Niekomercyjny

VIA REGIA. Drogą królewską, drogą polną…

Via Regia prowadziła mnie w tamtej podróży. Nie przez cały czas ale często. Niekiedy ją tylko przecinałam, gdy nie było mi z nią po drodze. Sporo jednak korzystałam z jej leciwej, częściowo jeszcze bazaltowej nawierzchni i wędrowałam między wiekami…

Via Regia

Ta historia nie zaczyna się jednak w tym momencie. Jest to druga część wyprawy PO GŁOWĘ KSIĘCIA. Polecam zacząć od samego początku, jeżeli ktoś nie czytał jeszcze i kliknąć na pomarańczowy napis. Tutaj opowiadać będę o tym, co widziały moje gały w drodze powrotnej z nad Jeziora Koskowickiego.

Jezioro Koskowickie
Jezioro Koskowickie

Po robocie

To była bardzo długa trasa i niezwykle gorący sierpniowy dzień. Lato miało się ku końcowi, a ja załapałam się jeszcze na przygodę w prawdziwym upale. Kiedy osiągnęłam swoje cele i zebrałam materiały do wpisów, postanowiłam w ramach zjeżdżania do Środy Śląskiej, powłóczyć się po tamtym terenie szukając dla siebie drogi powrotnej innej od tej, którą przyjechałam do Koskowic.

Via Regia

Z nad Jeziora Koskowickiego ruszyłam w kierunku Rosochatej, mijając po drodze Grzybiany. Ponieważ byłam już wówczas po najważniejszej robocie, włączyłam na luz i przestałam się spieszyć. Nie miałam planów, liczyłam na fart. Wieś dolnośląska w takie gorące dni bywa cicha. Tak było i wtedy.

Grzybiany

Zatrzymałam się przy tamtejszej świątyni. Wjechałam z Frutkiem na jej teren i zaparkowałam w cieniu starego drzewa. Wokół żywej duszy. Tylko cisza i upał. Wyjęłam Frutkowskiego z koszyka i zapalikowałam go przy maszynie. Obok postawiłam miskę z wodą. Utuliłam, pogłaskałam za uchem i zostawiłam go samego. Nawet okiem nie mrugnął, tylko klapnął się w trawie i drzemał. Byliśmy w trasie od wschodu słońca, zmęczył się już porządnie.

Grzybiany

Kościół pw. św. Zofii

Teren kościoła nie jest zbyt duży. Cały czas miałam psa na oku, ale jednocześnie korzystałam z tak wspaniałej okazji i robiłam archiwum z tego miejsca. Świątynię otacza stary cmentarz…

Grzybiany

… który do dziś jest w użyciu.

Grzybiany

Przybytek należy do św. Zofii i czas jego powstania liczy się między XIV a XV stuleciem. Tej jego starej bryły już nikt nigdy nie zobaczy, ponieważ w XVIII wieku zastąpiono ją teraźniejszą wersją.

Kościół w Grzybianach

Jednak podczas remontu w 1978 roku odkryto tam malowidło na ścianie – freski gotyckie z XV w. Przedstawia ono świętych – Elżbietę, Krzysztofa i Mikołaja. W oczy rzuca się również krzyżowe sklepienie prezbiterium i w centralnym punkcie – drewniany ołtarz powstały w XVII stuleciu. Te leciwe akcenty sporo mówią o tym kościółku, pomimo że jego sylwetka nie przypomina pierwowzoru. Niestety nie miałam szczęścia zobaczyć wnętrza. Obiekt ten sakralny zastałam zamkniętym.

Grzybiany

Kiedy powróciłam do Frutkowskiego, był z lekka zaniepokojony. Chyba zostawiłam go o kilka minut za długo w osamotnieniu, bo kiedy się zjawiłam, całym sobą okazywał, jak szczerze się z tego raduje. To bardzo grzeczny piesek. Posłuszny i ułożony. Ani razu nie poskarżył się, że kazałam mu zaczekać. Po chwili znowu byliśmy spakowani do podróży. Pies w koszyku przejeżdżał przez bramę wjazdową.

