Komercyjny

CHATKA GÓRZYSTÓW. Słynne naleśniki w „Małej Syberii” w Domu Nauczyciela

Chatka Górzystów była na celowniku Nieustannego Wędrowania od wielu lat. Planowaliśmy odwiedzić to miejsce, ale jakoś się nie układało. Czasami tak jest, że człowiek wybiera się gdzieś przez bardzo długi czas, jednak z jakichś niezrozumiałych powodów nie jest w stanie wyruszyć w drogę. Dzieje się tak, ponieważ nie nadszedł odpowiedni moment…

Chatka Górzystów

W Chatce Górzystów pierwsza była Ines. Bardzo dawno temu, kiedy miała naście lat i należała do drużyny harcerskiej. To właśnie wówczas dowiedziałam się o tym miejscu. O schronisku w Izerach, oddalonym od świata, bez elektryczności, gdzie nocuje się za grosze. Ines opowiadała, że jeżeli wędrowiec chce się tam ogrzać, to musi sobie sam narąbać drzewa i napalić w kominku.

W Chatce Górzystów - wnętrze

O gorącym prysznicu nie ma co nawet marzyć. W opowieściach tych jednak główną rolę odgrywały naleśniki. Jeszcze wtedy chyba nie tak słynne jak dziś, jednak ja już wiedziałam, że są najlepsze na świecie. I tak właśnie od tamtej pory, od dobrych kilkunastu lat marzyłam o tych naleśnikach z jagodami. I snułam plany, że się tam wybiorę i wreszcie skosztuję…

Chatka Górzystów

Chatka Górzystów 2021

W końcu jednak nadszedł odpowiedni moment. Czasy się zmieniły. Powstało Nieustanne Wędrowanie, a wraz z nim nowe plany, projekty i marzenia. Wakacje zaplanowaliśmy tak, żeby zrealizować niektóre zaległe cele, a jednym z nich była właśnie Chatka Górzystów i słynne, najlepsze naleśniki pod słońcem. Z tego urlopowego czasu na blogu NW pojawiły się opowiadania. Wykonałam tytaniczną pracę pisząc treści z terenu, na którym buszowaliśmy w tym roku. Wszystkie je możecie znaleźć na naszej stronie. A teraz czas na przygodę z legendarnym schroniskiem w Izerach. Posłuchajcie…

Niebieski szlak do Chatki Górzystów

Do Chatki wyruszyliśmy ze Świeradowa Zdroju niebieskim szlakiem. Beznamiętnie ominęliśmy SKY WALK. Spacer w chmurach tamtego dnia kompletnie nas nie interesował. Byliśmy ciekawi drogi, której nie znaliśmy. Pragnęliśmy widoków, świeżego powietrza i wolności. Trasa to była nietrudna, choć bardzo długa.

Niebieski szlak do Chatki Górzystów

Teraz jest tam droga, w zdecydowanej większości asfaltowa. Wygodna i dla pieszych i dla rowerzystów. Idzie się w ciszy mając lasy po obu stronach.

Niebieski szlak w Izerach

Do naszego wędrowania w tym terenie wybraliśmy lipiec, a więc byliśmy w raju. To była wyprawa sielankowa. Pies maszerował bez smyczy, był oczarowany wodą źródlaną, którą popijał przy każdej okazji, a było ich tam mnóstwo.

Górski strumień

Strumienie przecinały się nawzajem. Szum wody towarzyszył nam nieustannie. Nie spieszyliśmy się. Upajaliśmy się ciepłem, krajobrazem, wakacjami…

W Izerach

Doktor Waldemar Adam

To był nasz pierwszy postój w drodze. Źródełko, przy nim wiata ze stołami i ławkami, a na stryszku suche pomieszczenie.

Źródło doktora Adama

Doktor Adam był w swoim czasie znanym i szanowany lekarzem. Uważał, zresztą bardzo słusznie, i starał się wpajać to swoim pacjentom, że zdrowie najlepiej pielęgnuje natura. Działał na terenie uzdrowiska w Świeradowie Zdroju.

