniczka Legnicy i Brzegu zaślubiona szczęśliwie dostojnemu Księciu Nassau – Henrykowi. Podziwiaj pomnik ojcowskiej miłości, zapamiętaj to miejsce, które jest święte dla dostojnego Domu Piastów święte dla Ciebie przechodniu, święte dla następnych pokoleń. Miejscu, gdzie Jerzy III, książę Legnicy i Brzegu na Śląsku Jego Cesarskiej Mości tajny radca, podskarbi i najwyższy gubernator na obydwa Śląski — żyj szczęśliwie, powiedział Jedynej, pobłogosławił Najukochańszą i pod opiekę aniołów, patronów podróżnych pozwolił jej dnia 17 marca 1664 roku wyruszyć z ojczyzny do Dillenburga żegnając się wzajemnie tysiącami uścisków, westchnień i życzeń. Uczcij i uszanuj ten stół będący świadkiem tej wielkiej szlachetności.
Jedź dalej w zdrowiu i żyj szczęśliwie….”
Kolumna Łez. Zmierzch Piastów
No to już teraz rozumiecie, dlaczego kamień ten nazywa się Kolumną Łez. Z zacytowanego tekstu dowiadujemy się naprawdę sporo. Wszystko to fakty. Postaci te są dobrze opisane w kronikach i naprawdę sporo o nich wiemy. Ich dzieje to zmierzch Piastów. Smutna historia pełna zwrotów akcji i konania tej gałęzi dynastii. Żeby to zrozumieć, trzeba najsampierw poznać głownych bohaterów tego opowiadania. Kto ma uszy, niechaj słucha! Zacznijmy od Doroty…
Dorota Elżbieta (urodzona we Wrocławiu w grudniu A.D 1646). Była jedynym dzieckiem księcia Jerzego. Matka jej, Zofia Katarzyna urodziła ją bardzo późno, bo w wielu 45 lat. Była dużo starsza od swojego męża, bo aż o 10 lat. Na domiar złego małożonkowie byli też bardzo blisko ze sobą spokrewnieni. No ale pomimo wszystko i tak Jerzy miał farta, że w ogóle został ojcem, ponieważ jego dwa matrymonia dały mu jedynie Dorotę, ale do tego wątku powrócę jeszcze za chwilę.
Kiedy Dorota osiągnęła wiek 17 lat, wyszła za mąż za 22-letniego Henryka von Nassau-Dillenburg. Nowożeńcy przysięgali sobie przed ołtarzem na zamku w Brzegu w 1663 roku. 17 marca 1664 już na zawsze żegnała się ze swoim ojcem w Ulesiu. Dorota i Henryk przeżyli razem 27 lat i spłodzili szesnaścioro dzieci. Ostatniego syna Henryka urodziła, kiedy osiągnęła wiek 43 lat. W kronikach wspomina się często potomstwo jej córki Charlotty Amelii, które to wżeniło się w królewskie rodziny Danii i Anglii. Dorota odeszła z tego świata w czerwcu 1691 roku, przeżywszy tylko 45 lat. Pochowano ją w Dillenburgu.
Jerzy III książę brzesko-legnicki (urodzony w roku 1611 w Brzegu). Historia jego życia i rządów jest skomplikowana. Żeby to ogarnąć, trzeba choć trochę znać historię. Ten blog jednak wcale tego od Was nie wymaga, ponieważ ja przedstawię Wam to wszystko zwięźle, jasno i przygodowo, żeby ani przez chwilę nie zanudzać.
Szkandela
Ten obraz księcia, który zalewa się łzami rozstając się z córką Dorotą i ten obraz, kiedy w dwa miesiące po tym wydarzeniu umiera jego druga żona Elżbieta Maria i także ten moment, gdy zaraz potem on sam odchodzi z tego świata, sprawiają, że człowiekowi żal się robi Jerzego. Myślimy wtedy, że był on bardzo wrażliwy i lojalny wobec członków swojej rodziny i że nie ma na czym psów wieszać. Nie twierdzę, że tak nie jest, zwłaszcza względem swojej jedynej córki, jednak co do jego żon, to nie do końca wierzę, że był on dla nich wiernym i kochającym. Jego pierwsza ślubna, Zofia Katarzyna była od niego starsza od 10 lat, a druga — Elżbieta Maria — młodsza o 27 lat. Warto się w tym momencie zatrzymać na chwilę zadumy i zastanowić, jakże musiało zimne być jego łoże, skoro w kronikach czytamy o tym, że w zamku w Brzegu, gdzie rezydował Jerzy III z rodziną, posiadał on w służbie swojej tak zwaną łóżkową dziewkę o imieniu Szkandela, której głównym zadaniem było wchodzić do jego sypialni i kłaść się na książęcym posłaniu, aby ogrzać je własnym ciałem, zanim on sam się tam udał na spoczynek. Nie wiadomo, czy owa dziewka grzała książęce loże tylko przez chwilę, czy też przez całą noc, bowiem nie znany jest nam drobiazgowy zakres jej obowiązków.
