Sponsorowane

Robimy setki zdjęć z podróży. A gdyby je tak… wywołać?

Piękny, acz chylący się ku ruinie pałac — cyk, fotka. Przedzieramy się przez krzaki z Panem Frutkowskim na ramionach — oczywiście cyk i fotka! Docieramy do dawno zapomnianego cmentarza, a na miejscu… tak, zgadliście, robimy dziesiątki zdjęć, aby później móc odpowiednio udokumentować teksty na naszym blogu. Jednak do niedawna nie zastanawialiśmy się szerzej nad naszym fotograficznym archiwum…

Aż pewnego razu padł nam dysk twardy

Któż nie robi kopii zapasowych? Ano ten, komu jeszcze nic, co mieści cyfrowe dane, nie zdążyło się zepsuć. Parę miesięcy temu spora część naszego archiwum cyfrowego, zawierającego z pewnego punktu widzenia niemal bezcenne dane, przepadła wraz z miarowym „tykaniem” głowicy w przenośnym dysku twardym. Do tego zbioru plików sięgaliśmy, gdy chcieliśmy opisać coś dawnego, wrzucić jakąś ciekawostkę na fanpage, a nawet rozwiązać nasz kolejny, wewnętrzny spór historyczny. Aż tu nagle brak dostępu, dysk padł, zawartość przepadła.

Mimo wszystko nie martwcie się, po wielu godzinach walki Danielowi udało się te dane odzyskać, a potem zrobić kopię i kopię kopii. Jednak pewien zgrzyt pozostał, a cała sytuacja dała nam sporo do myślenia. Jeszcze szukamy idealnego rozwiązania archiwizacyjnego po stronie cyfrowej, tymczasem życie podsunęło nam kolejny scenariusz. Jakże oczywisty!

Bo dawniej, ach dawniej to były czasy!

To rozwiązanie tkwiło gdzieś w chwalimierskiej szafie, będącej źródłem wspomnień dla każdej z autorek bloga. Tata Ines zachował mnóstwo albumów ze zdjęciami z czasów, gdy termin „megapiksele” nie był jeszcze w szerokim użyciu. Dziś te fotki, nierzadko w klasycznym formacie 9 × 13 cm, przywołują w nas mnóstwo emocji. Również tych historycznych, gdy niedawno dzięki nim pokazaliśmy bryłę pałacu w Kwietnie, uwiecznioną 25 lat temu.

Fotografowanie ruiny

Kolorowe fotografie przetrwały od tamtego czasu, aż do dziś — mają się świetnie. Co ciekawe, po zeskanowaniu pewnie jeszcze parę razy sięgniemy do nich, chcąc Wam przedstawić jakąś historię na blogu. Materiału w szafie jest sporo, a nie zdążyliśmy przejrzeć choćby połowy. I tutaj nadeszła wspomniana refleksja…

Klęska urodzaju i cyfrowe zapomnienie

Ines przypomniała sobie, jak dawno temu szykowała się na wakacyjny wyjazd. Rodzice pakowali walizki, a ona dopadła ich najnowszy nabytek: aparat-jednorazówkę, które to wtedy dopiero co weszły na rynek. Tak, były do tego jeszcze koszmarnie drogie! I nie, nie było czegoś takiego jak „selfie”, jednak to nie przeszkodziło Ines w zrobieniu sobie ich kilku w domowej łazience. No, może kilkunastu. Dobrze, powiedzmy to szczerze: wypstrykała cały film.

Ines z aparatem

Rodzice byli źli, ale jakoś im przeszło. Kupili nowy film do klasycznego aparatu, a zdjęcia ze wspomnianych wakacji z pewnością znajdą się gdzieś we wspomnianej wcześniej, przepastnej szafie. Całe szczęście.

Tymczasem ten jednorazowy aparat to taka metafora dzisiejszej, masowej fotografii. Autofokus, duża matryca, rozsądny obiektyw (nawet w sprzęcie mobilnym), a do tego bardzo, bardzo dużo pamięci. Dziś już nikt nie zastanawia się, czy dobrze wykorzysta jedną klatkę filmu, tylko klika trzy razy to samo — bo któreś ujęcie przecież dobrze wyjdzie. Potem zdjęcia te lądują gdzieś w zapomnianym folderze i od lat czekają na segregację lub retusz, albo zapychają wirtualną chmurę. Sytuacja powtarza się co jakiś czas.

Odszukać dawne, wydobyć najlepsze z dzisiejszego

Czy ktoś wyobraża sobie, jak przepastna musiałaby to być szafa, gdyby wszystkie nasze zdjęcia były — jak dawniej — drukowane na papierze fotograficznym? Wolimy nie myśleć. Wiemy, że większość naszego archiwum cyfrowego to bardzo potrzebna rzecz, przynajmniej z punktu widzenia dokumentowania historii dolnośląskiego regionu.

Fotka nad stawem

Jednak trzeba przyznać szczerze, że i u nas zdarzają się fotki kiepskie — te od razu lądują w zerojedynkowym koszu. Są też i poprawne, odkładane do folderu z myślą „mogą się przydać!”. Te najlepsze trafiają na bloga i fanpage. Z kolei wybitne spośród nich… Cóż zrobić z nimi?

Pomysł: Wywołać je!