Woda źródlana Świeradów Zdrój

Promował lecznicze właściwości tamtejszej wody i klimatu. Zalecał kuracjuszom spacery, kąpiele i oddychanie świeżym powietrzem. Źródełko nazwane zostało na cześć Adama, jako że doceniono jego badania w tym temacie i pracę, którą wykonywał w służbie zdrowia. To taki trochę pomnik pana doktora. Niezwykły, bo żywy i bardzo praktyczny.

Doktor Waldemar Adam

Nawet Frutek, którego kompletnie nie interesowała praca zawodowa tego lekarza, instynktownie opijał się wodą ze źródełka. Widać było, że bardzo mu smakowała. Pił bardzo łapczywie i dużo. To zwierzak, bazuje na instynktach, a one podpowiadają mu co dobre. Takiej wody nie ma w swojej domowej misce, więc doceniał te rarytasy na szlaku.

Źródło doktora Adama

Zakochani w Izerach

W drodze na najlepsze naleśniki na świecie mijaliśmy również inne miejsca, przygotowane dla turystów dla chwili wytchnienia na szlaku.

Izery

Spotykaliśmy tam wędrowców pieszych i rowerzystów. Jednak nie były to tłumy.

Niebieski szlak do Chatki Górzystów

Czasami maszerowaliśmy razem w pełnym składzie, a czasami rozdzielaliśmy się. Ines z Danielem często nas wyprzedzali, a ja z Frutkiem wlekliśmy się za nimi jak żółwie. Frutkowski jest już leciwy. Nie poganiam go nigdy, a czasem nawet muszę mu pomagać. Bierzemy ze sobą na wyprawy specjalny plecak, w którym można przenosić psa, albo odciążamy go nosząc na przemian na rękach, żeby trochę odetchnął.

Na szlaku w Izerach

Różnie to bywa, jednak najważniejsze jest, żeby siersciuch cieszył się wędrowaniem i żeby nadążał. Tam na szlaku do Chatki to był porządny kawał trasy, więc wsparcie było jak najbardziej konieczne. Jednak pomimo wysiłku jaki włożyliśmy w tę drogę, była to dla nas ogromna przyjemność. Wszystko nowe, nieznane, w cudnej letniej odsłonie. To wtedy właśnie każde z nas, jak jeden mąż, zakochaliśmy się w Izerach…

Na szlaku do Chatki Górzystów

Wyprawa Do Chatki Górzystów

… to nic nieznanego w chwili obecnej ani też nic wyczynowego. Prawdę mówiąc nie jest to nawet w naszym stylu, a jednak goniliśmy jak wariaty za biszkoptową legendą polaną sosem jagodowym. Tak nas te naleśniki nakręciły.

w Izerach

Kiedy dotarliśmy do celu i z daleka zobaczyliśmy tłum oblegający chatkę, poważnie się zaniepokoiliśmy. To zupełnie nie nasze klimaty! Mnóstwo ludzi, rowerów i psy wolno biegające samopas, na które Frutek reagował nieprzyjaźnie, jako że on myśli, że jest człowiekiem bardziej niż kundelkiem, dlatego nie gada po przyjacielsku ze swoim gatunkiem.

Chatka Górzystów

Polana przed chatką wyglądała jak mrowisko. Kolejka do baru długa. Boże… myślałam, że psychicznie się załamię. Napiecie sięgało zenitu. Jednak kiedy podeszliśmy bliżej, wszystkie emocje zaczęły się ostudzać. Znaleźliśmy sobie wolną ławkę. Ines stanęła pokornie w kolejce za naleśnikami. Ja z Frutkiem odpoczywaliśmy w cieniu budynku. Chciałam zrobić wtedy krótkiego posta na stronę, żeby poinformować Was, że dotarliśmy na miejsce, ale nic z tego. Tam sieć jest nieosiągalna.

