Naturalny

WYSOKA KOPA. W Izerach można się zakochać

Wysoka Kopa była w planie podczas wakacji w tym roku. W Izerach wakacyjnie wypoczywaliśmy cały tydzień. To niby nie długo. Może dla kogoś to wręcz za krótko, jednak my wykorzystaliśmy ten czas na maksa. Wycisnęliśmy go jak cytrynę…

Szlak na Wysoką Kopę

I nie ma tym stwierdzeniu ani odrobiny przesady. Nie zmarnowaliśmy dnia, godziny, nawet kilku minut. Nieustanne Wędrowanie w pełnym składzie jest bardziej efektywne w działaniu. Mamy trzech blogerów na „pokładzie”, trzy aparaty fotograficzne, dwie kamery. Kiedy na szlak wyruszamy w komplecie, wszystkiego z drogi przywozimy więcej…

Szlak na Wysoką Kopę

Ten wpis nie będzie typowym przewodnikiem na Wysoką Kopę. Takich treści w sieci znajdziecie mnóstwo. Powielanie ich nie jest konieczne. Ja opowiem Wam o tym inaczej. Tak, żebyście poczuli, że idziecie z nami. Ramię w ramię. Będziecie słuchać naszych rozmów, zaglądać do naszych serc. W nogach wypracujecie sobie zakwasy, a plecy i kark będą Was boleć od dźwigania plecaka, w którym siedział pies…

Wysoka Kopa

Tak, tak… Wniosłam Pana Frutkowskiego na plecach niemal na sam szczyt (z przerwami na rozprostowanie łapek)

Wysoka Kopa została nam w sumie na koniec. To był przedostatni dzień naszych wakacji. Byliśmy już wszyscy nieco wyeksploatowani. Prawie nie ustawaliśmy w drodze. Daniel opracował trasę na szczyt w taki sposób, żeby to była pętla.

Szlak na Wysoką Kopę

Nie chcieliśmy wracać tym samym szlakiem. Ines przy tej okazji pragnęła odwiedzić Grób Liczyrzepy, bo akurat był po drodze. Widziałam, że Frutek ma już dosyć maszerowania, jednak nie mogliśmy go zostawić w kwaterze. Ta przygoda miała zająć nam cały dzień, to za długo dla niego w samotności w obcym miejscu. Nie było innego wyjścia jak zabrać dla niego transporter. Postanowiłam nieść go na trudnych odcinkach szlaku i wtedy, kiedy będzie zmęczony. Frutek jest bardzo dzielny, ale jest też leciwy. Z każdym rokiem nieustanne wędrowanie jest dla niego większym wysiłkiem, dlatego zadbaliśmy, aby było mu w drodze lżej. Przy rowerze zamontowany został kosz, a na piesze wędrówki jest dla niego transporter. Ten ostatni wykorzystany został podczas tamtej wyprawy…

Szlak na Wysoką Kopę

Grób Liczyrzepy

Albo jeszcze bardziej tajemniczo – sarkofag.

To atrakcja turystyczna, która znajduje się w samym środku odcinka drogi między Świeradowem Zdrój a Rozdrożem Izerskim. To bardzo piękne tereny. Płynie wzdłuż trasy tej Kwisa i na szlaku są aż dwa wodospady. Niestety nie widzieliśmy wtedy żadnego z nich, bo cele były inne, ale do mogiły Ducha Gór dotarliśmy.

Kim jest/był Liczyrzepa? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, potrzeba by całego wpisu. O Duchu Gór jest mnóstwo legend i opracowań. Raz był bóstwem, raz demonem. Czasem wyglądał jak jeleń, kozioł i gryf w jednym, a niekiedy przedstawiano go jako starca. Lubię legendy i nigdy nie przechodzę obok nich obojętnie, jednak tę o Liczyrzepie uznaję za tak mocno już zmutowaną, że aż nieciekawą. Podobnie oceniam wspomnianą wyżej atrakcję turystyczną. Przy drodze znajduje się drogowskaz…

Grób Liczyrzepy

Na drzewie przy sarkofagu wisi podobizna Ducha Gór…

Grób Liczyrzepy

A przy samej jezdni leży głaz o ciekawym kształcie, który rzeczywiście wygląda jak sarkofag.

