ZBIOROWA MOGIŁA. Pobite Francuzy w lesie
Ta zbiorowa mogiła to taka historia, która od jakiegoś czasu dość mocno mnie prześladowała. Informacje o niej przychodziły z różnych źródeł. Gdzieś tam, w lesie malczyckim leżą pochowani Francuzi…
Jednak nie układało się jakoś, żeby wyruszyć na poszukiwania. W sieci niczego nie mogłam odnaleźć na temat tego miejsca, odkładałam więc to na potem wiele razy, aż któregoś dnia natknęłam się na informację w necie, dotyczącą owego leśnego cmentarza. Ktoś wrzucił fotografie i namiary dopiero w zeszłym roku. Cmentarz znajduje się między Chomiążą a Rzeczycą, w powiecie średzkim.
Francuski cmentarz
Wcześniej słyszałam o grobach i tablicach z wyrytymi francuskimi nazwiskami. Zawsze, kiedy ktoś opowiadał o tym cmentarzu, nazywał go francuskim. Spodziewałam się więc, że na miejscu znajdę potwierdzenie, że w ziemi tej spoczywają Francuzi. Wszystko wskazywało na to, że skoro ludzie tak opowiadają, to skądś muszą czerpać takie inspiracje. I w ten właśnie sposób zwabiła nas do siebie ta leśna, zbiorowa mogiła. Poszliśmy tam za głosem tej dolnośląskiej historii, pełnej niejasności, a na miejscu okazało się, że znowu mam tytaniczną robotę do wykonania. Tym razem moim zadaniem będzie ustalenie, z jakiego tytułu cmentarz ten nazywają francuskim? Dlaczego? Ponieważ na miejscu nie zastałam ani jednej pisanej informacji na ten temat…
Leśna zbiorowa mogiła
Wybraliśmy się tam w pełnym składzie NW na samym początku tego roku. Droga do nekropoli nie była zbyt skomplikowana, jednak nie skorzystaliśmy z niej. Weszliśmy do malczyckiego lasu dużo wcześniej. Błądziliśmy wśród kniei, idąc gruntową, ale bardzo dobrze zachowaną ścieżką. Teraz wiem, że gdybyśmy zatrzymali się nieco bliżej Chomiąży, przy wale, mielibyśmy dużo mniej maszerowania. Tak więc nie od razu trafiliśmy na miejsce. Musieliśmy się nieco potrudzić, a jednak i tak uznaję tę wyprawę za jedną z lżejszych i bardziej udanych.
Dlaczego cmentarz francuski?
Na miejscu okazało się, że obiecywanych płyt grobowych z francuskimi nazwiskami nie ma. Pomnik został ogołocony z informacji nie wiadomo kiedy. Dawniej można było coś z niego doczytać, ale teraz to już musztarda po obiedzie. I Ines co chwilę pytała, skąd wiadomo, że to francuski cmentarz? Potem inni mówili – a skąd tu Francuzi? Niemcy, Ruscy to tak, ale Francuzi? A ja co? Baza danych? Wujek Google? Nie wiem! No nie wiem. Jeszcze…. nie wiem.
Na cmentarzu stoi więc pomnik nie opatrzony już inskrypcją i wypalone znicze. Przed nim betonowe słupki, jeden koło drugiego w odległościach takich jak grobowe. Na środku kawałek kamiennej płyty i lekki dół porośnięty trawą. Z boku jeszcze jeden mały granitowy fragment płyty. W chaszczach obok kolejne słupki. Mogiła liczy kilkadziesiąt osób i jest naprawdę sporych rozmiarów.
Zbiorowa mogiła. Rekonstrukcja wydarzeń
Co się tam wydarzyło? Jak wyglądała ta sytuacja?
