WYPRAWA NA RYSY. Całkiem niezła lekcja pokory
Wyprawa na Rysy była jednym z moich priorytetowych górskich marzeń. Po Rysach jest jeszcze tylko Gerlach i Mont Blanc w Alpach. Mont Everest odpuściłam sobie z listy marzeń po tym, jak stuknęła mi czterdziestka. O reszcie wysokich gór nie marzę. Wejdę, to wejdę, a jak nie, to mówi się trudno, ale Rysy…
Rysy są wyjątkowe. Bo nasze
Wyprawa na Rysy to wysiłek, do którego podobno należy się solidnie przygotować poprzez wcześniejsze treningi. Przyjechać na kilka dni do Zakopanego i pobiegać po okolicy. Na Gubałówkę, na Nosala albo na Giewont. Trzeba się zahartować w boju i przed wyjściem w góry dobrze wyspać. Najlepiej zadekować wcześniej w schronisku Morskie Oko, 1410 metrów n.p.m. Centralnie w Tatrach.
Rysy
Radzą też znawcy górskich wypraw, aby dobrze zaopatrzyć plecak. Ciepła odzież, płaszcz przeciwdeszczowy, woda, kanapki, słodycze, rękawiczki bez względu na temperaturę, telefon komórkowy, aparat fotograficzny. I co najważniejsze — włożyć trekkingowe buty za kostkę.
Miałam na wyposażeniu takie buty, ale bardzo ich nie lubiłam, więc założyłam zwykłe sportowe obuwie. Do plecaka zapakowałam kanapki, a słodycze sobie odpuściłam, bo nie przepadam. Ciepła odzież w moim pojęciu — to po prostu bluza z długim rękawem. To było lato na mość Boską! A płaszcza przeciwdeszczowego nawet nie zakupiłam. Zapomniałam po prostu.
Czy zaliczyłam wcześniejsze treningi? W żadnym wypadku! Jak widać, byłam bardzo arogancka wobec tej potężnej góry, a ona mi na to odpowiedziała po swojemu. Co można zobaczyć wyraźnie na załączonym niżej obrazku.
Tatry
Zanim dotarłam nad Morskie Oko, wielokrotnie tamtejsze krajobrazy powaliły mnie na kolana. Nigdy wcześniej nie widziałam na własne oczy takich gór. Nie sądziłam, że na świecie może być tak pięknie.
Pojechałam autostopem sama na tę wyprawę. W sensie, że bez reszty ekipy Nieustannego Wędrowania.
Droga do Morskiego Oka
To kilka kilometrów z buta, jeżeli nie chce się męczyć góralskich koni. Droga ta jest wprawdzie wygodna, bo utwardzona, ale nie ma lekko.
Zanim Człowieku staniesz nad Morskim Okiem, zdążysz się zmachać i spocić, ale to dopiero preludium, bo przed Tobą dopiero prawdziwy szlak. Rysy – 2499 m n.p.m po polskiej stronie.
Ostrzeżenia i rady
Oczywiście, że nie byłam na to przygotowana. To marzenie w mojej głowie znajdowało się już na tej wysokości, ale kiedy zakwaterowałam się u pewnej pani, gdy przybyłam do Zakopanego i powiedziałam jej, że następnego dnia rano wchodzę na Rysy, usłyszałam, że powinnam to przemyśleć. Że to nie jest zwykła górska wycieczka. Że to zbyt ambitne jak na jeden dzień w Tatrach. Że może lepiej sobie po okolicy pochodzić i nie wyrywać się aż tak daleko w góry…
Czyżbym wyglądała jak ostatnia ofiara losu w tych swoich trampkach? Czyżby to było widać, że nigdy wcześniej nie wchodziłam na tak wysokie góry? Myślę, że tak właśnie było.
