WZGÓRZE POGAŃSKIE. Mogiły bez kości…
Wzgórze Pogańskie, potem Gaj Bohaterów a teraz po prostu pomnik poległych w I pierwszej wojnie światowej. Jednak niezwyczajne to miejsce pamięci. Przyznam, że z czymś podobnym spotkałam się po raz pierwszy…
Szukaliśmy tego wzgórza ze Sławkiem w Snowidzy. Przy drodze znajduje się tablica informacyjna, ale nie tak łatwo trafić na właściwy szlak, choć to stamtąd niedaleko.
Niby to wszystko jest oznaczone, ale ścieżka na wzgórze jakaś taka zarośnięta i mało widoczna. W każdym razie zanim tam dotarliśmy, trochę pobłądziliśmy. Jak to my. Zawsze i wszędzie gubienie się, a potem odnajdywanie w terenie przychodzi nam z niezwykłą łatwością…
Wzgórze pogańskie
O takich miejscach nie wiemy zbyt wiele. Wyobraźnia więc może tu rozhulać się na całego. Pogańskie rytuały, bóstwa i obrzędy już zawsze będą fascynować ludzkość, ponieważ to jest tajemnica. Na tej niewysokiej górze, która najprawdopodobniej jest wygasłym wulkanem, ongiś obchodzono corocznie noce Kupały. Czczono tu owo bóstwo w najkrótszą noc w roku, oddając się uniesieniom zmysłowym. Może to i prawda, a może wcale nie, jednak miło jest wyobrazić sobie palący się na wzgórzu ogień, a wokół niego tańczące piękne, młode dziewczęta w wiankach. W zwiewnych białych sukienkach, a może nawet nago, z rozpuszczonymi włosami i z rozognionymi od emocji licami. W tańcu zatracały się, a potem znikały na długo ze swoimi chłopcami w ciemnościach. Miłość gorąca, podobna do płomienia, przemijająca szybko, jak najkrótsza noc w roku. Pobłogosławiona przez Kupałę – kimkolwiek był. Żywioł. Energia. Zatracenie się w zmysłach. To co było dobre, święte i legalne w tych odległych czasach – dziś nazywa się pogaństwem.
Ze wzniesienia tego w pierwszej połowie ubiegłego stulecia uczyniono Gaj Bohaterów. Chrześcijanie urządzili sobie na świecie wojnę, w której mordowali się na potęgę. Po tej masakrze światowej powstawało wiele miejsc pamięci. Między innymi to na tym wygasłym wulkanie. Wspomina się tutaj ponad osiemdziesiąt dusz poległych w tamtej wojnie. Ziemia to wówczas była niemiecka, a więc i dusze takie…
I wojna światowa. Najkrótsza lekcja historii
Przyczyn pierwszej wojny światowej było sporo. W sprawie tej chodziło o władzę i pieniądze. Gra toczyła się na planszach narodowościowych, militarnych i politycznych. Niemcy brały w tym udział i grały „pierwsze skrzypce”. Oficjalnie przyczyną wybuchu tamtej wojny był zamach na Franciszka Ferdynanda, austriackiego następcę tronu. Wydarzenie to miało miejsce w Sarajewie, 28 czerwca ’14 roku, a zamachowiec to niejaki Gawriło Princip. Wymierzył, strzelił, zabił i…rozpętało się to całe piekło.
Ktoś mógłby pomyśleć, że wszystko to przez tego Serba, ale to nie prawda. To był pionek. Podstawiony i wystawiony, jako że nie liczył się wcale i można było bazować na jego nacjonalistycznym duchu bez konsekwencji. Wyścig zbrojeń już trwał. Trójprzymierze i Trójporozumienie od dawna gruntowały się w swoich założeniach. Potrzeba było jedynie iskry. Wielu wyczekiwało jej z niecierpliwością. Zamach sprawił, że wszystkie zwieracze polityczne puściły i na świecie wybiło prawdziwe szambo. Paprał się w nim przez cztery lata niemal cały glob, wraz ze swoimi koloniami, a Niemcy dostali po tym wszystkim po garbie naprawdę porządnie…
Ku pamięci
Wojna ta zabrała mnóstwo istnień na całym świecie. Nie byłam jednak wszędzie tam, gdzie powstawały miejsca pamięci po tych, którzy ginęli na jej frontach. Natomiast tutaj gdzie żyję, na Dolnym Śląsku, nieustannie na nie trafiam. Pomniki poległych w I wojnie światowej. Często zdewastowane, już nieczytelne, zapomniane, bo… nie nasze.