Również ten moment w dziejach jego żywota, kiedy Jerzy umiera, w połączeniu ze zdarzeniami wymienionymi wyżej, tylko pozornie jest taki romantyczny. Książę umarł mając 53 lata. W tamtym czasie to był standard. Ludzie rzadko żyli dłużej. Był po prostu stary.
Historia rządów naszego księcia to początek końca dynastii, chociaż zapewne on sam w to nie uwierzyłby, gdyby ktoś mu wówczas o tym powiedział. Rodzicami jego byli książę brzeski Jan Christian z Piastów i Dorota Sybilla z Hohenzollernów. Jerzy miał dwóch młodszych braci, którzy ważni są w tej opowieści. Byli to Ludwik, książę legnicki i Christian, który spłodził ostatnią z dynastii Piastów, Karolinę. Bracia po śmierci swojego ojca zajęli należące się im miejsca. W telegraficznym skrócie: Jerzy dostał Brzeg, Ludwik Legnicę a Christian Wołów. O tym, że Jerzy nie miał więcej dzieci, poza Dorotą, z którą płakał w dniu rozstania na rozstaju dróg w Ulesiu, to już wiecie. Teraz powiem Wam, że jego brat Ludwik, choć poślubił Annę Zofię, córę meklemburskiego władcy i spłodził z nią godnego schedy potomka, to chłopiec ten zmarł w dzieciństwie, pozostawiając rodziców bez spadkobiercy. Był bowiem ich jedynym dzieckiem.
Doszliśmy w tym momencie do losów Christiana, ostatniego z braci
Nasz bohater oceniany jest dość surowo przez historię. Mówi się o nim, że był to człowiek słabej psychiki i wątłego zdrowia. Wspomina się również o przyczynach tych problemów. Otóż książę znajdował się w zamku w Brzegu, kiedy oblężali go Szwedzi. Pech chciał, że trafił on do niewoli i chociaż został z niej wyrwany, cudem uchodząc z życiem, nie potrafił podnieść się z załamania nerwowego, gdy było po wszystkim. Christian przeżył też niefortunny wypadek na polowaniu, ponieważ został wówczas postrzelony w nogę i po tym wydarzeniu już zawsze kulał.
Był czas, kiedy próbował wyciągać rękę po tron Polski, jednak nigdzie nie znalazł dla siebie poparcia w tej sprawie, a więc musiał sobie odpuścić. W 1642 roku pojął za żonę Ludwikę Anhalcką, z którą doczekał się potomstwa. Z czwórki ich dzieci, tylko dwoje dożyło dnia jego śmierci. Byli to najstarsza Karolina i najmłodszy Jerzy Wilhelm, o którym mówi się, że był ostatnim z Piastów, ale to nie jest prawda. Książę umarł w 1672 roku w Legnicy. Przyczyną jego śmierci miała być puchlina wodna. Nikt nie wie czym tak naprawdę była ta choroba, ale to nie przeszkadzało wcale, żeby umierali na nią wielcy i koronowani.
Ludwika regentka
Opowieść o dzieciach Christiana jest naprawdę niesamowita, a wszystko to dzięki ich matce. Ludwika bowiem była naprawdę nieprzewidywalna i ta jej cecha bardzo mocno wpłynęła na losy Karoliny i Jerzego Wilhelma. Kiedy jej mąż, Christian, odszedł z tego świata, w jej ręce dostała się władza, która wtedy już rozciągała się nie tylko na Wołów, ale także na Legnicę i Brzeg, gdyż po śmieci jego braci, on wszystko po nich odziedziczył. Jerzy Wilhelm był jednak za młody, aby rządzić w księstwie, a więc Ludwika przejęła ster i została regentką sprawującą władzę w jego imieniu. Jednak w świecie ówczesnej polityki znaleźli się tacy, którym taki obrót sprawy wcale się nie podobał i stało się tak, że bardzo szybko zaczęto kopać pod nią dołki. Kiedy rządzący wówczas cesarz Leopold I Habsburg dowiedział się o tym, że Ludwika rozdaje pieniądze i otacza się Francuzami, którzy zaczęli dominować w jej dworze, postanowił natychmiast coś temu zaradzić, aby białogłowa nie rozniosła majątku męża w perzynę. I pomimo, że ona głośno protestowała, przed czasem uczynił jej piętnastoletniego syna samodzielnym władcą księstwa, odbierając jej tym samym wszelką moc sprawczą w kwestii rządzenia. Wszystkim tym wydarzeniem niemało pomógł fakt, że za jej zgodą Karolina, starsza siostra Jerzego Wilhelma potajemnie wyszła za mąż za oficera cesarskiego Fryderyka Schleswig-Holsteina. Był to skandal nad skandale!