Obejrzałam się za siebie. Kościół położony jest wysoko, na konkretnym wypiętrzeniu, co sprawia, że jest bardzo fotogeniczny. Na jego terenie pomniki pełne nie tak dawnej historii…

Grzybiany

Grzybiany

Grzybiany są leciwe, bo to sioło średniowieczne. Na niemieckiej mapie z XIX w. nazywano je Greibnig. Wieś położona jest na szlaku Via Regia, który jednocześnie należy do św. Jakuba. Wszystko jest tam stare i napiętnowane historią. Każdy jej wątek nadaje się na obszerny wpis blogowy, ja jednak tylko tamtędy przejeżdżałam i zatrzymywałam się w miejscach, które oko moje wyłapywało a nos dawał znać, że warto luknąć. Posłuchajcie…

Grzybiany

Zobaczyłam ten budynek i serce mocniej zaczęło bić. Leciwy dom wysyłał impulsy zapraszające do zbadania sprawy. Przez chwilę tylko stałam nieruchomo i gapiłam się. Mój mózg próbował dopasować ten obraz do czegoś, co już wcześniej widziałam. Po chwili otrzymałam pierwsze wyniki skanowania. W moim pojęciu to mógłby być dwór. Jego wiek dokładnie określony, zrobiłby zapewne ogromne wrażenie. Obejrzałam go sobie z prawdziwą przyjemnością. Pruskie mury i małe okienka jak w średniowieczu…

Grzybiany

Prawdziwy skarb na tej ziemi. Tuż przy nim budynki gospodarcze. Leciwe, ale prawdopodobnie młodsze od niego. Niestety jednak nie dokopałam się do żadnych informacji na temat tej budowli. Na mapie poniemieckiej z XIX stulecia ani słowa o tym, że w Grzybianach znajdowało się coś po rycerskiego.

Grzybiany

Nieco dalej w głębi wsi napotkałam jeszcze jeden intrygujący obiekt, który również podejrzewałam o dominialne korzenie. Przy nim sporych rozmiarów gospodarstwo i waga przed wjazdem. Jednak podobnie jak wcześniej, nic więcej o tym budynku mi nie wiadomo, oprócz tego co sugeruje data na bramie folwarcznej.

Grzybiany

Rosochata

Moja droga prowadziła do Rosochatej. Póki co Via Regia zniknęła mi z oczu podobnie jak Grzybiany. To krótki odcinek trasy wśród pól. Nie przejeżdżam tamtędy zbyt często, ale zdarzało mi się już tam rowerem zawitać. Rosochata to zawsze jeden temat. Odrestaurowany pałac, którego nigdy bliżej nie poznałam. Ile razy tamtędy wędruję, tyle razy zatrzymuję się przy nim i fotografuję go. Każda fotka jest taka sama, z tej samej perspektywy i pałac się nie zmienia, bo zaopiekowany jest i w użyciu. Jednak nigdy nie przegapiam okazji, żeby zrobić jeszcze jedną, dokładnie taką samą. Mam ich już chyba z piętnaście. Po prostu nie mogę się opanować…

Rosochata. Pałac

Pałac wzniesiono w XVI stuleciu, dwa wieki potem rozbudowano, żeby ostatecznie na początku XX stulecia dokończyć dzieła. Ten dawny dom dominialny jest hipnotyzujący. Jeżeli kiedyś uda mi się wejść na teren obiektu i zrobić porządne archiwum, z całą pewnością stworzę o nim osobny materiał. Za dawną rezydencją znajduje się park. Zaznaczono go również na starych mapach poniemieckich. Jak więc widzicie miejsce to fascynujące i niedostępne.

Przeważnie zawsze było tak, że po kolejnym sfotografowaniu tego obiektu opuszczałam Rosochatę i jechałam dalej. Ale nie tym razem…

Rosochata

Kościół Wniebowzięcia NMP

Byliśmy z Frutkiem już zmęczeni. Tak wiele godzin w drodze pełnej słońca wycisnęło z nas siły. Ten wiejski kościółek nigdy mnie nie zachęcał do odwiedzenia. Mijałam go bez wzruszenia. Nie zauważałam. A może po prostu nigdy nie było czasu aby tam zajrzeć?

