DOLNOŚLĄSKI SZLAK ROWEROWY. Kosiska i Janowice
Dolnośląski szlak rowerowy jest jak rozłożysta jabłoń, która rodzi obficie. Kiedy wdrapię się na jej konary i zbieram owoce do kosza, po kilku bądź kilkunastu podejściach wydaje mi się, że zebrałam już wszystkie dorodne jabłka… A potem, kiedy ponownie się na nią wdrapuję i rozchylę gałęzie, okazuje się, że między nimi nadal ukryte są owoce. Tym są wspanialsze, im dłużej niezebrane.
Pojedyncze sztuki, wcześniej niezauważone. Tym dojrzalsze i smaczniejsze. Bardziej czerwone i słodsze. I tak cieszą, kiedy się je odnajdzie, jakby były cenniejsze od wcześniejszych, choć drzewo przecież to samo…
Jechałam rowerem do Krainy Wygasłych Wulkanów, z psem w koszyku i z ogromnym obciążeniem na plecach. Po drodze minęłam w Kosiskach świątynię. Kościół był w moich oczach wyjątkowy. Miałam ogromną ochotę zatrzymać się przy nim, ale dzień był gorący, plecak ciężki, 10 kilo słodkości (Frutek) w moim koszyku dawało mi w kość na trasie. Przede mną było kilkadziesiąt jeszcze kilometrów do przebycia, a teren stawał się górzysty. Z tych właśnie powodów obrzuciłam kościołek w Kosiskach tęsknym spojrzeniem, ale nie zatrzymałam się tam. Obiecałam sobie wrócić do tego miejsca przy następnej okazji.
Dolnośląski szlak rowerowy. Tydzień później…
Po moim powrocie z wakacji do domu, do Środy Śląskiej przyjechała również Ines, która właśnie wróciła z miesięcznej podnóży po Ukrainie. Ja miałam jeszcze tydzień urlopu i ona dysponowała tygodniem wolnym od pracy. Postanowiłyśmy spędzić ten czas razem, aktywnie i do bólu rekreacyjnie. No więc rowery poszły w ruch. Pogoda była wyśmienita. Upał lał się z nieba, asfalt przyklejał się do opon, ale nic to było dla nas…
Na pierwszy ogień poszedł nam najbliższy, okoliczny dolnośląski szlak rowerowy. Bardzo chciałam pokazać Ines kościołek w Kosiskach, zanim zostanie wyremontowany. Wiedziałam bowiem, że trwają tam prace restauracyjne, które skończyć się mogły całkowitym zerwaniem z prawdziwym obrazem świątyni. Bo któż to wie, co z kościółkiem się stanie po tym remoncie?
Rowerowe szaleństwo
Było nas tam tylko troje. Ja, Ines i Frutek. Dwa rowery i jeden koszyk dla psa. Do Kosiska ze Środy Śląskiej to tylko 20 kilometrów. W plecakach woda, przekąski dla psa i nasze śniadanie. Droga była mało ruchliwa. Ciechów, Bukówek, Wrocisławice. Chełm, Sobolew i Kosiska…
W drodze trochę straszyło burzą, bo dzień był niemiłosiernie gorący. W plecakach miałyśmy płaszcze przeciwdeszczowe i plandekę z folii na psi koszyk. Jednak tak naprawdę, w głębi serca w ogóle nie brałyśmy pod uwagę załamania pogody. Byłyśmy święcie przekonane, że aura zmieni się na naszą korzyść. I tak było i istocie.
Kościół św. Piotra i Pawła w Kosiskach (powiat jaworski) z drugiej połowy XVIII w.
Wjechałyśmy do wioski. Psy nas oszczekały, ale człowieka żadnego nie widziałyśmy. Ulewa upału wszystkich niemal mieszkańców zagnała do swoich domostw. A i psy ujadały słabo i leniwie, jakby tylko dla zasady i z przyzwyczajenia. Szybko jednak odpuściły, bo ruch i nerwowość zbyt wiele zużywały energii.
Cicho więc i niemal niezauważone przeszłyśmy przez kościelno-cmentarną bramę. Zamknęłyśmy za sobą żelazną bramkę i znalazłyśmy się w świecie całkowicie odosobnionym. To enklawa historii, która choć otoczona jest przez chwilę obecną, pozostaje niezależną.
Teren kościołka był zacieniony. Starość drzew od razu zaczęła opowiadać nam historię tego miejsca. A treść jej zapisana była wszędzie dokoła. W leciwych drzewostanach, w grobowcach, oraz ich resztkach albo jedynie miejscach po nich, w elewacji świątyni, w jej kolorach i w płytach grobowych umocowanych na jej ścianach.
