LifestyleSponsorowane

Wybieramy się w „Podróże na własnej skórze” + KONKURS

Najnowsza i zarazem pierwsza książka Martyny Skury „Podróże na własnej skórze” została napisana w dość chaotyczny sposób. Początek publikacji wydaje się nieco mdły, a wątki rwą się i łączą w najmniej oczekiwanych momentach. Założeniem autorki — jak sądzę — było stworzenie wrażenia takiego, jakby to sam czytelnik uczestniczył w opisywanych przez nią wojażach. Martyna Skura skazuje go więc na zimne gruzińskie noce, walki z niechcianymi lokatorami w meksykańskich domach — zwłaszcza z tymi, którzy dysponują chitynowym pancerzem — na odciski na nogach i przechodzenie przez ciężkie choroby w raju, który — jak podkreślą sama autorka — nie zawsze jest tak rajski, jak go malują.

Zobacz nasz film z recenzją książki:

 

Tej książce trzeba pozwolić się rozkręcić. Kiedy pokona się jej pierwsze strony, docieramy do etapu, jaki z pewnością będzie interesujący dla wielu. Opisywane sytuacje zaciekawią zarówno tych, którzy jeśli już podróżują to w trybie all inclusive i przez to nie są narażeni na praktycznie żadne niewygody, jak i tych podobnych do mnie — mających gehennę podróżniczą wśród swoich wspomnień.

podróże na własnej skórze

Wydanie książki

„Podróże na własnej skórze” to naprawdę ładnie wydana książka. Wachlarz zdjęć widoczny na jej okładce, tłoczone litery tytułu i przewrotnie przekreślone „ó” na rzecz „u”, co ma bezpośrednio nawiązywać do nazwiska autorki prezentują się świetnie.

Kolejną sprawą, na którą warto zwrócić uwagę, jest dobrze dobrana czcionka — nie jest ani zbyt mała, ani przesadnie duża, dzięki czemu czytelnik nie męczy swoich oczu. Publikacja została wydana na grubym kredowym papierze i pięknie ją zilustrowano fotografiami z podróży Martyny Skury.

Przy każdym zdjęciu znajduje się krótki komentarz, co pozwala lepiej wejść w buty autorki i wyobrazić sobie niektóre sytuacje tak, jak gdyby przeżywało się je — ja jakże! — na własnej skórze.

Martyna Skura

Podział książki

W książce bardzo dobrze został rozplanowany spis treści. Nie zauważyłam tego na początku, ponieważ wstęp do tych wszystkich opowieści był zbyt chaotyczny i łączył w sobie zbyt wiele wątków jednocześnie. Nie mniej tego, w dalszej części publikacji sytuacja się zmienia, a autorka metodycznie wyjaśnia kolejne istotne dla niej tematy w kontekście podróży.

Wspólnie z Martyną przechodzimy przez jej próby uwicia sobie własnego gniazdka na krańcach świata, gdzie mieszała — były to między innymi Chiny, Gruzja, Meksyk, Malediwy, Tajlandia oraz Meksyk. Autorka odpowie na pytanie, czym jest codzienność w wymienionych zakamarkach świata, a także uzmysłowi czytelnikom, że życie w raju to nie zawsze trufle w czekoladzie.

Mnie osobiście najbardziej ujął rozdział o konieczności zdefiniowania własnej kobiecości na nowo w podróży. Nie zdradzę Wam szczegółów, ponieważ punkt widzenia autorki jest bardzo ciekawy i myślę, że ma sporo wspólnego z ruchem body positive, dlatego sami wyróbcie sobie zdanie na ten temat. Ze swojej strony dodam, że przemierzając świat autostopem, gdy w plecaku miałam tylko dwie pary spodni, tyle samo majtek i skarpetek oraz dwa przetarte t-shirty, wielokrotnie zadawałam sobie to podłe i niepotrzebne pytanie: „Czy ja w ogóle jeszcze jestem kobieca? Podobam się komuś z tą schodzącą z ramion skórą, licznymi siniakami, bez makijażu i w dreadach?”. Starałam się o tym nie myśleć, ale czasami i tak cierpiałam. Gdybym wcześniej przeczytała ten konkretny fragment książki, to szybciej zrezygnowałabym z umawiania się tym tematem.

książka podróżnicza 2020
Autor zdjęcia: Jarek z Szalone Walizki

Palcem po mapie

Autorka z wielkim sentymentem mówi o Gruzji, która była pierwszym państwem poza granicami Polski, w którym zamieszkała. W interesujący sposób podkreśla sytuację gruzińskich kobiet, tradycji panujących w tej części świata i wpływu patriarchatu na funkcjonowanie społeczeństwa. Sama mieszkałam przez jakiś czas w Batumi, jednak byłam tam raczej w charakterze obserwatora, niż mieszkańca. Martyna poszła w tym wszystkim o krok dalej. Miała gruzińskich przyjaciół i przyjaciółki, musiała dbać o gruzińską reputację i często godzić się na pewne zwyczajowe normy, które nijak miały się do jej własnego światopoglądu. Za tak dużą elastyczność kulturową w podróży, można jedynie bić jej brawo.