Rosochata

W tamtej chwili szukałam miejsca do odpoczynku i spojrzałam na tę świątynię. Jej teren obiecywał cień, chłód i ciszę. Takie miejsca to w trasie rowerowej prawdziwe błogosławieństwo. Enklawa błogości dla strudzonego drogą wędrowca. I do tego zawsze i wszędzie otwarte furty. Nikt tych terenów nie barykaduje. Można po prostu nacisnąć klamkę i wjechać…

Rosochata

Ciężko uwierzyć, ale ja nigdy wcześniej tam nie byłam.

Rosochata

Zaparkowałam pod drzewem przy ławce i wyjęłam psa z koszyka. Frutek obwąchał teren, ale tylko w promieniu kilku kroków. Pochlipał wody i schrupał smaczka, po czym położył się na trawie bez większego zainteresowania zwiedzaniem.

Natomiast ja prawdziwie oniemiałam. Cały teren przykościelny był do poczytania. Tyle reliktów przeszłości, że w głowie zaczynało się kręcić. Nie wiedziałam, że za tym murem jest tyle skarbów…

Rosochata

Wspaniałości sprzed wieków

Obiekt sakralny pochodzi z XIV stulecia, jednak w kolejnych wiekach był przebudowywany i odbudowywany. Wojna Trzydziestoletnia puściła go z dymem, ale już w 1650 na powrót odbywały się w nim nabożeństwa.

Rosochata

Podobnie jak wiele innych dolnośląskich kościołów i ten ma na swojej osi czasu epizod luterański. Teraz to przybytek katolicki.

Rosochata

Wnętrze obiektu pełne jest zabytków. Można zobaczyć tam liczne epitafia, z których mocno wyróżnia się potężna płyta grobowa Hansa von Schweinitz i Magdaleny von Stosch z drugiej połowy XVI stulecia. To dzieło legnickiego rzeźbiarza Caspra Bergera. Z 1524 roku pochodzi tamtejsza chrzcielnica i kilka innych wspaniałości sprzed wieków, które można podziwiać wewnątrz.

Rosochata

Ja niestety nie widziałam ich na własne oczy, a więc Wam tego nie pokażę w tym wpisie.

Rosochata

Mogę jednak podzielić się tym wszystkim co zastałam na zewnątrz, a co mocno mnie poruszyło. Choć dzień powoli zaczynał się starzeć, a do domu miałam daleko, spędziłam tam dwie godziny z aparatem.

Rosochata

Zrobiłam naprawdę konkretne archiwum. Miejsce to ujmowało mnie do głębi. Może zabrzmi to dziecinne, ale prawdziwe byłam wzruszona moim znaleziskiem na tym szlaku.

Rosochata

Kościoły to często prawdziwe wehikuły czasu. Miały dar do ocalania przeszłości. W ich murach dzieje skupiały się i ukrywały. Świątynie dawały im azyl, choć dookoła tyle zniszczenia i pożogi.

Rosochata

W Rosochatej widać to tak wyraźnie. Przeszłość tutaj nadal jest czytelna, a przecież to kolekcja składająca się z wielu stuleci.

Rosochata

Cały ten obszar, i mury i kości pod murawą to wiadomość dla nas. Dzięki temu możemy rekonstruować historię…

Rosochata

Z Rosochatej do Piotrówka

W tym wpisie nie jestem w stanie rozłożyć tej wiedzy na części pierwsze. Pamiętajcie, że jestem tam tylko przejazdem.

Rosochata

Po zewnętrznej stronie świątynnego ogrodzenia – pomnik poległych w I wojnie światowej. Wspaniale zachowany.

Rosochata

Kiedy zrobiłam już wszystkie fotografie, usiadłam na chwilę aby odetchnąć i napić się wody. Zaczynała się powoli kończyć, a ja nie napotkałam dotąd ani jednego czynnego sklepu po drodze. Trzeba mi było oszczędzać. W czasie kiedy przebywaliśmy z Frutkiem za kościelnym murem, w miejscu tym nie zjawił się nikt więcej…

Rosochata

Z Rosochatej droga nasza niemal całkiem nieruchliwa prowadziła nas do Piotrówka. Ależ to był mega spontan. Po prostu sobie jechałam. Totalny reset.