Chatka Górzystów

Daniel zniknął w terenie mając w planie ufocić obiekt, a kiedy wrócił zmieniliśmy się na warcie. On pilnował ławki, a ja poszłam robić zdjęcia.

Chatka Górzystów

W całym tym zamieszaniu udało mi się nawet uchwycić coś z wnętrza, choć pełne było ludzi i niezbyt doświetlone.

Chatka Górzystów

I tak minęła nam godzina albo może dłużej do czasu, kiedy przez głośnik poinformowano nas, że nasze zamówienie jest już zrealizowane i można je odebrać.

Chatka Górzystów

W tym wszystkim była jakaś magia. I nie chodziło tu o to, że byliśmy głodni, a naleśniki naprawdę pyszne, ale rzecz w tym, że dotykaliśmy się legendy. Tylko Ines nie mogła się tym cieszyć z powodu nietolerancji glutenu. Ona zamówiła sobie bigos. Podobno też był wyśmienity…

Naleśniki z jagodami

Osada z 1630 roku

Przed tym czasem na tej ziemi były tylko lasy i polany. W pierwszej połowie XVII wieku przybył tam pewien tajemniczy luteranin o imieniu Tomasz. Mówią o nim, że był to uchodźca. Ewangelicy od samego początku mieli pod górę ze swoim pomysłem na reformację, a więc zapewne z tego powodu nasz Tomasz musiał uciekać i ukrywać się przed bogobojnymi katolikami.

Izery

Ów luteranin jako pierwszy zaczął się tam budować. Nie było łatwo. Teren był mokry, zimy straszliwe i z żadnej strony konkretnego szlaku łączącego nowopowstałą osadę ze światem. Ludzie przybywali tam pokonując trudne do przebycia trasy. Na początku były to jedynie wąskie ścieżki wyłożone balami na niektórych, trudniejszych odcinkach. Droga, którą my maszerowaliśmy do Chatki powstała dużo później. Niebieski szlak to całkowita nowość w tej odległej historii.

Droga do Chatki Górzystów

Wraz z Tomaszem, po niedługim czasie inni chętni do życia na tym odludziu zaczęli budować tu swoje chaty. Mówią historycy, że żyli oni bardzo skromnie, biednie, wręcz nędznie. Ale przecież wybrali taki los, więc może jednak nie cierpieli aż tak bardzo z powodu tego odosobnienia? Wypasali tu owce i krowy, mieli własne mleko, sery i wełnę. Z całą pewnością handlowali tymi produktami z ludnością z poza osady. W strumieniach łowili pstrągi. Co niektórzy zarabiali jako drwale. Podobno z pozyskiwanego drewna z lasu w osadzie wyrabiano gonty. Na własne potrzeby i na handel. Poza tym kto mógł, to kłusował, a więc dziczyzny im nie brakowało. Nie było moim zdaniem mowy, aby ludzie, którzy dawali sobie radę w podobnych warunkach byli nędzarzami.

Niebieski szlak w Izerach

Chatka Górzystów i Mała Syberia

Jedyne czego im brakowało to chleba i owoców. Wszystko przez to, że na tej wysokości drzewa owocowe nie miały możliwości do przetrwania. Na uprawę zboża też nie było szans. To miejsce w zimie było jak Syberia, stąd też taka druga nazwa tej osady: Mała Syberia, bo oficjalna to Wielka Izera. Ludzie jednak radzili sobie z tym problemem. Czasami przyjeżdżał do nich piekarz ze Świeradowa, a innym razem oni sami wybierali się na długą, pieszą wędrówkę do miasteczka po zakupy. Nie było to życie łatwe, jednak jak widać już w połowie XVIII wieku Wielka Izera była kolonią liczącą sobie ponad 20 chat. To już konkretna osada i musiał się do niej fatygować pastor, żeby odprawiać nabożeństwa. Świeradów Zdój w tamtym okresie stawał się już miejscowością uzdrowiskową i dzięki temu wioska na odludziu zaczynała nabierać większej wartości.