Grób Liczyrzepy

Nie chodzi mi o to, aby umniejszyć rolę tego miejsca, bo z całą pewnością przy odpowiedniej oprawie może ono stać się niezwykłe i bajeczne. W moim pojęciu jednak tylko rozczarowuje. Takie są moje odczucia. Dużo ciekawsze było poszukiwanie grobowca. Nie trafiliśmy tam od razu, więc najsampierw błądziliśmy przy rzece.

Grób Liczyrzepy

Natknęliśmy się na coś takiego…

Grób Liczyrzepy

A później na romantyczny mostek.

Most

Na końcu, tuż przed osiągnięciem celu całkiem rozproszyły nas jagody. Zbierałyśmy je i jadłyśmy wprost z krzaków. Nieumyte. Niedługo potem przyszła refleksja, że to może być niebezpieczne. Można nabawić się choroby roznoszonej przez dzikie zwierzęta. Jednak skoro było już pozamiatane, a owoce lasu skonsumowane, szybko zapomniałyśmy o zagrożeniu. Przypomniałam sobie o nim dopiero teraz, kiedy zaczęłam tworzyć tę treść. Ostatecznie stwierdzam, że nic nam złego się nie stało. Żyjemy i mamy się dobrze.

Zbieranie jagód

Wysoka Kopa. Rozdroże Izerskie

Z tego miejsca wyruszyliśmy w góry. To dobry punkt wypadowy, ponieważ jest tam parking. Korzysta z rozdroża wielu turystów. Wiedzieliśmy, że nie będziemy na szlaku sami. Liczyliśmy się z tłumami, jednak nie było aż tak źle. Górskie dróżki często stawały się całkiem wolne od ludzi, i wówczas prawdziwie można było odpocząć.

Szlak na Wysoką Kopę

To połączenie ciszy, zieleni i przestrzeni jest bardzo kojące. Pamiętam, że szlak prowadził nas najpierw po drodze szerokiej i ubitej, a potem ruszyliśmy prawie niewidoczną ścieżką, która była konkretnie stroma. To zielony szlak. Ostro pod górę. Po korzeniach, między zwalonymi pniami drzew. Po mokrym gruncie, bo płynął tamtędy potok. Szliśmy gęsiego. Ja prawie nic nie mówiłam, ponieważ wspinanie się w takich okolicznościach z psem na plecach wymagało wytrwałości. Gadanie osłabia, więc milczałam i starałam się — po pierwsze nie wywalić na mokrej drodze, a po drugie — wyrównać oddech. I wytrwać aż do „ściany”.

Wysoka Kopa

Trzeba zawsze w takich chwilach wytrzymać do „ściany”…

Nie jestem ani słaba ani leniwa. Potrafię wiele znieść, i trudu i bólu. Jednak mam taką przypadłość, że w podobnych okolicznościach dopada mnie kryzys. On atakuje przeważnie na samym początku drogi, która od razu staje się wymagająca. Czy to pierwsze kilkaset metrów w terenie górzystym czy pierwszy kilometr czy dwa na trasie rowerowej. Kiedy tylko moje ciało zorientuje się, że zaczyna być ciężko, mój mózg dostaje info, że natychmiast należy to przerwać. I organizm robi wszystko, żeby nakłonić mnie do zawrócenia. Pocę się wówczas przeokropnie. Oddech staje się nierówny. Wszystko boli. Nogi są jak z kamienia. Ten kryzys dopadł mnie również tam, na szlaku na Kopę, ponieważ byłam już przemęczona po kilku dniach nieustannego wędrowania i stał się tym bardziej upierdliwy, że szłam z konkretnym obciążeniem. Wiedziałam, że muszę dotrzeć do „ściany”…

