ZAMEK KSIĄŻĘCY W GOŚCISZOWIE. I nieznany Górny Dwór
Zamek książęcy w Gościszowie (woj. doln. powiat bolesławiecki) jest dziś totalną ruiną. Jednak ongiś budowla ta wyróżniała się na tym terenie jako jedna z bardziej interesujących. Zamek był prawdziwie zjawiskowy. To średniowieczna z urodzenia forteca, której ewolucja uczyniła z niej prawdziwe dzieło sztuki architektonicznej. A teraz co? Teraz to kupa gruzu przysypanych śmieciami…
Zamek jest nasz. Wybudował go Henryk III Głogowski z końcem XIII stulecia. Po nim w Gościszowie, zwanym wówczas Gosbindorf, rządził jaworski książę, również Henryk. Od samego początku warownia ta nieustannie przechodziła z rąk do rąk kolejnych jej właścicieli. Rezydował tu rycerz Querenfurthe, a potem von Redern i von Greisslau. Od 1380 zamek książęcy w Gościszowie zamieszkuje rodzina Warnsdorff i nie wyprowadza się stamtąd przez całe dwa i pół wieku. To naprawdę kawał czasu, podczas którego ta wspaniała budowla obronna została zmodernizowana.
Zamek książęcy w Gościszowie. Drewniany gródek
Trzeba Wam wiedzieć, że na samym początku na tej sztucznej wyspie znajdował się jedynie drewniany gródek otoczony palisadami. Prawdopodobnie już wówczas okalała go mokra fosa. Czas na solidne zmiany przyszedł dużo później. Najpierw, przede wszystkim wyspę objęto wysokim murem z blankami. Znajdowały się tam jedynie stajnia, strażnice i wieża, która była jednocześnie stołpem i domem dla mieszkańców fortecy. To bardzo proste założenie zamkowe z ogromnym potencjałem obronnym. Miejsce mocno zamknięte, odizolowane. Niesamowite.
Tutaj zostawiam Wam bardzo ciekawy film, który fantastycznie ukazuje ewolucję zamczyska. Rekonstrukcja dziejowa pełną gębą. Ktoś bardzo się postarał, wpłynął na moją wyobraźnię, dlatego szczerze się tym z Wami dzielę.
Warnsdorffowie podczas swoich wieloletnich rządów w Gościszowie bardzo sukcesywnie zmieniali sylwetkę warowni. Surowa bryła pełna mroków średniowiecza stopniowo przekształcała się w modne kształty kolejnych wieków. Gotyk, renesans…
Niektórzy mówią, że po tych zabiegach forteca nadal zachowała swoją średniowieczną, mroczną tożsamość. Nie. Nie zachowała. Zamek nadal miał warunki do tego, aby pozostać niedostępnym, ale stał się wygodny i piękny, pokryty sgrafitto. Jego właściciele szczycili się swoją rezydencją i doskonalili jej wdzięki. A zamek nie ma być ładny. Warownia to warownia. Ma swoją rolę. Dla mnie pierwsza wersja była doskonała. Późniejsze zmiany są na siłę do przyjęcia, choć i tak w głębi serca uważam to za profanację.
Hildegarda i Karol
Polecany wyżej film świetnie to obrazuje. To dobra lekcja historii. Podana — nawiasem mówiąc – w dziesięć minut. Po 250 latach rezydowania na zamku Warnsdorffowie opuszczają łono tej fortuny w Gościszowie jako całkowicie zadłużeni i oddają pałeczkę kolejnej familii — von Bibran.
Oni to dopiero rządzą na wyspie pełną gębą przez ponad 300 lat! W kolejnych stuleciach nazwiska panów na zamku zmieniają się, jako że dobra te zostają w rodzinie i przekazywane są kolejnym spadkobiercom. Dlatego też ostatnimi przedwojennymi właścicielami Gościszowa są Eggelingowie. Hildegarda i Karl. Z „von” przed nazwiskiem…
Wokół tej pary narosła legenda, która podawana jest w sieci bardzo podobnie w wielu miejscach, jednak występują w niej również spore rozbieżności. Zwłaszcza imiona głównych bohaterów nie są spójne. Hildegarda czasami nazywana jest Marią Adelą, a jej mąż Karol Leon Oskar — Fryderykiem. Niewykluczone, że cała ta lista imion jest jak najbardziej prawdziwa, tyle że żonglowanie nią w podobny sposób bardzo rozprasza. Człowiek staje się niepewny, czy rzeczywiście podąża właściwym tropem.