Stałam tam i patrzyłam na to miejsce, a w mojej głowie zaczęła się projekcja. Przyprowadzono tu tych ludzi. W rękach nieśli szpadle. Nie wszyscy, ale wielu. Prowadziło ich kilku żołnierzy z karabinami. Oprawcy kazali im kopać. Każdy kopał swój grób. Było bardzo cicho i bardzo zimno. Słychać było odgłosy przecinania metalem zmarzniętej ziemi i nerwowe oddechy. Po niedługim czasie kazano im przestać. Pierwsi z brzegu ustawili się w jednym rzędzie i każdy z nich dostał kulę. Popadali na ziemię. Żołnierze niemieccy natychmiast kazali wrzucić ich do dołów, nie sprawdzając czy na pewno umarli. Ci z jeńców, którzy jeszcze żyli, musieli ich przykrywać ziemią. Potem zginęli kolejni i kolejnych zakopano. A ci co zostali kopali dalej. Tym razem groby już tylko dla siebie. Naziści pochowali tylko jednego czy dwóch, tych ostatnich, którzy zostali do samego końca…
Myślę, że gdyby wrzucono ich do jednego głębokiego dołu, nie naznaczono by betonowymi słupkami tak skrupulatnie miejsc pochówku. Oczywiście nie zrobili tego kaci. Zapewne to dzieło rodzin poległych, którzy tak upamiętnili swoich bliskich po wojnie. Poza tym w ten sposób, strażnicy z nazistowskiego obozu oszczędzili sobie pracy, która by ich nie ominęła, gdyby od razu zabili wszystkich. Tak to sobie wyobrażam.
No to była ekshumacja czy nie?
Słyszałam, że zwłoki zostały stąd wykopane i przeniesione. Jednak zbiorowa mogiła wygląda tak, jakby nie do końca została odkryta. Miejsca ze słupami są jakby nie naruszone, a ziemia raczej równa. Na moje oko jeżeli kopano, to nie dokładnie, wiele pozostawiając na swoim miejscu. Nie wydaje mi się też, aby po ekshumacji rekonstruowano mogiłę, bo i po co? No to była ekshumacja czy nie? Moim zdaniem nie.
Z palca wyssane?
Obejrzałyśmy sobie ten teren bardzo dokładnie, z uporem maniaka zaglądając pod każde drzewo i krzaczek w promieniu kilkudziesięciu metrów, ponieważ Ines jednak bardzo chciała znaleźć tam jakieś mogiły opatrzone owymi legendarnymi, francuskimi napisami. Niestety od tej lustracji wiedzy nam nie przybyło. Buty tylko bardziej ubrudziłyśmy i na kurtkach nałapałyśmy igieł od cierni. A Frutek stał na wale i z góry obserwował, jak przedzierałyśmy się przez ten busz dolnośląski.
Ustaliłyśmy ostatecznie na miejscu, że dowodów na to, że spoczywali bądź nadal spoczywają tu Francuzi – nie ma! Jednak bardzo nurtowało nas to, skąd wzięła się ta „legenda”? Przecież nie można było tak sobie tego wymyślić. Zbiorowa mogiła w tym miejscu dla Niemców, których na przykład rozstrzelano na końcu wojny, albo dla Rosjan, których tu Niemcy zaciupali, kiedy przybyli na te tereny, albo chociaż dla Żydów… To wszystko wydawałoby się bardzo prawdopodobne. Jednak, że spoczywają tu właśnie Francuzi, to już ciężko sobie z palca wyssać…
Co ustaliłam ?
Po całej akcji emocje nie opadły i ponownie zaczęłam szperać w sieci, tropiąc info na temat zbiorowej mogiły. Ustaliłam, że prawdopodobnie na tym leśnym cmentarzu spoczywają/spoczywali rozstrzelani jeńcy z nazistowskiego obozu pracy. To całkiem sporo jak na początek śledztwa. Jednak nikt nie określił, jaki to był obóz? Sama więc musiałam to zrobić…
Najbliższy znajdował się w pobliskich Malczycach, do których z cmentarza w lesie jest przysłowiowy rzut beretem. Tam to, przy dzisiejszej ulicy Dworcowej, niedaleko torów kolejowych znajdował się nazistowski obóz pracy. W tych okolicznościach nie widzę powodu szukać innego miejsca, które by pasowało do tej historii.