Wyprawa na Rysy
Kiedy już przejdzie się trasę do Morskiego Oka, przed wędrowcem jest już tylko cztery i pół godziny marszu od schroniska na szczyt. Nie miałam pojęcia, co to naprawdę oznacza, ale brzmiało całkiem niegroźnie. Wiedziałam również, że nie do końca dotyczy to wszystkich wędrowców, więc lepiej traktować to jedynie orientacyjnie. Droga od Czarnego Stawu prowadzi bez przerwy pod górę bez chwili wytchnienia. Idąc tym szlakiem, już po kilku minutach zaczęłam pojmować, na co się porywam. Niedługo później włączył mi się tryb oszczędzania energii i robiłam dłuższe postoje, żeby wyrównać oddech. Już wtedy dane mi było odczuć wysokość, na której się znalazłam, ale to był dopiero początek. Namiastka. Po prostu wielkie NIC w porównaniu z tym, co czekało mnie w najbliższym czasie na tym szlaku.
Po mniej więcej godzinie drogi od Czarnego Stawu zostawiam za sobą widoki prawdziwie zapierające dech w piersi. Mieniły się w dole, otoczone skalistymi górami Morskie Oko i Czarny Staw.
Byłam już na tyle wysoko, że oba akweny wyglądały tak, jakby leżały tuż obok siebie.
Łańcuchy na szlaku na Rysy
Kolejnym etapem w tej drodze były fragmenty trasy z łańcuchami. Trzeba bardzo uważać, kiedy się je chwyta. Naciągać tylko wtedy, kiedy nasz poprzednik je zwolnił, inaczej można stracić panowanie nad sytuacją. Nie wiedziałam o tym i złapałam się łańcucha, którego ktoś przede mną nie wypuścił z rąk, ponieważ jeszcze się wspinał. Kiedy już to zrobił, łańcuch momentalnie zrobił się luźny i byłabym skończyła w przepaści.
Tatry to nie zabawa. Rysy to nie wycieczka i nie spacer. Jeżeli masz takie marzenie i taką ambicję, żeby zdobyć ten szczyt, to przygotuj się, że dostaniesz wciry i płakać możesz jak dziecko — jeżeli nie masz kondycji i doświadczenia w wysokich górach.
Gwoli ścisłości — ja nie płakałam, ale ja ogólnie rzadko to robię, chyba że podczas jazdy rowerem wpadnie mi do oka mucha. Weszłam na szczyt, choć chwilami brakowało mocy. Łańcuchy bardzo pomagały, ale trzeba było mocno się wysilać. Tam na szlaku nie miałam wyjścia i musiałam ufać tym metalowym wspomagaczom. Zastanawiałam się jednak czy wytrzymają, czy nie wydarzy się coś niekontrolowanego, czy kiedykolwiek ktoś sprawdza ich kondycję?
Były takie momenty, że trzymając się ich, wspinałam się ku górze, mając po obu stronach przepaście. Myślałam wtedy, że mogłabym zginąć, gdyby łańcuch urwał się w takim momencie. Jednak ani przez chwilę w tej drodze nie pomyślałam, żeby zawrócić.
Na szlaku widziałam kilka ludzkich tragedii emocjonalnych
- Jakaś rodzina zabrała ze sobą dzieci. Chłopak sobie radził, ale dziewczynka płakała. Nie miała siły iść dalej, a jej ojciec bardzo surowo podchodził do jej słabości. Być może wcale nie chciała wchodzić na Rysy, a bez miłości do gór nie łatwo przyjmuje się trud wędrowania. Mijałam też pewnego wędrowca, który w końcowej fazie na kolanach szedł do przodu. Zmęczenie odebrało mu siły, ale nie wolę, bo ostatecznie dotarł na sam szczyt, choć dużo później ode mnie. Widziałam też kilkuletnią dziewczynkę z ojcem. Byli razem na szlaku ku zdziwieniu wszystkich, którzy ich mijali. Widać było, że ojciec dziecka był trochę przerażony, bo dziewczynka nie dawała rady.