Co jednak z tą legendą?
Nie jest ona na tyle leciwa, aby pozostawała w strefie baśni, ani też nie jest aż tak dobrze udokumentowana, aby uznawać ją za niezbity fakt. Są takie miejsca, które bardzo profesjonalnie zajmują się historią Gościszowa, i ani słowem o niej nie wspominają. A jednak podobna historia krąży w sieci…
Otóż ostatni pan na zamku, Karol Leon Oskar Eggeling żył w czasach rosnącego w moc sprawczą nazizmu. Był bardzo zdecydowany co do swoich poglądów politycznych i z całych sił nie popierał Hitlera. Mógł sobie na to pozwolić na samym początku, ponieważ wielu go wówczas nie popierało, mając nadzieję, że to przyniesie jakiś skutek. Jednak szybko okazało się, że partia Adolfa po latach borykania się z zabieganiem o atencję narodu, ostatecznie osiąga swoje cele, i wówczas Karol trafił do obozu koncentracyjnego. Z dnia na dzień stał się wrogiem nowego systemu. Warto podkreślić w tym miejscu fakt, że nie mówię tutaj o obozach z czasów wojny, ponieważ wydarzenie to miało miejsce jeszcze przed jej wybuchem. Hitler tworzył podobne miejsca odosobnienia najpierw dla swojego narodu. To typowe dla tyrana — swoich gnębi się na dobry początek. Dla rozgrzewki. Umieszczał tam między innymi wrogów partii, takich jak na przykład Eggeling z Gościszowa, który jawnie krytykował nazistów. Taki bogacz tracił przy tej okazji sporo pieniędzy. Wówczas albo zabierano mu cały majątek w ramach konfiskaty, albo sam wszystko oddawał w zamian za życie. Z Karlem i Hildegardą był jeszcze dodatkowy problem. Ona podobno miała w rodzinie Żyda. Gdzieś tam wcześniej, nie wiadomo w sumie kiedy, ale ostatecznie naziści dokopali się do podobnych informacji, co mocno spotęgowało problem.
Antynaziści z Gościszowa
Legenda ta rośnie wraz z jej opowiadaniem, choć dowodów nadal brak. Opowiada się, że w Gościszowie pod dachem Eggelinga spiskowano na poważnie przeciwko Hitlerowi. Podobno planowano tutaj zamach w Wilczym Szańcu. Karol, który miał udzielać się w tej sprawie, zdołał uniknąć namierzenia. Wszyscy chyba to wiedzą — ale dodam na wszelki wielki — zamach się nie udał. Głuchy i przetrącony „wielki wódz” uniknął śmierci. Wynika z tego, że najprawdopodobniej Eggering z obozu się wykupił, skoro we wszystkim tym brał udział. Ciężko mi tak do końca wierzyć w to, co znajduję na ten temat w sieci, a najmniej, że Eggelinga nie wytropiono. Skoro ja wiem, że działał w taki sposób przeciwko führerowi , to naziści mieliby nie wiedzieć? Do tego dochodzi również zamieszanie dotyczące miejsca spotkań. To nie zamek książęcy w Gościszowie skupiał spiskowców, ale inny dwór, który znajduje się na drugim końcu wsi…
Zamek książęcy w Gościszowie kontra Górny dwór
Ten obiekt również nazywano zamkiem, albo też Górnym Dworem. O nim jest informacji jak na lekarstwo. To budowla XV albo XVI — wieczna. Absolutnie dziś nieuznawana za zabytek. Dlaczego? Nie mam pojęcia! Nikt chyba tego nie wie.
W pewnym okresie dziejów dwór ten był domem wdów po zmarłych właścicielach majątku w Gościszowie. Brzmi to dość dziwnie i wydaje się informacją bez pokrycia, jednak nie pierwszy raz spotykam się z czymś podobnym. Takie miejsce znalazłam również w Pątnowie. Przy rezydencji znajdował się folwark, po którym niewiele zostało, ale coś tam w kadrze jednak złapałam. Hodowano tu konie i owce…
Prowadzi do niej droga obsadzona starymi drzewami. Chyba dębami, nie pamiętam.
I to właśnie tu dziuplę swoją mieli mieć antynaziści. Przebywali tam, spiskowali i knuli. Podobno ukrywał się tam z nimi również Teodor Heuss, który po wojnie został pierwszym prezydentem Niemiec. Górny Dwór nie był aż tak reprezentacyjny jak zamek książęcy w Gościszowie. Nie zwracał na siebie uwagi. Czy jednak możliwe jest, aby na terenie majątku Eggelinga, który za poglądy polityczne siedział w obozie, a żona jego w rodzinie miała Żyda, mogli sukcesywnie ukrywać się spiskowcy? Antynaziści?