Dolnośląski szlak rowerowy. Azyl dla psa podróżnika
Oparłyśmy nasze rowery o metalowy parkan dawnego mauzoleum, którego już górnej, naziemnej części nie ma, ale zapewniam Was, że istniała w tym miejscu, gdzie teraz ustawiony jest krzyż. Wyciągnęłam Frutka z koszyka i pościłam wolno.
Frutek od wielu lat zwiedza dolnośląskie cmentarze. Nekropolie przykościelne, opuszczone, wszelakiego rodzaju i wyznania. Nauczony jest, że żadnych znaczeń terenu w takich miejscach robić nie może. Na mogiły się nie wspina. Jeżeli się zapomni — zawsze jest na oku naszym i upominany zawczasu — reflektuje się. Nie dochodzi więc w tego typu miejscach do żadnych aktów napiętnowanych brakiem szacunku dla zmarłych. Jednak zdarza się bardzo często, że nasz pies podróżnik gorszy, kiedy zostanie w takim miejscu zauważony. Rozumiemy to i staramy się małego Frutka ukrywać przed wzrokiem ludzkim. W Kosiskach azyl dał mu upał, mur ogrodzeniowy i bujność roślinności tego miejsca.
Na tym terenie w szesnastym stuleciu stała zapewne drewniana świątynia, po której dziś nie został najmniejszy ślad. Wspominają o niej źródła historyczne. Dwa wieki potem murowane fundamenty zakleszczyły teraźniejszą świątynię w tej ziemi i wyrósł na niej ten oto kościół apostolski — Piotra i Pawła.
Do środka nie weszłyśmy. Nikogo tam nie było, choć widoczne za oknami drabiny i ślady zaprawy przed wejściem, roznoszone butami pracujących przy obiekcie, opowiadały o jego restauracji. Jednak wówczas nie działo się tam nic.
Dolnośląski szlak rowerowy. Kościół jest cudnej urody
Cebulasta kopuła wdzięczy się i góruje nad wioską. Jest jak dla mnie wręcz orientalna…
Zgrabną sylwetkę świątyni zdobią wzory lampasów w kolorze zielonym, które wiją się nad otworami wejściowymi i okiennymi. Po gruntownych przebudowach na przełomie XIX i XX wieku to już neobarok. Więc nieco dziwadło to jest, jakby na to nie patrzeć, ale robi wrażenie. Te wszystkie „neo” swoich czasów, w chaosie się lubowało. Jakby z ram się chciało wyzwolić, z niewoli architektów! Jakby się buntowało i rewolucję chciało czynić.
I czyniło. I taki oto kościół zachował się w swoim dostojeństwie. Neobarokowy, pełen tajemniczości i wzorów, które wydają się być zbyt strojne jak na zewnętrze ściany świątyni. To nie jest surowy w kształcie, średniowieczny kościół, który w razie potrzeby mógł stać się obronnym. To cacko, które najwyraźniej przebudowywane było w czasach stabilizacji na tej ziemi.
A że cacko to po roku ’45 nie było w łaskach, kiedy to po II wojnie światowej nastały nam czasy mało religijne, nieco więc poniszczało. Kiedy czasy te koleją losu zostały zepchnięte z orbity, świątynia musiała czekać na dojrzewanie swojej wartości historycznej. Aż wreszcie, jako cenny punkt na mapie Dolnego Śląska, doczekała się w naszych czasach restauracji — jak wiele innych jej podobnych.
I to w sam raz przyszedł ten moment, gdyż wszystkie te siedemnasto, czy osiemnastowieczne kościoły tyleż miały właśnie zaplanowanej wytrzymałości materiału, aby do dziś dotrwać. I gdyby nie łaska teraźniejszości i zabieganie o ratowanie co cenniejszych zabytków — rozsypałyby się one w większości w pył. Od trzech lat obserwuję notoryczne, bardzo energiczne i częste remonty wiejskich kościołów, które dość często okazują się właśnie teraz nad wyraz konieczne.
Dolnośląski szlak rowerowy. Dwór w Kosiskach
Dwór w Kosiskach to centrum dawnej czyjeś majętności ogromnej. Prawdopodobnie dziewiętnastowiecznej, buraczanej — jak to u nas, na tej żyznej ziemi.
Budynek w stylu bliżej nieokreślonym, choć bryła raczej skromna, to może on jest bezstylowy już teraz?
Dziś mieszkają w nim ludzie jak za dawnych czasów, ale nie jedna tylko jak dawniej pańska rodzina, ale kilka teraźniejszych zapewne. To jeden z tych dolnośląskich mutantów, które służyły za rezydencje dla „królewiczów z bajki o glebie dla bogaczy”. To Pałac Buraków, którzy dawnymi laty słodko tu żyli.
