WOŁÓW. Jedyny w swoim rodzaju
Wołów to rasowe, średniowieczne miasto. Takie z prawdziwego zdarzenia, gdzie historia zapisała się we wspaniałych ongiś murach obronnych, okazałej warowni — sercu założenia miejskiego oraz w świątyniach. Jakiś czas temu rozmawiałam ze znajomymi o początkach założeń miejskich. Ktoś stwierdził, że każde miasto swoje korzenie ma w pierwotnej osadzie, we wiosce, która z czasem ewoluowała, stając się znaczącą miejscowością z prawami miejskimi. Odpowiedziałam na to stwierdzenie: Nie każde! Na przykład Wołów taki nie jest…
Wołów ma czystą kartę. Od razu był miastem i nie ma wiejskiej przeszłości, dlatego też jest prawdziwie niezwykłym. No może niejedyny w swoim rodzaju, ale rzeczywiście unikatowa jest to historia. Na początku XIII wieku nie istniało miasto Wołów. Dwie niewielki wsie, z których jedna — Stary Wołów jest do dziś niezależną miejscowością, a druga — Krzywy Wołów stanowi teraz część miasta, były w pewnym sensie początkiem tego założenia miejskiego. W Krzywym Wołowie odbywały się targi, a to był przywilej bynajmniej wiejski. Handel więc odbywał się tam bezprawnie, albo łagodniej mówiąc — zwyczajowo. Zwyczaj ten jednak przestał się podobać panującym wówczas na tej ziemi, i książę ze Ścinawy — Przemko, w 1285 roku powołał do życia nowe, nowiusieńkie miasto Wołów, wybudowane na ziemi, która od samego początku była miastowa. Wołów narodził się dwa kilometry od Krzywego Wołowa. Panowało tam prawo magdeburskie, które dawało miastu legalne pozwolenie na urządzanie targów.
Wołów nad rzeką Juszką
Wołów, jak przystało na bezpieczne miasto średniowieczne, rosnąć zaczęło nad rzeką. Juszka była istotnym elementem fortyfikacji grodu, który jak na tamte czasy był bardzo nowoczesny jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. Nie każde bowiem średniowieczne założenie miejskie posiadało mury obronne, które w Wołowie zaczęły istnieć niemalże od zarania jego istnienia. Wołów wyposażony był też od samego początku w zamek obronny. Mówi się, że istniał on dużo przedtem, zanim narodziło się miasto. Jednak już na samym początku czternastego stulecia forteca ta była murowana, otoczona wałem ziemnym i posiadała wieżę.
Historia na szybko
Rządzili tam wówczas Piastowie głogowscy, a potem oleśniccy. Następnie królowie czescy a później Habsburgowie. W dawnym tych czasach w mieście bito monety, które należały do Wołowa. Odbywały się tam legalne targi, była to bowiem miejscowość rzemieślników i było czym handlować. Wołów jak każde dolnośląskie założenie miejskie przeżywał swoje wzloty i porażki. Raz działo się tam dobrze, a innym razem dżuma zbierała żniwo. Była też wojna trzydziestoletnia i pożary. W dziewiętnastym stuleciu Wołów był w bardzo dobrej kondycji zarówno ekonomicznej jak i kulturalnej. Dopiero kiedy na teren jego w 1945 wkroczyli Rosjanie w mundurach, miasto przestało być sobą. Wieki rozbudowy szlag trafił. Ocalało około 30 procent starej zabudowy w tej leciwej miejscowości. Do Wołowa znajdującego się w takim stanie wprowadzili się nowi jego mieszkańcy, którzy przybyli tam po wysiedleniu ze wschodu, z ZSRR, z Francji czy z Bieszczadów.
To dolnośląskie miasteczko sporo straciło na wartości przez zawieruchę wojenną, jednak dobry los zachował bardzo istotne relikty przeszłości w stanie zadowalającym. Serce Wołowa bowiem nadal bije w starym mieście. Te uliczki zaciszne, urocze i wąskie, kawiarenka przy ratuszu…
Małomiasteczkowość
Ciasno tam, jak to w średniowiecznym grodzie, ale tak przytulnie, tak tajemniczo. Na placu głównym życie toczy się bez tłoku i zwolnionym tempie. To nie rynek we Wrocławiu, gdzie kawiarenka przytula się do kawiarenki, a zewsząd muzyka płynie, i fontanny szumią, i tyle w tym mieście najróżniejszych atrakcji i komercyjnych trików, że historia i zabytki gubią się w tym szale teraźniejszości.
