Niekomercyjny

„KAPUŚCIANY DOM” ROBERTA SCHMIDTA. Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic

Nieistniejąca gospoda Roberta Schmidta dawnymi laty stała w lesie, przy ujściu Kaczawy do Odry. Gospoda zwana „Kapuścianym Domem” administracyjnie należała do Prochowic (dolnośląskie). Dziś mówi się o tym miejscu – przysiółek. Po niemiecku nazwa jego brzmiała Kohlhaus – Parchwitz. Nie był to jednak przysiółek i nie była to kolonia. „Kapuściany Dom” to jedynie gospoda z własną, niezależną nazwą. W roku 1919 został sporządzony spis miejscowości dolnośląskich i  Kohlhaus w nim nie widnieje. Nie istnieje na papierze jako jakikolwiek rodzaj miejscowości. 

Nie można więc w nieskończoność powtarzać, że Kohlhaus – Parchwitz to nieistniejący przysiołek Prochowic. A tak właśnie napisane jest wszędzie na tych stronach w internecie, na których wspomina się o „Kapuścianym Domu”. Nad rzeką, w otoczeniu bujnej przyrody stały dawnymi czasy cztery budynki. Jednym z nich była gospoda, która słynęła w tej okolicy jako bardzo atrakcyjna, dzięki swojemu położeniu. Kilka kilometrów trzeba było przebyć brukowaną drogą w lesie aby z Prochowic dostać się do tego miejsca.

Droga do Kohlhaus - Parchwitz

Taki spacer był fantastyczną wyprawą. Na miejscu pachniało obiadem, przed gospodą latem wystawiano stoły pięknie zaścielone białymi obrusami, a przy nich filigranowe krzesła. Zarówno stołów jak i krzeseł było wiele. „Kapuściany Dom” przyjmował najwyraźniej sporą ilość gości i był na to solidnie przygotowany.

Nieistniejąca gospoda Roberta Schmidta

Wiele rzeczy składało się na popularność „Kapuścianego Domu”. Potrawy tam serwowane w zdecydowanej większości przygotowywane były na miejscu. Zacznijmy od nazwy gospody – Kohlhaus. Kohl – znaczy kapusta, haus – znaczy dom. Nie przypadkowa jest taka jej nazwa. Zajmowano się właśnie tutaj, na miejscu, kiszeniem kapusty. I to najwyraźniej na sporą skalę, skoro produkcja ta tak mocno odbiła się w nazwie obiektu. A jeżeli gotowano tu i pododawano kapustę, musiano też podawać do niej mięso. Hodowano więc tutaj zapewne i trzodę chlewną i bydło. Kilka stawów rybnych znajdujących się nieopodal, a które również były częścią tego gospodarstwa, zaopatrywały gospodę w świeże ryby.

Kohlhaus - Parchwitz

Takie przedsięwzięcie wymagało pracy, a do pracy potrzebni byli ludzie. Właściciel tego kapuścianego przybytku musiał zatrudniać pracowników i zapewniał mi nie tylko pracę, ale i lokum, przez wzgląd na usytuowanie obiektu. Dlatego też w miejscu gdzie funkcjonowała jedna gospoda, stały cztery budynki. Zapewne w jednym z nich mieszkał personel zajazdu, a reszta to pomieszczenia gospodarcze. A może Schmidt miał również pokoje do wynajęcia? Tego możemy się jedynie domyślać. Skoro jednak na jednym miejscu stoi więcej niż jeden dom, po wojnie ludziom wydawało się, że była to mała osada i od tamtej pory powtarzają wszyscy, którzy znają tę historię, że to przysiółek był…

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Nieistniejąca gospoda pochłonięta przez las

Dzisiaj nikt kto nie zna tego miejsca, inaczej jak jedynie przez przypadek nie trafiłby tam. Ruiny gospody pochłoną las, a jest ich tak niewiele w chwili obecnej, że ciężko je odnaleźć w gęstwinie drzew i krzaków. Dla zdecydowanej większości ludzi nic już tam nie ma.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

To czas pochłonął ten „Kapuściany Dom”, w którym jeszcze sto lat temu życie tętniło dosłownie z pełną gębą. Ludzie przyjeżdżali tam żeby sobie pojeść, popić, popływać po rzece, pospacerować po ogrodzie i po lesie wygodnymi ścieżkami dla gości. Odprężyć się po prostu. Dziś tam już tylko ceglane gruzy, no ale bez przesady, żeby tam nic nie znaleźć…