Zdaje się, że wyprawa na Rysy nie jest raczej dla małych dzieci
- Byli też bardzo zaawansowani wędrowcy, którzy wyprzedzali mnie i pierwsi byli u celu. Zdążyli tam posiedzieć i w drodze powrotnej minąć mnie po raz kolejny, podczas kiedy ja nadal powoli wchodziłam na górę. Widziałam też, jak ludzie tracili równowagę, ślizgając się na stromych skałach. Upadki tam przydarzały się często. Sama zaliczyłam glebę kilka razy. W niektórych momentach szlak stawał się tak wąski, że żeby iść dalej, trzeba było najpierw przepuścić tych, którzy schodzili ze szczytu. Nie było tam przestrzeni dla dwóch osób jednocześnie.
Na szczycie. Rysy po polskiej stronie
Wierzchołek Rysów nie pomieści naraz więcej, aniżeli kilka osób, dlatego trzeba czekać w kolejce na swoje pięć minut, zanim zwolni się miejsce na szczycie. Kiedy udało mi się tam wdrapać, byłam okrutnie zmęczona, niezmiernie szczęśliwa i konkretnie przerażona, ponieważ cierpię od dzieciństwa na chroniczny lęk wysokości. Miałam z tego jednak ogromną satysfakcję. Czułam się naprawdę spełniona.
Siedziałam na dachu Polski i patrzyłam na świat z tej wysokości. Wyżej u nas już nie da się wejść! W tym czasie wszystko dookoła zaczęła pokrywać mgła. Mleczne chmury zbliżały się do Rysów, ale ja zdążyłam na ostatni moment, aby nacieszyć oczy widokiem z tego wyjątkowego miejsca. Cała wyprawa, od momentu opuszczenia kwatery w Zakopanem i powrotu do niej trwała 15 godzin. Wszyscy, którzy weszli tego dnia na wierzchołek tej góry po mnie, niczego stamtąd już nie zobaczyli.
Na szczęście samozaparcie zwyciężyło z niefrasobliwością :) Dzięki temu mamy co czytać i oglądać….
Takie są początki :) człowiek nabiera doświadczenia w drodze :)
Ale tylko debil wali na Rysy będąc pierwszy raz w Tatrach
Może i tak, ale przynajmniej zachowuje kulturę :)
To znaczy ty waliłes na rysy bedac pierwszy raz w tatrach ;)
Debil to ty jesteś
Bzdury! Rysy są trochę wymagające jedynie kondycyjnie. Idzie się dość długo. Trudności technicznych, jak np. na Orlej Perci, jest niewiele. Byłem wiele razy, pierwszy raz podczas pierwszego pobytu w Tatrach, wieki temu.
Początki ro są na Czerwonych Wierchach ;)
Gratulacje. To że masz 4 z przodu nie oznacza że dalej nie wejdziesz. To po „czwórce” organizm nabiera lepszej wydolności i samozaparcia. Dlatego idź do przodu coraz wyżej. GRATULACJE i do zobaczenia gdzieś na szlaku.
Cieszę się, że Ci się udało :) No i super, że opisałaś to wszystko w ten sposób. Może trafią n a ten tekst ci wszyscy niefrasobliwi, ciągnący na siłę w górę tych, którzy nie chcą/ nie lubią/ nie mogą.
Tak jak piszesz, góry to potęga. Piękna i wspaniała potęga, którą osobiście (na całe szczęście) ukochałam miłością nieskończoną i każdy pagór wywołuje u mnie mega frajdę.
I moją wielka miłością są góry. Zawsze o nich marzę. Nieustannie :)
zajeb….ty opis dzięki za tak ciekawy przekaz plus zdjęcia pozdrawiam gorąco!!!
Byłam tam dawno, dawno temu, kiedy jeszcze byłam młoda, piękna, szczupła i odważna. Jedna z trudniejszych dla mnie wypraw, ale satysfakcja – bezcenna.