A tu, w tym małomiasteczkowym klimacie, każdy budynek ma ogromne, unikatowe znaczenie. Na wszystko warto spojrzeć i nauczyć się tej historii. Nic nie umyka, nic się gubi w komercji i w wirze atrakcji wielkiego świata.
Co mi tam Wrocław. Co mi tam i Paryż, Londyn, czy Wiedeń, skoro na wyciągnięcie ręki, pod nosem moim jest piękny Wołów…
Warownia w Wołowie
Dzisiejszy Wołów jest dużo większy od tego, który zamknięty jest w historii starego miasta, więc choć na całym jego terenie znajduje się pierdyliard ciekawych budynków i miejsc z niesamowitą, pociągającą historią, to będę musiała wybrać na potrzeby tego wpisu tylko niektóre z nich. Opowiem o tym, co mnie osobiście najbardziej w mieście tym zainteresowało. Wpis ten będzie więc bardzo subiektywny.
Na początku czternastego stulecia książę Konrad I z Oleśnicy wybudował w Wołowie murowany zamek, który stanął w miejscu drewnianego grodu. W szesnastym wieku gotycka budowla zostaje pierwszy raz potraktowana renesansem. Szczególnie wnętrza boleśnie na tym ucierpiały, kiedy to wołowski książę Jerzy Wspaniały zdecydował się na solidny remont zamczyska i upiększanie go na ówczesną modłę. W siedemnastym stuleciu kolejny wołowski książę Krystian, uczynił z Wołowa stolicę samodzielnego księstwa i od razu zabrał się do remontowania rezydencji. Dobudował wówczas zamczysku między innymi kaplicę zamkową.
Po roku 1742 miasto wraz ze swoją fortecą zostały podporządkowane państwu pruskiemu i jego armii. Wołów stał się wtedy miejscowością militarną, a jego mieszkańcy zmuszeni byli do przyjmowania wojska we własnych domach. Wtedy to warownia przeżywała największy kryzys w swojej historii. Zamek został zdewastowany, zniszczono jego wieżę i wnętrza, rozebrano mury obronne tuż przy nim i osuszono fosy. Rezydencja ta książęca w historii swojej płonęła dwa razy. Pierwszy pożar miał miejsce w drugiej połowie osiemnastego stulecia, a drugi — w pierwszej połowie XX wieku. W 1923 roku podjęto próby odnowienia budynku i doprowadzono go do stanu, w którym trwa do dziś. Zamek jest na liście zabytków i czuwa nad nim konserwator. Tyle że to już nie zamek, ale Starostwo Powiatowe.
Nie mniej tego, ważne, że jest. Że istnieje i utrzymuje przy życiu serce Wołowa. Bo to właśnie ta budowla była z miastem od samego początku, a może nawet chwilę wcześniej…
Kościół Wawrzyńca
Świątynia powstała po raz pierwszy w tym miejscu już w XIII wieku. Był to wówczas kościół drewniany i dziś nie ma po nim najmniejszego śladu. Kolejny raz przybytek ten powołany został do służby kilka wieków później, już chyba jako protestancki dom modlitwy, ponieważ w jego wnętrzu znajdują się charakterystyczne empory, których katolickie z urodzenia świątynie nie posiadają.
Niestety nie byłam we wnętrzu tej sakralnej budowli. Rozejrzałam się jedynie po jej terenie. Kościół pełen jest zabytków w swojej treści, choć z zewnątrz prezentuje się dość nudno. Jest też trudny do uchwycenia w obiektywie. Dzieje się tak przez ciasnotę w jakiej trwa na terenie starego miasta. W jego murach epitafia…
… a dokoła nieco młodsza, ale równie interesująca historia. Na tym ciasnym przykościelnym terenie ongiś znajdował się cmentarz. Dziś uszanowano tę odległą historię w sposób przykładny…
Nieco dalej pomnik, z którego wyczytać można ogrom cierpienia. Mój komentarz tu nie jest konieczny…
Ratusz
To bardzo ważny budynek w mieście, który określa wartość jednostki miejskiej. Innymi słowy — nie ma ratusza, nie ma miasta. Dlatego też dość często tam, gdzie taki obiekt się w historii nie pojawił, zastępowały go inne, nieratuszowe budowle, które brały na siebie taką funkcję, aby ratować sytuację. Nad ratuszem, w którym mieści się samorząd miejski, czuwa ręka Pańska, ponieważ jak powiedział Paweł Apostoł — nie ma na świecie władzy, która nie pochodziłaby od Boga. Może to z tego właśnie powodu, kiedy w piętnastym stuleciu Wołów palił się straszliwie, jego ratusz cudownie ocalał, a może dlatego tak się stało, że tuż przy nim znajdował się wodny zbiornik przeciwpożarowy? Któż to wie…
Budynek ten przez stulecia ewoluował architektonicznie. Jego przemiany były nieuniknione. Z daleko czuć go renesansem. Z tego modnego ongiś trendu narodziły się ratuszowe schody. Bardzo reprezentacyjne i niejednofunkcyjne. Służyły bowiem nie tylko do wchodzenia do wnętrza ratusza, ale robiły również za trybunę. Z nich to dawnymi laty ogłaszano, co tam trzeba było ludziom ogłosić i upubliczniano wyroki sądów. Taka to była renesansowa strona internetowa z aktualnym info dla użytkowników Wołowa.