Trzeba tylko zlokalizować miejsce i odważyć się wejść do tej „dżungli”. Dawne wejście nie istnieje, ale drzewa, które przy nim zostały posadzone, trwają do dziś. To właśnie tędy goście Roberta Schmidta wchodzili do jego kapuścianego królestwa.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

 Niesiniejąca gospoda. Szukamy kiszonej kapusty

Wtargnęliśmy na dawny, prywatny teren Schmidta. Zdziwił się pewnie gospodarz, bo dawno nikt tu tak licznie nie przybywał. Było nas tym razem troje. Ja, Sławek i Pan Frutkowski. Po „Kapuścianym Domu” niewiele zostało. Udało nam się namierzyć kilka murowanych ścian i pozostałosci koryt dla zwierząt, które na oko wydawały się być kamionkowe. Na ziemi leżały fragmenty potłuczonego talerza i jakieś dwie zbite deseczki, nie wiadomo czemu kiedyś służące.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Miejsca po dawnych budynkach to dziś lekkie wniesienia, wyraźnie widoczne na tym terenie. Znajdują się tam jeszcze resztki fundamentów i ścian. Po drugiej stronie, podobnie jak tu przed głównym wejściem rośnie para starych drzew. Na tyłach to kasztany, a na froncie lipy. Przez „bramę kasztanową” przechodziło się zapewne wówczas, kiedy wybierano się do stawów. Ścieżka była urocza, wiła się między starymi drzewami. Stawy były wykorzystywano dwojako. Oprócz ryb znajdowano tam ciszę i spokój natury.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Niedaleko gospody płynęła Odra, jednak potem jej bieg został zmieniony i już teraz w tym miejscu nie możemy jej zobaczyć. Nas jednak najpierw pochłonęło poszukiwanie kapusty kiszonej. Bardzo chciałam odnaleźć miejsce, w którym była kwaszona. Napotkany murowany zbiornik, który zachował się w całkiem przyzwoitym stanie zasugerował nam, że być może to właśnie tutaj kiszono kapustę…

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Nieistniejąca gospoda. Silosy i bunkier

Ten silos pasuje idealnie do wizji kiszenia kapusty, niestety jednak niema żadnej pewności, że do tego właśnie służył. Być może tak właśnie było, bo przy nim stał kolejny, i kolejny…

 Choć z tych kolejnych została garść cegieł tylko. 

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Może były to zbiorniki do przechowywania złowionych ryb? Żeby co chwilę do stawów nie biegać z wędką? A może to silosy na kiszonkę dla zwierząt? Oczywiście tego nie wiemy, ale skłaniam się do tezy jakoby jednak był to zbiornik służący kiszeniu kapusty, bo doczytałam, że jest to możliwe, kiedy ma się do czynienia z produkcją na skalę większą aniżeli tylko domową.

W takim zrujnowanym miejscu trzeba by archeologa, żeby doszedł ładu i składu z dokładnością do jednego miejsca po przecinku. Nieustanne Wędrowanie tylko niucha, lustruje, dopasowuje, domniema, domyśla się. Naoglądałam się już podobnych miejsc opuszczonych mniej lub bardziej i nauczyłam się widzieć tam rzeczy, których od dawna nie ma. A im bardziej czegoś nie ma, tym bardziej jest to dla mnie ciekawe i pociągające.

Na terenie gospody znajduje się schron bojowy. Wysadzony, jednak dający się zrewidować. Na zdjęciach tego nie widać, ale są jeszcze na nim resztki farby maskującej. Znajdował się między budynkami gospodarczymi, a polem kapusty.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Po wojnie gospoda zaczęła znikać z powierzchni ziemi

Cegły były wywożone i używane do bardziej istotnych celów w tamtym czasie. Zanim jednak wojna się skończyła „Kapuściany Dom” stał się miejscem obrony w którejś z bitw na tym terenie. Łusek po amunicji znaleźć tam można tyle co żołędzi pod bujnym dębem. Powoli czas i przyroda zagarnęły gospodę i uczyniły ją nieistniejącą. I taką ją właśnie tam zastaliśmy. I z jej marnych dziś gruzów spisaliśmy tę opowieść, która wydaje się zbliżać do nieubłaganego końca, ale to jeszcze nie czas. Historia ta jeszcze Was zaskoczy. Słuchajcie dalej…