Chatka Górzystów

W XIX stuleciu wieś mocno się rozrosła i bardzo interesowała tych, którzy przyjeżdżali do miasteczka na leczenie i odpoczynek. Izera była wymarzonym celem wycieczkowym dla kuracjuszy. XX stulecie w Wielkiej Izerze było już całkiem z innego świata. Od czasów pierwszej chaty, którą zbudował tam zbuntowany przeciw papieżowi Tomasz, zmieniło się bardzo wiele. Ponad czterdzieści porządnych domów stało na terenie wsi. Znajdowały się tam trzy karczmy, aż dwa schroniska górskie, leśniczówka, kawiarenka dla turystów, domek myśliwski. Była nawet straż pożarna. Dzieci uczyły się na miejscu. Wielka Izera miała aż dwie szkoły na swoim terenie. W jednej z nich, którą wzniesiono w pierwszej połowie XX wieku mieści się dzisiejsza Chatka Górzystów. Jedyny ocalały budynek z miejscowości, która rozciągała się na obszarze prawie sześciu kilometrów. Od Polany Izerskiej przez Kobylą Łąkę aż do Hali. W dawnej szkole na piętrze mieszkał nauczyciel. Tak więc gościliśmy w domu jego i tam zajadaliśmy się naleśnikami z jagodami…

Chatka Górzystów

Co działo się po roku 1945?

Tutaj głos oddaję Stefanowi. Wpis ten bowiem powstał w tandemie jako wspólne dzieło blogera i czytelnika. Zrobiłam to już kiedyś ze Sławkiem. Razem napisaliśmy POZYCJĘ ŚRODKOWEJ ODRY, i bardzo fajnie nam to wyszło.

 – Historia Gross-Iser odmieniła się dramatycznie 10 maja 1945 roku, gdy do wsi weszli żołnierze radzieccy w poszukiwaniu zegarków i kobiet. Zegarków nie było, gdyż rytm życia tamtejszych mieszkańców wyznaczało położenie słońca na niebie, a kobiety zdążyły się ukryć w pobliskich lasach. Oddział zrobił jednak swoje. Spalił domek myśliwski i zastrzelił Paula Hirta – właściciela Gross-Iser Baude, który pochowany został kilka dni później przez mieszkańców w miejscu, w którym zginął. Od czerwca do października 1945 r. trwała akcja wysiedleńcza. Ostatnia osoba opuściła wieś 24 października. Znaczna część mieszkańców Gross-Iser trafiła do Świeradowa. Wieś została obsadzona przez Wojska Ochrony Pogranicza. Żołnierze pilnowali granicy, literkę „D” na słupkach granicznych zmieniali na „P” – do dzisiaj można to zobaczyć na wszystkich słupkach na granicy polsko-czeskiej.

W 1947 r. oddziału WOP w Gross-Iser już nie było, żołnierze zajęli dwa znacznie wygodniejsze domy, które w dawnej osadzie Carlsthal – dzisiejsze Orle – wybudowali Niemcy dla swoich służb granicznych. Od tego czasu funkcjonowała tutaj Strażnica WOP Orle. Natomiast poniemieckie domy na Hali Izerskiej stały opuszczone. A było ich niemało. Po zakończeniu akcji wysiedleńczej we wsi zostały dwie szkoły (stara i nowa z 1938 r.), dwie gospody, trzy schroniska, dwa budynki celne, kawiarnia, leśniczówka Schaffgotschów, remiza straży pożarnej, domek myśliwski i czterdzieści trzy domy mieszkalne. W innej sytuacji politycznej na pewno udałoby się uratować, taką niemałą w końcu wieś. Jednak polityka naszego państwa po II wojnie światowej nie sprzyjała podobnym celom. Planowane było wtedy całkowite zatrzymanie ruchu turystycznego w strefie przygranicznej, a więc 5 km od granicy państwa. Zniszczono lub rozszabrowano wtedy w Sudetach wiele cennych, przedwojennych budynków turystycznych, więc któż przejmowałby się jakąś niemiecką wsią leżącą gdzieś na końcu świata?

