Myśli złapane w sieci. O pisaniu na kolanie…
Nie pamiętam w swoim życiu takiego czasu, żebym czegoś nie czytała i nie pisała. Od momentu, kiedy nauczyłam się trzymać długopis w dłoni, nieustannie coś skrobałam na papierze. Były to pamiętniki, w których notowałam sekrety swojego serca, wiersze, powstające w chwilach ogromnego cierpienia i zawodów miłosnych, a potem opowiadania. Inspirowali mnie wielcy pisarze. Najwspanialsi mistrzowie pióra. Tacy, których powieści zapierały mi dech w piersi z wrażenia, działały na wyobraźnię i odrywały od rzeczywistości…
Odkąd żyję, zawsze jestem poza swoim światem. Przebywam w przeszłości i w różnych częściach naszej planety. Kiedy byłam małą dziewczynką, nie marzyłam o nowych lalkach, tylko o tym, żeby kiedyś doczekać się swoich opowieści drukiem. Później miałam też inne marzenia, jednak one z czasem albo karlały ze strachu przed niemożliwością, albo przestawały być tak wspaniałe i zwyczajnie porzucałam je. Tak było z moją fascynacją Egiptem. Bardzo pragnęłam zobaczyć piramidy w Gizie, a teraz już niekoniecznie. Natomiast marzenie o własnej drukowanej książce ukryło się w mojej duszy głęboko i czekało. Z czasem zapomniałam o nim, choć nie do samego końca, ale zaczęłam odpuszczać. Wpłynęły na to okoliczności, w których się znalazłam. Mogłam przecież publikować swoje treści w mediach i na moim blogu. Miałam też współprace z czasopismami, gdzie jakby na to nie patrzeć moje słowa drukowano na papierze.
To nie jest jakaś dziwna rzecz, że twórca szuka odbiorcy
Nikt przecież nie maluje obrazów i nie robi zdjęć, aby nikomu ich nie pokazać. Nikt nie uczy się tańczyć po to, aby nie wychodzić z tym do ludzi. Muzyk zawsze będzie chciał, aby go słuchano, a pisarz — aby go czytano.
Opowiadanie jest moją wielką potrzebą. Nie potrafię jej z siebie wyrzucić, choć naprawdę kilka razy w życiu próbowałam. Przerwy te przyczyniły się jedynie do tego, że pasja ta tym bardziej mnie porywała, gdy do niej wracałam, zwłaszcza że później już miałam dostęp to jednego z najwspanialszych narzędzi do pisania — klawiatury komputera.
To ona właśnie sprawiła, że mój ładny ongiś charakter pisma całkiem się spartaczył. Mówię Wam szczerze, że naprawdę można zapomnieć ręcznego pisania. Dziś stawiam litery jak lekarz na dawnych receptach i mam wstręt do samego trzymania w dłoni ołówka czy długopisu. Podpisuję się tak, jakbym dawała autograf i nikt nie jest w stanie przeczytać mojego nazwiska z takiego podpisu, jeżeli go nie zna.
Za to klawiaturę uwielbiam! Uważam ją za wspaniały wynalazek, dorównujący rowerowi i bojówkom. Bardzo szybko nauczyłam się szybko klikać i teraz jest to mój ulubiony dźwięk…
Zaproszenie
Dlaczego Wam o tym wszystkim opowiadam? Ponieważ zrobiłam sobie dziś dzień wspomnień i zbierałam w sieci swoje pogubione myśli. Przypominałam sobie to, co dawno poszło w niepamięć. Kiedyś znalazłabym je zapewne w jakimś zakurzonym zeszycie z czasów, kiedy papier pięknie pachniał, a teraz wykopałam je z sieci.
Zostawiam tu dla Was te „kartki wyrwane z pamiętnika” i zapraszam do mojego Instagrama. Aneta z Lasu to jest mój pomysł na siebie. Z czasem chciałabym rozwijać go bardziej. Możecie mi w tym pomóc. Znajdźcie mnie tam i dołączcie do mnie. Potrzebuję Was bardzo…
Jesteś super ! Napisz.