Tatry to piękna sprawa. Rysów nigdy bym nie polecił początkującemu wędrowcowi. Nie ważne jak wysokie są góry – do nich zawsze trzeba podchodzić z szacunkiem. Polskie Tatry przeszedłem wzdłuż i wszerz. Byłem również na Gerlachu, ale zawsze podchodzę do nich z pokorą i szacunkiem. One nie wybaczają błędu. Zapraszam na swojego bloga ;-). Bardzo ciekawy opis, który mi się podobał.
Dziękuję za odwiedziny, chylę czoła – szacunek dla górołaza z takim doświadczeniem :) Pozdrawiam i oczywiście będę zaglądać na Twojego bloga z ciekawością. :)
Pamiętam, że był to pierwszy szlak przed którym naprawdę czułem respekt. Na szczęście trafiliśmy na świetną pogodę i nie mieliśmy problemu z wejściem ani zejściem a sam szlak był w miarę suchy. Wspaniałe uczucie stanąć na szczycie najwyższej góry w Polsce. Polecam każdemu kto choć w małym stopniu potrzebuje wyzwania.
Pozdrawiam
Nie podoba mi się te podejście. W Tatry jeżdzę od paru lat, przeszłam wiele dolin, weszłam na świnicę, zawrat, dużo Tatr zachodnich… Dopiero w tym idę na Rysy. Nie dziwie się że tyle osób ginie w Tatrach jak są ludzie jak ty z takim luźnym podejściem – trampki brak kurtki, nie umiem posługiwać się łańcuchem – a co tam, idę, najwyzej wezmę Taxi TOPR! A inni czytają i biorą przykład…..
Nie zgadzam się z Tobą. W tekście swój przykład podaję nagminnie jako niewłaściwy. Piszę o tym jak to powinno wyglądać, a swój brak doświadczenia podkreślam. To, że weszłam tak nieodpowiedzialnie zaowocowało wpisem o tym, żeby tego nie robić, a nie wpisem zachęcającym do tego, żeby tak wchodzić na Rysy. Większość ludzi czytało to z takim właśnie zrozumieniem. Wiem to, bo dostaję mnóstwo wiadomości od górołazów z ogromnym doświadczeniem. Może nie doczytałaś do końca i stąd taka ocena? :)
A ja doczytałam i do końca, i ze zrozumieniem, ale myślę tak samo jak poprzedniczka. Zignorowałaś ( z braku szacunku? niefrasobliwości?) porady innych, bardziej doświadczonych, licząc -jak większość -,że „jakoś to będzie”, „kto jak nie ja” itp. Podajesz swój przykład jako niewłaściwy, ale z rozmysłem zrealizowałaś cel olewając wiedzę. To innych, podobnych do Ciebie zachęci, na zasadzie „skoro jej się udało i ja dam radę”. Nie wszyscy jednak będą mieć takie szczęście z pogodą, warunkami, kondycją.
To co ma napisać???
Przecież nie zachęca nikogo tylko pokazuje swoje błędy. Kto umie czytać, zastanowi się, a kto nie powieli być może błędy Autorki…
Dziękuję :)
Przecież Rysy nie są trudniejsze od Zawratu. Jedynie bardziej wymagające kondycyjnie.
Byłam na Rysach w ubiegłym tygodniu. Po drodze widziałam dzieci w wieku 6-8 lat oraz emerytów. Wszyscy dali radę wejść od polskiej strony ☺
Przy dobrej pogodzie nie ma przeciwwskazań żeby nie wejść :)
Opowieść o „wyprawie” na Rysy.
Oczywiście to Twoje odczucia są tu opisane ale kolorujesz i dramatyzujesz pierwsza klasa.