Tutaj też tracę całkowicie trop Karola i Hildegardy
Jedyne czego udało mi się dowiedzieć w tym temacie, to że para ta doczekała się dwóch synów. Jeden z nich zginął na wojnie, a drugi dożył słusznego wieku i zdaje się że nadal żyje, bo nigdzie w mediach nie napisano, że umarł. Friedrich Karl von Eggeling urodził się 1924 roku w Gießmannsdorf. A więc nie ma mowy o żadnej pomyłce. Friedrich jest pisarzem. Gdyby umarł, Wikipedia na pewno by nas o tym poinformowała. Tylko on mógłby opowiedzieć nam całą prawdę o czasach, które opisuję i tak bardzo staram się popełnić jak najmniej błędów. Tylko on dziś pamięta jak wyglądał zamek książęcy w Gościszowie i jak prezentował się Górny Dwór, o którym tak mało wiadomo, a legendy trzęsą jego fundamentami…
Znalazłam się tam przejazdem. Ruiny zostały namierzone z telefonu, całkowicie przypadkiem. Buszowaliśmy po tym górzystym terenie od kilku dni. Ja to jeszcze byłam nakręcona, ale Daniel miał już dość. Odpuściłby ten zamek bez najmniejszego bólu. Jest bardziej stonowany. Nie zapala się tak jak ja i Ines. Stawia na rozwagę i rozsądek. My nie. My jesteśmy jak wulkan. Kipi w nas energia. Jednak pomimo wszystko, jak jeden mąż weszliśmy całą czwórką na teren zamczyska. Tak jak staliśmy. Daniel w krótkich spodniach, Ines w sukience plażowej, Frutek nafutrowany, a ja … Ja jestem zawsze gotowa na wszystko i zorganizowana. Perfekcyjnie przygotowana. Zawsze mam przy sobie niezbędne rzeczy, potrzebne podczas lustracji terenu. Jestem jak samotny wilk, jak super żołnierz, jak Stallone w „Rambo”…
Ten czas nie był dobry do zwiedzania
Zamek zarośnięty na maksa. Wiem teraz, że byłam jedynie w jego małym fragmencie. Żeby zobaczyć tę ruinę w całości, należałoby przyjechać tam zimą, kiedy roślinności już nie ma. Wbrew pozorom, ta sztuczna wyspa nie jest mała, a budynki które ją otaczają, nie do końca są unicestwione. Byłam tam, ale tak naprawdę nic nie widziałam. To nie był nasz cel, ale jedynie przypadek na trasie…
Gościszów jednak nie wypuścił nas tak zupełnie bez przeżyć. Zamek to dopiero początek tej leniwej i powolnej przygody.
Świątynie wiejskie, choć zawsze są najbogatsze w relikty przeszłości, najmniej interesują turystów. Kościoły po prostu wydają się nudne. Niejednokrotnie staram się na tym blogu udowodnić, że jest zupełnie inaczej, jednak prawda jest taka, że i tak każdy woli pałac, dwór, zamek czy nawet mauzoleum z resztkami trumien od kościoła, zwłaszcza takiego w użyciu. No, chyba że jest to Notre Dame w Paryżu, albo Bazylika Piotra w Rzymie. Ale to już inna liga…
Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej
To bardzo leciwy przybytek Pański. Jego fundamenty pamiętają pierwszą połowę XIII stulecia. Wynika z tego, że początki zarówno świątyni jak i warowni wypływają z jednego źródła dziejów, choć pomimo wszystko na papierze dom modlitwy wydaje się być pierwszym.
Legenda głosi, że kiedy kościół był budowany w 1241, Mongołowie najechali tę ziemię i budowniczy porzucili rusztowania w tempie ekspresowym, zostawiając sakralną budowlę nieskończoną i uciekli, gdzie pieprz rośnie.
My jedynie wstąpiliśmy na teren kościelny.
Znalazłam tam stary cmentarz i sporo po nim pozostałości. Teren jest dotknięty czasem, ale zadbany.
Tajemniczy. Świątynia bardzo fotogeniczna.
