Zaginione szyszki von Kramsta. Matka! Ja coś widzę!
To był chłodny, acz pogodny październikowy wieczór. Byliśmy całą ekipą Nieustannego Wędrowania w terenie i robiliśmy fotografie do naszej pierwszej książki. Ostatnim punktem w tej trasie był kościół w Ciechowie. Mieliśmy taki plan, aby ogarnąć go z drona i po zachodzie słońca. Podjechaliśmy autem do świątynnej bramy i Daniel zaczął parkować. Wtedy Ines spojrzała w kierunku tego przybytku, wybałuszyła gały i szczęka jej opadła, a potem mówi do mnie z przejęciem, jakby Złoty Pociąg odkryła – „Matka, ja coś widzę…”.
Owszem, udało jej się skupić moją uwagę, chociaż ciężko było mi pojąć, cóż ona takiego zobaczyła w miejscu, które lustrowałyśmy już pierdyliard razy. Musiałam jednak zaczekać na wyjaśnienie do czasu, aż wszyscy wysiedliśmy z auta. Wtedy Ines stanęła przy słupach bramy kościelnej, wskazała na ich zwieńczenia i zapytała — Czy to nie są szyszki z bramy wjazdowej do pałacu Kramsta w Chwalimierzu?
Zawiesiłam się na moment, a mój mózg analizował, co widziały oczy. Słupy bramne rzeczywiście kompletnie nie pasowały do tych dość wyszukanych ozdób. Podeszłam bliżej i wycelowałam w szyszki z latarki. Były idealne i w moim pojęciu z całą pewnością nie pochodziły z tego terenu kościelnego…
Ale o co caman z tymi szyszkami?
Kiedyś, dawno, dawno temu, w czasach, których nie pamiętają najstarsi górale, za dwoma wzgórzami i jedną rzeką, zwaną Średzką Wodą mieszkał pewien młody chłopak, za którego wyszłam za mąż i po ślubie przeprowadziłam się do jego domu rodzinnego w Chwalimierzu. Te kilkanaście lat mieszkania w tej miejscowości aż do rozwodu to czas, w którym bardzo gruntownie poznałam tę wioskę. Ruiny tamtejszego pałacu Kramsta nie mają więc dla mnie tajemnic, jak również las chwalimierski i wszystko inne co znajduje się w ramach tego sioła. A więc bardzo dobrze pamiętam tak wyglądającą tamtejszą bramę wjazdową, która usytuowana jest tuż przy dzisiejszym kościele.
Głównie chodzi w tym o to, że już wtedy brakowało tam szyszek, które dawniej znajdowały się po obu stronach kartusza herbowego i zwieńczały latarnie.
Jednak nikt wówczas się nad tym nie zastanawiał. Ogólnie cały kompleks pałacowo parkowy został po wojnie rozniesiony w perzynę, a więc dwie szyszki w tę czy w tamtą, nie robiło nikomu wtedy szczególnej różnicy. Sprawą nikt się nie zajmował do roku 2016, kiedy to powstał projekt budowlany obejmujący remont tej zabytkowej bramy wjazdowej. I wtedy się zaczęło! Brak szyszek na latarniach okazał się sporym problemem. Pamiętam, że kiedyś przechodziłam obok tego obiektu i zauważyłam w krzakach przy mostku w jego pobliżu mnóstwo ozdobnego gruzu. Okazało się, że przeszukiwano wówczas teren dawnego majątku, ponieważ próbowano znaleźć te brakujące elementy. Leżały tam wtedy tralki, kawałki barierek i inne różności. Szyszek jednak nie odnaleziono, więc postanowiono poradzić sobie inaczej.
Brama wjazdowa w Chwalimierzu
Całe tamto lato widywałam ludzi, którzy do zachodu słońca, a często już nawet w ciemności wisieli na tych murach i pracowali przy renowacji bramy. Zmieniali ją w prawdziwe cudo. Niejednokrotnie przystawałam przy nich, aby porozmawiać i wyrazić swój podziw dla nich. Piniowe szyszki zostały wówczas zrekonstruowane na podstawie zachowanej dokumentacji archiwalnej i ponownie osadzone na latarniach. To była naprawdę dobra robota!
Na obu zdjęciach z lat osiemdziesiątych XX wieku widać wyraźnie, że szyszki Kramsta jeszcze tam są. Wiele już napisano o Chwalimierzu, ja sama pełniłam nie jeden artykuł na jego temat, ale w którym roku zniknęły te ozdoby, nikt nigdzie nie zanotował!