Szlak jest średnio trudny a w Twoim przypadku utrudniałaś go sobie sama. Podstawa to dobre buty, wtedy łańcuchy nie są jedyną formą bezpiecznego wejścia. Wystarczy stać na nogach.
W Tatrach wszystkie szlaki są „układane” jak schody aby ignoranci sobie krzywdy nie zrobili. Tam gdzie nie da się ułatwić szlaku układając odpowiednio kamienie to montuje się łańcuchy. Tak aby ułatwić wejście tym, którzy porady „podstawa to dobre buty” mają za nic!
Mój pierwszy raz w tatrach? Jesień, powyżej 2100m śnieg, lód na ścieżce i co? 4,5h to czas mojej drogi z samego dołu (wejście do parku) na sam szczyt (rysy) Fajnie się szło, sadysfakcja wielka, od wiosny lece szczyty po kolei z kumplem :P
Rysy to szlaczek dla ludzi bez pojęcia, więc nie masz się czym chwalić. Bo ani stylu ani czasu dobrego nie miałeś. Chcesz się czymś pochwalić to wejdź na Wielkiego Mięgusza, Mnicha, Zamarłą Turnię, Ganek, Pośrednią Grań, Mały Kieżmarski. Oczywiście bez przewodnika.
Co tu jest do zdobywania? To nie Himalaje. Tu się po prostu wchodzi i schodzi.
Dokładnie. Bez przesady z tą dramaturgią. Dobre obuwie, prowiant, woda i ciepłe ubranie w plecaku i po prostu się idzie. Bez jakiegokolwiek problemu.
Świetny opis… Jesteś Dżemojadem :) w jeansach i adidaskach na tak wysoką górę… No no szacun!
Jesteś super ja maże od kilku lat i nie mogę spełnić marzeń .
Czytając relację ze spaceru na Rysy (tak tak spaceru, bo wejście na Rysy w lecie to tak naptrawdę niedzielny spacer, w porównaniu z naprawdę wymagającymi przejściami) zacząłem rozumieć, dlaczego tyle osób ginie / ulega wypadkom / opada z sił, wzywa GOPR / TOPR itd… Sam wychowałem się w górach i to jak się ubrać, co zabrać, na co się nastawić było i jest dla mnie o prostu tak oczywiste… Mam to szczęście, że kiedyś tata, mama, dziadkowie i babcie wszystkiego nauczyli, wyoślili. A jak się nie usłuchało, to wracało się do domu po ciemku, głodnym, bez sił, z odmrożonymi palcami i nosem :) Doskonale znałem okolice po których łaziłem jako dziecko i trafiałem do domu czasem „po omacku”. Do momentu przeczytania tej relacji nie zdawałem sobie sprawy, że rzeczywiście jest tyle spraw, o których człowiek nie zwiazany z górami po prostu nie ma pojęcia. Ale jak napisałem wcześniej, nie wie się tych rzeczy, jeżeli ktoś inny po prostu człowieka tego nie nauczy. Także jedna jedyna rada – ludzie nie wybierajcie się w góry (nie tylko Tatry, także np. Beskidy) szczególnie pierwszy raz sami !!! Pytajcie, rozmawiajcie, wkręćcie się w jakieś górskie towarzystwo, a chociazby poczytajcie fora i strony na FB poświęcone łażeniu po górach. Kurde nic tak nie uczu pokory, jak góry i morze. Pokora, pokora i jeszcze raz pokora. No i z górami się nie siłuje !!! Gór się słucha, obserwuje, poddaje się im. Człowiek który chce się z górami zmierzyć, prędzej czy później przegra. Są czasem takie warunki (szczególnie w zimie), że najlepiej przygotowany znawca po prostu nie przetrwa do rana. Cała sztuka polega na tym, żeby to zawczasu przewidzieć i żeby wtedy w góry nie iść. A dzisiaj wielu chce zabłysnąć, pokazać że dadzą rady, że zdobędą dany szczyt bez względu na wszystko. Tacy najczęściej nie wracają…