To nie do końca zawsze się zdarza, że sakralny budynek tak wdzięcznie pozwala obejmować się kadrem. Spotykałam sporo bardzo opornych, niechętnych i trudnych do fotografowania. W Gościszowie łatwo szło…
We wiosce znalazłam tablicę, na której udostępnione zostały stare fotografie z tej miejscowości. Można tam też poczytać o dziejach wsi. Bardzo ciekawy akcent, z którego mocno skorzystałam. Przecież po to jest. Dlatego też postanowiłam, że podzielę się z Wami tym, co widziały moje gały. Archiwalne fotki to rarytas dla Nieustannego Wędrowania i dla Was chyba również…
Górny Dwór
Ruiny przypominają nieco zamek książęcy w Gościszowie. Budynek stoi na konkretnym wzniesieniu. Jest mocno oddalony od wioski. Nikt nie bronił nam dostępu do obiektu, ale był on mocno strzeżony przez florę, i sądziłam, że nie da się go dokładnie obejrzeć. Ponieważ tylko ja byłam odpowiednio przystosowana do drogi, wlazłam w te chaszcze jak w dym, modląc się w duchu, żeby tylko do jakieś piwnicy, albo szamba nie wpaść.
Taranowałam ten busz własnym ciałem i przedzierałam się do dworu niczym Indiana Jones. Ines została na drodze, bo jej zwiewna i kusa kiecka nie nadawała się do bezpośredniej konfrontacji z kleszczami, pająkami, komarami i innym dolnośląskim dziadostwem, które mieszka w krzakach i go nie widać.
Kiedy znalazłam się wewnątrz, byłam w szoku. Budynek całkowicie drożny, niemal niezaśmiecony. Można było bez problemów robić fotografie. Zaczęłam wołać do Ines, że niech żałuje, bo tam jest czad nie z tej ziemi. Że jak jej pokażę fotki, to padnie…
Węże dworskie
I wtedy ona stanęła przede mną w jednym z bocznych wejść. Tak po prostu, w tej swojej plażowej sukience, z gołymi plecami, nogami na wierzchu i odkrytymi ramionami. Do tego makijaż perfekcyjny i wymalowane paznokcie. Pomyślałam wtedy – Boże! Czy na pewno to moje dziecko? Taka jest jakaś niepodobna do mnie…
Ines po prostu znalazła inne, całkiem drożne przejście bez nijakich przeszkód. Musiałam mieć okropnie głupią minę na jej widok, bo wybuchnęła śmiechem, a ja zaraz po niej. Niezła bania.
Potem rozeszłyśmy się po obiekcie. Każda w swoją stronę. Czasem się spotykałyśmy i wzajemnie uwieczniłyśmy to na fotografii.
Był taki moment, że Ines schodziła z piętra, a ja właśnie się tam wybierałam. Mijałyśmy się w wąskim przejściu, takim bez schodów, bo je zsypało. Ona mówi do mnie — Tam na górze są węże. Chyba ze trzy przesunęły mi się po butach. Ja odpowiadam — ok ok… I idę dalej jak petarda. Na najwyższym poziomie było najciekawiej. Można by tam rozbić się z namiotem. Ale gdyby padało, niżej też byłoby czadowo.
Niesamowite miejsce. Nie jest tam brudno, nie cuchnie uryną. Jest sucho. Miałam wrażenie, że obiekt ten kompletnie nie interesuje tubylców, czego nie można powiedzieć o zamku, gdzie wyraźnie widać, że toczy się tam żywe życie towarzyskie. Butelki po napojach wyskokowych zalegają wszędzie. A tutaj tego nie ma. Węże? Jakie węże…?
W Gościszowie jest dużo więcej wątków do schwytania, jednak tak jak wspomniałam wcześniej, był to jedynie incydent w drodze. Złapałam tę historię dosłownie w locie. Nie spodziewałam się, że z tego naszego delikatnego jedynie muśnięcia tematu wyjdzie mi takie opowiadanie. Ta miejscowość skrywa jeszcze wiele opowieści, ale to już następnym razem…
Czy wiesz drogi Czytelniku/Czytelniczko, że autorki bloga Nieustanne Wędrowanie są również autorkami książek? Wspomniane publikacje są dostępne w sprzedaży (patrz poniżej). Polecamy!
Artykuł zawiera autoreklamę
[…] nam, w jakim lęku żyli ludzie w tych odległych czasach. Zawsze o tym myślę, kiedy widzę podobne warownie. Takie zamknięte, odizolowane, otoczone murami, fosami, z wąskimi kładkami zwodzonymi i z […]