Fabrik
Na przedwojennych mapach tego terenu, w miejscu obozu zaznaczono tajemniczo fabrykę. Nie fabrykę cukru, jak w przypadku malczyckiej cukrowni, czy fabrykę papieru jak w przypadku malczyckiej papierni, albo fabryki czekolady, jak w przypadku malczyckiej fabryki czekolady – tylko po prostu – Fabrik. Bez konkretów. Do dziś nikt nie wie, co się tam wytwarzało i jaką pracę wykonywali jeńcy wojenni, których zatrudniano do pracy przymusowej. Dodam jeszcze, że na końcu wojny wszystkie malczyckie fabryki zostały opuszczone przez uciekających Niemców, a tylko tę jedną niemal całkowicie zrównano z ziemią. Resztę pozostawiono bez szwanku.
Tajemnica i legenda
Wokół owej fabryki do dziś krążą legendy. Nie ma się co dziwić, skoro nikt nic nie wie i już zapewne nigdy się nie dowie na temat tego, czym się tam zajmowano. Jednak wszystko to działa na wyobraźnię. Cóż to takiego było, skoro nie mogło zostać ujawnione? Nie zachowało się prawie nic. Żadne dokumenty, żadne maszyny, narzędzia czy budynki. Jedyne co ocalało to ten kawałek hali produkcyjnej…
I dawny barak, w którym mieszkali pracownicy fabryki. Jeńcy wojenni.
Być może ci, którzy leżą w lesie.
Oraz żuraw fabryczny.
Słyszałam też takie plotki, jakoby ktoś kiedyś przez przypadek znalazł na terenie fabryki jakieś narzędzia, które nie wiadomo do czego służyły. No i to by było na tyle…
Zbiorowa mogiła – finał bez happy endu
Teraz, skoro zebrałam już swój bukiet informacji, należało by ułożyć go ładnie w wazonie. Zacznę od tego, że to tylko moja wersja wydarzeń. Nie mam dowodów na to, co zaraz tu napiszę. Jednak myśl ta powstała na skutek rozważań i kojarzeń faktów, a skoro nie ma nic lepszego, to może i Wy to zaakceptujecie…
Skąd wzięli się tu Francuzi? A skąd brali się w obozach koncentracyjnych na terenie dzisiejszej Polski? Przybywali transportami z Europy, przydzielani do poszczególnych jednostek. To, że francuscy jeńcy zjawili się w malczyckim obozie pracy, może być zwyczajnym przypadkiem. Transport był prosty. Tory znajdowały się przy fabryce. Myślę, że to bardzo logiczne i żywe dowody nie będą potrzebne.
Być może Francuzi zginęli w tym momencie wojny, kiedy naziści nabrali pewności, że nie wygrają. Fabryka została wysadzona, żeby nie pozostawić śladów po tym, co tam produkowano, ale pozostali jeszcze ludzie, których zatrudniano przy produkcji. Oni też musieli zginąć, żeby tajemnica zastała zachowana. Padło na francuskich jeńców, bo akurat oni zostali tam przydzieleni i przyjechali jednym z transportów.
Czasami wydaje nam się, że upatrzona historia musi mieć nie wiadomo jak niezwykłe korzenie. Tajemnica rozpala wyobraźnię, budzi ją albo wszystko wypiera, kiedy myślimy, że poszczególne części układanki do siebie nie pasują. Najczęściej jednak jest tak, że taką opowieść budują przypadki. Dlaczego francuski cmentarz? Skąd u nas Francuzi? Przecież to wszystko tak właśnie mogło wyglądać…
Więcej podobnych historii znajdziesz w naszej książce (zdjęcie poniżej). Opowiadania te nigdy nie były publikowane na blogu, a więc dostępne są tylko dla zaawansowanych Czytelników Nieustannego Wędrowania. Polecamy!
Artykuł zawiera autoreklamę
Podziwiam Pań energię, skrupulatność i rzetelność. Ukłony.