Dziękuję Ci za ten wspaniały, pełen mądrości komentarz :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Bardzo dobrze napisana relacja plus kilka zdjęć dających fotograficzny obraz sytuacji. Bez popisywania się w stylu „co to nie ja”, bez mordowania zdjęć photoshopem. Czasami jest tak, że człowiek musi podjąć pewne wyzwanie, a wyzwania mają to do siebie, że zdrowy rozsądek nieco blednie. Mimo to musimy to zrobić. Ważne jest aby zachowywać cały czas zdrowy ogląd sytuacji w jakim się znajdujemy i moim zdaniem tak postępowałaś. To wielka sprawa mieć rzeczywisty obraz siebie i sytuacji, bez kolorowania i podkręcania własnego ego. Jak napiszesz reportaż z gór to pewnym jest, że zaraz znajdą się górale od kilku pokoleń, których już matka w brzuchu wnosiła na Rysy. To ich sprawa, bo góry już nie są dla nich żadnym wyzwaniem. Beda też tacy, którzy używanie łańcuchów uważają z wyraz skrajnego amatorstwa, no i oczywiście tacy, którzy wejście na Rysy traktują jak wyjście do spożywczego po blokiem, bo przecież oni są mistrzami świata i cała reszta ma ich podziwiać, ale my … róbmy swoje, żyjmy dla siebie.
Przeczytałam Twój komentarz dwa razy. Mogę tylko powiedzieć – dziękuję :)
Dla mnie Rysy to było cos najlepszego co dotychczas przeżyłam :) Późno zakochałam sie w górach, w młodości nie było na to czasu, nie było motywacji i jakos tak lata uciekały .. teraz mam …. o juz prawie 45 lat. Wracając do Rysów , nie było strachu, lęku wysokości .. nic zupełnie .. darłam na ten szczyt nie widząc nawet gdzie te wszystkie trudności z opisów, by na szczycie naładować baterie .. To było niesamowite przeżycie . Rysy są cudowne a widoki z Rysów niezapomniane. Pogode tez mielismy najlepszą jaką można sobie wymarzyć.
:) Dzięki za podzielenie się własnym doświadczeniem :) Pozdrawiam :)
Dziękuję Ci za opis tej wyprawy na RYSY. Napisałaś pięknie,myślę,że dotarło do wielu z nas.Nie,nie przestraszyłam się,ale wiem,że to nie dla mnie.Tak pięknie opisywałaś,że wydawało mi się,że idę tuż za Tobą.Dziękuję Ci.Przyjmij moje skromne gratulacje i pozdrowienia.☺.
Takie pierdoly to tylko kretynka może napiść która idzie na Rysy w jeansach.
Miło, że przeczytałeś mój wpis, polecam się na przyszłość. I dzięki za komentarz, Różni się bardzo od innych komentarzy pod tym wpisem, ale to dobrze – odrobina różnorodności nie zaszkodzi :)
taaaaak :) Rysy w moim przypadku były pierwszą większą górą ,na którą wszedłem także sam , niestety widoczność była kiepska , Ty miałaś farta :) . Rysy chyba też dla mnie stały się impulsem do zdobycia Korony Europy , którą realizuję już od ładnych kilku lat. Właśnie wróciłem z Uralu w Rosji gdzie próbowałem wejść na Narodnaja , niestety pogoda nas pokonała :(. Powrót za rok :) . Do zobaczenia na szlaku gdzieś w górach :)
Spróbuj kiedyś wejść na Rysy, kiedy pogoda będzie bardziej dopisywać. Dla samych widoków warto wejść drugi raz :)
Bardzo fajny i pełen dystansu wpis :) Jedna uwaga: „I co najważniejsze – założyć trekkingowe buty za kostkę”. To akurat nie do końca prawda. To jeden z funkcjonujących górskich mitów, buty w sezonie letnim absolutnie nie muszą być za kostkę. To wyłącznie kwestia osobistych preferencji, dość powiedzieć, że sam TOPR używa latem niskich podejściówek. Najważniejsze, by buty miały odpowiednią podeszwę i to w tym kontekście zwykłe adidasy nie są najlepszym pomysłem. Ale istnieją także buty sportowe do trial runningu i ultrabiegów, które jak najbardziej nadają się w wysokogórski teren. Ostrożnie więc ze stereotypem turysty w „adidasach” ;)
Dziękuję za cenne uwagi :) Posyłam pozdrowienia :)
Dobry tekst! Dziękuję skorzystam z Twoich doświadczeń, wybierając się na Rysy… bo to nieuniknione, jak oddychanie.