Wysoka Kopa

To takie tajemnicze miejsce w mojej głowie, w którym kończy się walka. Jeżeli do tego czasu nie zawrócę, to zwyciężę. Dotarcie do tego punktu wymaga jednak wytrwałości. Człowiek pokonuje samego siebie. Walczy ze słabością. Czasami aż do granic rozpaczy i zwątpienia, kiedy kryzys dopada po 30 kilometrach marszu w górach, a do celu zostało jeszcze kilka. W takiej chwili nikt inny nie ma wpływu na to co się stanie, jak tylko ja sama. Nikt nie może mi pomóc. Mam tylko dwa wyjścia. Iść dalej albo wrócić. Można się też rozpłakać i zadzwonić po wsparcie. Ta druga opcja jest zawsze bardzo kusząca. Rozwiązuje wszystkie fizyczne problemy w danej chwili. Ulga od razu. Nigdy jednak jej nie wybieram. Moje wojaże od zawsze były bolesne. Trasy rowerowe do stu kilometrów, piesze rajdy po trzydzieści. Wędrowanie w terenie trudnym, nieprzystosowanym dla turysty. Nigdy jeszcze nie było tak, żeby długa droga mnie nie sponiewierała.

Wysoka Kopa

Poczuć własną siłę

Kiedy parłam w górę, w milczeniu, ledwie łapiąc oddech, psi plecak czasami sprawiał, że traciłam równowagę. Ciężar mnie przewracał. I wtedy stało się. To nie był długi odcinek, który przeszłam i dotarłam do „ściany”. Poczułam to natychmiast. W jednej chwili pies w transporterze przestał ciążyć. Ból ustąpił. Oddech się wyrównał. Krok stał się pewniejszy, żwawszy i szybszy. Ramiona spięły się i usztywniły kręgosłup. Na twarzy pojawił się banan. Poczułam się wspaniale. Tak dobrze! Mój mózg zalały dziwne magiczne substancje, które z trudu uczyniły ogromną przyjemność. Ciało ludzkie jest niesamowite. Trzeba jednak nauczyć się siebie. Zrozumieć. Wspominam o tym, ponieważ niejeden raz widziałam na szlaku człowieka, który nie dotarł do „ściany”. Zawracał poturbowany przez samego siebie. Żeby osiągnąć cel, czy to w drodze, czy w życiu trzeba koniecznie poznać swoje możliwości. Gdybym nie poznała własnych, nie wędrowałabym nieustannie. Dobra wiadomość jest taka, że każdy człowiek z podobnym kryzysem dotrze do „ściany”, jeżeli podejmie wyzwanie…

Moje nieustanne wędrowanie nauczyło mnie, że lubię gdy boli mnie droga. Tylko wtedy mogę ją poczuć, smakować i cieszyć się nią. Dlatego idę tam, gdzie można pójść. Wybieram rower zamiast samochodu albo autobusu i wspinam się na szczyty gór zamiast wjeżdżać tam wyciągami. Im jest trudniej, im dłużej walczę o dotarcie do „ściany”, tym później bardziej czuję swoją siłę. To piękne uczucie wiedzieć, że dam radę wszędzie. Z towarzystwem czy bez. A nawet gdyby nie – to chcę spróbować…

Wysoka Kopa

Wysoka Kopa. Rozdzieleni na szlaku

Nigdy nie polecam rozdzielania się, a jednak często biorę w tym udział. Szlak na Kopę ponownie zmienił kolor i teraz wędrowaliśmy czerwonym, niebieskim i zielonym.

Szlak na Wysoką Kopę

Daniel szedł pierwszy i mocno zostawił nas w tyle. On tak lubi. Potrzebuje czasem być sam. Każde z nas tak robi, żeby odpocząć. Rozdzielamy się wtedy i pozostajemy w zasięgu wzroku. Byliśmy jednak w tamtym momencie na wysokości Zwaliska i Ines po prostu zaczęła wdrapywać się na skały. Daniel chciał być sam i nie miał zamiaru z tego rezygnować. Ines chciała włazić na taras widokowy, więc właziła, a ja stałam pośrodku i nie wiedziałam, co robić. Decyzję podjęłam po kilku sekundach, widząc, że nic się nie zmieni. Podałam Danielowi Frukta na smyczy i powiedziałam, że idę do Ines, i że go dogonimy…

Wysoka Kopa

Nie znam gór Izerskich. Byłam tam pierwszy raz i nie wiedziałam, że wdrapujemy się na wypiętrzenie zwane Zwaliskiem, i że jest to na tym szlaku atrakcja turystyczna. Widziałam po prostu piękne formacje skalne.

