JEZIORO KUNICKIE. Największe na Pojezierzu Legnickim
Jezioro Kunickie jest największym na Pojezierzu Legnickim. To doskonałe miejsce na weekendowy, letni wypoczynek. Ten urokliwy akwen daleki jest od miejskiego zgiełku, przez co stanowi ogromną atrakcję dla spragnionych ciszy urlopowiczów. To 94 ha powierzchni tafli wody. Jego najgłębsze miejsce przekracza 7 metrów. Przez wzgląd na liczne gatunki ryb żyjących w jego wodach, stanowi ono wymarzoną bazę dla wędkarzy. Miejsce to więc ściąga na siebie uwagę wszystkich z okolicy, którzy pragną odpocząć na łonie natury.
Jezioro Kunickie
Tego dnia było bardzo pięknie na świecie. Niebieskie niebo, a na nim mnóstwo puchowych obłoków. Od jeziora wiał delikatny, przyjemnie chłodzący wietrzyk. I było cicho, pomimo, że tuż obok bawiły się dzieci. Zaczęłyśmy z Ines szaleć z aparatem. Od dawna się nie widziałyśmy, więc postanowiłyśmy zrobić sobie nowe zdjęcia ku pamięci. Rodzinka obok nas widząc nasze zabawy z fotografią najwyraźniej zaraziła się od nas chęcią ocalenia tamtego dnia od zapomnienia i również urządziła sobie sesję zdjęciową. W pewnym momencie nasi sąsiedzi zaczęli nawoływać mnie do siebie gestami rąk. Stali przy brzegu i prosili abym podeszła. Wstałam więc i ruszyłam w ich stronę…
Miłość nad Jeziorem Kunickim
Tuż przy brzegu, między wysokimi szuwarami unosiły się na wodzie dwa łabędzie. Dwa ptaki o legendarnej urodzie i legendarnych zdolnościach do kochania. To dlatego mnie tutaj zaproszono, abym mogła je sfotografować. Długie, zgrabne szyje ptaków co chwilę pochylały się i głowy ich znikały w wodzie.
Kucnęłam i zaczęłam fotografować. Łabędzie podpłynęły jeszcze bliżej. Ptaki te potrafią być niebezpieczne i agresywne. Są też bardzo waleczne i w obliczu zagrożenia nie zawahałyby się zaatakować w swojej obronie. I wtedy podbiegł do mnie Pan Frutkowski, zaniepokojony moim odejściem od obozu. Zobaczył ptaki i zaszczekał. Opierzony, łabędzi samiec na widok psa przyśpieszył do brzegu, podniósł skrzydła i zasyczał. Frutkowskiemu w jednej chwili odechciało się pilnowania mnie i wrócił czym prędzej bliżej Ines. Ratowanie swojego zadka ma opanowane do perfekcji…
Ptaki te to przykład pary idealnej, choć podobno takie nie istnieją. Łabędzie od chwili, kiedy łącza się w parę, nigdy od siebie nie odchodzą. Nie zmieniają zdania na swój temat, nie zdradzają się, choć niczego sobie nie przysięgają, tak jak ludzie przed ołtarzem. Są ze sobą do grobowej deski. Ich miłość to najlepszy przykład na to, że prawdziwe uczucie jest możliwe. Stałam tam na brzegu z aparatem i fotografowałam. A potem tylko patrzyłam. Te małe główki pełne są mądrości życiowej, której często brakuje ludziom. Wiedzą jak postępować, aby miłość się nie przeterminowała. Dbają o siebie, spędzają ze sobą czas. Ufają sobie i nie doświadczają rozczarowań związanych z porzuceniem, zdradą czy inną krzywdą, jaką człowiek w związku często sobie wzajemnie funduje. Czy wiecie, że w naszym kraju żyje tylko kilka takich par idealnych? Wśród ludzi zapewne statystyka w tym temacie jest niższa…
Jezioro Kunickie. Żaby czy łabędzie?
Pomyślałam wtedy, że my kobiety powinnyśmy przestać marzyć o księciu, który przemieniony został w żabę, tylko o księciu, którego zamieniono w łabędzia. I powinnyśmy bardziej zastanawiać się nad tym, kogo pocałujemy i zmienimy w swojego męża. Żaba to jednak żaba. Zielona jest, trochę paskudna, a okresie godów nie ma umiarkowania w kopulacji. Za to łabędź to przykład zdrowej wstrzemięźliwości w tych sprawach. Dzięki temu stać go na wierność w związku. Poza tym ma prezencję. To mówi samo za siebie. Osobiście gdybym dziś miała wybierać między całowaniem żaby, a całowaniem łabędzia, wybrałabym łabędzia. Szkoda tylko, że dochodzę do takich wniosków dopiero po własnym rozwodzie. Bo jakby na to nie patrzeć to jednak i ja żabę pocałowałam.
Najwyraźniej zostałam nakryta na swoich przemyśleniach przez rodzinkę na brzegu, bo wszyscy zaczęli przyglądać się mi uważnie. Spotkałam się wzrokiem z głową rodziny, uśmiechnęłam się i podziękowałam za pokazanie mi tej cudnej pary idealnej…
Jezioro Kunickie. Łyski i mewy
W naszym obozie karkówka zdążyła się już przypalić z jednej strony. Pies niecierpliwe czekał na swoją porcję i wciągał nosem zapachy z rusztu. Mieliśmy jeszcze chwilę do posiłku, więc zmieniłyśmy z Ines plan zdjęciowy. Obie weszłyśmy na łódkę, która stała przy brzegu tuż obok i wzajemnie „cykałyśmy” sobie fotki. Ja robiłam swoje do mojego wpisu, a Ines swoje, celem ćwiczenia sztuki fotografowania.
Jezioro Kunickie
Leżeliśmy już wszyscy na kocu z pełnymi brzuchami. Karkówka i piwo bardzo nas rozleniwiły. Rodzinka po drugiej stronie też wypoczywała. Dzieciaki dokazywały, a rodzice udawali, że nic nie widzą i nic nie słyszą. Od czasu do czasu dość blisko przypływała do nas łódka. Motorówki robiły spore fale.
W pewnym momencie usłyszanym dziwny dźwięk. Podobny do tego, jakby ktoś uderzał z lekka butelką od butelkę. Sławek od razu poznał, że to kaczka Łyska, ale ja poznać miałam ją dopiero za chwilę, kiedy wyłoniła się zza szuwarów. Jej głos wydawał się jakby nienaturalny. Płynęła taka niewielka, czarna i z białą głową. Zapewne nawoływała swoje dzieci, bo nie było ich przy niej. Stałam na brzegu i przyglądałam się kaczce. Bardzo była zmartwiona swoją zgubą. Odpłynęła wzdłuż brzegu jeziora i jeszcze długo potem słychać było jej donośny głosik.