Lifestyle

Kupił obraz, a potem sam został malarzem. Poznajcie historię niesamowitego artysty, Marka Langowskiego

Czy można niesamowitą pasję uczynić pracą, a potem dalej czerpać radość ze swojego hobby? Owszem, da się tak zrobić, również w dziedzinach związanych ze sztuką. Jednak przy okazji trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nie będzie to łatwa droga: poszukiwania inspiracji, walka z „czystą kartką” i wyzwania na gruncie marketingowym to nie przelewki. Dziś przedstawię Wam sylwetkę artysty, który idzie przez życie przebojem, a swoim pozytywnym nastawieniem pobudzi do uśmiechu najbardziej zatwardziałego pesymistę. Czy można do Marka Langowskiego zadzwonić i po kilkunastominutowej rozmowie nie kupić obrazu? Chyba tak, ale ze świecą szukać takiej osoby…

Przenieśmy się do początków

Był rok 1986. Jakie to były czasy? Nasi starsi czytelnicy z pewnością pamiętają – w 1985 roku Michaił Siergiejewicz Gorbaczow trafił na najwyższy stołek w ZSRR. Zmieniła się polityka ówczesnej Rosji, w tym ta dotykająca wpływów zagranicznych. W Polsce zaczęło robić się coraz ciężej, a nastroje społeczne – według utajnionych badań przeprowadzanych przez OBOP – były tragiczne. W powietrzu czuć było nie tylko marazm, ale też niechybne zmiany. Niewiele później miało dojść do obrad Okrągłego Stołu i nad Wisłą wszystko miało się zmienić.

Dlaczego o tym wspominam? Bo to bardzo ważne, żeby uzmysłowić sobie, że artystyczny start w tamtych szarych latach nie był najprostszy. Za to tuż za rogiem czaiły się nowe możliwości, otwarcie granic, lepsza dostępność towarów. Nadchodził najlepszy czas dla osób, które miały pomysł na biznes i siebie, chciały się rozwijać i mentalnie nie tkwiły w głębokiej komunie.

Ines: Marku, znamy się już parę lat, ale nigdy nie zadałam ci tego pytania. Od kiedy zajmujesz się malowaniem obrazów?

Marek Langowski: Wiesz, jeśli dobrze pamiętam, to moja pierwsze zetknięcie z płótnem miało miejsce w okolicach 1986 roku. Tylko nie myśl, że początki wyglądały tak, jak teraz – w pierwszych latach nie malowałem tak regularnie. Zdarzały mi się dłuższe przerwy, a zarobkowo zajmowałem się również innymi sprawami.

I: Skoro pamiętasz datę, to pewnie i przypominasz sobie ten konkretny, pierwszy obraz?

ML: Oczywiście! Pamiętam, że chciałem zrobić swoim rodzicom prezent. Kupiłem im ciekawą reprodukcję, chyba o wymiarach 50 x 40 cm. Były to sylwetki dziewczyny i chłopaka, spędzających chwile na plaży. Za nimi w tle majaczyła zabudowa miasta. Ten motyw tak mi się spodobał, że na jego podstawie postanowiłem stworzyć coś własnego. Wspomnianą reprodukcję faktycznie podarowałem rodzicom, ale nowy obraz już został ze mną. Tak się to wszystko zaczęło!

Na drugim biegunie: jak malować w dobie rosnącego konsumpcjonizmu?

Początki nie były łatwe, ale później, w latach dziewięćdziesiątych, wiele osób zaczęło się dorabiać. Gdy pojawiły się większe pieniądze, zaczęły powstawać wielometrowe, wystawne wille. Ich puste ściany okazały się świetnym miejscem dla działań artystów. Biznesmeni skierowali swoje oczy w kierunku malarstwa, rzeźby i sztuki użytkowej, chcąc otaczać się ładnymi rzeczami.