W moim mieście, w parku miejskim są pozostałości po takim miejscu pamięci. Niemcy, którzy dawniej zamieszkiwali te tereny, z wielkim szacunkiem odnosili się do tych symboli. Traktowali je jak świątynie wspomnień. Jednak po II wojnie światowej – kiedy zostali wysiedleni – wartości, które po nich zostały, nie bardzo interesowały nowoprzybyłych. Pomnik został zapomniany, choć brzmi to absurdalnie. Najwyraźniej nie był to dla Średzian z tamtych czasów żaden wartościowy historycznie akcent. Na płytach pomnikowych widniały nazwiska tych, którzy zginęli na frontach tamtej wojny i pochodzili ze Środy Śląskiej. Wszystkie niemieckie. Dziś już nieczytelne…
75 lat temu…
Nie wszędzie jednak pomniki tak „kończyły”, choć rzeczywiście w większości historycznie się utylizowały. Na przykład w Kwietnie, niedaleko Środy Śląskiej, pamiątkowa płyta z nazwiskami poległych z tej miejscowości i z kilku okolicznych – zachowana została w formie doskonałej. To niezwykły widok. Płyta jest czytelna nad wyraz.
Zdarzało się również, że obeliski przerabiano na kapliczki przydrożne. Tak jak na przykład ten w Godzięcinie. Przetrwały więc incognito.
Wszystko to jest dla mnie jak najbardziej logiczne. Rozumiem z jakiego powodu miejsca upamiętniające tych, którzy poginęli na frontach pierwszej wojny, często nie istnieją, albo zostały zdewastowane. W każdej dolnośląskiej wsi taki pomnik stał, a teraz często po nim nawet śladu nie ma. Nie ubolewam nad tymi obiektami. Nie twierdzę, że ich zniszczenie i usunięcie z nich nazwisk to jakaś straszliwa zbrodnia. Nie oceniam tych, którzy do tego dopuścili. Rozumiem ich. Na tej ziemi „po Niemcach” osiedlili się ci, którzy byli ofiarami zbrodni nazistów. Oni byli wyczerpani wojną. Poranieni. Stratą bliskich, utraceniem majątków, domów, ziemi. Pomniki opatrzone inskrypcjami w języku niemieckim nie wzbudzały w nich pozytywnych emocji. Te Hanse, Fritze i Georgowie nie brzmiały dobrze, kiedy patrzyło się wstecz…
W moim pojęciu jest to efekt niechęci, którą Niemcy po sobie pozostawili we wszelkim stworzeniu, zarówno po pierwszej jak i po drugiej wojnie światowej. I to ta niechęć jest przyczyną, dla której na dolnośląskiej ziemi tyle ruin pomnikowych po historii tego narodu. Dlatego też, kiedy słyszę użalanie, że coś takiego zostało tutaj zniszczone i nieposzanowane, to znaczy że mówiący tak są już nie z tamtego pokolenia. Moja babka w wojnie Hitlera straciła trzech braci i ojca. Jej nigdy nie przyszło do głowy odwiedzać z kwiatami pomnika poległych Niemców w I wojnie, w Środzie Śląskiej, gdzie mieszkała po przesiedleniu, po ’45. Tu nie chodzi o szacunek, tu chodzi o ból. My już tego nie czujemy. My tylko o tym wiemy. A to nie to samo…
Czasy się zmieniły
Nie oznacza to jednak, że tak całkowicie nie żal mi tych zabytków. Historia to historia. Biorę ją taką jaka jest i nie podchodzę do niej tylko ze swojej strony. Czasy się zmieniły. Widzę w podobnych miejscach pamięci ludzkie cierpienie w znaczeniu ogólnym. Wzgórze Pogańskie, do którego przybyłam po materiały do tego wpisu jest najlepszym przykładem takiego zmagania się z powojennym cierpieniem.
W każdej wojnie ginęli niewinni. W każdej bitwie brali udział również tacy, którzy wcale nie chcieli się bić. Na frontach wszystkich wojen świata walczyli ludzie o najróżniejszych priorytetach. Jedni chcieli, inni musieli. Armie te zasilali żołnierze, którzy podczas zawieruch wojennych zmieniali się w bestie. Byli tam i tacy, którzy nie potrafili się przeistoczyć i dlatego też sami stawali się ofiarami bestialstwa. Nie możemy wszystkich ich wrzucać do jednego wora. Podchodzę do każdej duszy unicestwionej na froncie indywidualnie. Z pomników z I wojny światowej, które odnajduję na swoich szlakach czytam o żołnierzach, którzy oddali życie za przekonania tych, którzy kazali im brać w niej udział – ale sami nie ginęli w okopach. Być może wielu z nich wierzyło w te ich nadęte, polityczne gierki, ale byli i tacy z pewnością, którzy z ogromnym żalem i strachem zostawiali swój spokojny dom, a w nim matkę, młodą żonę, małe dziecko. Bardzo prawdopodobne jest, że woleliby tego nie robić…
Dwie strony medalu
Trzeba to widzieć oczami duszy. Patrzeć na ludzi, a nie na strony, po których walczyli przeciwko sobie. Osobiście bardzo przeżywam chwile, które spędzam w podobnych miejscach pamięci. Jeżeli to jest możliwe, czytam z płyt imiona, nazwiska i daty urodzin i śmierci. Rozmyślam o ich cierpieniu. O umieraniu. Widzę w wyobraźni oczy matek i żon, kiedy dowiadują się o ich śmierci. Tyle niepotrzebnego bólu. Oto nasz ludzki świat. Od początku jego istnienia nie było dnia bez zabijania. Ale to tylko jedna strona medalu.