Tak więc połączyłam fotografie lasu i ruin z moją opowieścią. Ziemia ta w kniejach ukryta jest wraz ze swoimi dziejami. Ktoś wybudował tu ponad sto lat temu gospodę. Powstała ona w lesie, nad Odrą, daleko od ośrodka miejskiego. Ale ten ktoś nie bał się, że zabraknie mu klientów, i że interes nie będzie się kręcił, bo może to za daleko od miasta, że nie w centrum, że nie blisko ruchliwej drogi. Barki płynące Odrą zapewne kotwiczyły przy brzegu, marynarze chętnie wychodzili na ląd, choć nie było tam portu, jedynie tylko gospoda. Z Prochowic przybywali goście dla wypoczynku i relaksu. Kapustę kiszono tam w dużych ilościach i zapewne zarabiano na niej również poza tą bazą gastronomiczną. Zupełnie inne życie aniżeli dziś. Jakże piękne to było miejsce. Przyroda, relaks i praca w jednym. Dziś to teren o charakterze jedynie przyrodniczym.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Nieistniejąca gospoda. Zbiorowa mogiła

W niedalekiej odległości od miejsca, w którym zlokalizowaliśmy nasz obiekt, tuż przy brukowanej drodze, w rowie znaleźliśmy trzy tajemnicze krzyże. Stoją w mniej więcej równej od siebie odległości, do trzech metrów. Krzyże są z lekka zdobione, drewniane, a przy nich zastaliśmy palące się znicze.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Rów najprawdopodobniej był niejednokrotnie rozkopywany. Widać to na pierwszy rzut oka, choć mocno zarośnięty. W pierwszym momencie przyszło mi na myśl, że być może to mieszkańcy dawnej gospody tutaj spoczywają. Bo choć krzyże są trzy, rozpiętość mogiły sugeruje, że spoczywa tam więcej osób.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Ale niekoniecznie tak być musi. Jeżeli chodzi o ostatnich właścicieli tego gospodarstwa, to wiemy, że spoczywają oni na prochowickim cmentarzu i do dziś ich grobowiec istnieje. Kto więc w tej mogile leży? Tak blisko „Kapuścianego Domu”? Nieistniejąca gospoda i jej historia jak widać mogą sięgać jeszcze dalej.

Ludzie opowiadają, że ktoś kiedyś widział, że w rowie walały się kości, a ilość ich faktycznie sugerowała, że w grobie spoczywa więcej osób. Podobno były tam fragmenty mundurów, a nawet części żołnierskiego wyposażenia ze znakiem swastyki. Prawda to czy nie prawda, tego nie wiemy, jednak faktem jest, że takie opowiadania są jak najbardziej prawdopodobne. Nic łatwiejszego – rozkopać niepilnowaną mogiłę w lesie.

Nieistniejąca gospoda niedaleko Prochowic.

Nieistniejąca gospoda znajdowała się w samym środku jednej z walk podczas wojny

Być może potem jedna ze stron tak właśnie rozprawiła się ze swoimi wrogami, którzy tutaj ponieśli porażkę? Kazano im najpierw wykopać w rowie jeszcze głębszy dół, a potem ich tu rozstrzelano? Albo może jeńcy chcieli uciec podczas prowadzenia ich w kierunku Prochowic, strzelano do nich w tym miejscu, a potem trupy wrzucono do rowu i zasypano? A może to już czasy powojenne? Jakieś porachunki międzyludzkie, które tak rozwiązano korzystając z chaosu tamtych czasów? Teraz już nikt tego nie dociecze. Żaden żywy człowiek dziś nie zna historii tej mogiły. I to byłoby na tyle.

Stanęliśmy nad tym rowem, gdzie spoczywają tajemnica i kości. Dokoła cichy jesienny las, a parę kroków dalej nieistniejąca gospoda i bunkier. Ileż wątków historii na tak małym kawałku ziemi.

Nieistniejąca gospoda

Same tajemnice, mnóstwo pytań i mało konkretnych odpowiedzi. A jednak historia ta pragnąc się odrodzić, pozwoliła mi się odkryć i napisać. W takim miejscu, za kilkadziesiąt lat naprawdę nikt już niczego nie odnajdzie. To jest ostatnia chwila, w której można było ubrać te dzieje w słowa i nawet zobrazować fotografiami. 

Jeżeli nasze historie Cię zajmują, drogi Czytelniku, więcej podobnych, nigdy nie publikowanych na tym blogu znajdziesz w naszej książce O rycerzach, śmiertelnych intrygach i bajecznych majątkach. Polecamy!

Artukuł zawiera autoreklamę

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
144
OK
35
Kocham to!
16
Nie mam pewności
4
Takie sobie
2

Komentarze zamknięte.

Kategoria:Niekomercyjny

0 %