Wieża ratuszowa była zegarowa. Upływający czas nie był więc tajemnicą i nikt nikomu oczu nie mydlił. Na placu głównym znajdował się też wspomniany wcześniej basen z wodą. Było to zabezpieczenie przeciwpożarowe. A tuż obok znajdowała się waga. Na tym urządzeniu sprawdzano ciężar odważników kupieckich. Jak widać, władze miasta wówczas bardzo dbały o to, aby oszuści nie nabijali sobie kieszeni nieuczciwie. Po II wojnie światowej ratusz w Wołowie był nie do poznania. Uratowały go późniejsze prace remontowe. Moim zdaniem — całkiem to dobra robota była…
Mury obronne
Po murach obronnych niewiele zostało w mieście, jednak najważniejsze jest to, że te pozostałości objęto opieką. Wołów najwyraźniej w tym miejscu chlubi się swoją wiekową historią.
Akcentuje się tam pochodzenie nazwy miejscowości, datę jej powstania oraz ten fragment obwarowania z furtą, która nie zmieniła się od wieków, i z której nadal korzystają mieszkańcy.
W innych miejscach miasta również widziałam miejskie mury, ale tam nie stanowią one atrakcji. Wołów posiadał trzy bramy. Zamkową, Ścinawską i Wrocławską. Mury obronne były grube na jeden metr, a wysokie na osiem. Po XV stuleciu zostały umocnione przez wzgląd na używanie w działaniach wojennych nowoczesnej broni palnej. Niewiele to jednak dało, ponieważ wojna trzydziestoletnia była nie do przeskoczenia. W tym czasie bowiem mury miasta runęły.
Warto też wiedzieć, że te urocze uliczki w starym mieście są całkowicie od wieków niezmienione. Jak były na tych miejscach w średniowieczu, tak są tam i dziś. Ten ich układ chroni prawo. Uliczki stanowią więc taki trochę nietypowy zabytek.
Wołów. Kościół Boromeusza
Do świątyni tej przylega klasztor. Pomimo że jest to kompleks naprawdę pokaźnych rozmiarów, przez wzgląd na ciasnotę miasta, Kościół nie ma szczególnej prezencji. Jest tam wraz z klasztornymi budynkami wciśnięty w teren miasta. Widać gołym okiem, że ciężko było wygospodarować miejsce dla tego obiektu sakralnego.
Wybudowali go karmelici w osiemnastym stuleciu. Na froncie, w niszach apostołowie — Piotr i Paweł. Przy wejściu dwa herby. Jeden — fundatora obiektu, drugi — karmelitów. Na ołtarzu — wniebowzięty Boromeusz. Kiedy nadeszły czasy pruskiego rozprawiania się z klerem, w czasach sekularyzacji, w roku 1810 klasztor został odebrany zakonnikom i oddany wojsku. Szczerze mówiąc, nie bardzo podoba mi się cały ten kompleks. Jest za wielki i nie pasuje do średniowiecznego założenia miejskiego.
Cmentarz katolicki na Piłsudskiego
Niewiele jest nekropoli z takim klimatem w środku miasta. Takie cmentarze można spotkać na zapomnianych przez wielki świat wioskach, ale nie przy głównej ulicy. Cmentarz pochodzi z XVII stulecia, na jego terenie znajduje się kaplica. Kiedyś pod wezwaniem świętego krzyża, dziś należy do Najświętszej Panienki. Teraz to przybytek Grekokatolicki.