Jak wyglądałby album Nieustannego Wędrowania 2020? A jak ten 2019? 2014? Takie pytania zaczęły kołatać się w naszych głowach. Przeglądamy foldery, jeden po drugim. Bardo, Pstrąże, Pustynka, Malczyce, Komorniki, Wołów… Niekiedy zimą, częściej latem. Na rowerach, z Panem Frutkowskim w koszyku — zwiedzamy dolnośląską ziemię.

Fotografia w polu

Były też momenty, gdy Nieustanne podróżowało daleko, daleko od powiatu średzkiego. Kto pamięta Meksyk? Kubę? Maroko? Och, tam też zdjęcia sypały się dziesiątkami, zapełniając kolejne karty pamięci wspomnieniami.

Pomysł stworzenia własnego i namacalnego albumu (na każdy rok), takiego jak dawniej, nie jest wcale oczywisty. My tworzymy przecież jeden z najbardziej poczytnych, tekstowo-zdjęciowych albumów w sieci — najlepszy blog o Dolnym Śląsku. Z tym, że myśli te, którymi dzielimy się z tysiącami fanów są też owocem prywatnej pasji, wspomnień i przeżyć.

W pewnym sensie nawet całkiem zdrowo byłoby mieć niektóre z nich na półce, dla siebie. I zaglądać czasem na karty takiego albumu, pokazywać najbliższym, zostawić przyszłemu pokoleniu. Bo kto wie, ile dysków zdąży się zepsuć przez ten czas, gdy wywołane zdjęcia będą zawsze na swoim miejscu?

Cyfrowe wsparcie w analogowej sprawie

Szybko okazało się, że realizacja takiego przedsięwzięcia nie wiąże się z wydatkami mogącymi „puścić człowieka z torbami”. Co istotne, ceny maleją wraz z liczbą zdjęć przesłanych do druku, a my mamy dość spore zaległości…

Dawniej szło się do fotografa, a dziś wystarczy kliknąć. Działająca od ponad dwudziestu lat firma FotoPrint wraz ze stroną fotoprint.pl, jest dostępna w pełni online. Oznacza to, że aby uzyskać odbitki wprost do swojej skrzynki pocztowej (lub paczkomatu, których jest już ponad 10 000), nie trzeba nawet wychodzić z domu. Nie ma konieczności obsługi żadnych maszyn, poza własnym komputerem. Wystarczy zebrać zdjęcia — jak kto chce, dokonać też ich retuszu — a następnie założyć konto na ww. stronie i wygodnie przesłać je na serwer. Po wybraniu parametrów druku i opłaceniu zlecenia, drukarnia przystępuje do realizacji. Tyle i tylko tyle!

Na papierze Kodak, a nawet na płótnie

Wcześniej wspomniany format 9 × 13 cm może być nieco za mały, dlatego warto zastąpić go nieco innym, równie popularnym: 10 × 15 cm. Dalej możliwości też jest sporo, bo maksymalny wymiar błyszczącego papieru Kodak to aż 30 × 45 cm, ale to już znacząco przewyższałoby pojemność naszego albumu i półki.

Za to zaszaleć można z kolejnym formatem, czyli wybierając zdjęcia nie w postaci odbitek online, ale całych fotoobrazów. Nam trudno byłoby wybrać jedną scenę, ale z pewnością większość naszych fanów podpowiedziałoby — to powinien być koniecznie Pan Frutkowski! Myślimy, że format 100 × 150 cm zawieszony tuż nad jego fotelem spowodowałby, że „rozmowy Frutkowskiego” na Facebooku byłyby jeszcze bardziej… Pełne dumy.

Obrazy fotoprint

FotoPrint ma też w swojej ofercie kubki, koszulki, puzzle, maskotki, poduszki i wiele innych gadżetów, które można ozdobić własnym zdjęciem. Od tego roku Nieustanne ma nowe (docelowe!) logo, więc kto wie, czy i naszych domowych kubeczków nie postanowimy przy okazji odświeżyć.

Takie postanowienie na każdy kolejny Nowy Rok

Robienie corocznych podsumowań to dość ciekawe zajęcie. W trybie codziennym dni nam po prostu płyną, ale patrząc na nie z perspektywy dwunastu miesięcy, można złapać nieco szerszy kąt widzenia. I zawsze znajdzie się kilka spraw godnych pochwały i wyróżnienia. No i parę spraw wymagających poprawy lub dopracowania.

Kolorystyka fotoprint

Zdjęcia, które tworzy każdy z nas w postaci zapisów cyfrowych, mogą być doskonałym przewodnikiem w „odświeżaniu pamięci”. My często do nich wracamy, tak, jak i wielokrotnie pojawiamy się w tych samych miejscach na terenie Dolnego Śląska. Podczas eksploracji niemal zawsze uda nam się zaobserwować coś nowego — może nie przełomowego, ale wzbogacającego nasze historie. Kto wie, jeśli z robienia albumów zdjęciowych stworzymy tradycję, to może i ich przeglądanie da nam podobny pakiet coraz to nowszych emocji?

Ten materiał powstał we współpracy z marką FotoPrint — firmą o zasięgu ogólnopolskim, zajmującą się m.in. wywoływaniem zdjęć cyfrowych. Cieszymy się, że obecność tej marki na naszych łamach zainspirowała nas do podzielenia się z Wami, Drodzy Czytelnicy, kolejną historią Nieustannego Wędrowania.

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
2
OK
9
Kocham to!
0
Nie mam pewności
1
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Sponsorowane

0 %