Szlak na Wysoką Kopę

Było co podziwiać, jednak na tarasie z tym cudnym widokiem nie było ludzi, a więc rozsądnie zrobiłam decydując się na towarzyszenie Ines. To było jednak takie bardzo matczyne. Ja wiem, że ona jest już dorosła i nie potrzebuje niańczenia. Wiem też, że i ja nie chcę już jej niańczyć, bo mam swoje życie i pragnę być wolna od obowiązków. Żadna ze mnie wzorowa mamuśka. Wychowałam ją na wagabundę. Moje nietradycyjne metody sprawiły, że w życiu swoim wielokrotnie narażała się na ogromne niebezpieczeństwa.

Szlak na Wysoką Kopę

Materiał na książkę

Ale kurna… nie potrafię przestać! Dlatego tam poszłam, żeby trzymać palec na pulsie i chyba to wymaga przepracowania u jakiegoś fachowca od głowy. Powiedziałby mi jak przeciąć pępowinę i pożyczyłby nożyczki. W sumie bardzo chciałabym nauczyć się, jak nie zamartwiać o córkę, jednak zaprawdę powiadam Wam, to nie jest zwykła córka i dlatego to nie jest ani trochę proste.

Meksyk
Meksyk

Jak miałam być spokojna, kiedy jeździła autostopem po meksykańskiej dżungli, gdzie nie było zasięgu?

Meksyk
W Meksyku, w trasie autostopowej

Albo kiedy z wyciągniętym kciukiem, mając jedynie drobne w kieszeni, pojechała przez całą Europę do Maroka, żeby sobie pozwiedzać? Całą Kubę przejechała z Kubańczykami w ich kubańskich autobusach, które nie miewały przeglądów technicznych.

Kuba
W kubańskim autobusie nie dla zagranicznych turystów.

Albo jak miałam być obojętna i niewzruszona, gdy rozchorowała się na tej wyspie i podejrzewano u niej zakaźną, śmiertelną chorobę? Nie pozamiatało jej tylko dlatego, że ma silny organizm i on dał sobie z tym radę.

Mango
Prawdziwe kubańskie mango

Rozumiecie? Kiedy zaczęła wspinać się po skałkach Zwaliska, wszystko to mi się przypomniało, a nawet więcej… Bo było tego więcej. To materiał na przynajmniej dwie książki.

Cayo Coco. Kuba
Cayo Coco. Kuba

Spotkaliśmy się wszyscy dopiero za kopalnią Stanisław.

Kopalnia Stanisław

Daniel czekał tam na nas przy strumieniu, który koryto miał na szlaku.

Wielka Kopa

Wody tam nie brakowało. Frutek pił bez umiaru, aż mu w brzuchu chlupało. Stópki moczył przy każdej okazji. Chłodził, bo z nieba lał się żar, a zimna woda łagodziła ból. To była naprawdę długa wyprawa, a wtedy już maszerował sam. W pewnym momencie trzeba było zejść z głównej trasy i skręcić na torfowiska.

Wielka Kopa

Wysoka Kopa. Na szczycie

Wysoka Kopa to najwyższy szczyt w Izerach, ale wierzchołek jej skromny jest. Krajobraz tajemniczy, w powietrzu dużo wilgoci. Nikt długo tam nie zostaje. Wszyscy robią sobie fotografie i znikają. My również tak właśnie uczyniliśmy, ponieważ żywcem zjadały nas komary i muchy. Były zajadłe i agresywne. Torfowiska tworzą specyficzny klimat.

