WENECJA — stolica romantyzmu
Wenecja to jedno z najbardziej romantycznych miast świata. Nie jest w niczym gorsza od Verony słynącej z romansu Romea i Julii czy pięknego Paryża. Miasto kanałów i gondoli. Pomimo niszczycielskiego wpływu wody melancholijnie piękne. Mówią, że zatrzymał się tam czas, mówią, że nie ma pocałunku piękniejszego niż pod Mostem Westchnień. Mówią. Szkoda, że nie mówią o tym, że na ulicach Wenecji trudno spotkać Wenecjanina. Nie stać ich na to, by żyć we własnym mieście.
W Wenecji urodził się Giacomo Casanova. Podróżnik, pisarz, awanturnik. O tych trzech mało kto słyszał, ale o tym, to, że był niezwykłym kochankiem, raczej nie umknęło niczyjej uwadze. Sam opisał swoje liczne romanse i życie, które prowadził, odwiedzając stolice wielu krajów europejskich. Jest najsławniejszym uwodzicielem w historii. Jego nazwisko – „Casanova” to dziś tak naprawdę słowo, którego można używać zamiennie z „kobieciarzem” czy „playboyem”.
Zakochani marzą o chwili namiętności w gondoli pod wspomnianym wcześniej Mostem Westchnień. Jest to niewątpliwie jedno z najbardziej nastrojowych miejsc w Wenecji. Niezupełnie jednak rozumiem z jakiego powodu. Zajrzyjmy do kart historii.
Budowę tego najsłynniejszego mostu w mieście ukończono w pierwszej połowie XVII wieku. Powstał on jako łącznik pomiędzy więzieniem a Trybunałem Kryminalnym mającym swoją siedzibę w Pałacu Dożów, centrum weneckiego rządu. Po tym moście przechodzili kryminaliści celem odsiedzenia swojego wyroku. Nic romantycznego nikt w tym nie widział do czasu dziewiętnastego wieku, kiedy to poeci postanowili zmienić wizerunek tego miejsca. Wymyślili sobie, że aresztanci idący mostem wzdychają pełni tęsknoty do swych kobiet pozostających na wolności i do świata bez krat, który opuszczają na bardzo długo. I w taki oto sposób zwyczajny most wybudowany dla praktyczności zrobił międzynarodową karierę mostu miłości.
Trafiliśmy do Wenecji w drodze powrotnej z Maroka. Nie miało to nawet cienia znamion romantyczności, okazaliśmy się bardzo odporni na magię tego miejsca. Cały klimat odebrały ceny. Po prostu okazało się, że nie stać nas na pobyt w tym mieście. Pojęcie taniego hotelu było tutaj niczym trudny wyraz po chińsku. Jedzenie, nawet najprostsze było wydatkiem rzędu 20 euro za jedną osobę. Naszym dziennym limitem było około 10 euro za nas dwoje, więc byliśmy z lekka przerażeni. Tutaj nawet żebracy mają duże wymagania. Nie proszą o kilka centów czy jedno euro, z marszu i bez pardonu chcą dziesięciu euraczy!
Wynajęliśmy hotel, jeden z najdroższych w naszym życiu. Wzięliśmy prysznic, a potem poszliśmy na spacer, omijając okolice restauracji, z których unosiły się apetyczne zapachy. Dlaczego? Bo musieliśmy przeżyć dzień o suchych pyskach i pustych żołądkach, a pizze, spaghetti i lasagne „atakujące” nas z każdej ze stron nie pomagały nam w tym nawet odrobinę.
Skłamałabym gdybym napisała, że Wenecja mnie zaczarowała. Było wręcz przeciwnie. Włoska Stolica Miłości rozczarowała mnie zupełnie. Kanały prezentują się pięknie, ale jedynie na fotografiach, a praktyce zwyczajnie cuchną. Wąskie uliczki zachwycają do momentu gdy się nie zabłądzi, a brak Wenecjan w tym drogim mieście mnie osobiście przeraża.
Miasto prawie bez jego rodowitych mieszkańców. Można tutaj spotkać Koreańczyka, Chińczyka i Hindusa. Muzułmanina, Amerykanina i Rosjanina. Przybyszy z innych państw Europy nie brak. Wszyscy płacą za to, by móc tu być. Ceny rosną, turystów przybywa, a dla samych Wenecjan zabrakło tutaj miejsca i musieli przenieść swoje manele do Mestre, dzielnicy lądowej miasta.
Wenecja posiada jednak wielkie historyczne zaplecze. Grzechem jest ją ominąć, choć przyjechać tutaj znaczy tyle, co stać się bankrutem. Nie mniej tego żałowałabym gdybym dziś nie mogła wspominać tego, że odwiedziłam Plac świętego Marka.
Znajduje się on w najstarszej części miasta, a czas jego powstania datuje się na IX wiek. Wtedy był on jedynie niewielkim placem przylegającym bezpośrednio do wybudowanej tam bazyliki świętego. Obecny rozmiar uzyskał dopiero trzy wieki później.
Wenecja to dobry plan filmowy, doskonałe tło do romantycznych powieści i świetny plener do sesji fotograficznych. To kombajn turystyczny nie mniejszy od Rzymu czy Wiednia. Gdybyśmy jednak zostali w Wenecji dłużej niż jeden dzień, to z całą pewnością umarlibyśmy w tym najromantyczniejszym mieście świata. Bynajmniej z miłości, a zwyczajnie z głodu.
Drodzy Czytelnicy, to opowiadanie z wielkiego turystycznego świata na naszym blogu nie jest bardziej atrakcyjne od naszych dolnośląskich historii. Poniżej znajdziecie więcej informacji na ten temat :) W sklepie Nieustannego Wędrowania czekają na Was nasze książki! Spieszcie się, bo niewiele ich już zostało…
Artykuł zawiera autoreklamę
Wenecja byłaby o niego lepsza gdyby nie te rzesze turystów :) Chociaż dotarłam w Wenecji do sklepu z ręcznie robionymi lalkami z porcelany. Piękne i niestety strasznie drogie miejsce.
My mamy mieszane uczucia co do tego miasta. Mam nadzieję, że udało mi się je choć trochę oddać w tekstach. Urody mimo wszystko nie można jej ująć. A co do cen…to jakaś masakra po prostu! ;)
Ceny to niestety urok (watpliwy) takich miejsc. No ale ja sie w sumie nie dziwie. Jezeli mozna zarobic wiecej, to czemu zarobic mniej? A co donoclegow to uwazam, ze w takich miastach warto wczesniej sie zorientowac, jakie sa mozliwosci i ceny. No i pamietac o coachsurfingu :)
Byłem! Ale mało widziałembo tylko na jeden dzień byłem… Nie wiem dlaczego ale wracać nie chcem…
Wenecja jest piękna :) a co do tłumów to są one tylko w centrum. Zjeść też można taniej niż piszecie, co prawda, aby to zrobić trzeba udać się daleko od centrum i turystów. Warto też wyskoczyć tramwajem wodnym na Burano i Murano.