Trasa rowerowa

Za wsią natrafiłam na niewielkie zbiorniki wodne. Kiedyś stała tu cukrownia. Teraz na połów przybywają tam wędkarze, a ptaki mają swój raj…

Odpoczywaliśmy tam z Frutkiem w cieniu drzew.

Pan Frutkowski

Potem były Komorniki, które już kiedyś odwiedziliśmy i Wągrodno. Jakiś czas temu pojawiliśmy się w Wągrodnie po fotografie do wpisu o tamtejszym zrujnowanym dworze. Będąc w tej okolicy postanowiłam na niego luknąć i sprawdzić czy jeszcze stoi.

Wągrodno pałac

Tym razem teren zastałam szczelnie zamkniętym i nie było dostępu do zabytku. Z daleka zrobiłam fotografie obiektu i skierowałam się w stronę Lasowic. Czas powoli, podobnie jak woda zaczął mi się kończyć, a więc wówczas już bardziej oddawałam się drodze aniżeli miejscowościom, które mijałam. Piękna była to trasa…

Wągrodno

Via Regia między Rują a Kwietnem

Z Lasowic dojechałam do Rui i tam wypiłam ostatnie łyki płynów. Frutek też zaczynał dostawać mniejsze porcje wody na postojach, ponieważ obawiałam się, że i jemu mogłoby jej zabraknąć, a do domu droga jeszcze daleka. Każda mijana wieś okazywała się bezsklepowa. Co za czasy!

Ruja
Ruja na szlaku

Ruja i pobliskie Kwietno na całej linii połączone są ze sobą solidnym odcinkiem starego szlaku handlowego, który niewiele zmienił się od wieków. To Via Regia.

Via Regia

Tam jechałam bez odrobiny asfaltu, po resztach bazaltu, wśród pól i pagórków. Ten odcinek tego szlaku handlowego był najbardziej atrakcyjny. Można tam zapomnieć, że jest rok 2021 (to opowieść ubiegłych wakacji).

Via Regia

To najsampierw była droga królewska i należała do króla. Zwano ją wówczas Strata Regia. Tutaj jednak mamy już do czynienia ze szlakiem handlowym, ciągnącym się ongiś od Hiszpanii po Rosję, który zamiennie zwano Wysoką Drogą. Pierwsze jego fragmenty budowane były przez Rzymian między hiszpańską Galicją a Paryżem. Z czasem Via Regia stała się trasą ponadregionalną i zaczęła sukcesywnie łączyć Europę. Na początku służyła głównie wojsku do sprawnego przemieszczania się, ale potem był to przede wszystkim szlak handlowy, dlatego też miasta i wsie leżące przy nim bardzo korzystały na swojej lokalizacji. Via Regia stanowi również na wielu odcinkach trasę św. Jakuba. Te dwie drogi często splatają się i stają się jednością. Teraz to relikt przeszłości, którego niemal oryginalny fragment mam dosłownie na wyciągnięcie ręki. To droga jak z bajki. Lepszej dla siebie nigdzie nie znajdę…

Via Regia

Via Regia to zabytek. Na tym fragmencie tej drogi z Rui do Kwietna, cały jej odcinek jest jak nie z naszych czasów. Dookoła pola. Przy drodze ruiny folwarków. Kto nie wie, że kiedyś tam stały, ten ich nie zauważy. Cudna przestrzeń, w której czas wyraźnie się cofa. Samotność tam jest błogosławieństwem.

A później, kiedy zbliżałam się do Kwietna, przystawałam po drodze, aby posmakować życia… :)

Jeżyny

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
33
OK
13
Kocham to!
6
Nie mam pewności
0
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Jacek

Bardzo ciekawe! Dzięki!

Arek

Pięknie i ciekawie❤

Kategoria:Niekomercyjny

0 %