Po remoncie
Kiedy zakończyły się prace restauracyjne, na odnowioną bramę wylała się w internecie fala hejtów. Że robota byle jaka, że kolory do bani, że zaczęli i nie skończyli…
Obiekt jednak w kilka lat po remoncie nadal wygląda dobrze. Farba nie odpada, wszystko trzyma się kupy, jak należy. Serce się raduje na taki widok, choć rzeczywiście zostało tam jeszcze trochę do zrobienia. Tylko te szyszki, ponieważ nie zabytkowe, trochę rozkojarzają. Jednak cóż zrobić, skoro zaginęły? Dobrze, że choć jakieś fotografie ocalały i była podstawa do rekonstrukcji.
W programie postępowania konserwatorskiego, w punkcie 21 napisano: Rekonstrukcja brakujących elementów wieńczących latarnie w formie pyru (szyszki pinii wraz z podstawą) według projektu i zachowanej dokumentacji archiwalnej.
Po co komu takie szyszki?
Pałac von Kramstów w Chwalimierzu był ogromny i potem gdy rozniesiony został w perzynę, jego co ciekawsze elementy ozdobiły skalniaki w niejednym ogrodzie w powiecie średzkim, a może i dalej. Ślimaki z tej budowli, tralki, figury ogrodowe i choćby takie szyszki zawsze komuś mogłyby się do czegoś przydać. Nie mogło być inaczej, skoro zniknęły w bliżej nieokreślonych okolicznościach.
Zabytkowa brama wjazdowa
Ponieważ całe założenie pałacowo-parkowe w Chwalimierzu zostało sponiewierane przez czas, teraz cenne jest wszystko, co z niego ocalało. Dawna rezydencja Kramstów chyba nie ma już szans, jednak brama wjazdowa doczekała się zaopiekowania. Zadbano o nią, ratując, co się da i rekonstruując szyszki na podstawie solidnych źródeł, ponieważ nikt nie wiedział, gdzie one się podziały. Szukano ich z wielką cierpliwością i uporem po całym parku. I wtedy nastał ten pogodny, październikowy wieczór. Pierwszy dzień, kiedy Ines założyła soczewki po wizycie u okulisty i nagle wszystko stało się dla niej wyraźne i dostrzegalne, nawet po zachodzie słońca! Odwiedziliśmy ten przybytek z zupełnie innego powodu, a jednak na miejscu odkryliśmy szyszki z piaskowca zdobiące bramę świątynną. Akurat dwie i tylko dwie! One zupełnie nie pasują do tego ogrodzenia. Są z innej bajki, co widać gołym okiem. Nie pasują również do pałacu w Ciechowie, ponieważ to zupełnie inny kaliber.
Czy mogę udowodnić, że znaleźliśmy szyszki z bramy wjazdowej w Chwalimierzu? Niestety nie. Nie mam takiej mocy. Tutaj potrzebny jest uczony fachowiec. Mogę się też mylić, choć osobiście uznaję to za mało prawdopodobne. Przecież każdy, kto ma oczy i choć odrobinę pojęcia o historii tej ziemi musi zobaczyć to samo co my!
Jeżeli to są szyszki z bramy wjazdowej do dawnego majątku Kramsów w Chwalimierzu, to powinny tam wrócić. Teraz są tym bardziej cenne, bo zaginione. Przyznam, że bardzo chciałabym, aby nasze okrycie okazało się prawdą, ponieważ w tej wsi dolnośląskiej jest tak wiele tajemnic, że chwilami ręce nam już opadają. Dobrze byłoby, aby poszczególne fragmenty tej historycznej łamigłówki zaczęły w końcu układać się w całość, ale o tym będziecie mogli przeczytać więcej w naszej książce. Jest już dostępna :) Patrz poniżej.
Tekst zawiera autoreklamę.
Styl grafomański i pełen niepotrzebnych wtrętów – bardzo ciężko się to czyta. Jak większość waszych postów. Nawet najciekawszą historię można zepsuć złym stylem.
Polecamy Ci również do zrecenzowania nasze książki -https://nieustanne-wedrowanie.pl/sklep/. :)
Te elementy ozdobne to nie „szyszki” a „karczochy”. Pozdrawiam.