Chatka Górzystów

Chatka Górzystów. Legenda Wielkiej Izery

Do czasów dzisiejszych przetrwał tylko jeden budynek byłej Gross-Iser. Miał szczęście, gdyż po II wojnie światowej był przydatny WOP-istom, którzy zaadaptowali go na stajnię, a także służył im jako schron awaryjny w przypadku gwałtownego pogorszenia się warunków atmosferycznych w czasie patrolowania granicy. Również wrocławscy członkowie jedynie wtedy słusznej partii politycznej traktowali go jako myśliwską bazę wypadową. Zorganiowane grupy turystyczne mogły w nim przenocować po uzyskaniu pozwolenia od WOP-u.

Warunki w chacie były spartańskie – żelazne łóżka z wątpliwej jakości materacami, brak wody i prądu, ale chętnych na spędzenie tam nocy nie brakowało. Rankiem do przebywających tam turystów wpadali wopiści. Oficjalnie w celu sprawdzenia stanu osobowego, a w rzeczywistości szukali oderwania od nudnej służby na granicy. Taki stan trwał do lat 80-tych, kiedy to chatę zauważyli studenci z Zielonej Góry i po uzyskaniu niezbędnych pozwoleń zaczęli jej odbudowę i remont. To właśnie dzięki ich staraniom turyści mogą zajadać się dziś smacznymi naleśnikami.

Chatka Górzystów

Zabawy chłopaków w mundurach

Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko z naszą historią. Poszukajmy najpierw w dostępnych dokumentach dlaczego pozostałe domy byłej Gross-Izer zostały zrównane z ziemią? Na zdjęciach lotniczych w 1953 r. widać wieś w nienaruszonym stanie, natomiast, jak wspomina ówczesny porucznik WOP-u, który w 1960 r. objął służbę na tamtym odcinku granicy, na Hali wszystkie budynki, oprócz szkoły, były zrównane z ziemią. Trochę światła na tę sprawę rzuca fakt znalezienia niewybuchu pocisku aryleryjskiego nad Jagnięcym Potokiem przez nauczyciela geografii – Andrzeja Brauna, który pisał pracę magisterską o Izerach.

Co robił pocisk w miejscu, gdzie nie prowadzono żadnych działań wojennych? Wiele wskazuje na to, że dawna Gross-Iser stała się poligonem artyleryjskim. W ostatnim czasie znalazły się nawet źródła potwierdzające tę teorię, z tym że nie do końca były to „ćwiczenia artyleryjskie” a bardziej rozrywka. Celowano sobie do budynków z moździerzy i po prostu w nie strzelało. Tak o! Bez głębszych przyczyn. Przecież chłopcy musieli się pobawić.

W izerach

Przemytnicy

Przełom w dziejach chaty nastąpił w roku 1991, gdy obiekt ten wykupili Wiesława i Sławomir Polańscy w celu zamienienia go schronisko turystyczne, znane dzisiaj jako Chatka Górzystów. Czekał ich ogrom prac adaptacyjnych, ale dzięki uporowi chata odmłodniała. Głównym źródłem dochodów jej właścicieli są słynne po obu stronach granicy naleśniki z jagodami, po które – szczególnie w weekendy – trzeba stać w długiej kolejce. Warto tu zaznaczyć, że ich przygotowanie wymaga dostarczenia w każdym roku 3 ton jagód. Od roku 2007, gdy Polska weszła do Schengen w kolejce po naleśniki słychać rozmowy w wielu językach. Ruch panuje tu o niemal każdej porze roku. W zimie chatę odwiedzają narciarze biegowi, a gdy nie ma śniegu – rowerzyści i piechurzy.