Nie próżnowali też sami twórcy, którzy śmiało sięgali zarówno po wyższej jakości półprodukty, jak i szerzej korzystali z nowych zdobyczy techniki – od kamer wideo, po wchodzące pod strzechy komputery. Zaczęła się era wielkiego mieszania się nowych mediów ze sztuką tradycyjną, a różne nurty artystyczne mogły w najlepsze współistnieć ze sobą. Do głosu zaczął dochodzić też marketing, dzięki któremu można było nie tylko dotrzeć do odbiorcy, ale i pokonać rosnącą konkurencję.

I: Trzecia dekada XXI wieku ma się w najlepsze – jak dziś, w dobie cyfrowego szumu, jesteś w stanie skupić się na tworzeniu? Co cię inspiruje?

ML: To dobre pytanie! Dużo korzystam z internetu i uwielbiam możliwości, które mi daje. Przy okazji staram się rozumieć mechanizmy, jakie nim rządzą, a potem na tyle, na ile potrafię, je wykorzystywać. Z tym, że to nie jest przestrzeń, w której szukam swojej inspiracji. Ines, ty powinnaś mnie zrozumieć najlepiej, bo sama niejednokrotnie uciekasz w to miejsce [chwila ciszy] tak, mam na myśli naturę. Las. Łąka o poranku. Jesienny pejzaż. Zamglone otoczenie – wszystko to jest dla mnie źródłem, z którego czerpię, a później te detale można odkrywać w moich obrazach.

I: Zatem to otoczenie jest dla ciebie bardzo ważne, rozumiem. Pamiętam też, że masz przy okazji pasję związaną z fotografią, prawda?

ML: Tak, fotografia nieustannie towarzyszy mi w moich podróżach. Zawsze przywożę ze sobą mnóstwo zdjęć, staram się wyszukiwać ciekawe kadry. Nierzadko te pliki później stają się źródłem natchnienia, które wykorzystuję do namalowania kolejnego obrazu. Jednak to nie wszystko: od pewnego czasu odkrywam także możliwości formatów wideo. To dla mnie nowa przestrzeń, równie inspirująca, co ekscytująca.

Kto i gdzie kupuje obrazy?

Jak bardzo wrażliwi pozostajemy na sztukę? Wygląda na to, że coraz mocniej. Słowo „design” na stałe wpisało się w nasz krajobraz. Jedni wybierają rzeczy w zgodzie z trendem, inni chcą tworzyć własny styl. Kupujemy rzeczy, tworzymy je, przerabiamy, chwalimy się i później zmieniamy na inne.

W którym miejscu jest zatem malarstwo? Można by śmiało i z przekąsem rzec, że w „internetowym”. Tutaj przeniosło się wielu twórców i szuka grona swoich odbiorców. Pomagają w tym strony internetowe i blogi, a także – a może przede wszystkim – media społecznościowe. Są też wirtualne galerie i specjalne platformy, na których można kupić obrazy. Wreszcie z wieloma malarzami można porozumieć się bezpośrednio, nawet prosząc o stworzenie czegoś indywidualnego, zupełnie od nowa.

Odbiorcą może być każdy z nas. To nie truizm, to fakt – dziś na zakup obrazu i uczynienie swojej domowej przestrzeni unikalną może pozwolić sobie wielu Polaków. Prawdopodobnie Ty, Drogi Czytelniku, również mógłbyś zrobić sobie taką przyjemność.

I: Jak wyceniasz swoje dzieła?

Haha, bardzo uczciwie! [śmiech] Zawsze pozostaję otwarty na propozycje ze strony kupującego. Lubię wiedzieć, ile dla odbiorcy jest warta moja sztuka. Bardzo cenię sobie też rozmowy z moimi klientami, czasami spędzamy na telefonie kilkadziesiąt minut, zanim ostatecznie zdecydujemy się dobić targu. Jedno jest pewne – szanuję swój czas poświęcony na malowanie i potrafię go wycenić, zdaję sobie też sprawę z tego, ile kosztuje mnie zakup wszystkich składowych obrazu. Zdecydowanym klientom zawsze chętnie dodaję też coś od siebie – mam w ofercie bardzo ciekawe miniatury, to zawsze świetny dodatek do głównego zamówienia. Czasem klienci zostawiają je dla siebie, ale to przy okazji również idealny pomysł na prezent dla kogoś bliskiego. 