Swoją górską przygodę również rozpocząłem od próby wejścia na Rysy. Próby, bo był to czerwiec i na szlaku wciąż było dużo śniegu, a o rakach i czekanie widziałem tylko tyle, że istnieją. Przerażał mnie wówczas ogrom tej góry i z niemałą ulgą przyjąłem decyzję, podobnie jak ja wystraszonych towarzyszy, że lepiej zejść. Na szczycie stanąłem dopiero 11 lat później. Dziś, z perspektywy drugiego Polaka, który zdobył Koronę Europy (wiem, chwalę się :)), czytam takie jak Twoja opowieści z rozbawieniem i rozrzewnieniem. I nie – nie będę Cię pouczał, ani opieprzał – tym niech się zajmą „prawdziwi turyści górscy”. Ja Ci wręcz przyklasnę, bo potrafisz się zdobyć na realizację marzeń, dać się ponieść przygodzie. Przecież na tym polega radość życia. A na Rysy wybieram się znowu. Tym razem w sandałkach, kwiecistej koszuli i z dyskontową reklamówką w ręku. Po to, by dać prztyczka w nos wszystkim lepiej wiedzącym :)
Wraz ze zdobywanym doświadczeniem, sama pewnego dnia zauważysz że ta pierwsza wycieczka to festiwal błędów, lecz tej radości i satysfakcji nikt Ci już nie odbierze. A przecież o to w życiu chodzi. Pozdrawiam :)
Krzysztofie, na pewno zauważyłeś, że w moim opowiadaniu często sama z siebie się śmieję i czuć tę nutkę ironii, której nie skąpię sobie ani trochę. To nie jest wyczynowa wyprawa, ale tak jak sam zauważyłeś – realizacja jednego z marzeń… Ale nie o tym chciałam, interesuje mnie coś innego w tym momencie… Zapytam wprost – może miałbyś ochotę opowiedzieć mi jakąś ciekawą historię z Twoich górskich wypraw? Twoje opowiadanie zostałoby opublikowane na naszym blogu. Za wywiad nie zapłacę, ale będę bardzo wdzięczna. Napisz co Ty na to? Posyłam pozdrowienia. Aneta
Nie widzę problemu:) Pozostaje omówić szczegóły.
W takim razie odnajdź nas na facebooku i odezwij się do mnie w prywatnej wiadomości – wówczas porozmawiamy ;) Lub jak wolisz – podaję swój adres mailowy :) aneta@nieustanne.wedrowanie.pl
Osoba, która w miarę aktywnie na co dzień spędza czas z marszu może lecieć na Rysy. Wyjechałem z domu o 3:30, na miejscu o 7 rano, rysy zrobione w 8,5h i powrót do domu, szczyt jak każdy inny, nie wymaga większego przygotowania ( wyjątkiem mogą być osoby, które mają leniwy tryb życia, spędzają dużo czasu przed komputerem, nie uprawiają sportów, a ruch ogranicza się do pochodzenia do lodówki, a góry widzą raz do roku – to wtedy to odradziłbym w ogóle taki szlak ).