Chatka Górzystów

Obecnie, gdy w Internecie można znaleźć dokumenty historyczne o życiu w tamtych czasach, osoby zainteresowane dziejami tych ziem nie są już skazane na plotki i konfabulacje powtarzane przy ogniskach lub schroniskach turystycznych w długie zimowe wieczory. Jedną z takich plotek była historia o tym, że po wojnie wieś została zasiedlona, ale kwitnący wśród mieszkańców przemyt zmusił władze do przesiedlenia ich w inne rejony. Przemyt w Górach Izerskich rzeczywiście istniał, ale było to w latach trzydziestych XIX w. i towary przemycano przez granicę prusko-austriacką. Wtedy ktoś coś usłyszał, dodał od siebie, przekazał dalej i tak historia zaczynała żyć własnym życiem. Dzisiaj takiego „historyka” można natychmiast zdemaskować i ośmieszyć po znalezieniu odpowiedniej informacji na smartfonie. O ile, oczywiście, zasięg jest.

Chatka Górzystów nadal jest wielką atrakcją okolic Świeradowa Zdroju. Teraz w Internecie można również poczytać sporo o tym, jak tam jest źle nocować. Jakie niewygody i zagrożenia czyhają na turystę. A jednak zawsze ktoś tam jest. Ktoś nocuje i ktoś zamawia naleśniki z jagodami. Tego miejsca nie zniszczy świat, ponieważ stamtąd teraz, tak jak przed wiekami, wszędzie jest daleko. Droga bardzo długa do najbliższego miasta, zima nadal sroga. Jeżeli ktoś tam trafi umęczony szlakiem, głody, spalony słońcem albo przemarznięty w grudniu, uzna chatę za prawdziwy cud na szlaku. Choćby spać miał na podłodze. Niektóre miejsca są po prostu nieśmiertelne.

Izery
I jak Wam się podobała nasza opowieść o Chatce Gorzystów? ;)

Więcej naszych opowieści, które nigdy nie były publikowane na tej stronie, znajdziecie w książkach autorek bloga Nieustanne Wędrowanie (patrz poniżej). Polecamy!

Artykuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
65
OK
12
Kocham to!
20
Nie mam pewności
3
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Przemek

z „jakichś” a nie z „jakiś powodów” na litość boską.

Marek

Przemek wspomniał o litości boskiej, a nie miłości, ale przecież to tylko literówka, a wiec nic boskiego niepotrzebne do poprawy, ciekawie napisane, dziękuję!

Roman

Na bombardowanie artyleryjskie Izery (taka była nazwa nadana osadzie Gross Iser po wojnie) nie ma przekonujących dowodów. Była to hipoteza zasłyszana przeze mnie kilkanaście lat temu. Przytoczyłem ją niedawno na profilu Góry Izerskie na Fb wywołując zdecydowaną reakcję jego administratora jaki i redaktora portalu Góry Izerskie, Arkadiusza Lipina.Sadzę jednak, że zniszczenia zabudowań, które kilkanaście lat temu były jeszcze lepiej widoczne, nie mogły nastąpić samymi siłami natury. Zamieszczam kilka zdjęć z 2005 r.

kol1.jpg
Janek

Raczej budynki zostały wysadzone, podobnie jak wieża na Śnieżniku.

Andrzej

Narąbać można drewna. Drzewo to rosnąca roślina i raczej trudno się ją robie. Ale jak się drzewo zetnie to już można je jako drewno rąbać :-) Taka mała uwaga leśnika.

Andrzej

Byłem tam 6 lat temu. Jestem pod wrażeniem uroku pięknych widoków i polecam tam każdemu kto jest miłośnikiem przyrody i pięknych widoków. Szkoda ze nie załapałem się na pyszne naleśniki bo trzeba je wcześniej telefonicznie zamówić. Ale nie omieszkam w roku 2023 odwiedzić jeszcze raz przepiękne schronisko wraz z widokami.

Kategoria:Komercyjny

0 %