Na świętego Huberta
Młody Jerzy Wilhelm przypadł do gustu Habsburgom i jego rządy zapowiadały się całkiem nieźle, jednak okazały się one bardzo krótkie. Tragedia nadeszła na świętego Huberta, patrona myśliwych, podczas polowania na jelenia, w którym młody władca brał udział. Nie wiadomo z jakiego powodu nagle dostał wysokiej gorączki. Zdjętego słabością i oblanego potem zabrano go do wiejskiej chaty jakiegoś gospodarza, mieszkającego w pobliskiej wsi. Nie ostrzeżono ich, że w domu tym dzieci chorują na ospę. Następnego dnia przybył po niego powóz i zabrano księcia do zamku w Brzegu, gdzie zaraz potem zmarł. Stało się to 21 listopada 1675 roku. Ostatni męski potomek z dynastii Piastów odszedł z tego świata i została już tylko Piastówna Karolina, na którą nikt nie zważał, ponieważ nikomu nie zagrażała. Scheda po bracie dostała się nie jej, ale Habsburgom, a ona sama została napiętnowana przez swoje wielkie miłosne szaleństwo.
Epitafium księżnej Karoliny na wschodniej stronie grobowca św. Jadwigi w Trzebnicy. Źródło zdjecia – https://polska-org.pl/819057,foto.html?idEntity=525629
Karolina. Pierwsza i ostatnia wśród Piastów
Z Karoliną od samego początku wszystko było wywrotowe. Nawet jej imię, które otrzymała na chrzcie, okazuje się absolutnie niezwykłe, gdyż była ona zarówno pierwszą jak i ostatnią Karoliną wśród Piastów. Dobrze się nią zajęto, ponieważ otrzymała gruntowne wykształcenie. Kiedy po śmierci ojca zakochała się bez pamięci w gołodupcu, którego dziadkiem był król Danii Chrystian III, nie zważała na swoje pochodzenie ani na względy dynastyczne, tylko od razu poślubiła swojego wybranka. Fryderyk von Schleswig-Holstein nie miał niczego oprócz nazwiska. Poza tym był żołnierzem cesarza Leopolda Habsburga i to by było na tyle. Młodym pobrać się pomogła Ludwika, matka Piastówny. Najpierw odbył się potajemny ślub, a potem jawny za pozwoleniem cesarza. Ze związku tego szalonego narodziło się dziecko, któremu nadano imię Leopold. Sielanka jednak nie trwała długo, ponieważ matrymonium to bardzo zaszkodziło obu małżonkom. Nie wniosło w ich życie szacunku i chwały, dlatego też zapewne rozpadło się do rozmiarów separacji w ciągu kilku zaledwie lat. W tamtych okolicznościach Karolina straciła również syna, ponieważ został on przy ojcu.
Habsburg nie pozwala!
Ostatnia z Piastów miała ambicje. Pragnęła władać księstwem po śmierci brata, ale Habsburg nie pozwolił. Być może mocno tym rozczarowała swojego pułkownika, któż to wie? Cesarz Leopold, na którego cześć nosił imię jej syn, nie wyraził na to zgody. Nie patrzył przychylnie również na fakt, że Karolina zmieniła wyznanie z protestanckiego na katolickie, gdy potajemnie wydawała się za jego żołnierza. Żeby jednak całkiem jej nie opuścić w niedoli, dostała od niego dożywotnią pensję. Piastówna niedoceniona i rozgoryczona mieszkała od czasu rozstania z mężem we Wrocławiu, w domu książąt legnickich. Przez resztę swojego życia starała się już nie wychylać. Dużo się modliła, a w wolnym czasie poświęcała dobroczynności. Były takie plany, żeby wydać ją za mąż za królewicza Jakuba Sobieskiego, ale matrymonium nie doszło do skutku. Habsburg znowu zabronił. Najwyraźniej Piastówna nie mogła zagwarantować przyszłemu mężowi dziedzictwa po swoich przodkach, a więc ten się wycofał. Nic, tylko siąść i płakać…
Karolina odeszła w wigilię Bożego Narodzenia A.D 1707 w wieku 55 lat. Ciało jej złożono w bazylice w Trzebnicy. Była kuzynką Doroty znaną Wam z początku tego opowiadania i siostrzenicą jej ojca, który żegnał się z nią na rozstajach w Dolinie Łez. Jak to się stało, że zaczęłam tę opowieść w nieznanym Ulesiu przy obelisku z kamienia, a kończę w słynnym sanktuarium świętej Jadwigi? Sama nie do końca ogarniam, daję słowo. Zdradzę jednak w tym miejscu, że przed nami do Osetnicy jeszcze długa droga, a kolejny przystanek w następnym wpisie. Opowiadać będę o nieznanych miejscach i kryjących się tam tajemnicach, które mijaliśmy po drodze. Już niebawem, obiecuję.