Jeden z moich Czytelników (dziękuję za inspirację Stefan) podczas rozmowy o Bitwie po Lutynią powiedział do mnie takie słowa – ” W swojej opowieści nie możesz zapomnieć o losie tzw. ludności cywilnej. Żołnierze, którzy zajmowali chatę chłopa na nocleg, zazwyczaj zjadali mu wszystkie zapasy, często zabijali zwierzęta hodowlane i na swój sposób „zabawiali” się z jego żoną i córkami. Potem szli dalej wojować, nie przejmując się, z czego będzie żył skrzywdzony przez nich gospodarz. Tak, wojny są okrutne. Możemy być szczęśliwi, że żyjemy w rejonie świata, gdzie od 75 lat nie było wojny.”
Wojna dla wszystkich bez wyjątku jest krzywdząca. Dla każdej z walczących stron, jak również dla tych, którzy nie biją się ale znajdują się w jej graniach. Cierpią zabijani i ci, którzy zabijają. Wszystkich ich jest mi żal…
Dla świata nie byli oni bohaterami
Jako kobieta, nie jestem w stanie tematu tego podejmować bez emocji. Zawsze jestem przeciwna wszelkiej przemocy. Obrzydza mnie ona do cna. Wszystkie te – jakże męskie opinie na temat wojennych zawieruch, w których mowa jest o ich konieczności – nie przemawiają do mnie wcale. Po I wojnie światowej traktat wersalski sprawił, że Niemcy zostały pognębione i poniżone. Skutki traktatu uczyniły z nich nędzarzy. Na frontach tamtej wojny zginęło mnóstwo ich żołnierzy. I wszystko to na marne. To musiało bardzo boleć.
Później, kiedy zaczynano ich identyfikować, liczyć, czasem sprowadzać do rodzinnych stron – z rozpaczy tej zaczęły powstawać miejsca pamięci. Moje szlaki dolnośląskie naszpikowane są takimi pomnikami bohaterów. Jednak pierwszy raz widziałam coś takiego w Snowidzy, żeby pomnikiem było wzgórze, a na nim symboliczne groby z płytami opatrzonymi danymi poległych.
Gaj Bohaterów. Heldenhain. Wzgórze Pogańskie
Było późne popołudnie i na świecie zrobiło się nieco szaro. Na ścieżce na szczyt wulkanu panował mrok. To wzgórze pogańskie emanuje jakąś ponadczasową energią, która przemawia w imieniu przeszłości. Pomimo, że poświęcone do dziś poległym w I wojnie światowej, echo dziejów niesie się stamtąd z odleglejszych czasów. Kiedyś zapewne teren ten był bardziej przejrzysty, teraz to taki trochę jednak dziki park. Alejki nadal są wyraźnie zaznaczone, ale wszystko to tonie w przyrodzie, która rozbujała się tam na całego.
Pomimo tego, zarysy pierwotnego założenia gaju są dobrze zachowane. Widać gołym okiem, że miejsce to jest pod czyjąś opieką. W najwyższym punkcie stoi główny pomnik z inskrypcją – W Wojnach światowych 1914 – 1918. Dla uczczenia pamięci poległych bohaterów.
Do szczytu idzie się główną aleją, a zejść z niego można kilkoma bocznymi. Wszędzie tam po drodze leżą płyty grobowe. Symboliczne mogiły bez kości…
Prawie 20 lat temu
Można się tam przechadzać i zatrzymywać przy granitowych płytach. Z tych w miarę dobrze zachowanych sporo można odczytać. Jest ich tam ponad osiemdziesiąt. Najprawdopodobniej wszyscy polegli ze Snowidzy. Wzgórze pogańskie dobrze spełniło swoją rolę. Ocaliło ich od zapomnienia aż do teraz. W miejscu tym, tacy trochę nie kumaci historycy od siedmiu boleści, próbowali coś wykopać w tych symbolicznych mogiłach. Poprzewracali płyty i narobili dziur w terenie. Ryli też w obelisku na szczycie. Wzgórze pogańskie więc – tak jak inne miejsca tego typu – nie do końca oparło się wandalom. Najważniejsze jest jednak to, że z czasem stało się ono jakąś tam atrakcją turystyczną na ziemi jaworskiej i być może fakt ten dopomógł w ocaleniu tej pamiątki historycznej. Odwiedzali je też uczniowie z Niemiec. Uprzątnęli teren, powycinali samosiejki, poukładali nagrobki i naprawili obelisk. Ale to było prawie 20 lat temu…
Wzgórze pogańskie. Nie tylko w Snowidzy
Niedaleko Snowidzy, w Mściwojowie, natknęłam się na kaplicę, a właściwie na jej resztki, które usytuowane są na zboczu niewielkiego wzniesienia graniczącego z tamtejszym, dawnym terenem dworskim. Początkowo myślałam, że to budowla cmentarna, a ziemia na której stoi, należała ongiś do umarłych.