Cmentarz wygląda imponująco. Już swoje lata ma i jest po przejściach. Ani on opuszczony, ani zadbany. Trochę zabezpieczony, trochę zdewastowany i całkiem przerażający.
Dziś zapewne nikt nie śmie dotykać nagrobków, ale widać, że dawniej nie było specjalnych oporów. Grobowce są w stanie wskazującym na plądrowanie w przeszłości. Klimatu dodaje tam nieokiełznana flora. Nekropolia zawisła w czasie między dawnymi a nowymi laty. Miejsce jest to dość wciągające.
Można w środku miasta zgubić się w mrokach śmiertelnie ciekawej historii, podobnie jak na Gancarzu.
Ta ziemia umarłych nie jest dziś w użytku. Nie widziałam tam śladów nowych pochówków. To zamrożona historia.
Nikt jej nie pielęgnuję i nie usuwa w cień. Choć tyle spokoju dla zmarłych po latach niepokojów.
Spacer po Wołowie
Idąc ulicami Wołowa, na terenie starego miasta i poza jego murami, na każdym kroku znajduje się ciekawa historia do opowiedzenia. Niemal każdy budynek stanowi wartość historyczną. Spacerując powoli, zadzierając głowę do góry i zwracając uwagę na detale, można cały dzień błądzić po miasteczku ścieżkami historii.
Niepozorny, zabytkowy budynek przy drodze pełnej ruchu samochodowego, opowiada o klasztorze sióstr benedyktynek, które tam mają swoje zgromadzenie.
Budynek szkoły…
… szpitala czy stacji kolejowej, też ma wiele do opowiedzenia.
To wszystko dzieje miasta, zapisane w architekturze.
Zabytkowe obiekty często stoją na miejscach jeszcze starszych budynków średniowiecznych. Wspaniałe wille zaświadczają o dobrobycie w mieście w swoich czasach. Ruiny młyńskie o monumentalnych rozmiarach dają dowód, że gospodarka w poprzednim stuleciu funkcjonowała tu z rozmachem.
Witryny sklepowe zachowały częściowo piękną, pierwotną formę.
Są też w Wołowie miejsca mniej ciekawe, które zbudował PRL, jednak jak na zniszczenia wojenne i losy, które targały Wołowem na przestrzeni dziejów, to miejscowość ta jest w stanie naprawdę bardzo zadowalającym. Widać ogrom pracy włożonej w zabezpieczenie, restauracje i rekonstrukcje tego co było do uratowania. Lata ciężkiej pracy…
Ale co się zmarnowało bezsensownie, to też prawda…
W Wołowie mieszkał Mirosław Hermaszewski. Lotnik i pierwszy polski kosmonauta. Dziś na przeciwko zamku wołowskiego znajduje się niezwykły pomnik upamiętniający jego osiągnięcia.
Tylko jedno miasteczko dolnośląskie, a tak wiele wątków. Losy pisane od średniowiecza, pełne burzliwych treści. Wszystko tam warte jest uwagi, nie dlatego, że słynne w świecie, ale z powodu swojej małości. Wielka to bowiem rzecz, trwać jako kruszyna na wysokich falach dziejów, przetrwać i nadal funkcjonować prezentując się na wysokim poziomie. Dla mnie jest to ogromny zaszczyt, że osobiście dotykać się mogłam tak wspaniałej historii…
Jeżeli porywa Was nasze Nieustanne Wędrowanie, musicie koniecznie dowiedzieć się, iż autorki tego bloga są również autorkami książek :) Poniżej zostawiamy Wam informacje na ten temat i zapraszamy do wglądu!
Artykuł zawiera autoreklamę
Cudowny artykuł o moim ukochanym Wołowie (chociaż nie jestem mieszanką)
I moim.
Wzbudza moje uczucie wzruszenia, tkliwości, czułości, wdzięczności dla Pani Anety Wędrowniczki.
Gabriel
Warto dodać, że między Lubiążem a Wołowem istnieje piękna trasa rowerowa poprowadzona szlakiem dawnej linii kolejowej (bynajmniej nie wąskotorowej jak piszą niektórzy). Aby do niej trafić należy pojechać dróżką i ścieżką od dawnej stacji (na zakręcie jadąc od Kawic, przed klasztorem). Ok 1 km rozpoczyna się asfaltowa trasa. Nie wiedzieć dlaczego początkowy odcinek nie został zrobiony. Od Lubiąża jest cały czas lekko pod górkę.