Wielka Kopa

Kiedy schodziliśmy na niższe partie, dosłownie tonęliśmy w wodzie. Skakaliśmy z jednego bardziej suchego miejsca na drugie, unikając w tej sposób zamoczenia butów. Z tym że o takie suche kawałki ziemi było tam strasznie trudno i trzeba było kombinować. Frutek mokry był jak dzik, bo wpadał w dziury z wodą na każdym kroku. Przeprawiał się na „bobra”. To był hardkor. Walczyliśmy o suche skarpetki i buty :)

Wielka Kopa

Ten odcinek szlaku zaprowadził nas do wiaty. Mogliśmy tam chwilę odpocząć i rozejrzeć się. Budowla to nad wyraz praktyczna. Znajdowało się w niej miejsce na ognisko i były tam dwie ławy po bokach, na których w razie jakiś ekstremalnych okoliczności, zagubiony wędrowiec mógłby nawet przenocować w śpiworze i przetrwać zamieć.

Wiata w Izerach

Bez telefonu i bez aparatu fotograficznego

I w tym właśnie miejscu bateria w moim telefonie padła. Z przerażeniem przyjęłam do wiadomości, że koniec z robieniem fotek. Ines z Danielem siedzieli na przeciwko mnie i w milczeniu tylko się uśmiechali. Wiem co myśleli. Że w końcu się uspokoję, bo fotografuję jak chiński turysta. Uwieczniam WSZYSTKO po drodze. W kadrze chwytam niemal każdą chwilę. Według nich przesadzam, a więc kiedy telefon zgasł, nie zmartwili się zbytnio i wcale nie przejęli moją tragedią. Przed nami jednak była jeszcze długa droga i piękne widoki. Wiedziałam, że choć oboje mają aparaty, to zrobią tylko takie fotki, które sami uznają za wartościowe. Nie będę miała nic do powiedzenia. Straciłam kontrolę nad zbieraniem archiwum…

Wielka Kopa

No i głupio mi się tak potem maszerowało bez możliwości robienia zdjęć. Jak na złość przed nami był taras widokowy. Stała tam ławka. Droga ta, podobnie jak niemal wszystkie szlaki w Izerach, używana jest przez rowerzystów. Na ławeczce siedzieli ludzie.

Wielka Kopa

Trzech młodych mężczyzn, a obok stał rower. Od samego początku zdziwiło mnie, że turystów jest trzech, a maszyna tylko jedna. Kiedy zbliżyliśmy się do tego miejsca, usłyszałam strzępy rozmowy. Jeden z nich powiedział – „Zostawilibyście tak rower samopas”? Po chwili wstali i ruszyli w przeciwnym do naszego kierunku. To miejsce było zachwycające. Widok powalał na kolana. Ines poprosiła Daniela o kilka fotografii, a więc zajęli się sobą, a ja z niepokojem przyglądałam się maszynie.

Szlak na Wysoką Kopę

Rower na wąskich oponach stał oparty na nóżce, na bagażniku dwie sakwy. Żadnego zabezpieczenia przed kradzieżą. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Byliśmy tam już ze 20 minut, a przed nami siedzieli tu ci młodzi chłopcy i też ich to zdziwiło. Jeżeli rowerzysta zostawił maszynę i oddalił się jedynie na stronę, to już dawno powinien był wrócić. A z tego co zaobserwowałam, nie ma go od dawna.

Jest tam pan? Proszę się odezwać!

Zwróciłam na to uwagę Ines i Danielowi. Podumaliśmy chwilę. Może rozdzielimy się i poszukamy gościa? A co jak się gdzieś w lesie na kamieniu przewrócił i teraz leży tam z rozwaloną głową i krwawi? No dobra. Rozeszliśmy się i wtedy z każdej strony słychać było darcie – „Proszę pana! Jest tam pan? Proszę się odezwać!” „Proszę się odezwać, nawet jeżeli pana tam nie ma” (Taki żarcik ;)