O genezie pałacu nic mi nie wiadomo. Nikomu nie chciało się chyba jakichś kronik uczynić albo jeżeli były — zachować.
Co starsi we wiosce pamiętają, że za budynkami gospodarczymi, w dawnym majątku, pięknie szerzył się roślinnością park dominialny. Na starych rycinach widać, że dwór we florze toną, z wszech stron otoczony drzewami i krzewami. W parku altana stała i przestrzeń tam grała pierwsze skrzypce. Dziś to już tylko legenda.
Zachowało się wyjście do ogrodu z tarasu od strony budynków gospodarczych. Ani ono jednak prawdziwie zachowane, ani do końca unicestwione. Śmieszne takie dziś, skarlałe…
Tylko wyobraźnia opowiada mi o tym, jak ongiś miejsce to wyglądało. Zapewne dostojne było, choć bez przepychu. W gumowych oponach kwietniki, w majestacie juk drwią sobie z dawnych czasów. Drwią nawet z czasów sobie współczesnych…
Naprzeciw dworu kilka budynków gospodarczych przerobionych w części na mieszkania. Z parku ani śladu nie zostało.
W holu budynku przez małą, krótką i ulotną chwilę znalazłam się na granicy dwóch światów. Powiedziałabym, że między dawnymi a nowymi laty. I to jak najbardziej przystoi. Bo dawne jakby odejść — nie odeszły, a nowe jeszcze nie przybyły…
Dolnośląski szlak rowerowy. Zagubieni w przestrzeni
Gdzieś tam, między polami, a małymi dolnośląskimi wioskami, zgubiłyśmy się z Ines i Frutkiem. Chciałyśmy jechać przez Dzierżkowice do Dębic najkrótszą drogą, a trafiłyśmy wprost do Janowic. A tam to już jest powiat legnicki. Janowice były nam obce. Zwykle omijałyśmy je, bo nie po trasie jakoś tak są ułożone.
Drogi tam obfite są zbożem o tej porze roku. Złocą się pszenicą, zielenią kukurydzą, cuchną niezebranym jeszcze rzepakiem. Na horyzoncie mnóstwo przestrzeni. Kiedy jedzie się rowerem, gawędzi w najlepsze i wiatr porywa włosy – można całkiem się tam zagubić. Droga podobna staje się do innej drogi, pole do pola i że niebo nad tymi cudami niebieskie, a na nim wszędzie puchate białe obłoki, to nie ma zmiłuj się – zabłądzi każdy z duchem nieczujnym…
A my nieczujne byłyśmy wcale…
Pałac w Janowicach
Odkrycie to było ogromne. Ciężko uwierzyć, że mając tak blisko taki obiekt, uszedł on dotąd naszej uwadze. Jak do tego doszło, ciężko dociekać. Pałac zauważyłyśmy z oddali. Niebrzydki. Nawet całkiem ładny, choć naruszony czasem.
No co ja opowiadam za bzdury! Cudny jest przecież, zachowany w jednym kawałku, a że trochę odrapany — to jedynie dzięki temu tym bardziej piękny i strojny w swoje dzieje, które zaledwie ( zapewne — bo nie ma gdzie sprawdzić dokładnie) zaczynają się z końcem XIX stulecia. A przy nim budynki gospodarcze.
Fortuny wielkiej tu zdaje się, nie było, ale i bez tego miłe to miejsce dla oka. Majątek ten wydaje się ongiś niezależnym w tej głuszy.
Fortuna, mała czy wielka lubi być gwałconą, więc historia świadczy o takich gwałtach obficie. A tu, choć widać przemoc czasów i znęcanie się nad historią tego miejsca — pałac szczęśliwie stoi w całości, jak należy i tylko dobrego mu właściciela trzeba, który by go na powrót szlachetnym uczynił.
Dolnośląski szlak rowerowy przemierzany bez mapy może wędrowca zaprowadzić tam, gdzie spotka on tajemnicę i dzieje nieznane. Myślisz, że musisz pojechać daleko, żeby dotknąć się nieznanego? To chyba nie z Dolnego Śląska Jesteś…
W książce autorek bloga Nieustanne Wędrowanie (patrz poniżej) znajdziesz opowieści, które nigdy nie były publikowane na tej stronie. Polecamy!
No tak czasami człowiek szuka daleko a prawdziwe perełki ma tuź pod samym nosem …. tym większą chęć do ich odkrywania na nowo, a i satysfakcja nie mała gdy człowiek dowie się czegoś nowego….
Gratuluję pasji i proszę o więcej….
Dziękujemy :)
A ja zapraszam na szlak Wądroże wielkie grodzisko mierczyce pałac w mierczyach i krzyże pokutne.
Bardzo chciałbym brać udział w takich wycieczkach .