Dla mnie osobiście bardzo ciekawe były epizody, które rozegrały się w Meksyku i na Kubie. Oba te państwa odwiedziłam kilka lat temu i niezmiennie pałam do nich wielką miłością. Jednak tutaj znów powtarza się sytuacja, o której już pisałam — Martyna spędziła tam kilka lat, ja zaledwie kilka miesięcy. Autorka książki miała znacznie więcej czasu na uczestnictwo w lokalnych imprezach, zawiązywanie znajomości i spełnianie się w swojej największej pasji, którą jest nurkowanie.

Nie mogę przejść obojętnie obok wydarzeń na Fidżi i w Tajlandii. Osoboście nie postawiłam stopy w Azji — no może małym palcem w Turcji — jednak zaplecze podróży po państwach, które w większości ofert biur podróży nazywane są prawdziwymi rajami na ziemi, może dementować wizję spędzania wakacji u stóp samego Pana Boga.

książka podróżnicza
Autor zdjęcia: Jarek z Szalone Walizki

No i właśnie — czytając tę książkę, kilka razy zastanawiałam się, jaki tytuł nadałabym jej ja. Pomyślałam, że byłoby to coś jak „Podróże od kuchni”, albo „Zaplecze podróżnicze”. Nie przeczytacie tam o najbardziej interesujących regionach i miejscach w danym kraju. Martyna nie oprowadzi Wam po lokalnych zabytkach ani nie wskaże najlepszych restauracji lub barów. Ta książka nie jest przewodnikiem i nie do końca jest też powieścią podróżniczą, ponieważ brak jej stałej linii fabularnej.

O czym więc przeczytacie? O zachwytach nowymi widokami i trudach podejmowanych prób współistnienia w kulturze, z której założeniami trudno się zgodzić, pochodząc z Polski. O tęsknocie za domem i jednoczesnym trudem spakowania walizek przed powrotem do rodziców. Martyna pisze o szokach, których wielokrotnie doznawała na licznych krańcach świata, ale również o zniesmaczeniu tym, jak zmienił się jej własny kraj po dziewięciu latach emigracji.

podróże na własnej skórze Martyna Skura
Autor zdjęcia: Jarek z Szalone Walizki

Reasumując: Martyna pisze o trudach podróży, o cierpieniu, samotności i tym jak trudno poradzić sobie kobiecie w sytuacjach tak prozaicznych, jak zapchana toaleta. Autorka podjęła także temat bezpieczeństwa podczas wyjazdów — to taki akapit, w którym mam z nią bliźniacze zdanie, ale Wam go nie zdradzę — w książce znajduje się również specjalne miejsce dla opowieści o miłości, przyjaźni i innych istotnych relacjach, które zależnie od czasu — traci się lub zyskuje.

Dla mnie książka ta nie była szczególnie zaskakująca, bo zwyczajnie wiele sytuacji, które opisała Martyna, odczułam na własnej skórze. Czasem bardzo podobne opowieści snuję w barze, na piwie z przyjaciółmi. Choć większość z tych sytuacji wcale nie była śmieszna, to dziś wszyscy płaczą ze śmiechu, gdy mówię o tym, jak wraz z partnerem przemianowaliśmy kubańską casas particulares na szpital polowy i przez tydzień nieustannie walczyliśmy z zatkaną na amen toaletą. Teraz to tylko anegdota, idealna na zagrychę, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Tak właśnie jest z książką „Podróże na własnej skórze” — jest pełna historii, które dziś bawią do łez, ale kiedy życie samo pisało tę książkę — Martyna płakała z innych powodów.

Książkę można kupić na stronie wydawnictwa Wielka Litera. Warto się pospieszyć, bo jest aktualnie w promocji!

Jeśli spodobały się wam zdjęcia z sesji podwodnej Martyny, to koniecznie odwiedźcie też bloga twórcy tych fotek – zapraszamy na www.szalonewalizki.pl!

Co o tym sądzisz?

Ekscytujące!
9
OK
18
Kocham to!
2
Nie mam pewności
4
Takie sobie
3
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Kategoria:Lifestyle

0 %