Kilka rzeczy na to wskazywało. Za wzniesieniem namierzyłam coś, co przypominało cmentarz, a obok – między tą niby nekropolią a kaplicą – zastałam wysoki krzyż. To połączenie na jednym kawałku wzgórza tych trzech obiektów jest bardzo sugestywne i jednocześnie dezorientujące. Podeszłam do tego standardowo – czerpiąc z dotychczasowych doświadczeń. Kilka rzeczy jednak odstawało delikatnie od normy i napawało mnie niepewnością. Cmentarz za krzyżem na pierwszy rzut oka wyglądał tradycyjnie, jednak nie namierzyłam tam ani starych ani nowych nagrobków. Natomiast przy samej kaplicy – tej niby cmentarnej – również nie było najmniejszych śladów pochówków.
A krzyż? Stał sobie tam. Ot tak po prostu. Ni przyszył ni przyłatał. Nie mogłam załapać o co tam chodziło. Pomyślałam też, że być może było to rodzinne mauzoleum dawnych jaśniepaństwa z Mściwojowa. Jednak cisnęło się wówczas uparcie pytanie – dlaczego tutaj? Tak przy samej drodze? A nie w parku dominialnym, gdzie tyle miejsca…
Wzgórze pogańskie. Spowiedź wędrowca
Przyznam, że nieprzygotowana z lekcji historii pojechałam do tych miejsc. Wszystko niuchałam na czuja. Mózg pracował więc na wysokich obrotach. W głowie szukałam znanych mi z historii tych ziem przykładów, które mogłabym dopasować do tego, co tam znalazłam w tym buszu.
I wtedy znowu wpadłam na tego lokalsa z rowerem, co śledził mnie i Sławka od samego pałacu w Mściwojowie. Spotkaliśmy go po drodze już kilka razy i zawsze niby grzybów szukał w trawie, albo zatrzymywał się na papierosa. Pomyślałam, że skoro już się tak do nas przypierdziulił i depcze nam po piętach od samego początku tej wędrówki, to niech z tego choć jakaś korzyść dla mnie będzie. Wylazłam z buszu przy kaplicy jakbym z Wietnamu wróciła, otrzepałam się z kleszczy i dawaj! Idę prosto na niego, a on aż papierosa upuścił z wrażenia. Wyprostował się jak struna, gały szeroko otworzył, a ja pytam go wprost: – Panie? A co to za budowla na tym wzgórzu jest? To kaplica cmentarna czy grobowiec? Cmentarz tu jakiś był?
– Nie – odpowiedział jak na rozkaz. – Cmentarz to zaczęli robić tam wyżej, ale jakoś teraz przestali. A tu, na zboczu, to nie było grobów nigdy. A to jakaś taka kaplica jest. Ale nie wiem do czego służyła…
Sami bohaterowie się tam rodzili. Dzieci Bogów i Untermensche. No popatrz! I jak oni tam cierpieli te upokorzenia Wersalu ojojjojjjj! Normalnie reparacje im się należą bez dwóch zdań.
Nie to napisałam. Ale dziękuję za Twoją wypowiedź,
Pomniki poległych podczas I wojny światowej w większości się zachowały. Raczej nieliczne były przypadki ich niszczenia lub przerabiania na polskie. Czasami je po prostu obalano, ale nawet wtedy dało się je odnaleźć, najczęściej zarastały chaszczami. Były prawie w każdej miejscowości, czasem jeden na kilka małych. W zachodnich Niemczech uzupełniano je o nazwiska poległych w II wojnie. Ba, w Czechach widziałem nawet odrestaurowany hackenkreutz postawiony ku czci poległych żołnierzy pochodzenia niemieckiego (w tym przypadku chodzi o okolice Korenova – wieża widokowa Stepanka). Po II wojnie, wraz z wygnaniem Niemców sudeckich, został on rozbity, a po przemianach ustrojowych sklejony i postawiony na nowo.