Z góry nadjechali inni rowerzyści. Najpierw jeden, potem kolejni. Zainteresowali się sprawą. Teraz wszyscy w sile kilkunastu osób staliśmy przy rowerze i rozprawialiśmy co zrobić. Co niektórzy rozleźli się po okolicy i też się wydzierali – „Proszę pana, niech się pan odezwie” i itd itd… Ale nikt nie odpowiadał, więc postanowiliśmy, że sprawdzimy sakwy, bo może jest tam coś, co naprowadzi nas na jakiś ślad. Wszystko odbyło się jawnie i wszyscy byliśmy tego świadkami. W sakwach znajdowały się tylko woda i kanapki z żółtym serem. To nas nie pocieszyło. Jeden z rowerzystów zdjął kask i powiesił go na kierownicy tajemniczego roweru. Obejrzeliśmy sobie te maszynę. Opony trochę za chude i trochę łyse. To nie był rower w góry…

Szlak na Wysoką Kopę

Postanowione zostało, że zadzwonimy po pomoc. Jeden z nowoprzybyłych wykręcił odpowiedni numer i zgłosił sprawę. Opowiedział, z czym mamy tam do czynienia i co podejrzewamy. Że mogło stać się coś złego. Po długiej i w sumie trudnej rozmowie zgłoszenie zostało przyjęte. A właściciel roweru nadal się nie zjawiał…

Szlak na Wysoką Kopę

Wysoka Kopa i piosenki o Izerach

Zaczęło robić się późno i czas był już na nas. Peleton górskich rowerzystów został na miejscu, a my ruszyliśmy dalej. Tuż przed skrzyżowaniem czerwonego i żółtego szlaku spotkaliśmy ich ponownie. Zatrzymali się i powiedzieli nam, że zaginiony się odnalazł. „To jest taki pan, nazywa się Andrzej Górecki. Zostawił rower i poszedł sobie na Sine Skałki. On piosenki pisze o Izerach. Pewnie weny szukał”. Powiedzieli i… pojechali.

Znalazłam pana Andrzeja na You Tube. Rzeczywiście pisze piosenki i śpiewa. Tutaj (materiał poniżej) muzycznie opowiada o Chatce Górzystów. Jesteśmy teraz również znajomymi na FB. Pan Andrzej obiecał napisać piosenkę o tym, jak poszukiwało go w lesie Nieustanne Wędrowanie. Ciągle na nią czekamy…

Do Rozdroża pod Kopą dotarliśmy żółtym szlakiem. Po drodze schylaliśmy się po kamienie i oglądaliśmy kawałki kwarcu. Kopalnia Stanisław była po drugiej stronie. Ten ostatni odcinek trasy był dla mnie ciężki, bo Frutek znowu siedział mi na plecach. Zmęczył się i potrzebował wytchnienia. Tuż przed parkingiem Ines zabrała mi nosidło i założyła sobie na grzbiet. Nie, żebym nie dała rady, ale nie czułam już ramion. Zdrętwiały całkowicie. Potem kiedy szłam bez obciążenia, nadal byłam pochylona do przodu, jakby cały czas przyginał mnie ciężar. Nie mogłam się odzwyczaić.

Szlak na Wysoką Kopę

Pomysł z plecakiem był mój, dlatego nie pozwalałam się odciążać. Każdy bierze na siebie tyle, ile wie, że udźwignie. Postanowiłam, że zrobię to sama…

Szlak na Wysoką Kopę

Wysoka Kopa była wspaniałą przygodą. Warto wybrać się w Izery, ponieważ pozwalają zrzucić z siebie ciężary codzienności. Szlaki izerskie nie są trudne i wymagające. Można ułożyć sobie trasę do własnych potrzeb i możliwości. Tereny tam przecudne. Czuje się moc natury. Jest pięknie, jest dziko i jest czysto. W Izerach można się zakochać…

Szlak na Wysoką Kopę

Jeżeli masz ochotę na więcej naszych opowieści z drogi, koniecznie zapoznaj się z naszymi książkami (patrz poniżej). Znajdziesz tam historie, które nigdy nie były publikowane na tym blogu. Polecamy!

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
19
OK
7
Kocham to!
7
Nie mam pewności
0
Takie sobie
2
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Naturalny

0 %