ZAMEK RYCERSKI. Uraz nad Odrą
Uraz to niewielka miejscowość nad Odrą. Kilka świeckich zabytkowych budowli, świątynia i zamek rycerski, a konkretnie jego ruiny. Przed II wojną światową wieś ta miała prawa miejskie. Po zawierusze wojennej została zdegradowana do rangi sioła. Wisienką na torcie tej opowieści będzie wiekowa warownia w Urazie, którą otacza legenda, związana z zakonem Templariuszy…
Historia tego miejsca ciągnie się od XIII wieku, kiedy to gród należał do książąt wrocławskich. Pod koniec trzynastego stulecia stał się on własnością Henryka Głogowskiego.
Zamek rycerski Uraz
Następni właściciele Urazu zmieniali się w zależności od okoliczności, tak więc to sokole gniazdo na Odrą, przez całe stulecia przechodziło z rąk do rąk. Książęta wrocławscy powrócili tam po wiekach i ponownie stali się panami grodu. Za drugim jednak razem wprowadzili się do zamczyska, którego nie wybudowali. Warownia powstała w tajemniczych okolicznościach podczas wieloletniej ich nieobecności. Tak mówią o tej sytuacji zapiski w starych dokumentach. I tutaj pojawia się dziura w historii, ponieważ nie podano nigdzie daty jej wybudowania. Stąd też dużo w tym temacie domniemań. Istnieją takie historyczne plotki, jakoby zamek został wzniesiony przez Templariuszy.
Koleje losu
Kolejne lata były dla tej średniowiecznej fortecy pełne zawirowań. Zmieniali się jej właściciele i zmieniała się ona sama, dzięki wielokrotnemu przebudowywaniu. Kiedy w 1428 w warowni zamieszkał rycerz von Skopp, zamek rycerski posiadał konkretne umocnienia obronne. Niedługo po Skoopie wprowadza się tam kolejny właściciel Urazu – książę oleśnicki Konrad Biały. Następnie panami na zamku byli von Joergerowie, którzy zakotwiczyli w grodzie na całe 150 lat. Wtedy to siedziba rycerska, dotąd praktyczna i surowej natury, poddana została restauracyjnemu liftingowi. Dobudowano tam co nieco i przerobiono zamek na barokowe cacuszko.
Po upływie półtora wieku rezydencję tę odkupiono. Została ona wówczas własnością kolejnych szlachciców. W późniejszych latach jeszcze wiele razy zmieniał się tam gospodarz. W początkach XIX wieku zamek rycerski wraz z Urazem trafiły w ręce pewnego barona, który z tej wspaniałej warowni uczynnił neogotycką siedzibę dla bogaczy. Przebudował on zamek nie do poznania. Zburzył mury obronne, zasypał fosę i zlikwidował zwodzony most. Najwyraźniej poczuł się całkowicie bezpiecznym na tej ziemi…
Zamek rycerski po ’45. Fakty i mity
W 1945 zamek spłonął. Podobno został podpalony przez żołnierzy armii czerwonej. Tego dowiedzieliśmy się poszukując w historii winnych zrujnowania warowni. Jedna z naszych czytelniczek prostuje jednak tę informację i opowiada, że żadnego pożaru tu nie było. I nawet II wojna światowa nie naruszyła zamku. Według jej relacji, jedynymi winnymi, którzy doprowadzili warownię do takiego stanu byli ludzie, którzy dosłownie rozebrali zamek. Są podobno jeszcze świadkowie, którzy pamiętają jak zamczysko wyglądało przed zniszczeniem. Pomieszczenia pełne były dworskiego wyposażenia. Meble, porcelanowe zastawy w kuchennych kredensach…
Od tamtej pory z każdym rokiem stawało się go coraz mniej. Został rozszabrowany i ostatecznie zawalił się po roku 1950. To co tam zastaliśmy, to jedynie malownicze ruiny murów zewnętrznych oraz wieża. Doszły nas słuchy, że piwnice zamku są w niezłym stanie.
Wiemy o tym, ponieważ na miejscu zasięgnęłyśmy informacji. Kiedy przybyłyśmy do Urazu i stanęłyśmy przed zamkiem, okazało się że niestety nie ma najmniejszych szans na wejście na teren grodziska. Jest bowiem szczelnie ogrodzony, strzeże go głęboka fosa wypełniona wodą.
Nie miałyśmy szczęścia poznać właściciela dawnej warowni. A szkoda, bo dotarło do nas sporo informacji na jego temat. Podobno w pojedynkę stara się zachować resztki zamku i nie pozwala zawalić się ruinom. Spędził wiele czasu na uprzątnięciu gruzu i śmieci. Karczował wyspę i wyczyścił fosę.