I: No właśnie, wspomniałeś o czasie – jak dużo go potrzeba, aby powstał jeden obraz?

ML: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, bo pod pojęciem „obraz” kryje się wiele zmiennych. Wiesz, największe znaczenie ma tutaj jego rozmiar. Pamiętaj też, że samo płótno trzeba zagruntować i wykonać kilka innych czynności poza samym malowaniem. Nierzadko ta „przygotówka” zajmuje najwięcej czasu… Jednak gdybym miał coś doprecyzować, to nad niewielkim rozmiarem płótna spędzam zazwyczaj około jednego dnia, a duże powierzchnie i skomplikowane treści pochłaniają nawet kilka dni.

I: Czy twoją twórczość można podziwiać w jakimś wyjątkowym miejscu?

ML: Chyba już wiesz, co ci odpowiem? Tak, w tysiącach domów na całym świecie, w których znajdują się moje obrazy! Z pewnością to są wyjątkowe miejsca, tak samo, jak moi klienci. No i trochę tego jest też u mnie w pracowni [śmiech] Jednak najwygodniej będzie po prostu zajrzeć na moją stronę, gdzie zawsze w zakładce galeria oraz w wirtualnym sklepie prezentuję zdjęcia najnowszych płócien. Gdybyś była kiedyś na Hawajach, to współpracuję tam już od lat z jedną galerią, jeśli chcesz, to zostawię ci namiar! 

I: To dałeś mi kolejny powód do odbycia zagranicznej podróży! [śmiech]

Czy obrazy tak samo przemówią do nas w przyszłości?

Całkiem przypadkiem usłyszałam ostatnio o projekcie, w którym już dziś sztuczna inteligencja jest w stanie stworzyć bardzo dopracowane i unikalne grafiki. Wystarczy wpisać kilka słów opisujących to, co na wirtualnym płótnie ma się znaleźć, po czym algorytm „wypluwa” z siebie gotowy plik. 

I wiecie co? Ja się tylko uśmiechnęłam. Zacytuję wiadomość SMS, którą kiedyś dostałam od Marka w odpowiedzi na moje pytanie o technikę:

„Maluję wyłącznie szpachlą. Impresja. Im więcej do domysłu tym lepiej dla obrazu. Przynajmniej tak chcę robić.”

W moim ujęciu wygląda to tak, że tożsamości artysty nie da się zastąpić. Mamy XXI wiek i to naturalne, że człowiek zastanawia się, jak wiele spraw uprościć. Sama sztuka nierzadko jest sprowadzana tylko i wyłącznie do postaci użytkowej. Jednak ktoś, kto poczuje klimat pracowni artystycznej z prawdziwego zdarzenia, pozna osobiście artystę, zamieni z nim kilka słów, ten pewnie podzieli moje zdanie.

W tym artykule po raz pierwszy postanowiłam przedstawić czytelnikom Nieustannego Wędrowania sylwetkę Marka Langowskiego. Ostatnio dużo przebywam w gronie osób tworzących coś własnymi rękami, idących nieco na przekór cyfryzacji, jednocześnie mądrze korzystając z potencjału internetu i społeczności. Chciałabym odbyć podróż do pracowni Marka, a później pokazać to, jak pracuje tworząc swoje obrazy olejne, co go faktycznie inspiruje i jakim jest człowiekiem. W dodatku chętnie zrobiłabym to w postaci wideo, bo czuję, że to mógłby być początek ciekawej serii. Dlatego ten artykuł możecie śmiało potraktować jako pierwszy, ale nie ostatni!

Tymczasem zapraszam na media społecznościowe Marka Langowskiego w postaci fanpage na Facebooku – można tam znaleźć jego najnowsze prace. Zostawiam również namiar telefoniczny – jeśli podobają Ci się jego obrazy, chcesz mieć u siebie podobny, to nie wahaj się. Zadzwoń pod numer 603 050 570 i po prostu dogadaj cenę i szczegóły!

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
5
OK
6
Kocham to!
0
Nie mam pewności
0
Takie sobie
0
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Lifestyle

0 %