Kolejna sprawa, to buty wcale nie muszą być za kostkę, to jest taki mit, że szczęka opada. Dobra podeszwa i wygodny but, nic więcej nie potrzeba, preferencje czy to będzie Mid, low czy high to już wedle uznania.
Dziękuję :) Dużo dostaję komentarzy jednak, traktujący o moim wyczynie jako czymś nieprofesjonalnym. Mówią – żenada, brak myślenia, poduszczanie do takich wędrówek… A jednak dałam rade :) Ja – bez doświadczenia i bez przygotowania. Być może własnie cała tajemnica w tym, że żyję w nieustannym ruchu. Długie wędrówki, po górach i nie tylko. Rower i nieustanne poruszanie się w terenie. Nie mam problemów z nadwagą, jestem sprawna ruchowo na odzień, a nie tylko od święta. …
Anetko. Na Rysach nie ma żadnych trudności dla człowieka który nie ma jakiegoś dużego lęku wysokości i przestrzeni oraz potrafi trzymać mocno łańcuch. Sam widziałem na tym szlaku laskę w japonkach wiec teren bardzo trudny też nie jest. Zbierało się na deszcz wiec została zgoniona przez innych na dół. Sam mam takie doświadczenie że wybrałem się tam z zatruciem pokarmowym na 5 stoperanach i osłabiony spoko dałem rady. Z powrotem myślałem że w Morskim oku rozerwie kibel jak te stoperany puściły. Ale czekolada i heja w dół nie żadne konie. Nie rozumiem jak ktoś zdrowy może tym fasiągiem jechać kiedy ja nie w najlepszej co by nie mówić dyspozycji byłem na Rysach. Pozdro
Nie przesadzajmy. Rysy to nie K2. W zeszłym roku byłem pierwszy raz w Tatrach (3 dni). Pierwszego dnia Kozi Wierch a drugiego Rysy (od strony polskiej). Zdobyte w czasie krótszym niż podają jakiekolwiek przewodniki. Oczywiście odzież była odpowiednia, kijki trekingowe, prowiant, apteczka i inne niezbędne rzeczy. Było ciężko bo kondycja średnia ale psychika kazała iść dalej i nie za często przerwy. Ale jak się nie ma doświadczenie z górami to powinno się pójść z kimś lepiej ogarniętym.
Gratuluję targnięcia się na Rysy
Pytanie retoryczne mam do Pana Frutkowskiego:
Na taką wyprawę , na Rysy nie chciałeś się szarpnąć?????
Widzę czasami jak ludzie niosą ze sobą w plecaku pieska. Szczyt z nim zdobywają.Mordka z opakowania wystaje i dziwi się temu co widzi
Wyprawa na Rysy i Babią Górę, to aktualna sprawa czy tzw. odgrzewanie kotlety?
Daty komentarzy mnie zastanawiają.
Oba wpisy znajdują się w zakładce Kroniki Autostopowe. Podałam do publicznej wiadomości, że takie wpisy będą pojawiać się równolegle do nowych materiałów na blogu. Nie nazwałabym w tych okolicznościach tego odgrzewaniem :)
„Na Gubałówkę, na Nosala albo na Giewont. ”
Kiepskie porównanie. Gubałówka czy Nosal to trasy spacerowe. A Giewont jest dość trudnym szlakiem: trzeba najpierw dojść pod szczyt, co zajmuje parę godzin, pod szczytem mamy strome i eksponowane miejsca. Giewont jest szczytem bardzo popularnym. Ale nie łatwym. Porównywać go z Gubałówką może tylko ktoś, kto nie był na Giewoncie.
Imponująca wyprawa Mój trekking w górach nalezy raczej do tych łatwiejszych, ale też staram się zawsze jak najlepiej do tego przygotować. Dlatego na nogach zawsze są odpowiednie buty, wełniane skarpety wool & cashmere, a w plecaku ciepła bluza, w razie jakby była potrzebna.