Ta ruina stojąca do dziś na terenie średniowiecznego grodziska, to prawdziwy pomnik historii tej ziemi. Sokole dolnośląskie gniazdo sprzed wieków pełne dziejów o baśniowej treści. Zamek w chwili obecnej jest tak samo niedostępny jak przed wiekami. Ongiś on chronił ludzi w nim mieszkających, teraz oni chronią jego…
Bardzo wygodnie zwalać wszystko na Armię Czerwoną.. Czasami jak się sprawdzi dokładniej to okazuje się, że podobne obiekty płonęły kilka lat po wojnie.
No tak Sławku, jak można tak oczerniać niewinną armię czerwoną :)
Nie niewinną, nie niewinną! :) Mówię o wygodnym przerzucaniu winy – sprawstwa bezpośredniego a najbardziej przez tych co w ich domach stoją np mebelki „rodzinne” z pałacu lub tatko co poniektórego jako nastolatek dla zgrywy sam podpalił pałac. Teraz Armii Czerwonej nie ma a opuszczone pałace na Dolnym też płoną dziwnie często..np Jastrzębce
Informacje o właścicielu są prawdziwe. Mieszka w tych ruinach i próbuje coś robić, niestety nie ma ani możliwości ani środków. Zabijają siē wzajemnie od wielu lat: właściciel zamek i zamek właściciela.
Toksyczny związek…
fajnie byloby czytac artykuly rzeczowe, bazujace na faktach, ten do ktorego podajecie link w GW jest takim wlasnie, mam znajomych ktorzy w swym dziecinstwie pamietaja wszystkie pomieszczenia zamku, umeblowane, zadnego pozaru ktory doprowadzilby do jego dzisiejszego wygladu nie bylo, jedyna bomba ktora wpadla na dziedziniec w czasie WW II nie wybuchla, w pokojach zamkowych po wojnie bylo nadal pelne wyposazenie, od zastaw porcelanowych w kredensach po kilimy na scianach, meble rowniez, sciany tez staly „Dach był, okna, biurka całe. Pierwszy raz w życiu ja tapetę widział, białą w kwiatki. W piwnicy była kuchnia, cała w kafelki i z windą do podawania posiłków na komnaty. My tą windą jeździliśmy. A potem starsze ludzie rozbierali zamek na opał.”
Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35769,2764309.html#ixzz4BAxsnDTt
Dlatego też zaznaczyłam w tekście, że PODOBNO został podpalony. Podałam ten wątek ponieważ zamek wygląda jakby go trawił ogień. A takie właśnie informacje również znalazłam o zabytku. Ciężko dziś dojść prawdy wśród tylu informacji. Natomiast ogromnie się cieszę, że napisałaś do nas w tym komentarzu i podzieliłaś się z nami swoimi wiadomościami. To wnosi bardzo wiele do tego wpisu. Dziękuję :)
Nic podobnego! Pan Andrzej mieszka w domku obok, który wybudował. Jest przesympatycznym pasjonatem i naprawdę żałujcie, że go nie zastaliście. Ten człowiek to chodząca encyklopedia opowiadający o tym z taką pasją, że upływ czasu jest całkowicie niezauważalny i każda luźna pogawędka kończy się co najmniej półgodzinną rozmową.
Bardzo żałujemy, ze nie mieliśmy okazji go spotkać :) To byłaby rozmowa z bardzo ciekawym człowiekiem :)
Zamek interesował mnie od dziecka, bo mijałem go zawse jadąc do dziadków.
W tekście brak ważnej informacji – jest to jeden z zaledwie kilku (jeśli nie jedyny, nie pamiętam już) zamek na planie trójkąta.
A wyposażenie – żyrandole z zamku do dzisiaj świecą w okolicznych domach
Wiemy o tym, ze to zamek na planie trójkąta, ale czekaliśmy aż w końcu ktoś z naszych czytelników podeśle tu tę informację w komentarzu :) Dziękuje :)
Odnośnie stanu dzisiejszego polecam to: http://www.youtube.com/watch?v=P1YStdNtzjY
Byliśmy tam kilka lat temu i potwierdzam, że właściciel rzeczywiście mieszka w podziemiach zamku.Oprowadził nas po nim, opowiadał różne historie głównie o trudnościach, jakie musi znosić, chcąc ratować zamek. Trochę szalony facet, ale zrobił sympatyczne wrażenie. Koło zamku za ogrodzeniem stała wtedy drewniana chatynka, w której podobno mieszkała jego matka.